Archiwum
23.05.2013

aThoms for Peace?

Marcin Skrzypczak
Muzyka

Czy 20 lipca spadnie na Poznań muzyczna bomba atomowa? Czy supergrupa złożona między innymi z muzyków Radiohead i Red Hot Chili Peppers rozniesie Jezioro Maltańskie? Czy 23. edycja Malta Poznań Festival zakończy się wielkim hukiem? Talent i muzyczne CV Thoma Yorke’a, Flea i ich kolegów z Atoms For Peace oraz potencjał wydanej pod koniec lutego płyty może rzeczywiście wywoływać dreszcze.

Dla porządku przedstawmy najpierw bohaterów tego wieczoru i zarazem autorów krążka „AMOK”. Thom Yorke – lider, wokalista i multiinstrumentalista Radiohead – zespołu, którego nie wypada nie znać, a nawet nie można nie lubić. Nigel Godrich – producent siedmiu z ośmiu płyt tej grupy. Michael Balzary, znany szerzej jako Flea. Człowiek, który porzuciwszy trąbkę na rzecz gitary basowej, stał się jednym z najlepszych muzyków w swoim fachu (drugi basista wszechczasów zdaniem czytelników magazynu „Rolling Stone”). Mauro Refosco, perkusista od niedawna związany z „Papryczkami”. Joey Waronker – również perkusista, współtworzący tak popularne muzyczne projekty, jak między innymi Beck czy R.E.M.

Pretekstem do zawiązania współpracy był solowy debiut Yorke’a – „The Eraser”. Panowie zebrali się po raz pierwszy, żeby zagrać materiał z płyty na koncercie promującym jej wydanie. Z czasem jednorazowo zebrany skład ewoluował w osobny zespół, a swobodne jammowanie przeistoczyło się w konkretne nagrania.

Oba wymienione krążki różni bardzo wiele. „AMOK” to płyta zdecydowanie bardziej roztańczona. Utopione w rozległej przestrzeni dźwięki układają się melodyjnie i bezpretensjonalnie. Mocny beat, będący zapewne efektem zaproszenia do współpracy aż dwóch perkusistów, nadaje kompozycjom odpowiedni groove. Miejsce surowości i rozedrgania, którymi przesiąknięty był „The Eraser”, wypełniła muzyczna lekkość i przestrzeń. Kompozycje są bardziej spójne, a poszczególne partie instrumentalne mniej roztrzęsione.

„AMOK” i „The Eraser” łączy przede wszystkim osoba Thoma Yorke’a, który na obu krążkach jest postacią zdecydowanie pierwszoplanową. W przypadku solowej płyty nie jest to oczywiście nawet najmniejszą rewelacją. Zapowiadany i długo oczekiwany „AMOK” (proces produkcji płyty trwał aż dwa lata) dawał nadzieję na większą wymianę pomiędzy muzykami i tym samym większą różnorodność. Zaskakująca jest przede wszystkim drugo- jeśli nie trzecioplanowa rola Flea. Wtopienie jego partii w głąb utworów jest być może największym mankamentem produkcji. Fragmenty z wyeksponowanym, dynamicznym basem należą bowiem do najciekawszych momentów płyty („Stuck Together Pieces”, „Judge, Jury and Executioner”).

Fakt, że proces przekształcenia projektu solowego w zespołowy nie został przeprowadzony do końca, nie oznacza, iż mamy do czynienia z nieciekawą muzyką. Przeciwnie, „AMOK” to płyta bardzo dobra i równa, z dobrze rozłożonymi akcentami. „Atomowym” starczyło pomysłów nie tylko na mocny początek: bardzo dobre „Before Your Eses” (w którym pierwszoplanową rolę gitary w połowie utworu zgrabnie przejmują syntezatory) i świetne singlowe „Default” (w całości elektroniczne). Równie ciekawy środek – tu wyróżnia się przede wszystkim „Unless” i wspomniane „Stuck Together Pieces” – prowadzi nas do zdecydowanie trzymającego poziom zwieńczenia (przede wszystkim „Judge Jury and Executioner” i „Amok”, które użyczyło tytułu całej płycie).

Pierwszy album wydany pod szyldem „Atoms For Peace” nie zawodzi – przynosi 45 minut muzyki, która spodoba się prawdopodobnie nie tylko fanom twórczości Thoma Yorke’a. I choć pozostawia pewien niedosyt, pozwala mieć nadzieję na to, że na kolejnym krążku  niezwykły talent lidera Radiohead zrównoważony zostanie przez niemniejsze umiejętności pozostałych członków grupy. Brak równowagi  obecny na płycie „Amok” nie przeszkadza jednak zespołowi dawać rewelacyjnych koncertów, o czym można się przekonać, oglądając fragment występu na Fuji Festival.

 

alt