Archiwum
27.08.2015

Miłość i śmierć w Bad City

Sara Nowicka
Film

Kino niezależne od zawsze czujnym okiem spogląda w stronę mainstreamu. W pierwszej połowie lat 90., gdy dużą popularnością cieszyły się wysokobudżetowe opowieści o wampirach, takie jak „Dracula” Francisa Forda Coppoli czy „Wywiad z wampirem” Neila Jordana, niczym ich lustrzane odbicie pojawiały się niezależne, często czarno-białe produkcje podejmujące ten temat, między innymi „Uzależnienie” Abla Ferrary i „Nadja” Michaela Almereyda. Dziś, gdy fascynacja wampirami osiągnęła apogeum, po wampiryczny motyw sięga niemal co drugi twórca: od kolejnych reżyserów sagi „Zmierzch”, przez autorów takich jak Tim Burton i Jim Jarmusch, aż po obdarzonych specyficznym poczuciem humoru Nowozelandczyków, Jamaine’a Clementa i Taikę Waititi („Co robimy w ukryciu?”). Nawet w lawinie kolejnych odsłon tych wampirzych historii można odnaleźć powiew świeżości. Jednym z nich jest debiut Any Lily Amirpour, „O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”, który właśnie wszedł do polskich kin.

Akcja dzieje się w ociekającym ropą naftową miasteczku Bad City. Skojarzenia z „Sin City” nie są bezzasadne – komiksowe, chwilami surrealistyczne Bad City to miejsce równie zdegenerowane, pełne przestępców, narkotyków i prostytucji. Sprawiedliwość w mieście wymierza odziana w przypominający pelerynę Batmana czador, bezimienna dziewczyna na deskorolce (Sheila Vand). Podobnie jak w „Byzantium” Neila Jordana, tak i tu bohaterka wybiera na swoje ofiary jedynie mężczyzn, którzy w niegodny sposób traktowali innych ludzi, szczególnie kobiety. Pewnej nocy Dziewczyna poznaje przebranego w strój (jakżeby inaczej) Draculi Arasha (Arash Marandi). Chłopak jest przystojniakiem w stylu rockabilly, któremu bliżej do Joe Strummera i bohaterów wczesnych filmów Jarmuscha niż do Jamesa Deana. Arash to doświadczony przez los, nieco nieporadny buntownik o złotym sercu. Przez uzależnienie ojca od narkotyków i jego długi traci swój największy skarb – stylowego Cadillaca, na którego pracował 2191 dni. By odzyskać samochód, Arash zadziera z okrutnym gangsterem, którego na celowniku ma także Dziewczyna.

Amirpour w jednym z wywiadów nazywa swój film „irańskim westernem o wampirach”. Nic więc dziwnego, że wielu krytyków nazywa młodą reżyserkę „Tarantino w spódnicy”. W tym porównaniu jest oczywiście wiele przesady, jednak świat filmu debiutantki jest głęboko zanurzony w popkulturowym sosie. Amirpor, choć nie odcina się od irańskiej kultury (postacie w jej filmie posługują się językiem perskim, a odtwarzający je aktorzy pochodzą z Iranu) – z amerykańskiej popkultury czerpie najwięcej.

„O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu” świetnie koresponduje z innymi niezależnymi produkcjami o wampirach. Filmowi Amirpour blisko do wspomnianej już „Nadji”, w której bohaterowie „Draculi” zostają uwspółcześnieni i wprowadzeni do przestrzeni nowoczesnego miasta. Głównymi tematami obu filmów jest samotność i poszukiwanie miłości, a także zwrócenie uwagi na moralną niedyspozycję współczesnego człowieka. Te dwa filmy łączy także fascynująca ścieżka dźwiękowa. Wędrówkom Nadii towarzyszyły trip hopowe dźwięki, przede wszystkim w wykonaniu Portishead. Ścieżkę dźwiękową „O dziewczynie…” tworzą kojarzące się z westernami utwory takich grup, jak: Kiosk i Federale oraz kojarzące się z muzyką lat 80. elektroniczne i gitarowe brzmienia w wykonaniu White Lies, Radio Teheran czy irańskiej piosenkarki Farah.

Bohaterka filmu jest daleką kuzynką Louise z „Wideodziennika zagubionej dziewczyny” Lindsay Denniberg. Obie są neurotyczne, a ubiorem przypominają młodą Winonę Ryder. Są outsiderkami, które swoje nadprzyrodzone zdolności wykorzystują w zemście na niegodziwych mężczyznach. Louise i Dziewczyna doświadczają jednak prawdziwej i czystej miłości, która skłania je do zmiany postępowania. Filmy Amirpour i Denniberg łączy także feministyczne przesłanie oraz mnogość popkulturowych cytatów i odniesień.

„O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu” to intrygujący debiut, który już znalazł wielu miłośników. Niemniej jednak produkcja Amirpour zdaje się niczym więcej niż zbiorem wysmakowanych zdjęć i ciekawych odniesień. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się na rozbudowanie fabuły, która w trwającym ponad sto minut obrazie wywołuje niedosyt. Debiutantowi jednak można wybaczyć więcej, szczególnie jeśli udaje mu się odświeżyć jeden z najbardziej wyeksploatowanych tematów współczesnego kina.

„O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”
reż. Ana Lily Amirpour
premiera: 14.08.2015

alt