Archiwum
23.07.2020

Skażone serce Italii

Diana Dąbrowska
Film

Dziś z dużą łatwością określa się Marco Bellocchia mianem „mistrza” i „legendy” włoskiego kina. Sam reżyser podchodzi do takich etykiet z dystansem, co znalazło ironiczny wydźwięk w autotematycznej tragikomedii „Reżyser ceremonii ślubnych” (2006). Znajdujący się w kryzysie egzystencjalnym filmowiec Franco Elica (Sergio Castellito) spotyka starzejącego się reżysera, który upozorował swoją śmierć, aby skłonić krytyków do „pośmiertnego” docenienia własnej pracy twórczej. Rzeczywiście w bogatym dorobku Włocha nie znajdziemy tytułów nagrodzonych Złotymi Palmami, Niedźwiedziami czy Lwami, co nie znaczy, że nie jest on – szczególnie z dzisiejszej perspektywy – prominentnym przedstawicielem jednej z najbardziej cenionych kinematografii w historii światowego kina.

We włoskim piśmiennictwie filmoznawczym często spotykane jest tworzenie przymiotnika na bazie nazwiska reżysera, aby opisać chwyty znamienne dla jego twórczości. Dotyczy to  zwłaszcza „starych” mistrzów, których status autorski jest bezapelacyjny – stąd „felliniano”, „pasoliniano” czy „rosselliniano”. W tym kontekście rzadko kiedy spotyka się określenie „bellocchiano”. A jeśli – sporadycznie – pojawia się ono w tekstach, odnosi się do uniwersum podejmowanych tematów, nigdy do formy i stylu filmów reżysera. Faktycznie, kino Bellocchia od ponad pięciu dekad stale obejmuje wciąż te same kręgi tematyczne: rodzina; historia (przede wszystkim własnej ojczyzny); instytucje władzy (zwłaszcza politycznej, religijnej); opera i teatr; niebezpieczne związki życia i sztuki; miłość i śmierć. Choć Bellocchio od początku kariery stronił od efekciarstwa i nadmiaru na rzecz bardziej wyciszonych tonów, wielokrotnie dotykał tematów kontrowersyjnych i to w kontrowersyjny sposób, czego najlepszym przykładem jego „matkobójczy portret rodziny we wnętrzu” – „Pięści w kieszeni” (1965). Jego twórczość możemy podzielić zresztą na trzy etapy: 1) kino kontestacji; 2) kino fascynacji psychoanalizą i erotyką (które reprezentują takie filmy, jak „Skok w pustkę”, „Diabeł wcielony” zwany też „Ostatnim tangiem w Rzymie”, „Wyrok” czy „Sen motyla”) (na tym etapie duży wpływ na reżysera wywarła długoletnia znajomość z psychoanalitykiem Massimo Fagiolim); 3) kino analizy historycznej i społecznego rozliczenia. Tym ostatnim Bellocchio zajmuje się aż do dziś.

Nigdy nie pomyślałabym jednak, że powstanie w jego stajni taki film jak „Zdrajca” (2019). Oczywiście Bellocchio autorsko przepracowywał na ekranie bardzo różne karty i traumy włoskiej historii (od faszyzmu po najnowsze lata), ale nigdy wcześniej nie zbliżył się do mafii. Na Sycylii pojawił się dotąd „na chwilę”, za sprawą „Reżysera ceremonii ślubnych”, nie zanurzając się zbyt głęboko w tamtejszej dialektalnej mowie, zwyczajach, tradycji i grzechach.

Produkcje na temat przestępczości zorganizowanej to bez wątpienia spécialité de la maison włoskiej kinematografii. Z rozważań Mary P. Wood wynika, że współcześni włoscy reżyserzy, tworząc „filmy o mafii”, pozbawili je pierwiastka krytycznego, przestały zatem być emblematem politycznej walki z nadmiarem skorumpowanej władzy (co stanowiło znamienną cechę twórczości Francesca Rosiego, Elia Petriego czy Damiano Damianiego – historycznej „trójcy świętej” giallo politico, autorów ważnych thrillerów polityczno-mafijnych[1]), charakteryzuje je wręcz niemożność ukazania owej walki. Czy najnowszy film Bellocchia poświęcony życiu i sprawie skruszonego Tommasa Buscetty[2] również wpisuje się w ten trend „narracyjnego poddaństwa i inercji” wobec macek mafijnej ośmiornicy?

Jak stwierdził niegdyś Damiani: „Ujmując rzecz krańcowo, należałoby głosić potrzebę realizacji takich filmów politycznych, które w konsekwencji nie mogłyby się podobać publiczności. Przecież wszelkie utwory stanowią jakieś wyzwanie rzucone masowej widowni, nie muszą być automatycznie dobrymi filmami. Trzeba więc zachować w nich w jakiejś mierze atrybuty spektaklu, jego zdolność do fascynacji, poruszania emocjonalnego widowni”[3]. Bez wątpienia Bellocchio wziął sobie do serca te słowa. Pozostając w dużej mierze wierny swojemu temperamentowi, zdecydował się na różne sposoby uatrakcyjnić formę filmu, zdejmując zeń odstraszającą zazwyczaj etykietę „kina politycznie zaangażowanego”.

Czuć to od samego początku filmu. Na poły idylliczne, na poły tajemnicze scenki z nocnych potańcówek mafiosów zostają kontrapunktowo zestawione z bardzo dynamiczną i niezwykle brutalną sekwencję morderstw. Czy w zmumifikowane Czechowem ciało Bellocchia[4] wstąpił nagle Sorrentino z czasów „Boskiego” (2008)? Między „Zdrajcą” a spektakularną biografią Giulia Andreottiego jest kilka cennych punktów styczności. Jednym z nich jest kształt społeczno-politycznej refleksji: mówienie o Italii i jej narodowych persona non grata w sposób drażniący, momentami groteskowy, lecz nigdy jednoznaczny. W obu filmach mowa o kluczowych przedstawicielach najbardziej wpływających na rządy „instytucji” – klasę polityczną i mafijny establishment – które charakteryzuje dziwna symbioza i – naturalna dla drugiej „instytucji” – zmowa milczenia.

Ukoronowaniem drogi gangstera jako figury tragicznej była saga „Ojciec chrzestny” (1972–1990) Francisa Forda Coppoli, w której bohaterowie uzyskiwali niemalże operowy wymiar, a ich kończąca się „epoka” ukazana była jako zmierzch świata dawnych wartości. Coppola, nadając swojej trylogii tego rodzaju rys, bazował na nostalgii za dawnymi, świetlanymi czasami, a przede wszystkim dawnym kinem, także gangsterskim. Bellocchio wywraca do góry nogami ten model, tak jakby wiedział, że potencjalny widz „Zdrajcy” będzie miał w pamięci wszystkie wielkie filmy i kreacje gatunku (zarówno włoskie, jak i amerykańskie). Zeznania skruszonego Buscetty stanowią nie tylko niezbite dowody w „wielkim śledztwie” przeciwko mafii, lecz są także próbą dokonania rozliczenia z dziedzictwem gatunku.

„Zdrajca” nie jest klasyczną opowieścią o odkupieniu gangstera, lecz porywającą historią pewnej zakulisowej transakcji, do której doszło między państwem włoskim a mafią. Ten, który uważał się za honorowego obrońcę „najczystszych ideałów” cosa nostry (sic!), przemienia się w żołnierza strzelającego prosto w jej serce. Skojarzenie osławionej wyspy z sercem ma zresztą długą tradycję we włoskiej kulturze, w tym także filmowej. W filmie „Mafioso” (1962) Alberta Lattuady jeden z gangsterów wypowiada na ekranie znamienne słowa, iż „nasza Sycylia ma kształt serca. Wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną”, sugerując, że to właśnie tym „mafijnym sercem” bije cała Italia. Uderz w Sycylię, a migotania przedsionków dostanie cała klasa polityczna na półwyspie z Watykanem włącznie. Italia bowiem, niczym mityczny Janus, posiada dwie twarze – z jednej strony mamy „od Rzymu w górę” te „dobre Włochy”, pilne i czyste, myślące o przyszłości i rozwoju. Z drugiej zaś mamy poniżej te „niesforne”, „nieposłuszne”, stale żyjące problematyczną i pełną zabobonów przeszłością Włochy. Słynny but jest zatem mocno zapięty na górze, ale na spodzie posiada niemałych rozmiarów dziurę, co powoduje, że chód nie jest równy i zostawia przy tym trudno gojące się rany. Tą dziurą jest właśnie Sycylia.

Za sprawą charyzmatycznej postaci Buscetty Bellocchio ukazuje istotę przestępczości zorganizowanej w dialektycznym ujęciu: jako fenomen równocześnie pociągający i odstraszający; twór niejednoznaczny, którego nie da się łatwo wydestylować z tkanki włoskiego społeczeństwa. Bo przecież – co pokazuje „Zdrajca” – mafia jest zła, ale poniekąd dobra. Mafia zabija, ale mafia daje też życiodajną pracę. Mafia zastrasza, ale przecież chroni, dba i kocha. Chroniła od zawsze i przed wszystkimi, nawet przed lądowaniem kosmitów i Czerwonymi Brygadami w trakcie niepojących Anni di piombo. Bez jej poparcia wielu polityków (w tym Silvio Berlusconi) nie mogłoby liczyć na zwycięstwo w wyborach. To rodzaj alternatywnej struktury narodowotwórczej czy wręcz państwotwórczej.

Maxiprocesso, czyli wielki proces przeciwko mafii stanowi centralną część dzieła Bellocchia. Proces, w którym zamknięci w klatkach mafiosi, chcąc uniknąć dożywocia, wcielają się z komicznym skutkiem w rolę niesłusznie oskarżanych, bezbronnych wręcz ofiar. Siłą zabrano Buscettę z Brazylii, a następnie wsadzono go za sprawą procesu do „brazylijskiej telenoweli” i „Latającego Cyrku Monthy Pytona” w jednym, unikatowej mieszanki faktów i fikcji, które całe włoskie społeczeństwo pasjami pożerało przed teleodbiornikami… dopóki im się to nie znudziło. To nie jest film o rywalizacji między gangsterami (choć często się ze sobą konfrontują w auli sądowej), lecz historia o traumie, osieroceniu i niemożności egzekwowania sprawiedliwości bez styczności z tym, co „brudne, mroczne”. Dla uzyskania ważnego efektu dzień musi czasem udawać noc – ale Bellocchio ma świadomość, że to iluzja, trick, sytuacja przejściowa. „Zdrajca” opowiada między wierszami przede wszystkim o „zdradzonych” i to nie tylko przez mafię. Za śmierć sędziów Giovanniego Falcone i Paola Borsellino, a także wielu innych (często bezimiennych) „żołnierzy i żołnierek sprawiedliwości” odpowiedzialne jest w równym stopniu pełne absurdów, cynizmu i tajemnic włoskie państwo. Bellocchio wciąż pozostaje jego najwierniejszym i najwnikliwszym krytykiem i kontestatorem.

 

„Zdrajca”
reż. Marco Bellocchio
premiera: 3.07.2020

___________________________________
Przypisy:

[1] W kontekście giallo politco wartościowy poznawczo jest artykuł Anny Miller-Klejsy Śledztwo w sprawie gatunku poza wszelkim podejrzeniem, „Studia Filmoznawcze” 31/2010. Autorka stwierdza: „W najszerszym rozumieniu, do gatunku tego zalicza się wszystkie fabuły zawierające element tajemnicy, wyjaśnianej drogą detektywistycznego dochodzenia. […] Dla Włochów […] giallo jest tożsame z francuskim określeniem policier […]”.

[2] Warto zauważyć, że za pierwszego skruszonego mafii (pierwszego pentito) uznaje się Leonarda Vitalego (1941–1984). Vitale próbował współpracować z włoskim wymiarem sprawiedliwości od 1977 r., uznano go jednak za szaleńca i zamknięto na lata w zakładzie psychiatrycznym. Choć prawo o świadkach koronnych (legge sui pentiti) uchwalono w 1982 r., Vitale nie otrzymał protekcji i zabito go na oczach matki w momencie, gdy wychodzili z palermitańskiego kościoła. Prawdziwość jego zeznań potwierdziły oświadczenia Buscetty, które doprowadziły do wielkiego procesu przeciwko mafii pod wodzą sędziego Giovanniego Falcone (1986/1987). O postaci Vitale powstał film – „Człowiek ze szkła” (włoski tytuł: „L’ uomo di vetro”, 2007) w reżyserii Stefana Incertiego.

[3] Prawo nie jest Bogiem – mówi Damiano Damiani, „Kultura Filmowa” 9/1973.

[4] Bellocchio nigdy nie ukrywał, że Antoni Czechow jest jego ulubiony pisarzem. Fascynacja Czechowem jest u Bellocchia nieustająca. W filmografii Włocha odnajdziemy telewizyjną ekranizację dramatu „Mewa” (włoski tytuł: „Il gabbiano”, 1977). Bellocchio niewątpliwie zaczerpnął od autora „Trzech sióstr” chęć (nadmiernej wręcz) koncentracji na rodzinnym domu (nie tylko scenograficznie, ale też narracyjnie). Ikoniczną i przeklętą postacią w twórczości obu panów pozostaje matka – którą niekiedy w (nie zawsze uzasadnionym) resentymencie się gardzi, ośmiesza czy wręcz zabija.

Marco Bellocchio | fot. D. Dąbrowska