Archiwum
15.03.2017

Awangarda i doświadczenie przyrody

Sasa Lubińska
Sztuka

MS2 rozpoczęło świętowanie stulecia awangardy w Polsce. Zapisy stuletniej przyszłości można zobaczyć przy Ogrodowej 19 do 21 maja 2017. „Superorganizm. Awangarda i doświadczenie przyrody” jest pierwszą z zaplanowanego cyklu wystaw o historii awangardy w Polsce, których celem jest spojrzenie na jej spuściznę ze współczesnej perspektywy..

Rok Awangardy

Wspaniale okrągły jubileusz pierwszej polskiej wystawy malarstwa ekspresjonistów, bogate zbiory sprowadzane między innymi z nowojorskiego MoMa, londyńskiego Tate czy paryskiego Pompidou i patronat Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. „Superorganizm” jest wystawą retrospektywną, przekrojową, mieszczącą ogrom nazwisk, treści i wątków pod niskim sklepieniem MS2. Wystawa jest podzielona na sześć części. Na pierwszy rzut oka trudno wyłapać jakiś klucz, ale podziały na podłogach i ścianach ułatwiają orientację. Łapię się opisów poszczególnych sekcji, bez nich niemożliwym byłoby zrozumienie przemyślanego konceptu kuratorek – Aleksandry Jach i Pauliny Kurc-Maj. Przestrzeń jest czysta, utrzymana w spokojnej kolorystyce, ale ilość eksponatów przyprawia o zawrót głowy. Sto pięćdziesiąt obrazów, rysunków, grafik, książek, zdjęć, filmów i rzeźb to dużo jak na taką przestrzeń. Po zapoznaniu się z całością wciąż jawi mi się jako elegancko przygotowana potrawa jednogarnkowa. Nawał nazwisk, idei, czarno-białych fotografii, archipelag niewielkich gablotek z rzeźbami i wzorzyste projekcje na ścianach, aż robi się duszno. Superorganizm jest tłoczny, kłębi się w nieco labiryntowej przestrzeni. Choć hasło „Miasto, masa, maszyna” jest obecne na każdym kroku, kuratorki nie poszły na łatwiznę, w prosty sposób przeciwstawiając fascynację industrializacją naśladowaniu natury. Stuletnia awangarda „Superorganizmu” jest wielowymiarowa, płynna i ma ludzkie twarze jej twórców. Pozwala zrozumieć, jak duża różnorodność kryje się pod hasłem awangardy.

Superorganizm
Superorganizm to pojęcie z zakresu biologii. Tworzą go organizmy tego samego gatunku, które funkcjonują, jakby były jednym organizmem i nabywają w ten sposób cechy, których nie mają jako zwykły zbiór odrębnych jednostek. Jest to typowe dla owadów żyjących w dużych koloniach, ale nie sposób nie zauważyć, że sami wpisujemy się w definicję superorganizmu nie gorzej niż termity. Próby ogarnięcia tego zjawiska widać w części „Krajobraz postnaturalny”, gdzie rozszalała rewolucja przemysłowa niczym ilustracja do „Fenotypu rozszerzonego” Dawkinsa wyrównuje i podporządkowuje środowisko pod dyktando ambitnej myśli ludzkiej. Są oczywiście sławne plany „Łodzi sfunkcjonalizowanej” Strzemińskiego, ale najbardziej wciągnął mnie prawie półgodzinny film Pare Lorentza o przemianie amerykańskich Wielkich Równin w jałowe pustynie. Jest to pięknie nudnawy, sentymentalny film, tutaj zaprezentowany praktycznie jako niemy. Jedynym dźwiękiem dającym się usłyszeć na wystawie jest plumkająca muzyka z filmu „H2O” Ralpha Steinera wyświetlanego obok. Zawsze kojarzy mi się to z próbą zdeterminowania moich odczuć muzyką relaksacyjną w Bio Wayu. Przy tych dźwiękach „Krajobraz postnaturalny” straszy dosadnym „Poronieniem” Albina Amelina, pastelem ukazującym nieco naiwnie straszliwość fabrycznych kominów wyrywających płód z matczynego łona i grafikami męczonych i martwych zwierząt autorstwa Gerharda Marcksa i Otto Dixa. Nieco mrocznego fatalizmu musiało znaleźć się przy okazji rozprawy z dominacją gatunku ludzkiego nad jego środowiskiem. Jakby przerażenie wywoływała w nas niezdolność do zapanowania nad konsekwencjami własnych ambicji budowania coraz to większych kolonii, coraz wydajniejszych organizmów w których możemy, jako wrażliwe, samotne jednostki, skryć swoją kruchość.

Fascynacja potęgą maszyny, wzruszenie pięknem unifikacji codziennego życia to tylko zewnętrzne objawy wywiedzione z refleksji nad podporządkowaniem człowieczeństwa temu, co większe, wytworzone z niepowstrzymanej multiplikacji życia. Ta multiplikacja, mikrokosmos odkrywanej przez naukę prawdziwej twarzy natury jest mocno obecną na wystawie formą. Wprost mówią o tym tytuły poszczególnych sekcji, takie jak „Biofilia” czy „Mikrokosmos” i „Makrokosmos”. Ta ostatnia zawiera animację Lena Lye’a, doskonały przykład wpływu osiągnięć biologii na sztukę. „Tusalava” z 1929 roku jest dziesięciominutową animacją opowiadającą o obcowaniu i rozwoju dwóch form komórkowych. Tytuł filmu nowozelandzkiego artysty pochodzi z języka samoańskiego i oznacza, że wszystko zatacza krąg. Na wystawie można też zobaczyć szkice do animacji, podobny zabieg zastosowano w stosunku do obrazu „Hipnoza” Juliana Trevelyana, zbiór szkiców pozwala prześledzić drogę, jaką przebył artysta na wstępnym etapie pracy. Ten zabieg łączy formę prezentowania prac z tematyką ewolucji, pokazuje jak organiczny jest proces powstawania tego, co widzimy jako ostateczny i niezmienny artefakt sztuki.

Gen

Kiedy Dawkins opisał gen jako podstawową jednostkę ewolucyjną, pojęliśmy, że to nie gatunek jest tym, o czego przetrwanie walczymy. Instynkt przeżycia nie pojawił się, żeby doprowadzić do długiego i szczęśliwego życia ludzkości, koniości czy mrówczości. Nie jest on nawet świadomą decyzją pojedynczego osobnika. Jest wypadkową procesów powodowanych genami, którym akurat udało się przetrwać i wytworzyć mięsne wehikuły pomagające im na dalszej drodze nieskończonej replikacji. Według Dawkinsa ta droga zmierza do nikąd. Właściwie wcale nie zmierza, po prostu toczy się rozpędzona serią sprzyjających warunków. Jak informuje jeden z tekstów na tablicy wystawy, sam Darwin używał określenia „transmutacja” na to, co teraz nazywamy ewolucją. Potrzebujemy wierzyć, że cały ten ambaras ma jakiś cel, że w podróży od prostej komórki idziemy w stronę światła wysublimowanego organizmu idealnego. „Ewolucja”, ostatnia z części ekspozycji zdobna biżuteryjnymi rysunkami roślin i owadów mówi nie tylko o pięknie rozwiniętego organizmu. Nie mogło zabraknąć portretów przestępców, których Francis Galton używał do swoich badań mających umożliwić rozpoznanie potencjalnych kryminalistów na podstawie samych tylko rysów twarzy. Teorie brytyjskiego antropologa oczywiście spełzły na niczym, ale położył on podwaliny pod eugenikę, według której ewolucja nie tylko posiada cel, ale trzeba jej pomóc do niego dotrzeć. Obok fotografii Galtona moją uwagę przykuł kolejny interesujący film: „Plastyczna rekonstrukcja twarzy”, nagranie z 1918 roku pokazujące prace nad protezą tworzoną dla człowieka o znacznie zniekształconej twarzy, być może po ciężkim wypadku. Ulepszanie człowieka ma tu wymiar zgoła odmienny, wolny od wielkiego planu, wybaczający niedoskonałości. Ostatnim elementem wystawy są końcowe sceny filmu fabularnego z 1936 roku pod tytułem „Rzeczy które nadejdą”. Dwóch bohaterów ubranych w futurystyczne kostiumy w podniosłej atmosferze wpatruje się w niebo, rozmawiając o tym, jak mały i kruchy jest człowiek i jak wielkie cele przed nim stoją, choć nie jest niczym więcej niż zwierzęciem. Urocze w swym zakurzonym patosie zakończenie mojego spaceru po „Superorganizmie” przypomina, w jak odległych realiach wyrastała awangarda.

O większości wątków „Superorganizmu” nawet tu nie wspomniałam. Wystawa daje przede wszystkim możliwość obcowania ze świetnym malarstwem. Jest to doskonała okazja dla miłośników sztuki, żeby powąchać Strzemińskiego i kilka innych, wielkich nazwisk. Moim osobistym odkryciem jest na tej wystawie Karol Hiller, łódzki konstruktywista, malarz i twórca techniki heliograficznej, której kilka przykładów można tu zobaczyć. Przepiękne obrazy: „Deszcz” i „Zagłębie” uwiodły mnie formalnie.

Wystawie towarzyszy katalog wydany w wersji polskiej i angielskiej. Składa się z dwóch części, z czego pierwsza mówi szerzej o „Superorganizmie”, przybliża tematykę projektu. Druga jest zbiorem esejów opisujących relację awangardy i nauki, technologii i przyrody.

„Superorganizm”

Artyści / artystki: Ansel Adams, Eileen Agar, Jean (Hans) Arp, Aleksander Archipenko, Janusz Maria Brzeski, Alexander Calder, Le Corbusier, Robert Delaunay, Boris Ender, Max Ernst, Naum Gabo, Karol Hiller, Wasily Kandyński, György Kepes, Paul Klee, Iwan Klun, Katarzyna Kobro, Len Lye, Michaił Łarionow, Kazimierz Malewicz, Franz Marc, Michaił Matiuszyn, Piet Mondrian, Edvard Munch, Lubow Popowa, Man Ray, László Moholy-Nagy, Aleksander Rodczenko, Kurt Schwitters, Anton Stankowski, Alfred Stieglitz, Władysław Strzemiński i inni
kuratorki: Aleksandra Jach, Paulina Kurc-Maj
koordynacja wystawy: Katarzyna Mróz, Monika Wesołowska
architektura wystawy: Piotr Bujas, Małgorzata Burkot (BADR)
Łódź, MS2
10.02 – 21.05.2017

Karol Hiller, „Kompozycja heliograficzna (III)”