Z Lucyną Marzec, koordynatorką projektu „O czym szumią wiedźmy?”, odbywającego się w ramach Malta Festival, rozmawia Tomasz Bombrych
Festiwal Malta rozszerza formułę. Nowe Sytuacje mają z założenia charakter wprowadzający. Do czego są wstępem?
Przygotowujemy publiczność i mieszkańców Poznania do idiomu tegorocznej Malty: Wykluczenia. W grudniu ubiegłego roku kuratorka Nowych Sytuacji, Joanna Erbel poprosiła mnie o zbudowanie feministycznych narracji o mieście. Z tego pomysłu wyłoniła się wycieczka „Bamberki, feministki i inne”, akcja „Wózkiem przez Poznań”, i druga wycieczka dla dzieci „Czarownica Rozpadlina czaruje, wiedźma Rzeżucha wie co robi, a dzieci zaklęciami zdobywają Poznań” (czyli Maltańskie Wiedźmy Dzieciom). To jest jedna akcja, będąca częścią Nowych Sytuacji, za to chyba najbardziej rozbudowana.
Idiom Wykluczeni to bolesny i trudny temat przewodni tegorocznej edycji Malty. Jakiego języka użyć do opowiadania o nim?
Trzeba używać języka empatii i wrażliwości, takiego, który otwiera się na inność i pozwala tej inności przemówić własnym głosem. Jeżeli mamy mówić językiem wykluczonych o mieście, to ta narracja będzie zawsze prze-pisaniem. Prze-pisaniem konwencjonalnej narracji o mieście, opiewającej bohaterów, których nazwiska noszą najważniejsze ulice albo przepisaniem konwencjonalnej biografii, której pierwsze zdanie brzmi: „urodziła się”, a ostatnie „umarła”. Na naszych wycieczkach opowiadamy o mieście tak, żeby wydobyć z niego inne aspekty, może mniej popularne, bardziej problematyczne.
Wykluczenie jest przerwaniem dyskursu. Wy przywracacie zapomniane narracje. Traktujecie to jako wskrzeszenie tych postaci, przypomnienie czy zwykłą opowieść?
Nie chcemy, by była to tylko atrakcyjna, osnuta anegdotami opowiastka. Na pewno ważne jest dla nas przypomnienie, upamiętnienie. Zawsze mówimy, że warto wnikać głębiej w postacie, w ich życie, twórczość. Mamy nadzieję, że takie wycieczki sprawią, iż ktoś zainteresuje się bardziej, dowie się więcej, podąży za jakąś postacią.
Jakiego rodzaju pytania i problemy towarzyszyły Ci przy tworzeniu cyklu „O czym szumią wiedźmy”?
Były to oczywiście zagadnienia dotyczące tematyki, którą się zajmuję, treści merytorycznych, które przedstawiałyśmy. Zastanawiałam się, czy idziemy w dobrą stronę, czy to, co robimy coś zmieni – na razie otrzymałam same pozytywne odpowiedzi [śmiech]. Cieszyło nas ogromnie, że na wycieczki przychodziły przewodniczki miejskie, że przyłączali się do nas przypadkowi przechodnie i do naszych opowieści dodawali swoje.
Wspominasz, że wykluczenie kobiet w przeszłości jest związane z ich obecną sytuacją. Czy zatem poprzez działalność Wielkopolskiego Słownika Kobiet i Nowych Sytuacji stosujesz feministyczną politykę à rebours, to jest przywracając z przeszłości sylwetki zapomnianych kobiet, walczysz o te współczesne?
W teraźniejszości, mówiąc o przeszłości, wychylam się ku przyszłości [śmiech]. Na tym polega ta feministyczna archeologia, szukanie korzeni, pozytywne wzmocnienie. Skoro kiedyś żyły i działały świetne, wielkie kobiety, to teraz takie są, i w przyszłości też będą. Szukanie wzorców z przeszłości pomaga myśleć o teraźniejszości i przyszłości.
Pisałaś, że poprzez akcje „O czym szumią wiedźmy?” zaproponujesz nowy sposób odzyskania przestrzeni. O jaką przestrzeń będziesz/będziecie walczyć?
Po każdej postaci pozostawiałyśmy ślad, tworzyłyśmy bardzo ulotne miejsce pamięci. Nie wielkie pomniki, tablice. Mentalną sferę pamięci przedkładamy na sferę fizyczną. Na przykład po Johannie Bade zostawiłyśmy białą kokardę, którą nosiły diakonisy pruskie w XIX wieku, po Julii Woykowskiej gałązkę cyprysu, która na pewno zwiędnie, po romskiej poetce Papuszy kartę do gry jako symbol jej głównego zajęcia – wróżenia. Nie interesuje nas konkwistadorskie pozyskiwanie czy wojownicze odzyskiwanie własności, obszaru, który potem wzięłybyśmy w posiadanie czy strzegłybyśmy z wartowniczej wieży. Virginia Woolf pisała, że kobieta jest obywatelką świata, nie ma ojczyzny, Rosi Braidotti sądzi, że kobieta jest nomadycznym podmiotem, podmiotem w ruchu, niekoniecznie jednak fizycznie przemieszczającym się. Dla nas ważna jest jednak specyficzna przestrzeń, którą zajmowały kobiety, żyjące i tworzące w Poznaniu czy szerzej: Wielkopolsce. Sądzimy, że przestrzeń znaczy, czasem tylko wpływa, czasem determinuje życie, a od charakteru fizycznej mobilności zależy bardzo wiele. Jeśli więc miałabym na chwilę pozostać przy militarnej metaforyce walki o jakąś przestrzeń, to byłaby to przestrzeń swobodnego mijania się, wymiany i przemian. Ale militarne metafory są niebezpieczne i w XXI wieku nikt nie uwierzy w „walkę o pokój”, wolałabym odzyskiwanie kojarzyć z pracą archeologiczną, z wykopaliskami, z wnikaniem w głąb i poszukiwaniem wiedzy.
Penetrujecie przeszłość, zaglądacie do wspomnień, odwiedzacie historie i w oparciu o nie budujecie sylwetki swoich bohaterek. W jaki sposób tworzycie narracje, na co kładziecie nacisk?
Specjalnie tak to zaprojektowałyśmy, że 7 osób w inny sposób opowiada o swojej postaci. Wspólnym mianownikiem było tylko to, że zostawiamy jedną rzecz po danej osobie. Każda z nas wybrała sobie postać albo bliską sercu – albo ze względu na kompetencje.
Kiedy Kasia Kończal mówiła o Johannie Bade, pokazywała, jak pruska mieszkanka Poznania nauczyła się perfekcyjnie języka polskiego i jak poświęciła swoje życie pracy na rzecz innych ludzi. Katarzyna Frąszczak wzięła na tapetę Bamberkę – i w trakcie poszukiwań okazało się, że najlepiej będzie opowiedzieć o żyjącej Ewie Mielcarek, uhonorowanej odznaką Złotej Bamberki za zasługi dla Bambrów. Kasia miała bardzo trudne zadanie: mówić o kimś, kto w każdej chwili może zweryfikować jej opowieść, ocenić, zaprzeczyć… Dlatego najlepszym pomysłem było stworzenie dwugłosu – najpierw Kasi, przedstawiającej kulturę bamberskich kobiet oraz samej pani Ewy, która z osoby zaproszonej na wycieczkę przeistoczyła się w gospodynię – zaprosiła wszystkich uczestników i uczestniczki na słodki poczęstunek w pasażu kamienicy jej ojca. Gest oddania gościowi swojej symbolicznej chociażby przestrzeni, otwarcie na zamianę ról w relacji gospodarze (gospodynie)–goście jest bardzo ważny w refleksji Jacquesa Derridy (i kontynuatorów, kontynuatorek) o Inności.
Na naszej wycieczce – i w trakcie przygotowań do niej – zweryfikowałyśmy na własnej skórze sporo teorii. Weronika Zawadzka opowiadała o Werze Kostrzewie – kojarzonej jako komunistka, która chciała przyłączyć Polskę do ZSRR. To prawda, kiedy jednak głębiej się zastanowimy, nic oprócz tego o niej nie wiemy. Znamy wyrywki, mało kto chce czytać jej książki i teksty. W przypadku „barwnych” czy kontrowersyjnych postaci posiłkujemy się zbyt często formułami ze słownika biograficznego, zamiast dowiedzieć się, co jest w nich jednostkowego, wyjątkowego. Dlatego Weronika przeczytała na głos fragment wystąpienia Kostrzewy i opowiadała o tym, jak myślicielka została oszukana przez ludzi, którym doszczętnie ufała. Z podobnym problemem zmierzyła się Adriana Kovacheva, która mówiła o Bronisławie Wajs, słynnej Papuszy, „szalonej romskiej poetce”. Adriana po kolei omawiała każdy mit związany z jej życiem i twórczością, wskazując na dwuznaczność, nieoczywistość, fragmentaryczność naszej wiedzy o Papuszy. Katarzyna Granops mówiła o najmniej znanym aspekcie działalności Towarzystwa „Warta”, prowadzonego przez Anielę Tułodziecką – pokazała, że obok pracy na rzecz edukacji najmłodszych, towarzystwo kobiet miało na celu wspólnie się doszkalać, uczyć od siebie, pomagać sobie i innym kobiecym organizacjom z pozostałych zaborów.
Zawsze, oprócz przedstawienia sylwetek kobiet, mówimy także o życiu społeczeństwa, w którym egzystowały. Opowiadamy nie tylko o konkretnych osobach, tylko o konkretnym czasie historycznym, nastrojach danej epoki. Żeby wyjaśnić, dlaczego Julia Woykowska i jej mąż zostali obrzuceni kamieniami przez poznańskich mieszczan, trzeba przywołać ich działalność, ale także pokazać, jakie było wtedy poznańskie mieszczaństwo, jakie wyznawało wartości, kogo i dlaczego wykluczało. Nie przedstawiamy zatem uniwersalnych sylwetek emancypantek czy feministek, raczej pokazujemy, co oznaczało bycie aktywną kobietą w danym czasie historycznym i w konkretnej geograficznej przestrzeni.
Czego uczą te narracje?
Uczą, że nie można się poddawać mainstreamowi i gdy ma się odważne idee i pomysły na zmianę świata, to trzeba za nimi podążać. I przygotować się, że nie będzie łatwo. Nie działać w pojedynkę, stawiać na kooperatywy i przyjaźnie. Nie osłabiać wrażliwości.
Opisać, znaczy oswoić, poznać i w konsekwencji zrozumieć i zaakceptować. Czy zatem problem wykluczenia nie wynika z braku dostatecznej edukacji?
Tak. Gdyby dzieci w szkole były oswajane z różnymi ideami, chociażby z ideami ekumenicznymi, z istnieniem różnorodnych, nawet rozbieżnych pomysłów na życie,, inaczej zachowywałyby się jako osoby dorosłe. Jako dorośli mieliby inną wrażliwość. Jestem zdania, że prawie wszystko zależy od szkolnej edukacji.
Więcej informacji o Nowych Sytuacjach na stronie Malta Festival