Program festiwalu filmów animowanych Animator z roku na rok potwierdza, że nie ma zamiaru zamykać się w artystycznej wieży z kości słoniowej. Film animowany od zawsze odznaczał się różnorodnością stylów i podejmowanych tematów. Z tej mnogości czerpią również organizatorzy poznańskiego festiwalu, co udowodnili, celebrując podczas gali zamknięcia 50. rocznicę narodzin Różowej Pantery. Tym bardziej zaskakuje łatwość, z jaką można wytyczyć dwa korespondujące ze sobą motywy przewodnie, przewijające się zarówno w sekcjach konkursowych, jak i wydarzeniach towarzyszących. Były nimi wchodzące w odwieczny konflikt pierwiastki męski i kobiecy.
Najlepiej zobrazowała to Signe Baumane, w filmie w pełni zasłużona zwyciężczyni konkursu animacji pełnometrażowych, w „Rocks in my pockets”. Reżyserka opowiedziała niezwykle przejmującą historię własnej rodziny. Skupiła się na kilku pokoleniach swojego rodu, w których zawsze znajdowała się jedna osoba naznaczona chorobą psychiczną i depresją – za każdym razem była to inteligentna i ambitna kobieta. W najmłodszym pokoleniu ta rola przypadła właśnie Signe, która tym właśnie filmem próbowała się zmierzyć z własnymi demonami. Przyczyn swojego stanu dopatrywała się w genetyce, a źródła – w losach swojej babci – wykształconej i uzdolnionej kobiety, skazanej przez swojego apodyktycznego męża na samotnicze życie na odludziu z gromadką dzieci. Babka reżyserki, kobieta o samobójczych skłonnościach, stała się przykładem ofiary męskiego świata, którego reprezentantem nie był jedynie jej chorobliwie zazdrosny mąż, ale również żołnierze – kolejno zjawiający się Rosjanie, Niemcy i partyzanci, przynoszący strach i śmierć. Pierwiastek męski został naznaczony przemocą i destrukcją, kobiecy natomiast poświęceniem i empatią. Właśnie dzięki tym elementom, wzbogaconym o zaskakujący w tej traumatycznej opowieści humor, film Baumane posiadł siłę terapeutyczną. „Rocks in my pockets” to nie tylko oskarżenie tyranii świata męskiego, lecz przede wszystkim konstruktywne poszukiwanie rozwiązania, którego autorka upatruje w międzyludzkim kontakcie, dalekim od konfrontacji i konfliktu.
Skutki kolizji świata męskiego z żeńskim przedstawił również Santiago „Bou” Grasso w filmie „Padre”, który najbardziej przypadł do gustu festiwalowej publiczności. Przeniósł nas w nim do Argentyny roku 1983, w sam środek protestów przeciwko reżimowi junty wojskowej. Na ulice wyszły wtedy kobiety, domagające się zadośćuczynienia za śmierć ich synów. Jednak odgłosy protestów docierają do nas jedynie za pośrednictwem radia, które pośpiesznie wyłącza główna bohaterka – również ofiara systemu, lecz z innego powodu niż tysiące pikietujących kobiet. Jest ona bowiem więźniem czterech ścian i własnego ojca, wysoko postawionego wojskowego, zamieszanego w dokonywane w Argentynie masakry.
Piotr Dumała w filmie „Hipopotamy”, także docenionym przez jury nagrodą za szczególne walory artystyczne, konflikt męskie – żeńskie przedstawił go za pośrednictwem metaforycznej sceny, w której kąpiące się razem z dziećmi kobiety zostają zaatakowane przez grupkę mężczyzn. Ludzie są tu zredukowani do kukiełek sterowanych zwierzęcymi instynktami. Wymowa filmu została zuniwersalizowana. Dumała pokusił się o syntezę ludzkich losów, które przedstawił jako napędzane dwoma, sprzecznymi popędami – destruktywnym i płodnym.
Tej dualności nie widać w kolejnych filmach, które w zróżnicowany formalnie sposób również miały ambicje ukazać dzieje ludzkości. W ich interpretacji czynnikiem napędzającym jest już tylko niepohamowany instynkt zabijania. Theodor Ushev w znakomitym „Gloria Victoria” złożył hołd XX wiekowi, naznaczonemu przez zbrodnicze ideologie i krwawe wojny. W rytm marszowych taktów 7. Symfonii Szostakowicza przez zaprezentował kolejne obrazy nawiązujące do dzieł awangardy początków XX wieku. Sztuka konstruktywistów, ekspresjonistów czy kubistów posłużyła mu do odmalowania strachu i cierpienia, którego doświadczyli Europejczycy.
Rzeczywistość wojny i śmierci posiada zdecydowanie męskie znamiona, które w komediowym stylu uwypuklił Bruno Bozzetto w „Rapsodeus”, w którym kolejne męskie postacie gonią za wypuszczonym przez Dinozaura Stwórcę uwodzącym światełkiem, okazującym się ostatecznie mglistą ułudą. W filmie „Lato 2014” Paweł Sobczyk, podobnie jak Bozzetto i Ushev, zarysował krajobraz ludzkich losów – ponownie naznaczonych przemocą. Obserwowaliśmy je przez pryzmat jednego, nieśpiesznie okrążanego skrawka ziemi. Stał się on areną krwawej bitwy na miecze i włócznie, by następnie pokryć się zbożem, które za moment stanęło w płomieniach. Ludzkie dzieje w perspektywie polskiego twórcy naznaczone są cierpieniem i walką, a krótkie chwile wytchnienia od wojennych zawieruch wypełnia mozolna praca.
Czy z tego zaklętego kręgu destrukcji i przemocy jest jakieś wyjście? Autorzy prezentujący swoje filmy na Animatorze wydają się sceptyczni. Inaczej jest z autorkami, które udowodniły, że świat urządzony przez mężczyzn posiada swoją alternatywę. Sekcja poświęcona animacji kobiecej, której kuratorką była Hanna Margolis, dowiodła, że męskie spojrzenie, przez długie lata uchodzące w świecie sztuki za uniwersalne, wcale takim nie jest. Dopuszczenie kobiet do głosu otworzyło zarówno przed animacją, jak i całym społeczeństwem nowe perspektywy. Ukazane przez kuratorkę animacje, w dużej mierze o zacięciu feministycznym, nie są wcale nastawione na konfrontację z męskim spojrzeniem. Raczej mają na celu poszerzenie tego, co społecznie widzialne. Świat bowiem składa się przecież z dwóch żywiołów – jak znakomicie ukazała to w filmie o znamiennym tytule „Dwa żywioły” Małgorzata Bosek. Możemy w nim liczyć na równowagę jedynie wtedy, gdy ich obecność będzie zrównoważona.
7. Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych, „Animator”
11.–17.07.2014
Poznań
fot. Santiago „Bou” Grasso, „Padre”