Archiwum
05.11.2012

Zemsta (na) Fredry

Marta Hoffmann
Podskórny Poznań

2 listopada oficjalnie narodziła się kluboksięgarnia środowiska Rozbratu. Oficjalnie, gdyż przy ulicy Fredry 5 prace remontowe trwały już długo, acz skutecznie, a swoją przedpremierę miejsce miało chociażby w związku z promocją „Podskórnego Poznania”. Miejsce nowe nie tylko ze względu na to, że dopiero co otwarte, lecz przede wszystkim ze względu na oryginalność na kulturalnej mapie Poznania. Kluboksięgarnia ma być miejscem wykuwania się kulturalnych i społecznych idei oraz inicjatyw. Co ważne, ma być także ośrodkiem ich realizacji. Otwarta będzie od środy do niedzieli, poniedziałki i wtorki rezerwując na spotkania z lokatorami, pracownikami i związkowcami. Część księgarniana oferuje książki wydawnictwa Bractwo Trojka, ale także z Ha!artu czy z Czarnego. Kontrrynkowe zacięcie pomysłodawców kluboksięgarni widać chociażby w strukturze miejsca – nie będzie tam tradycyjnej kapitalistycznej formy właściciel – pracownicy, lecz spółdzielnia pracowników dzieląca koszty i zarobki.

Duch anarchizmu wyczuwalny był w czasie otwarcia połączonego z imprezą Dziady Fest. Program wydarzenia był napięty i choć nie odbyły się wszystkie zaplanowane atrakcje, lokal od 17 pękał w szwach. Atmosferę kolektywności można czuć było od samego początku, impreza zaczęła się bowiem od „kuchni społecznej”. Goście przynosili własnoręcznie wykonane dania do wspólnej konsumpcji, warunek był jeden – potrawy miały być wegańskie. Stół uginał się od smakołyków, na które z pewnością niejeden mięsożerca dałby się skusić (i nabrać, kotlety, ciasta z galaretką – niewprawne oko mogłoby nie dostrzec różnicy między składnikami dań). Po zasileniu cielesnym przyszedł czas na rozrywki duchowe. Najpierw Jakub Misun, student poznańskiej polonistyki, przedstawił swoje tezy na temat: „Ile w Polakach pogaństwa?” Jego wykład miał bezpośredni związek z wydarzeniem, gdyż, jak sam stwierdził, najbardziej zależało mu na odpowiedzi na pytanie, po co Mickiewiczowi dziady w „Dziadach”. Misun skupiał się na II części Mickiewiczowskiego dramatu i snuł rozważania wokół krytyki katolicyzmu (dziady w przeciwieństwie do świąt katolickich miałyby zachować bardziej emocjonalny i ludzki wymiar), skupił się także na wątkach krytyki klasowej. Udowadniał, że postaci z II części „Dziadów” nie mogą otrzymać zbawienia nie tyle z racji swych chrześcijańsko pojmowanych grzechów, lecz z przyczyny przynależności do klasy posiadającej. Dzieci, które nie zaznały smutku, pasterka żywcem wyjęta z literatury sentymentalnej, nie kalająca się pracą – według Misuna to były przewinienia, które skazały dusze na tułaczkę między światami.

W czasie wykładu gości wydarzenia było już tak wielu, że nawet za drzwiami kluboksięgarni panował tłok żywo dyskutujących uczestników spotkania. Wówczas nastąpił długo oczekiwany moment ogłoszenia nazwy lokalu. I ta decyzja zapadła całkowicie oddolnie, głosować na nazwę można było na stronie internetowej Rozbratu. Ostatecznie najwięcej głosów zebrała nazwa Zemsta (można uznać, że to skojarzenie z ulicą Fredry, przy której znajduje się lokal, można sugerować coś innego…), pokonując Ubuntu, Tupolewa, Bakunina, Spółdzielnię Ruchomości. Ale, jak powiedział sam założyciel lokalu, Marek Piekarski, niech każdy nazywa ją, jak sobie chce.

Wernisaż Zbigniewa Libery był chyba najbardziej karkołomną częścią Dziady Fest. „Opowieści afrykańskie”, fotograficzny portret kobiety (stereotypowej azjatyckiej turystki) z dwoma mężczyznami z zachodniego świata, wystylizowanych na członków afrykańskiego plemienia to plakat do spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego „Opowieści afrykańskie według Szekspira”. Plakat zrobił wcześniej sporo zamieszania, gdyż wywieszany w miejscach publicznych Warszawy został posądzony o (jak to często bywa, gdy nie jest to reklama żelu pod prysznic lub bielizny) promowanie pornografii (mężczyźni są nadzy). Libera opowiedział nieco o kulisach powstawania plakatu, jednak żeby go obejrzeć, trzeba było okazać sporo cierpliwości, jeśli zawczasu nie zajęło się miejsc w „pierwszym rzędzie”, tłum gęstniał bowiem nieustannie.

Jako że nie udało się dojechać Darkowi Foksowi, który miał zaprezentować, i to przedpremierowo, fragmenty swojej książki „Kebab Meister”, oraz muzykom, wykonującym „Arię. Opowieści rewolucyjne”, ostatnim punktem programu był występ Krzysztofa Hoffmanna, wykładowcy na pobliskim wydziale polonistycznym, w wersji unplugged, grającego cichutko gitarowy minikoncert. Brak nagłośnienia spowodował, że sala ucichła na moment, by wsłuchać się w gitarę, nomen omen, klasyczną (chyba jedyny taki element w czasie spotkania), na której Hoffmann zaprezentował utwory Piazzolli, Mangore i Cardoso.

W ten sposób zakończył się program artystyczny, samo spotkanie trwało jednak jeszcze wiele godzin w rytm DJ-skich setów i w szumie rozmów przy wegańskim jedzeniu i piwie (choć korporacyjnym…). Ile nowych inicjatyw wykiełkowało w głowach uczestników – o tym, być może, dowiemy się wkrótce.

Otwarcie Zemsty okazało się strzałem w dziesiątkę, a frekwencja pewnie wręcz przerosła oczekiwania. Wydaje się, że miejsce będzie przeniesieniem Rozbratowej atmosfery do centrum Poznania. Idee i działania – tożsame, jednak pewnie łatwiej będzie trafić niezaznajomionym z ideami Rozbratu do knajpy przy Fredry (bliskość kilku uczelni jest dodatkowym plusem) niż na skłot przy Pułaskiego. I bardzo dobrze, że Rozbrat odznaczy się mocniej w sercu tego strasznego, mieszczańskiego Poznania, może i odzew działań ludzi z nim związanych będzie w naszym szacownym mieście większy? A to na pewno mu się przyda.

alt