To zaskakujące, jak szybko wysychają źródła energii; jak niespodziewanie obumierają miejsca do niedawna tętniące życiem; jak radykalnym przeobrażeniom ulegają (wydawałoby się, niezmienne) obiekty na mapie miasta. Jedno z takich właśnie źródeł, obiektów i miejsc odnaleźć można na poznańskim Ostrowie Tumskim. Oddzielone torami kolejowymi i korytem rzeki, wciąż daje o sobie znać widocznym z dala wysokim, czerwono-białym kominem. Elektrownia Garbary – bo o niej mowa – stała się głównym przedmiotem uwagi, ale i refleksji zarówno na wystawie, która odbyła się w ubiegłym roku w Bramie Poznania ICHOT, jak i w towarzyszącej pokazowi książki. Wedle redaktora publikacji (a jednocześnie kuratora ekspozycji) Michała Kępskiego, o wygasłym już zakładzie energetycznym można mówić w formie dokumentu potencjalnego: z jednej strony – przybliżać dzieje funkcjonalnej świetności, historię sztuki inżynieryjnej i architektonicznej formy, a także losy związanych z nim ludzi; z drugiej natomiast – rozważać swego rodzaju „życie po życiu” postindustrialnego obiektu. „Potencjał Elektrowni Garbary – pisze Kępski – podobnie jak innych miejsc poprzemysłowych, to możliwość wprowadzania zmian w społecznej i urbanistycznej tkance miasta”. Czy rzeczywiście w tym opustoszałym, topornym gmachu, osadzonym na nadwarciańskim cyplu, drzemie tak wielki potencjał? Odpowiedzi na to pytanie warto szukać w wyczerpującej monografii „Elektrownia Garbary – dokument potencjalny”. Wyczerpującej, gdyż – jak się wydaje – za sprawą badawczej skrupulatności współautorów-specjalistów (Emilii Kiecko, Szymona Piotra Kubiaka, Ewy Rewers, Mirona Urbaniaka) dotykającej merytorycznie bodaj wszystkich aspektów: socjologii, historii przemysłu, architektury, urbanistyki czy technologii.
„Potężna świątynia pracy” – jak określał poznańską fabrykę prądu prezydent Cyryl Ratajski – została uruchomiona w 1929 roku, niedługo po zamknięciu Powszechnej Wystawy Krajowej. Jeszcze w ramach trwania PeWuKi przedstawiano ją jako miejską chlubę. Nie bez powodu. Stanowiła bowiem największy i najnowocześniejszy wówczas zakład tego typu w Wielkopolsce. Respekt budziły nie tylko możliwości prądotwórcze, lecz także sąsiadująca z katedrą monumentalna bryła projektu Stefana Cybichowskiego. Biała elewacja, alternowana rzędami podpór i wysokich okien oraz kaskadowy układ dachów, zwieńczonych kominami, przywodziły na myśl w równej mierze budynek świątynny, co okręt. W sylwecie elektrowni upatrywano przede wszystkim symbol nowoczesności. Czynił tak przecież już znacznie wcześniej architekt-futurysta – Antonio Sant’Elia, kreślący wizjonerskie projekty monumentalnych zakładów energetycznych. Jednak korzenie poznańskiej budowli tkwią, jak pisze Szymon Piotr Kubiak, w surowej i pragmatycznej architekturze spod znaku niemieckiego koncernu AEG. Elektrownia, będąca dla lokalnych władz dumą i przedsmakiem przyszłości, dla mieszkańców Poznania stanowiła zarówno źródło energii docierającej do mieszkań, jak i miejsce rekreacji. Między latami 1933 a 1965 (kiedy przekształcono ją w elektrociepłownię) w jej pobliżu funkcjonowała pływalnia (odwiedzana tłumnie, co potwierdzają archiwalne fotografie), określana przez poznaniaków mianem „ciepłego rowka”. Wodę rzeczną – używaną do chłodzenia turbogeneratorów – po ogrzaniu zrzucano jako produkt uboczny do Warty w korycie ulgi. Z tak powstałego sześciotorowego akwenu oraz przylegającej doń skoczni, szatni i bufetu przez ponad pół roku (od kwietnia aż do października) mogli korzystać wszyscy.
Elektrownia Garbary była polem i świadkiem wojennych i powojennych wydarzeń. Robotnicy – których wspomnienia Kępski przytacza w publikacji – zapamiętali widok płonącej katedry, huk granatów i pikujących samolotów oraz brutalne traktowanie pracowników przez UB.
Fabryka prądu to nade wszystko przestrzeń etosu pracy, ale i miejsce zacieśniania więzów międzyludzkich. Andrzej Machnik, kierownik kotłowni, potwierdzał ten fakt słowami: „Ludziom, którzy tutaj pracowali, też się mogło tak trafić, że wróci po pracy do domu i ma zimno. Czasami, jak były jakieś awarie, to nikt się nie oglądał – robiło się tak długo, aż zrobiło”.
Wraz ze stopniowym wygaszaniem produkcyjnej aktywności „Garbar” (jej obowiązki przejął Karolin), zamierało życie w energetycznej świątyni. Dziś teren i budynki elektrowni porasta samosiewna zieleń, przemieniająca je w romantyczny pejzaż poprzemysłowych ruin. Na ich tle Kępski i Rewers snują w dialogu rozważania nad potencjałem tej przestrzeni. Możliwość nadania jej drugiego życia widzą zarówno w działaniach miejskich eksplorerów i archeologów, partyzanckich turystów oraz artystów, którzy nawiedzają to miejsce, jak i w „nie-ludzkich podmiotach”, a więc na przykład w dzikiej roślinności. Wywodom o deindustrializacji (tudzież reindustrializacji) oraz o odmienianiu oblicza i funkcji obszarów przemysłowych wtórują przykłady stawiania pszczelich uli na fabrycznych dachach czy rekultywacji ziem w Zagłębiu Ruhry. Do tych pomysłów można dodać jeszcze jeden: „The High Line”, ciągnącą się przez Manhattan estakadę kolei miejskiej, która po zamknięciu zaczęła dziczeć. W sukurs przyszli nowojorscy aktywiści, urbaniści oraz architekci. Zahamowali korozję konstrukcji i okiełznali roślinną samowolę, rearanżując dwukilometrowe torowisko w modną promenadę, estetyzującą zmurszałe nieużytki, ale też aktywizującą komunikację i rynek nieruchomości. Wątpliwe, by Elektrownię Garbary (na działkę której polują już deweloperzy) czekał podobny los. Koncepcja jej transformacji przez „nie-ludzkie podmioty” (jakkolwiek ciekawa) wydaje się tu raczej bezpłodna, potencjał dokonywania zmian w społecznej oraz urbanistycznej tkance miasta – nikły, zaś nadzieje na przewartościowanie przemysłowego obiektu – płonne. Na poznańską wersję Tate Modern chyba też nie ma co liczyć. Niemniej jednak w wypowiedziach Ewy Rewers daje się słyszeć nutę optymizmu wobec prób przeobrażenia przestrzeni elektrowni, stwarzających nową szansę jej rozwoju. Kulturoznawczyni pisze: „Sprawą pomysłowości, wyobraźni, a także środków finansowych pozostanie, jak to wszystko zrealizujemy”.
W wystawowo-książkowym projekcie „Elektrownia Garbary – dokument potencjalny” mowa nie tylko o barwnej przeszłości tytułowego obiektu i jego możliwościowych, niemal futurologicznych perspektywach. To również spojrzenie na dzisiejszą elektrownię – z całym dobrodziejstwem inwentarza: odpadającym tynkiem, pokrytymi trawą dachami i niesprawną maszynerią. Taki właśnie werystyczny obraz poznańskiego zakładu uwieczniony został w fotograficznym cyklu Michała Sity, umieszczonym w samym sercu publikacji. Na zdjęciach widnieją detale kaflowych posadzek, kłębowiska rurociągów, wnętrza nastawni, maszynowni i magazynów czy widok smukłego komina. W niektórych ujęciach fragmenty architektury lub oprzyrządowania ulegają uabstrakcyjnieniu. Nie wszystkie obrazy są jednak bezludne. Sita portretuje przechodniów-intruzów, okolicznych mieszkańców, robotników. Anonimowych bohaterów łączy przestrzeń elektrowni, pojmowana jako miejsce pracy, dziki plac zabaw czy tło spacerów. Fotograficzna seria Sity (będąca jednym z głównych elementów zeszłorocznej ekspozycji) ma charakter zwornika dla dwóch części książki: rozważań o przyszłości i potencjale poznańskiej elektrowni, a po nich – badań historycznych. Publikacja stanowi więc aliaż naukowej monografii, fotograficznego albumu oraz artbooka (za atrakcyjny skład i graficzne opracowanie odpowiedzialny jest Marcin Markowski). Łączy historię, antropologię, socjologię, historię sztuki, nauki inżynieryjne i szeroko pojęte urban studies.
O dalszym bycie Elektrociepłowni Garbary jeszcze nie przesądzono. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości zostanie zrównana z ziemią lub podzieli los poprzedniczki z 1904 roku (elektrowni przy ul. Grobla), kruszejąc z każdym dniem coraz bardziej. Tym cenniejszy wydaje się projekt pod redakcją Kępskiego, który nie tylko pieczołowicie dokumentuje dzieje fabryki prądu z Ostrowa Tumskiego, lecz także wpisuje się w dyskurs i prowokuje do pogłębienia refleksji nad współczesną rolą, znaczeniem oraz możliwościami skrytymi w miejskich przestrzeniach postindustrialnych – a tych w Poznaniu nie brakuje.
„Elektrownia Garbary – dokument potencjalny”
pod redakcją Michała Kępskiego
Centrum Turystyki Kulturowej TRAKT
Poznań 2017