Miejmy to już za sobą: „pasta” (lub „copypasta”) to krótki, intrygujący tekst mający często charakter opowiadania, rozpowszechniany przez użytkowników sieci. „Czany” (lub „chany”) to anonimowe internetowe fora dla wtajemniczonych, „anon” to natomiast jeden z użytkowników tychże. Wszystkie te terminy są bliskie tajemniczemu Malcolmowi XD, szerszej znanego publiczności z opowieści o „fanatyku wędkarstwa”. W ubiegłym roku nakładem wydawnictwa W.A.B. ukazała się jego pierwsza powieść „Emigracja”, ciepło przyjęta zarówno przez czytelników, jak i krytyków. Niedawno na rynek trafiło natomiast „Pastrami”, zbiór jego past poszerzony o jeden premierowy tekst.
Mateusz Witkowski: W paru wywiadach wspominałeś, że raczej nie czytasz beletrystyki i nie masz żadnych literackich idoli lub idolek. Od kogoś się jednak musiałeś nauczyć, jak opowiadać…
Malcolm XD: Jeżeli miałbym się czegoś takiego doszukiwać, to pewnie wskazałbym na literaturę czeską w osobach Hrabala, Pavla czy Haška. Moim zdaniem mieli oni ze sobą sporo wspólnego: przy pomocy zwykłych, „życiowych” historii opowiadali o tak zwanych ważnych rzeczach. Nie wiem, czy mi też udaje się o nich opowiadać, ale wspominano tak w paru recenzjach. Wielokrotnie czytałem też Wiecha, szczególnie jego zbiór opowiadań „Skarby w spodniach”, gdzie opisywał „inby”, czyli absurdalne, komiczne sytuacje wydarzające się w najzwyklejszej codzienności.
Nawiązując do przedmowy do „Pastrami” napisanej przez Sylwię Chutnik, również licencjonowaną pisarkę, muszę jednak zapytać: po co drukować internet?
Po premierze „Emigracji” okazało się, że mój styl pisania podoba się wielu osobom, które wcześniej nie miały z nim styczności, bo nie korzystają z internetu. A przynajmniej nie w taki sposób, żeby śledzić różne „bekowe” fanpejdże na Facebooku; raczej sprawdzają w pracy skrzynkę mailową i tyle.
Zaważyły więc względy praktyczne: dotarcie do nowego typu odbiorcy.
Zdecydowanie. Chodzi głównie o ludzi w okolicach pięćdziesiątki i starszych, o pokolenie moich rodziców. Drukowanie internetu miało więc na celu poszerzenie grupy czytelników mojego pisania. Spora część tych ludzi trafiła zresztą potem na mój fanpejdż, co bardzo ciekawie urozmaiciło grupę fanów. Dotarcie do szerszego grona odbiorców, a nie tylko do internetowych „prawilniaków”, jest dla mnie teraz chyba najważniejsze – zarówno z punktu widzenia marketingowego, jak i artystycznego czy moralnego.
Zaraz, moralnego?
Chodzi o ageizm, wykluczenie cyfrowe i „ogólnie takie-takie”. Istnieje obecnie silny trend, aby rzeczy sprzed epoki cyfrowej digitalizować z myślą o przyszłych pokoleniach. My poszliśmy w drugą stronę, zrobiliśmy na odwrót i elementy kultury cyfrowej udostępniliśmy uczestnikom kultury analogowej. W tym sensie jest to dla mnie moralnie ważne: moje pasty będzie mógł sobie przeczytać każdy, kto tylko będzie chciał. Nie da się też wykluczyć, że Facebook kiedyś upadnie i podzieli los Myspace.com czy Grono.net, a wtedy zostanie to, co ludzie mają pozapisywane na dyskach i to, co udało się wydrukować.
Nie martwisz się, że to włączenie w obręb „prawdziwej literatury” odbiera twoim pastom ich nieco partyzancki, podziemny urok?
Myślę, że jest wręcz przeciwnie. Dodaje to całej sytuacji jeszcze więcej absurdu: typ z czanów, internetowych forów dla wycofanych społecznie nastolatków, znany z twórczości o jedzeniu bigosu na uspokojenie, nagle pojawia się w księgarniach. Podobnie było na przykład z patronatem medialnym serwisu Wykop.pl nad filmem „Fanatyk” – z jednej strony była to oczywiście współpraca promocyjna, a z drugiej ostateczny trolling.
Trolling?
Na czanach tworzono bowiem masę obscenicznych materiałów (memów etc.), które potem, w ramach „fałszywej flagi”, wrzucało się do internetu z logotypem Wykopu, żeby to im przypisano autorstwo. My odwróciliśmy sytuację i uzyskaliśmy przeciwny efekt: oburzenie związane z „wynoszeniem” rzeczy z czanów przez Wykop. Wracając tym samym do twojego wcześniejszego pytania: wiem z wiadomości otrzymywanych od wielu anonów z długim stażem, że nie ma dla nich nic zabawniejszego, niż patrzeć, jak z jakiejś historyjki opublikowanej kiedyś na anonimowym forum teraz robi się poważny biznes.
Czyli nie przeszkadzają ci pochwały ze strony „liderów opinii” w rodzaju Marcina Mellera, nie odmówiłbyś wywiadu Kindze Rusin?
Absolutnie nie – to również dodatkowo nakręca cały absurd tej sytuacji. Jak być może wiesz, ze względu na anonimowość „występuję” na spotkaniach autorskich pod postacią automatu zręcznościowego – takiego, na jakim grało się kiedyś w bijatyki na wczasach nad morzem. Mam tam wbudowane głośniki, kamery, mikrofony, ekran i mogę normalnie rozmawiać z publicznością. Wyobraź sobie, co by było, gdyby to moje przejście do mainstreamu miało swoją kontynuację i trafiłbym do jakiegoś „Dzień Dobry TVN” czy „Kuba Wojewódzki Show”. Znany prowadzący lub prowadząca siedzieliby w studiu telewizyjnym i gadali do pudełka, w którym siedzi typ opowiadający o tym, że „KARASIE JEDZO GUWNO” [cytat ze wspomnianej pasty o fanatyku wędkarstwa – przyp. MW]. To już byłby chyba absolutny szczyt wszystkiego.
Podejrzewam, że pierwsze pytanie brzmiałoby: „co to jest pasta?” [by uniknąć tego pytania, prowadzący rozmowę przygotował dla czytelników wyjaśnienie poprzedzające wywiad – przyp. red.]. Tymczasem byłoby o czym rozmawiać: w tekstach zebranych w „Pastrami” roi się od agresywnych, skonfliktowanych ze sobą facetów: zazwyczaj to pieniacze, cwaniacy, kryminaliści. Mam wrażenie, że „polski mężczyzna” stanowi centrum twoich zainteresowań.
O, ktoś kiedyś zwrócił mi na to uwagę. To prawda, tylko nie do końca wiem, dlaczego tak się dzieje. Jestem w stanie podać na szybko dwa powody. Być może mężczyźni w Polsce faktycznie są trochę śmieszniejsi od kobiet, a ja, jako mężczyzna, mam więcej okazji, aby to dostrzec. Drugie wytłumaczenie jest takie, że ja się ogólnie specjalnie nie znam na kobietach, więc mam niezbyt wiele mądrych rzeczy do powiedzenia na ich temat. Będę zresztą obszernie poruszał to w mojej następnej książce.
„To”, czyli brak wiedzy na temat kobiet?
Tak, wynikający z ograniczonego kontaktu z nimi, co z kolei jest konsekwencją przebywania albo w męskim towarzystwie, albo w ogóle w samotności, w domu. Będzie w tej książce sporo o wycofaniu społecznym i wychodzeniu z „przegrywu”, czyli próbach związanych nie tyle z doścignięciem wzorców wpajanych przez media, ile z normalnym funkcjonowaniem w społeczeństwie. W moim przekonaniu jest masa osób zupełnie niepasujących do forsowanego obecnie modelu, wedle którego każdy dobrze zarabia, chodzi na imprezy, ma wiele partnerek/partnerów, jeździ na drogie wakacje i tak dalej. Tylko że ci ludzie – którzy moim zdaniem stanowią nawet większość – wstydzą się o tym mówić. Rozwieję jednak obawy: nie będzie to kolejna smutna książka o trudnym dojrzewaniu we współczesnej Polsce, wspomniane dywagacje zostaną ujęte we właściwą dla mnie formę.
Swoją drogą: być może trafiłeś na jakieś wnikliwe analizy swoich past – w kontekście „Fanatyka” pisało się choćby o toksycznej męskości prezentowanej przez ojca. Jak podchodzisz do tego typu prób? To nadinterpretacje czy może zależy ci na tym, aby twoje teksty, poza chwytliwością, humorem miały jakieś potencjał krytyczny, socjologiczny?
Na pierwszym miejscu w swoich pastach stawiam zawsze humor. Staram się jednak zazwyczaj wpleść do nich coś więcej. Widziałem kilka takich analiz, które zdecydowanie szły za daleko. Używano w nich słów, których ja nawet nie znam, więc tym bardziej nie wiem, jak mógłbym odnosić się w swojej twórczości do zjawisk, o których pisali autorzy. Ale wiele różnych interpretacji było też bardzo trafnych. Jestem natomiast zadeklarowanym zwolennikiem pozostawiania w nich dowolności czytelnikowi.
Czy jest szansa na to, że „zobaczymy” cię jeszcze w jakimś innym medium, jak stało się w wypadku ekranizacji „Fanatyka”? Telewizja, kino, YouTube?
Po pierwsze: wraz z Michałem Tylką, reżyserem „Fanatyka”, pracowaliśmy ostatnio nad scenariuszem filmu pełnometrażowego. Nie wiadomo oczywiście, kiedy (i czy w ogóle) takowy powstanie, to długa droga, pozostaje nam między innymi pozyskać jakieś dofinansowanie. Po drugie: „Fanatyk” znów trafi do sieci i stanie się ogólnodostępny, niebawem ogłosimy gdzie [film od ubiegłego tygodnia obejrzeć można na Netfliksie – przyp. red.]. Kończę też drugą powieść.
Powiesz coś więcej?
Będzie nosiła tytuł „Edukacja” i ukaże się jeszcze w tym roku. To bezpośrednia kontynuacja „Emigracji”, rozpocznie się dokładnie tam, gdzie tamta się zakończyła. Główni bohaterowie wracają do Polski i rozpoczynają dalszy etap swojego dojrzewania, tym razem w mieście stołecznym Warszawie.