Archiwum
23.10.2015

Anioł Stalin na Błoniach Nadwiślańskich

Artur Duda
Teatr

Ondrej Spišák z rozmachem inscenizuje powieść Bułhakowa, doskonały humor przeplatając powagą. Znakomicie używane lalki i widowiskowe efekty nie przyćmiewają tragicznej wymowy spektaklu, który prowadzić może do budującej refleksji, że najważniejszym tematem „Mistrza i Małgorzaty” jest upojenie wolnością.

Wyobraźcie sobie biały, upstrzony komiksowymi obrazkami i napisami namiot cyrkowy ustawiony na Błoniach Nadwiślańskich w Toruniu, między ciemnym nurtem rzeki po jednej stronie a rozświetlonymi neonami hoteli po drugiej. Październikowe zimno włazi wam w stopy, kiedy siedzicie na drewnianej ławce, gapiąc się na jarmarczną scenkę, na której rozpoczyna się opowieść o Mistrzu i Małgorzacie, Jeszui Ha-nocri i Poncjuszu Piłacie, Bułhakowie i Stalinie. Po słowacku, z napisami po polsku na cyrkowym płótnie nad scenką, z prezydentem Słowacji wśród was i nieśmiertelnym (dosłownie!) zoilem-donosicielem, który wymądrza się na temat twórczości Bułhakowa, jego życia i sensu przedstawienia. Nietrudno będzie wam sobie wyobrazić, że Teatro Tatro ze Słowacji, ze świetnym reżyserem Ondrejem Spišakiem na czele, gra jak z nut wszystkie scenki rodzajowe z życia Moskwy lat 30. ubiegłego stulecia, z zakazanymi mordami radzieckich literatów, kolegów nieszczęsnego pisarza Berlioza czy pracowników teatru Varietes. Nie zadziwią was rozmowy telefoniczne odbywane z wiadrem na głowie, picie wódki z widzami, ogon Behemota w kształcie trzaskającego ostro pejcza, lekko uśmiechnięta twarz Wolanda i nawet krytyk Łatuński, który wygląda jak dupa (oczy i usta wypisane na odsłoniętych pośladkach aktora). Zadziwić was może dopiero rozmach tej opowieści, fantazja całego zespołu i tempo spektaklu, który w cztery godziny przebiega przez wszystkie wątki powieści Bułhakowa.

Ba, żeby tylko to. Sztuką jest dopiero przejście od farsowego momentami humoru w rejony tragicznej powagi. Jak pięknie wyłaniają się zza jarmarcznej kurtynki łóżka szpitala wariatów z Mistrzem wymieniającym się opowieściami z Iwanem Bezdomnym, z Małgorzatą, która zjeżdża „windą” do małego pokoiku szpitalnego („winda” to stół podnoszony i opuszczany rękami kolegów-aktorów). Nie ma tu żadnych kombinacji. Mistrz łapie za rękę Iwana w opowieści o spacerze z ukochaną, idą razem – śmieszne to i liryczne. Małgorzata siedzi tak po prostu na moskiewskiej ławce i marzy o ponownym spotkaniu z Mistrzem. Gdzieś w tle wciąż powracają nuty „(Somewhere) over the rainbow” zmieszanej z rosyjską piosenką. Nuty czystej nostalgii w samym środku stalinowskiej Rosji. Tak jak Bułhakow przenosi czytelnika z XX-wiecznej Rosji do czasów Chrystusowych, tak Spišak wędruje w czasie, trafiając też i w rok 2015 (żeby pokazać czeredę telewizyjnych hochsztaplerów wyłudzających pieniądze od naiwnej gawiedzi, choćby nietanie „esemeski”).

W całym spektaklu, który nie sposób tutaj opisać, można znaleźć kilka prawdziwych zaskoczeń. Pierwsze to scena rozmowy Jeszui z prokuratorem Piłatem zagrana z użyciem kukieł ludzkich rozmiarów (lalki Karela Czecha). Jezus ma tu niejezusową fizys: młodego, krótko obciętego mężczyzny, który ugina się pod ciosami centuriona Marka Szczurzej Śmierci. I uśmierza ból głowy Piłata. Drugie zaskoczenie to cyrkowy sobowtór Stalina, który rzępoli solówkę na skrzypcach tuż przed przerwą w spektaklu, a potem czyta list o torturach i wymuszonych zeznaniach, napisany przez wielkiego rosyjskiego reżysera Wsiewołoda Meyerholda, którego zabili stalinowscy oprawcy w 1940 roku. Ten sam Stalin pojawia się jako Anioł w groteskowym finale przedstawienia, kiedy Małgorzacie udaje się wybłagać przerwanie kary dla dzieciobójczyni Friedy. Fantasmagoryczny pocałunek z Aniołem Stalinem kończy gehennę morderczyni. Ale też pokazuje powieść Bułhakowa w ciekawym świetle – ileż tu projekcji pisarza, spełnienia ukrytych pragnień, aby stało się to, co nigdy nie było jego udziałem w Związku Radzieckim. Kiedy widzę nagą Małgorzatę i słyszę, jak w dzikim locie pod niebem Torunia obija się o brezent namiotu, kiedy spoglądam na skaczących na dworze przez ognisko, zupełnie nagich, Wolanda i spółkę, przychodzi mi na myśl to, co nigdy tak mocno nie brzmiało mi w lekturze „Mistrza i Małgorzaty”: że to jest powieść o upojeniu wolnością, że można być pijanym wolnością, tak jak pijany Królem, Ojcem, Mężem byli bohaterowie „Ślubu” Witolda Gombrowicza, że można być wolnym w teatrze, bo któż by urządził na własną rękę takie brewerie nocą, nad Wisłą w Toruniu, która przemieniła się na chwilę w rzekę Moskwę?

Jestem także pełen podziwu dla samego Spišaka, że obsadził się w roli Stalina-sobowtóra, stawiając w ten sposób mocno bułhakowowskie pytanie, kto rządzi tym światem. Pamiętamy zdziwienie Wolanda, że jakikolwiek człowiek, który nie wie, czy dożyje jutra, może sobie uzurpować, ba, pomyśleć nawet, że jest władcą świata. A jednak rządzić chcą światem Staliny, Piłaty i nieśmiertelni krytycy-donosiciele i prezydenty. A może światem-teatrem kieruje jakiś reżyser? Ten, który wysyła Behemota na dach podczas czytania listu Meyerholda do Mołotowa? W spektaklu, który oglądałem, aktor grający Behemota pluł ogniem tak energicznie, że zajęła mu się czupryna. Przeżył pewnie chwile grozy, zanim ugasił płomienie na twarzy. Ukłonił się z uśmiechem. Katastrofa była blisko. I świat, i teatr to igranie z ogniem, balansowanie na krawędzi. Może więc światem rządzi Woland-Mefisto-Szatan? Akurat wtedy, kiedy spełniał życzenia Małgorzaty o wspólnym życiu z Mistrzem, w skromnej moskiewskiej piwnicy, na chwilę zerknął na stadion w Glasgow, by dać polskim kibicom minutę więcej w meczu ze Szkocją i gola na „zwycięski” remis. Nie Woland maczał w tym palce? Wszak „każdemu będzie dane to, w co wierzy”, nieprawdaż?

Zupełnie jednak serio trzeba wspomnieć o kukle Jeszui Ha-Nocri wiszącej pod kopułą cyrkowego namiotu, nad głowami widowni w finale spektaklu, zanim spłoniemy wszyscy w ogniu, który zatrze ślady działalności gości z piekieł w Toruniu, pardon – w Moskwie. Nie lekceważyłbym tego gestu wywyższenia lalki. Dla reżysera-lalkarza ta kukła ma więcej życia (serca) w sobie niż niejeden człowiek pragnący władzy i pieniędzy. Nawet jeśli przedstawia niepozornego Jezusa, którego nie rozpoznają już nawet chrześcijanie.

Michaił Bułhakow, „Mistrz i Małgorzata”
adaptacja, scenariusz i reżyseria: Ondrej Spišák
scenografia: František Lipták
kostiumy: Katarína Hollá
lalki: Karel Czech

alt
Inscenizacja zdobyła Grand Prix 22. Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek „Spotkania” w Teatrze „Baj Pomorski” w Toruniu, 2–10.10.2015.