Komiks Wandy Hagedorn i Jacka Frąsia „Totalnie nie nostalgia” to autobiograficzna opowieść o młodości przeżytej w PRL. Lekturę ukierunkowuje tytuł utworu. Szybko okazuje się, że komiks stoi w opozycji do wszystkich narracji, których autorzy traktują minioną epokę sentymentalnie, czule i z rozrzewnieniem.
Punktem odniesienia dla komiksowych opowieści o dzieciństwie przeżytym w komunistycznej Polsce jest wydana w poprzedniej dekadzie głośna „Marzi” Marzeny Sowy i Sylvaina Savoi, stylizowana na dziecięcą opowieść o życiu w PRL. Przy wszystkich swoich mankamentach to utwór treściwy, błyskotliwy i sprawiający wrażenie kompletnej narracji wyczerpującej temat, a do tego doceniony na Zachodzie (tam też stworzony). Sowa opisywała swoje dzieciństwo w Stalowej Woli jako czas szczęśliwości, a ciemne plamy na nim miały związek przede wszystkim z wydarzeniami politycznymi – takimi jak obawa o to, czy ojciec wróci z huty, w której właśnie odbywa się strajk. Z pewnością nie można tu mówić o sielance, jednak dorastanie w latach 80. nie było dla komiksowej Marzi również drogą przez mękę.
Sowa w swoim komiksie ukazuje zderzenie małej dziewczynki z wielką historią. Hagedorn postępuje inaczej. W „Totalnie nie nostalgia” wielkiej historii jest mało. Bieg dziejów oczywiście nadaje ramy i kontekst opisywanym zdarzeniom – sześcioosobowa rodzina Chmielewskich zostaje zakwaterowana w latach powojennych w szczecińskiej kamienicy, gdzie mieszka już jej przedwojenna niemiecka lokatorka. W późniejszych wspomnieniach pojawia się data 13 grudnia 1981 roku, która jednak nie stanowi istotnego punktu odniesienia w narracji. Tak samo jak nie stanowi go fakt, że ojciec głównej bohaterki należał do partii. W połączeniu z jego wiarą w ideę komunizmu, która umożliwiła mu awans społeczny, niewątpliwie wzbogaca to i nieco komplikuje portret psychologiczny owej postaci zarysowanej w komiksie w wyjątkowo ciemnych barwach. Ciekawe jest też zestawienie ojca z postawą matki, kobiety pochodzącej z kresowej rodziny szlacheckiej, która na wprowadzeniu komunizmu w oczywisty sposób straciła. Wspomniane wątki nie są zbytnio rozwijane, zasadniczo bohaterowie komiksu żyją obok wielkiej historii, choć niezupełnie równolegle do niej.
Wanda Hagedorn konstruuje opowieść w taki sposób, by wybrzmiała w niej zasadnicza teza: o tym, że na poziomie życia społecznego i rodzinnego oraz norm obyczajowych kultura PRL była okrutna i szorstka, konserwowała mentalne zacofanie i stępiała wrażliwość, potęgowała zaściankowość oraz znieczulicę (np. na ludzkie cierpienie i chorobę, a także na los zwierząt). Zdecydowanie nie pomagała empatycznej dziewczynce odnaleźć się w świecie, a raczej zachęcała do ucieczki, również rozumianej dosłownie, bo autorka w połowie lat 80. – już jako dorosła kobieta – wyemigrowała do Australii. Nade wszystko jednak kultura komunistycznej Polski przyzwalała na domową przemoc i tyranię ze strony ojca rodziny, a wręcz, przekonuje Hagedorn, kształtowała taki model zachowania i męskości. Miało to miejsce na wielu polach – od zaniedbań w kwestii edukacji seksualnej przez notoryczne akty molestowania dziewczynek w różnych sytuacjach (w domu czy kościele), po domową przemoc i poniżanie.
Już na samym początku obfitującej w wiele intymnych szczegółów opowieści pojawia się oskarżenie szeroko ujmowanej patriarchalnej kultury, zaś pod koniec pada wypowiedziane wprost słowo „mizoginia”. Staje się ono ukoronowaniem tezy budowanej przez ponad dwieście stron komiksu, wszystkie słowa i obrazy będące argumentami przeciwko prymitywnemu patriarchatowi prowadzą czytelnika właśnie do miejsca, w którym zbrodnia, głęboko zakorzeniona pogarda wobec kobiet, zostanie przez scenarzystkę nazwana i zdemaskowana. Mizoginia przejawia się głównie w postawie ojca rodziny – narcyza potrzebującego ciągłego potwierdzania własnej męskości, czy to przez triumfalne, podszyte seksualną sugestią i przedmiotowym traktowaniem paradowanie na plaży w towarzystwie małoletnich córek, czy przez akty domowej agresji, słownej i fizycznej. Inni mężczyźni jednak też nie mają czystego sumienia – jak ksiądz molestujący parafianki, przyszywany dziadek zabierający wnuczkę do stodoły, obleśny wuj pożądliwie patrzący na gołe nogi bratanicy… Nagromadzenie takich przykładów z życia powoduje, że właściwie każdy mężczyzna w komiksie to potencjalny agresor.
Nie chodzi o to, by dyskutować z brutalną i bezkompromisową narracją, mówiąc, że przecież nie wszystkie rodziny były takie. Autorka – wprawdzie jednostronnie i jaskrawo, ale uprawomocniając to własną biografią – przedstawia studium istotnego problemu, ustawia w swojej opowieści wydarzenia tak, by najważniejsza kwestia wybrzmiała. Wyjaskrawienie pozwala ukazać inną twarz komunistycznej Polski. Narracje o represjonowaniu opozycji, heroicznej walce, opatrzone jasnym rozkładem wartości już wybrzmiały przy wielu okazjach, wszyscy je znamy. Podobnie jak relacje zabarwione sentymentem. Wsłuchiwanie się w cichsze głosy, oświetlające inne obszary rzeczywistości, pozwala dojrzeć inną prawdę o świecie, czasem trudno dostrzegalną pod tą najbardziej oczywistą warstwą zbudowaną w oparciu o narracje heroiczne i nostalgiczne. Hagedorn mówi, że PRL konserwował system opresji wobec kobiet i że – dodajmy – walka z systemem to także cicha, czasem beznadziejna walka kobiet z tyranią, opresyjną obyczajowością i zwykłym prostactwem. Bohaterki komiksu „Totalnie nie nostalgia” jednak walki nie podejmują i cierpią w ciszy.
Równie istotnym co wspomniana „Marzi” punktem odniesienia dla omawianego komiksu jest twórczość Alison Bechdel, przywoływanej zresztą bezpośrednio na kartach opowieści. Znana z takich komiksów jak „Fun Home. Tragikomiks rodzinny” oraz „Jesteś moją matką?” autorka opowiadała o swoich relacjach z rodzicami, używając odniesień do literatury (Oscar Wilde, James Joyce, Virginia Woolf). W porównaniu z Amerykanką Hagedorn jest mniej subtelna i przede wszystkim otwarcie formułuje oskarżenia, jednak pomysł, by porządkować swój świat za pomocą odniesień literackich, jest u niej równie silnie obecny – pojawiają się wkomponowane w graficzną narrację cytaty z Daniela Defoe, Hansa Christiana Andersena, Charlotte Brontë, Franza Kafki… Podobny jest również eseistyczny tryb narracji – podporządkowanie jej ciągłości myśli, a nie ścisłe trzymanie się chronologii zdarzeń.
Nie musimy bezdyskusyjnie zgadzać się ze wszystkimi wychodzącymi poza biografię uogólnieniami autorki, by docenić sam fakt powstania tego komiksu. Bardzo dobrze, że graficzne narracje stają się polem, na którym następuje problematyzacja rzeczywistości i że autorzy polskich powieści graficznych ujmują świat we własne ramy, ostro formułują tezy, nie rezygnując przy tym z potoczystości narracji. Nieco przegadana opowieść Hagedorn i Frąsia jest narracyjnie gęsta i sugestywna, a przede wszystkim świetnie skomponowana na poziomie wizualnym. Wielka w tym zasługa gdańskiego rysownika, w którego swobodnej kresce mieszają się melancholia i cięty humor, a graficzna lekkość znakomicie równoważy ciężar tematyki. Bez kunsztu ilustratora ta opowieść pod względem artystycznym nie wybrzmiałaby, tymczasem „Totalnie nie nostalgia” dzięki niemu to nie tylko ostra rozprawa, ale także znakomity utwór.
Wanda Hagedorn, Jacek Frąś, „Totalnie nie nostalgia. Memuar”
Wydawnictwo Komiksowe – Kultura Gniewu
Warszawa 2017