Archiwum
05.03.2012

Poznać wykluczony POZnan*

Agnieszka Ziółkowska
Podskórny Poznań

W sobotę, 25 lutego, odbyła się w Poznaniu nietypowa wycieczka krajoznawcza. Grupa inicjatywna Drugie Oblicze Poznania (w której skład weszli artyści, naukowcy oraz organizacje pozarządowe, a przede wszystkim środowisko skupione wokół skłotu Rozbrat) zaproponowała przyjrzenie się „drugiej stronie monety” naszego miasta sukcesu, dobrobytu i etosu poznańskiej przedsiębiorczości. Akytwiści zorganizowali przejazd po Poznaniu biedy, wykluczenia i walki o byt, który jest wynikiem antyspołecznej polityki socjalnej i mieszkaniowej miasta, a który władza skrzętnie ukrywa przed oczami opinii publicznej. Ten Poznań, mimo że władza udaje, że go nie ma, a na pewno nie znajdziemy go w materiałach promujących miasto (choć, o dziwo, informacja o sobotniej wycieczce znalazła się na stronach miasta – najpewniej przez przeoczenie), to jednak Poznań bardzo realny: codzienna rzeczywistość wielu setek osób wyrzuconych poza nawias społeczeństwa.

Chętnych do zobaczenia „drugiego oblicza Poznania” było wielu. Licznie przybyli studenci, naukowcy, przedstawiciele NGO, którzy od ponad roku sprzeciwiają się powstaniu w Poznaniu getta kontenerowego i eksmisjom na bruk. Najwięcej jednak pojawiło się zaciekawionych i zbulwersowanych doniesieniami medialnymi w tych kwestii poznaniaków, którzy postanowili przekonać się sami, o czym tak naprawdę toczy się dyskusja. Honor naszych poznańskich radnych-bezradnych uratował swoją obecnością Łukasz Mikuła.

Kamienica przy ulicy Piaskowej, od której rozpoczęliśmy zwiedzanie „drugiego oblicza Poznania”, stanowi typowy przykład dla trwającego od ponad 10 lat procesu prywatyzacji zasobów komunalnych w polskich miastach. Kamienica początkowo należała do miasta, później do piekarni Fawor, a ostatnio – wraz z lokatorami – przeszła w ręce prywatnego właściciela. Na jego nieszczęście, mieszkańcy, którzy od lat tu mieszkali, płacili czynsze, remontowali i utrzymywali budynek, jak na złość nie chcieli opuścić swoich mieszkań, kiedy nowy właściciel postanowił się ich pozbyć. Nie poddali się takim „delikatnym” metodom perswazji, jak demontowanie drzwi i okien, zalewanie mieszkań czy też „słowne perswazje”. Zorganizowali się, rozpoczęli protesty, wyszli na ulicę, by walczyć o swoje prawa. Okazało się to o wiele skuteczniejsze niż szukanie wsparcia w Urzędzie Miasta i u Prezydenta Miasta. W końcu mieszkańcy kamienicy powołali Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów i – jak mówi Antoni Niedźwiecki, mieszkaniec kamienicy i współzałożyciel stowarzyszenia – „stał się cud”. Wobec zorganizowanego oporu mieszkańców właściciel zdecydował się zmienić dotychczasową politykę i doszło do rozpoczęcia negocjacji między obiema stronami.

Na starym śmieciowisku przy ul. Średzkiej, gdzie urzeczywistnia się najbardziej kontrowersyjny „projekt” w dziedzinie mieszkalnictwa w Poznaniu: kontenerowe osiedle, do którego zostaną zesłani tak zwani trudni lokatorzy. Mimo gwałtownego oporu społecznego i krytyki różnego rodzaju środowisk oraz organizacji, które wskazują, że jest to alokacja, a nie rozwiązanie problemu, że takie działanie doprowadzi do kumulacji patologii, reprodukcji biedy i wtórnej marginalizacji osób już zmarginalizowanych, oraz, w dłuższej perspektywie, do powstania najzwyklejszego na świecie getta – kontenery przy Średzkiej już stoją i straszą. Nowe, bielutkie metalowe puszki pięknie prezentują się na tle wysokiego muru zakończonego drutem kolczastym. Obrazu dopełnia znajdujące się obok złomowisko, opustoszałe rudery, wykarczowane błotniste klepisko z resztkami zarośli oraz kuriozalna, historyczna latarnia przed nimi – bardziej pasująca do bruku Starego Rynku niż szarej kostki, którą wyłożona jest przestrzeń przed kontenerami. W takiej oto uroczystej scenerii powitał nas chlebem i solą Ryszard Grobelny (w tej roli Łukasz Weber w masce z podobizną prezydenta stylizowaną na Guy Fawkes’a) na uroczystym otwarciu oficjalnego, poznańskiego getta biedy i wykluczenia. Nie zabrakło czerwonej wstęgi i tryumfalnego jej przecięcia. Owo otwarcie było jednak trochę przedwczesne, gdyż nadzór budowlany nie zezwolił na oddanie kontenerów do użytku bez przebudowy. Co ciekawe, żadnych robót i prac w tym kierunku na razie przy Średzkiej nie widać.

Następnym punktem w programie był hotel robotniczy przy ulicy Torowej, do którego z początkiem kwietnia (do końca marca trwa okres ochronny i eksmisji się nie przeprowadza) będą masowo eksmitowani zadłużeni lokatorzy miejskich mieszkań komunalnych. Miasto nie zapewni im lokalu socjalnego, a funkcję pomieszczenia tymczasowego dla rodzin spełni właśnie ten substandardowy hotel robotniczy, położony na peryferiach miasta. Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych już podpisał z hotelem umowę, w ramach której opłacił im tydzień pobytu, dalej z problemami ludzkimi będą pozostawieni właściciele hotelu. Koszt eksmisji to około 6 tysięcy złotych –tę kwotę, wraz z opłatami za pobyt w hotelu dolicza się do długu osób eksmitowanych.

Starołęckie baraki wykorzystywane były od lat przez prywatnych właścicieli nieruchomości jako mieszkania tymczasowe po eksmisji. Za możliwość mieszkania w tych nie spełniających żadnych warunków sanitarnych, rozpadających i łatwo zajmujących się ogniem budach niektóre rodziny płaciły nawet 600 złotych czynszu. O sprawie było głośno kilka lat temu w mediach, jednak władze miasta nie zainteresowały się losem wyeksmitowanych tam mieszkańców. Dziś już nikt tu nie mieszka, ale w swoim czasie żyło w nich ponad 100 osób.

Wybudowane przez Niemców w latach 40. ubiegłego stulecia baraki przy ulicy Opolskiej – kolejny punkt podróży na mapie „wykluczonego POZnania*” – początkowo służyły za mieszkania dla polskich robotników zatrudnionych przy rozbudowie Zakładów Cegielskiego. Po nacjonalizacji zakładów, teren ten przeszedł w ręce miasta. Niezagospodarowane pustostany powoli były zajmowane przez rodziny czekające na przydział mieszkania. Mieszkańcy remontowali baraki, ocieplali je, dociągnęli tu sanitariaty, elektryczność. Jednak miasto zainteresowało się terenem i zaczęło eksmitować mieszkańców, a opuszczone przez nich budynki plombować. Mimo że osiedle ulega powolnej degradacji i pierwotnych mieszkańców jest coraz mniej, to te poniemieckie półdomy-półbaraki przeznaczone do wstępnie do krótkiego, czasowego użytkowania, jeszcze stoją i po kilkudziesięciu latach użytkowania, wyglądają całkiem dobrze. Jakby na złość ZKZL, przykład Opolskiej zdaje się potwierdzać śmiałą tezę, że ludzie powinni mieszkać w domach, w mieszkaniach, które znajdują się w budynkach, zaś metalowe puszki nadają się do przechowywania konserw albo coca-coli, ale nie do mieszkania dla ludzi.

Według organizatorów happeningu, to właśnie jest prawdziwy POZnan*, nie zaś jego drugie oblicze. Poznań, który władza stara się uczynić niewidocznym, sprzątnąć sprzed oczu „porzundnych” poznaniaków. Poznań, miasto wykluczenia społecznego, które jest równocześnie wykluczeniem przestrzennym, ponieważ „kłopotliwi” czy też zwyczajnie ubodzy mieszkańcy wyrzucani są nie tylko poza nawias społeczeństwa, ale też fizycznie na peryferie miasta: w trudno dostępne, ze słabymi połączeniami komunikacji miejskiej z centrum rejony, często w pobliżu magistrali kolejowych, starych fabryk i innych opuszczonych industrialnych budowli. Ten Poznań, niestety, istnieje i, dzięki antyspołecznej polityce miasta, będzie się tylko powiększał, a skala ubóstwa i problemów – pogłębiała.

Odpowiedzialny za tę antyspołeczną politykę mieszkaniową Poznania jest Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych, którego pięknie odremontowaną za pieniądze podatników siedzibę przy ulicy Matejki zwiedzamy na sam koniec. To tutaj urzędnicy, z nieprzejednanym dyrektorem Jarosławem Puckiem na czele, decydują, kogo wyrzucić na bruk, kogo zapuszkować w kontenerze, a z kim podpisać umowę na wynajem baraku przy ulicy Opolskiej. To tutaj zapadła decyzja o odrzuceniu społecznego projektu Okrągłego Stołu ds. Polityki Społeczno-Mieszkaniowej organizacji pozarządowych wchodzących w skład Komisji Dialogu Obywatelskiego przy Wydziale Zdrowia i Spraw Społecznych. Celem projektu było wypracowanie odpowiednich standardów postępowania i długofalowej polityki społecznej dotyczącej mieszkalnictwa, zwłaszcza w obliczu kontrowersyjnych działań urzędu w tym zakresie, pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego, wzrastającego bezrobocia, rosnącego zadłużenia gospodarstw domowych i związanych z tym zagrożeń. To w kamienicy przy ulicy Matejki powstają antyspołeczne programy budowania getta wykluczenia, zamiast projektów mieszkań komunalnych i socjalnych – w kolejce na mieszkania czeka około 2 tysiące osób. Miasto Poznań przez kilkanaście lat zrezygnowało z budowania mieszkań socjalnych i komunalnych. Zamiast tego wolało wypłacać wysokie odszkodowania właścicielom prywatnych kamienic, gdzie mieszkały osoby z prawem do lokalu socjalnego. W tym roku miasto zapłaciło z kieszeni podatnika ponad 10 milionów złotych z tytułu odszkodowań prywatnym właścicielom. Ile pełnowartościowych mieszkań socjalnych i komunalnych mogłoby za to powstać zamiast kontenerów, ile osób nie zostałoby skazanych na hotel robotniczy, zajmowanie pustostanów i baraków? To pytania retoryczne, na które ZKZL nie odpowie, gdyż – jak wyjaśnili organizatorzy wycieczki na plakacie, który powiesili naprzeciw siedziby Zarządu – zajmuje się Zasadniczo Kiwaniem Zdezorientowanych Lokatorów. Trudno się z nimi nie zgodzić.

alt
fot. Agnieszka Ziółkowska fotoreportaż z wycieczki na fanpage'u Stowarzyszenia My Poznaniacy