Archiwum
03.02.2011

Spragniony wiedzy znajdzie oazę

Tomasz Bombrych
Podskórny Poznań

„Czy odwiedziłeś już grób słynnego rabina Akivy Egera? Świętowałeś szabat przy Stawnej 10? A czy wiesz, że żeby zobaczyć Golema wcale nie trzeba jechać do Pragi?” Tymi słowami organizatorzy (Hufiec Poznań „Siódemka”) zachęcali do wzięcia udziału w grze miejskiej: „Pojzn! Tej! Śladami poznańskich Żydów”, obchodzonej w ramach XIV Dni Judaizmu.

Sobotni poranek 15 styczna 2011 roku pokazał, że skutecznie. Pierwsza edycja o tej tematyce (i miejmy nadzieję, że nie ostatnia) miała za zadanie ułatwić nam kontakt z Poznaniem dawnym, żydowskim. Wybór formy też nie był przypadkowy. Gry miejskie to na polskim gruncie zjawisko stosunkowo młode. Widać jednak, że z roku na rok zyskuje ono nowe grono entuzjastów. Sama gra miejska łączy w sobie cechy gier komputerowych, RPG-ów, terenowych gier harcerskich, flash mobów oraz happeningów ulicznych. Tematyka tego typu imprez jest zróżnicowana: od wydarzeń historycznych po historie w całości wymyślone przez autora, który niczym demiurg tworzy świat na nowo.

Zaletą tej edycji był fakt, iż zyskała ona na tyle pełną formułę, że możliwe stało się połączenie pierwiastka ludycznego z tematyką żydowską. Organizatorzy postarali się, aby wykorzystać do maksimum cały historyczno-geograficzny potencjał miasta. Sama znajomość topografii jednak nie wystarczała. Trzeba było się wykazać sprytem, umiejętnością logicznego myślenia i kojarzenia faktów, a także (w mniejszym stopniu) wiedzą czysto podręcznikową z zakresu historii czy religii. I choć niektóre zadania sprawiały uczestnikom trochę problemów, nie osłabiło to jednak ich woli walki, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej wzmagało chęć gry.

Grę rozpoczęło wystąpienie jednej z organizatorek w miejscu obecnego cmentarza (przy ul. Głogowskiej 26). O tyle ważne, iż kondensujące losy Żydów poznańskich: świetność – upadek – zapomnienie – (częściowa) odbudowa: „w 1804 roku powstał cmentarz, który miał wielkość około 4 hektarów i zajmował teren Targów Poznańskich. Powstał po zlikwidowaniu cmentarza na obecnym Placu Wolności. W 1935 roku został zamknięty i bardzo szybko zniszczony. Macewy zostały wykorzystane do prac budowlanych między innymi do wyłożenia dna Jeziora Rusałka. Większość z nich została bezpowrotnie zniszczona, między innymi grób słynnego rabina Akiva Egera. Cmentarz zdewastowali hitlerowcy, zniszczeń dopełniła budowa Targów Poznańskich. W trakcie ich budowy natrafiono na szczątki ludzkie, które zostały przeniesione na cmentarz na Miłostowie, gdzie utworzono specjalną kwaterę żydowską. W 2006 roku pojawił się pomysł, żeby fragment tego cmentarza odtworzyć. Natrafiono na pierwszą przeszkodę, gdyż teren ten należał do Targów i Spółdzielni Mieszkaniowej „Grunwald”. Podwórko wyglądało jak większość zaniedbanych poznańskich podwórek: garaże, śmieci, wybieg dla psów – ogólnie przygnębiające wrażenie. Poznańska Gmina Żydowska rozpoczęła negocjacje z właścicielami tych garaży. Trwało to około 4 lat. Udało się jednak”. Przed wygłoszeniem tych słów padło pytanie skierowane w stronę uczestników: „kto był tu już wcześniej?”. Rękę podniosła zaledwie garstka osób. Uświadomiło mi to, że w Poznaniu są nadal miejsca zapomniane, nieodkryte. Paradoksalnie, każdy może do nich dotrzeć. Docierają nieliczni. Barierą wcale nie są utrudnienia administracyjne czy przeszkody fizyczne. Problem tkwi gdzie indziej. Być może omijamy je podświadomie, jakby to na nas ciążyła wina.

Gra „Pojzn tej!” w pierwszej kolejności miała zapoznać uczestników z lokalizacją tych obiektów. Ich eksploracja i poznanie w czasie gry były jednak niemożliwe – ważny był czas, liczyły się zdobyte punkty, a gdy zawodnicy czuli na plecach oddech kolejnej grupy, nikt nie myślał, by przystanąć na chwilę i kontemplować. Zawodnicy biegli dalej. Istotna zatem w tym kontekście była konfrontacja starych miejsc z ich obecnym kształtem: „Zawsze są takie miejsca, które chciałoby się odwiedzić, a nie ma takiej motywacji” – wspomina jeden z uczestników. Dzięki grze, zawodnicy „dotarli”  i odwiedzili różne miejsca. Na wspomnianym już cmentarzu żydowskim przy ulicy Głogowskiej mogliśmy pomodlić się przy grobie Akivy Egera, odtworzyć w wyobraźni sierociniec dla dziewcząt im. Ritsche Flatau i żydowską Szkoła Powszechną nr XIV przy ul. Noskowskiego, a obecnym budynku Instytutu PAN odkryć dawny Szpital żydowski (wraz z przytułkiem dla starców i synagogą) fundacji Abrahama i Henrietty Rohrów powstały w 1892 roku. W Muzeum Sztuk Użytkowych mogliśmy posmakować zagadki kulinarnej, a w Muzeum Narodowym odnaleźć starego Żyda z obrazu. Na koniec czekała na nas nowa synagoga gminna przy ulicy Stawnej. Atrakcji było oczywiście więcej, niestety z powodów organizacyjnych, a także i czasowych, nie każda grupa mogła do nich dotrzeć – jednak już to, co się w trakcie gry zobaczyło, przeżyło, posmakowało, powinno wystarczyć, by dobrze zapamiętać ten dzień.
Słowo „gra”, gdy sięgniemy do znaczenia etymologicznego, zawiera w sobie słowa: zabawa towarzyska, igrzyska, rozrywka. I tak w pierwszej kolejności potraktowali to wszyscy uczestnicy: „Trochę edukacyjnie, ale głównie zabawa” – mówi jedna z uczestniczek, druga dodaje: „Jako formę zabawy i integracji”. A jak powszechnie wiadomo: że najlepiej uczymy się, bawiąc, zyskujemy podwójnie: „Ja się boję, że się nie sprawdzimy, jeśli chodzi o znajomość tej tematyki, ale mam nadzieję, że mimo wszystko moja wiedza się poszerzy. Dowiadywałam się o historii Żydów teoretycznie, a teraz będzie pierwsza okazja, by to sprawdzić praktycznie” – konkluduje inna zawodniczka.

Spotkanie z kulturą żydowską poprzez grę miało odczarować sposób myślenia o niej. To z kolei wpłynęło na rodzaj pytania i zadań, które nie straszyłyby nas nudną faktografią czy nieznanymi nazwiskami, a miały bardziej charakter zabawy i bazowały na naszej wiedzy ogólnej, logice, zdrowym rozsądku czy…kondycji fizycznej. Zatem element obcy kulturowo został zredukowany. Poznanie empiryczne to coś więcej niż wzrok, dotyk czy smak. To przede wszystkim zrozumienie, a to zaś równa się akceptacji. Pytania w większości opierały na naszych zmysłach. By odnaleźć się w miejskiej topografii, uczestnicy musieli przejrzeć (zobaczyć na nowo), by poczuć smak przeszłości, musieli spróbować macy i tak dalej. Zadania przybierały formuły: „znajdź, dokończ, oblicz, poszukaj”. Pytania „gdzie/kiedy/dlaczego” nasuwały się automatycznie, a organizatorzy (umyślnie) pozostawili niedosyt. Spragniony wiedzy znajdzie oazę. Albo zginie (w niewiedzy).

Skonfrontujmy to z relacjami uczestników. „Fajnie było. Dużo biegania, ale wielu ciekawych rzeczy można było się dowiedzieć. Odnaleźć byłe zakątki żydowskie, których tak naprawdę w Internecie nie wyszukałam, poczuć atmosferę miasta. Zdarzały się problemy z rozpoznaniem niektórych miejsc. Najważniejsze, że jakoś daliśmy radę. Trzeba znać kulturę żydowską tak w ogóle. Bez tego to ciężko”. Znajomość kultury żydowskiej (czy kultur w ogóle) przydaje się nie tylko w czasie gry. Pragmatyzm poznawczy nie wynika tutaj z potencjalnych korzyści materialnych (w tym przypadku – na trzy najlepsze grupy czekała nagroda), a ma za zadanie ułatwić nam samookreślenie. My jako kultura, społeczeństwo szukamy wspólnych podobieństw. Wszyscy potrafimy wskazać różnice, czas znaleźć wspólny mianownik. A szukających było wielu. Listę z grupami zamknięto na numerze 32, mimo to zgłoszenia napływały nadal. „Jesteśmy zaskoczeni frekwencją, spodziewaliśmy się maksymalnie 50 osób, a było zdecydowanie więcej. Jeśli chodzi o sama ideę gry miejskiej, to nie jest żadna nowość. Natomiast okazało się, że jest bardzo duże zainteresowanie historią, kulturą żydowską. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że tyle osób chciało wziąć w tym udział” – mówi jedna z organizatorek.  Taka reakcja cieszy, bo to znak, że chcemy szukać rozwiązania problemu, chcemy się lepiej poznawać. A jak rozwiązano to organizacyjnie? By grupy nie wchodziły sobie w drogę, każdy zespół zaczynał grę z innego miejsca. Oczywiście duble na kolejnych etapach były nieuniknione – na szczęście zasada „kto pierwszy, ten lepszy” pozwoliła uniknąć konfliktów. O zwycięstwie decydowały zdobyte na trasie punkty. Walka trwała ponad 2 godziny. W tym czasie grupy dwoiły się i troiły, by osiągnąć podium. Sądząc jednak po reakcji wszystkich grup po ogłoszeniu wyników – nikt nie czuł się przegrany. A to chyba najważniejsze.

Rozpoznawalność dawnej symboliki miasta zależy od obserwatora (uczestnika), „wytrawności” jego oka, zdolności percepcyjnych, posiadanej wiedzy. Symbol (z natury) wymyka się jednak jednoznacznym interpretacjom, bywa czytany na wiele sposób, a każde odczytanie wnosi coś nowego w strukturę, jednocześnie zniekształcając go. Dlatego ważne w tym kontekście stają się powroty do miejsc, gdzie symbol ma swoje źródło. Zatem pytanie: co widzimy patrząc na pływanie przy ulicy Stawnej: obiekt sportowy czy Synagogę,  jest pytaniem o genezę.

Karsten Harries powiadał, iż: w architekturze istotą symboli nie jest opisywanie, lecz wyrażanie. By mogły „przemówić” musimy wypracować wspólny język. Dlatego warto zadawać pytania, co pozostało po minionych czasach? Odpowiedź czasami jest bliżej niż myślimy.