Niniejszy tekst stanowi część książki „Miejsca codzienności” przygotowywanej we współpracy Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, Archiwum Badań nad Życiem Codziennym (ABnŻC) oraz Kolektywu Wydawniczego Ostrøv przy partnerstwie merytorycznym VOX. Na publikację składają się między innymi prace fotograficzne inspirowane materiałami zgromadzonymi w ABnŻC – wyłonione w konkursie (Paweł Błęcki, Joanna Szpak-Ostachowska, Dominik Wojciechowski, Karolina Wojtas), a także eseje badaczek i badaczy związanych z ABnŻC (Rafał Drozdowski, Małgorzata Kubacka, Przemysław Rura, Marta Skowrońska). Pomysłodawcami i redaktorami książki są: Krystian Daszkowski, Zofia Małkowicz-Daszkowska oraz Wiktor Wolski. Wydanie książki planowane jest na czas, gdy uspokoi się sytuacja epidemiologiczna.
Autorzy raportu „Jak przetworzyć Miejsce”[1] wskazują na jedenaście zasad tworzenia „znakomitych Miejsc”. Chociaż przedmiotem ich zainteresowania są (głównie miejskie) przestrzenie publiczne, to część tych zasad z powodzeniem można uznać za bardziej uniwersalne, dotyczące każdego typu miejsca i przestrzeni – w tym miejsc codzienności. Za szczególnie trafne uważam dwie z tych zasad: „3. Sam niczego nie wskórasz” oraz „11. Praca nigdy nie jest skończona”. Przypominają one bowiem o dwóch, z mojego punktu widzenia kluczowych założeniach związanych z jakimikolwiek miejscami. Po pierwsze, są to fenomeny społeczne o złożonym składzie i formie, która uwzględnia nie tylko materialność i wizualność miejsca, ale również sieć relacji i zależności między uczestnikami (ludzkimi i nie-ludzkimi). Po drugie, wspomniane powiązania są zmienne w czasie i przestrzeni, stąd też dynamika miejsc sprawia, że nie są to nigdy ukończone projekty. Powyższe założenia nasuwają myśl wyrażoną wśród teoretyków zajmujących się praktykami społecznymi, że to właśnie w praktykach lub poprzez praktyki powstają miejsca codzienności.
Nawiązując do założeń ontologicznych Theodore’a R. Schatzkiego[2], praktyki można rozumieć trojako. Po pierwsze, jako proces powtarzania i wykonywania „czegoś”, w trakcie którego dąży się do poprawy lub doskonalenia umiejętności w jakimś zakresie. Po drugie, praktyka może być rozumiana jako przeciwieństwo teorii w często przywoływanych dwuznacznych odpowiedziach na zaistniałą sytuację („W teorii tak jest, ale w praktyce…”). Ten typ rozumienia nasuwa również założenie, że to właśnie ciągłe działanie umożliwia życie społeczne i ludzką egzystencję. Po trzecie (najbliższe chyba Schatzkiemu), rozumienie praktyk traktuje je jako rozwijany w czasie i przestrzennie rozproszony splot (nexus) „czynienia i mówienia” (doing and saying). Jeśli chcielibyśmy odnieść to do praktyk codziennych, to napotykamy nie lada wyzwanie. Samo pojęcie codzienności lub też życia codziennego jest tak rozległe, że trudno zamknąć je w jakąś ściśle zdefiniowaną i domkniętą całość. W Archiwum Badań nad Życiem Codziennym poradziliśmy sobie z tą złożoną problematyką, wyszczególniając dziewięć sfer: 1) nieformalne czynności pozadomowe, 2) praktyki medialne, 3) formy zażyłości, 4) praktyki cielesne, 5) mobilność, 6) tworzenie/reprodukowanie domu, 7) drobna wytwórczość, 8) używanie / zażywanie / spożywanie / nadużywanie, 9) szeroko rozumiane praktyki religijne i quasi-religijne, a także 10) metadziedziny (m.in. styl życia, zwyczaj, obyczaj, przyzwyczajenia)[3]. Oczywiście nie jest to lista wyczerpująca, jednak pozwala na całościowe ujęcie elementów składających się na życie codzienne. Praktyki codzienne, które wytwarzają miejsca codzienności, mogą być również zamknięte w podobnie zdefiniowane ramy. Można je także najogólniej określić jako taki typ praktyk, które towarzyszą aktorom społecznym w ich codziennym życiu. Takie założenie z jednej strony dodatkowo problematyzuje zakres, w którym się poruszamy, z drugiej natomiast pozwala podkreślić, że tak jak różne są codzienności, tak różne miejsca codzienności można wyróżnić ze względu na kolejne nexusy praktyk je wytwarzające.
Miejsca codzienności, jak mi się wydaje, zazwyczaj pokrywają się z rozróżnieniem na dwie sfery życia: publiczną i prywatną. Pierwsza z nich to chociażby przystanek, plac, skwer, chodnik. Infrastruktura wypełniona relacjami społecznymi, w której uczestniczymy w praktykach oczekiwania, gromadzenia, wypoczynku czy przemieszczania się. W trakcie splotu praktyk w tych miejscach wystawieni jesteśmy na widok osób trzecich, nieznajomych, wobec czego przyjmujemy wcześniej określone przez siebie samych role. Druga z nich to zazwyczaj dom lub mieszkanie. Tutaj również uczestniczymy w praktykach oczekiwania, gromadzenia, wypoczynku (już jednak raczej nie przemieszczania). Kontekst tych praktyk jednak zmienia się, a człowiek staje się „bardziej sobą”. Pozostaje mimo to wiele miejsc, które są dla ludzi codzienne, choć trudniej domknąć je w przytoczonej powyżej dychotomii. Jednym z takich miejsc jest balkon.
John Urry w „Socjologii mobilności”[4] zauważa, że balkon nabrał szczególnego znaczenia w XIX-wiecznej Anglii. Był on bowiem wyrazem klasowej dominacji i „odzmysłowienia” życia codziennego w mieście. Klasa dominująca nie musiała już doświadczać miejskiego zgiełku – zwłaszcza dotyku i zapachu zarezerwowanego dla niższych klas. W przeciwieństwie do wzroku doznania haptyczne i olfaktoryczne uznawane były za bliskie naturze, a więc raczej zwierzęce, podczas gdy wzrok był wyrazem kultury, a zatem człowieka. Hegemonia wzroku nad innymi zmysłami na balkonie przyjmowała również wyraz klasowej dominacji. Zwłaszcza że, jak pisze Michel de Certeau[5], jest coś zastanawiająco przyjemnego w patrzeniu, oglądaniu z góry, obejmowania wzrokiem całości. Korzystając z balkonu, stajemy więc w uprzywilejowanej pozycji, uczestnicząc tym samym w praktykach podglądania lub oglądania. Czy na pewno? Odnosząc się do praktyk społecznych jako fenomenów relacyjnych, jeśli balkon nie posiada lustra weneckiego (choć wtedy chyba przestałby być balkonem), to staje się jasne, że oglądać z balkonu to również być oglądanym z wielu innych punktów usytuowanych zarówno „na ziemi”, gdzie toczy się życie codzienne miasta, jak i na równi lub powyżej naszego stanowiska obserwacyjnego. Wystawianie się na spojrzenia bardziej lub mniej przypadkowych przechodniów stanowi ważny argument w sposobie użytkowania balkonu, a także jego aranżacji. Podczas gdy balkon z jednej strony „przynależy” do części wspólnej mieszkańców (chociażby poprzez fakt, że jego modernizacje we wspólnotach lub spółdzielniach pokrywane są z opłat czynszowych w ramach funduszu remontowego), to z drugiej stanowi naturalne przedłużenie mieszkania, a po jego zagospodarowaniu możemy – tak samo jak po aranżacji mieszkania – wnioskować o stylu życia właściciela. Zwłaszcza dlatego, że ten element architektoniczny już od blisko dwóch tysięcy lat zazwyczaj „połączony jest z pomieszczeniem reprezentacyjnym”[6]. W zależności od struktury osiedla lub okolicy balkony pozostają stonowanie jednolite, jak w przypadku nowych, zamkniętych osiedli, w których ludzie poszukują raczej samotności i sfery prywatnej niż towarzyskości i sąsiedztwa, lub też maksymalnie zagospodarowywane jako jeszcze jeden obszar społecznej dystynkcji. Bycie oglądanym na balkonie być może sprawiło również, że stał się on jednym z najbardziej przemyślanych elementów designu fasady budynku – oprócz współczesnych, raczej prostych form w budownictwie nowożytnym zaczęto stosować ozdobne wsporniki (figury ludzkie, mityczne postaci), ażurowe balustrady czy inne żelazne i betonowe rękodzieła. Adaptacja balkonu na potrzeby wypoczynku, porannej kawy, kąpieli słonecznych czy też innych bardziej lub mniej użytecznych funkcji codziennych zwraca uwagę, że pozostaje on obszarem praktyk nawet wtedy, gdy nie jest aktualnie używany. Praktyki znajdują w balkonie swoją materializację. Chociaż wystawione na społeczną ekspozycję, balkony jako forma architektoniczna projektowane są (przynajmniej w mieszkalnictwie) raczej jako miejsca prywatne. Istnieją różne inicjatywy, które próbują zredefiniować tę przestrzeń oraz stworzyć z nich miejsce publiczne i wspólnotowo-towarzyskie. Ciekawą koncepcję połączonych balkonów zaproponował na przykład holenderski projektant Edwin van Capelleveen. Stworzył on projekt „balkonów społecznych”, czyli systemu połączeń pomiędzy koszykowymi rozwiązaniami architektonicznymi, przybierającymi postać mostów lub schodów. Jako modułowe rozwiązanie miałyby one stwarzać bezpieczną, półpubliczną przestrzeń sąsiedzkiej integracji i aktywności, jak chociażby wspólne mikroogrodnictwo (przewidziane bowiem zostały miejsca na roślinność) czy posiłki[7]. Można przypuszczać, że w kontekście polskim rozwiązanie proponowane przez Holendra mogłoby się jednak nie przyjąć ze względu na fakt, iż balkon często pełni funkcję namiastki ogrodu, „zdobiącego” mieszkania i przyjmującego zindywidualizowany charakter. Balkony zostały również wykorzystane w debacie publicznej jako forma manifestu dotyczącego emancypacji, demokracji i równości obywateli. W ramach The European Balcony Project balkony – nie tylko publiczne, ale również prywatne – zostały wykorzystane jako „mównice”[8]. Innym przykładem, wyniesionym z kolei z literatury, jest półpubliczność sceny balkonowej w dramacie „Romeo i Julia”.
Balkon jest więc interesującą egzemplifikacją miejsca codzienności, która materializuje się w praktykach społecznych. Interesującą tym bardziej, że funkcjonującą zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej, co integruje szereg praktyk codziennych z tymi strefami związanych. Odnosząc się więc powtórnie do koncepcji Schatzkiego: w balkonie ujawniają się praktyki codzienne, które można określić jako „integrujące”, jak chociażby praktyki wypoczynku i relaksu (aranżacja przestrzeni dla takich praktyk rozproszonych jak czytanie, leżenie, przesiadywanie, oglądanie), praktyki przyjmowania gości (rozmawianie, podawanie, proponowanie), praktyki cielesne (zażywanie kąpieli słonecznych), praktyki spożywania (jedzenie, picie, palenie), praktyki reprodukowania domu (urządzanie, meblowanie, wykańczanie), praktyki oswajania przestrzeni (dekorowanie, nazywanie, ustawianie, dotykanie), a także wiele innych. Ów splot uwzględnia również szereg rozproszonych praktyk oglądania, opowiadania (i innych praktyk dyskursywnych), pokazywania et cetera. Wszystkie praktyki odnoszące się do balkonu, jak również innych miejsc codzienności, są jednak warunkowane przede wszystkim wyrażeniem zrozumiałości, a więc konkretyzacją tego, co ma społeczny sens. W przypadku balkonu sens ten ogniskuje się wokół półpubliczności.
____________________________________
Przypisy:
[1] Project for Public Spaces, Fundacja Partnerstwo dla Środowiska (wydanie polskie), Jak przetworzyć Miejsce. Podręcznik kreowania udanych przestrzeni publicznych, dostępne online: http://www.mck.pk.edu.pl/panel/dokumenty/PPS,%20Jak_przetworzyc_miejsce.pdf (8.01.2020).
[2] T.R. Schatzki, Social Practices: A Wittgensteinian Approach to Human Activity and the Social, Cambridge 1996.
[3] Z dokumentacji Archiwum Badań nad Życiem Codziennym (grant NPRH 0065/NPRH3/H11/82/2014).
[4] J. Urry, Socjologia mobilności, przeł. J. Stawiński, Warszawa 2009.
[5] M. de Certeau, The Practice of Everyday Life, trans. S. Rendall, Berkeley 1984.
[6] https://pl.wikipedia.org/wiki/Balkon (8.01.2020).
[7] Projekt dostępny na stronie projektanta: https://www.edwinvancapelleveen.com/social-balconies (8.01.2020).
[8] https://europeanbalconyproject.eu/en/ (8.01.2020).
COVID-19 info
W czasie społecznej izolacji spowodowanej epidemii koronawirusa balkony stały się wyjątkową przestrzenią pomagającą skrócić społeczny dystans: odbywają się na nich koncerty, wspólne śpiewanie, prowadzone są ćwiczenia fizyczne i zajęcia fitness. Balkony stały się także sceną dla akcji solidarnościowych i wyrażania uznania dla służb medycznych walczących z koronawirusem – okazywanego poprzez zbiorowe owacje. „Balkonowe sceny” rozgrywają się m.in. we Włoszech, w Niemczech i w Polsce.
#KulturaWCzasachPandemii