Archiwum
12.03.2019

O czym rozmawiają artystki-feministki?

Anna Adamowicz
Podskórny Poznań

 

Czy artystki-feministki rozmawiają o dzieciach?

Czy artystki-feministki rozmawiają o zakupach?

Czy artystki-feministki rozmawiają o dolegliwościach zdrowotnych?

Czy artystki-feministki rozmawiają o pogodzie?

Cóż, może rozmawiają, gdy nikt ich nie podsłuchuje. Gdy zaś świat sztuki nadstawia uszu, artystki-feministki rozmawiają wyłącznie o sprawach wzniosłych. O filozofii. O feminizmie. O historii sztuki. O literaturze i muzyce, jak również o odniesieniach biblijnych. Artystki-feministki dużą część swoich rozmów poświęcają rewolucji. To najbardziej gorący temat rozmów. (Wiem z doświadczenia.)

Znają się na rzeczy, przeczytały, obejrzały, wysłuchały, co trzeba, by móc rozmawiać na tak poważne tematy. Piszą do siebie listy, które są małymi dysertacjami doktorskimi. W listach do siebie piszą na nowo (her)storie sztuki i kultury, analizują filozofię feministyczną XX wieku i dzielą się nowymi przemyśleniami. Zwykła zjadaczka chleba zapytałaby: kiedy one mają na to czas? A odpowiedź mogłaby brzmieć: mają na to cały czas, bo ich życie to ich praca, a ich praca to ich sztuka.

Spektakl performatywny „Wszyscy rozmawiają o pogodzie. My nie” autorstwa Anny i Agaty Baumgart, który mogliśmy oglądać 8 marca w poznańskim Pawilonie, jest tego doskonałym przykładem. Nie tylko poprzez treść, ale również poprzez formę zobaczyliśmy, jak bardzo życie, również to rodzinne, miesza się w życiu artystek z tworzoną przez nie sztuką. Jest nierozłączne. W trakcie wydarzenia widzowie i widzki kilkakrotnie mogli poczuć konsternację, zadać sobie pytanie: czy to, co oglądamy, to wciąż sztuka, czy już życie? W przekonaniu, że oglądamy sztukę utrzymywały nas poszczególne formalne aspekty: aktorki-performerki z przygotowaniem teatralnym i filmowym, które w trakcie performansu dzieliły się z nami swoimi przemyśleniami na temat życia i pracy. W kontekście formy warto również zwrócić uwagę na kostiumy zaprojektowane przez Martę Szypulską, które dodawały performansowi artystycznej lekkości i odciągały uwagę od niekiedy zbyt uderzającej teatralności.

Pierwsza część wydarzenia to czytane i performowane przez aktorki: Annę Kłos i Klarę Bielawkę listy, które Anna Baumgart otrzymała od Katarzyny Bojarskiej i Agaty Araszkiewicz. Roi się w nich od odniesień do współczesnej kultury i sztuki. Poprzez czytaną z kartki formę wykonawczą i długość listów trudno było niekiedy nadążyć za ich sensem. Korespondencja przebiega zarówno po linii współczesnej – wiemy, że list to list, musi mieć swój początek, rozwinięcie i koniec – jak i po linii historycznej – pojawiające się w listach postaci, takie jak Róża Luksemburg czy Katarzyna Kobro zdają się adresatkami wypowiedzi aktorki Anny Kłos na równi z Anną Baumgart, do której list jest kierowany. Klara Bielawka z kolei dzieli się z nami swoimi osobistymi doświadczeniami i jest w tym niesamowicie szczera: przyznaje, że ze względu na obowiązki macierzyńskie nie miała czasu przygotować żadnej nowej formy wypowiedzi, dlatego pozostało jej skorzystać ze środków wyrazu z poprzednich realizacji, w których brała udział. Mamy tu więc fragment sceny z udziałem granej przez Bielawkę Katarzyny Kossakowskiej w karocy ze spektaklu „Księgi Jakubowe” w reżyserii Eweliny Marciniak czy ukazanie jej nagiego ciała, które było elementem przedstawienia „Neron” w reżyserii Wiktora Rubina (obie sztuki zrealizowane w warszawskim Teatrze Powszechnym). W tym momencie Klara dzieli się z publicznością wstrząsającą opowieścią o tym, jak podczas grania tej sztuki, występując nago od pasa w górę, była napastowana seksualnie na scenie przez widza. Używając mocnych słów, aktorka powiedziała, że „została wyruchana przez ubranie przez jednego z widzów, którego wedle scenariusza zaprosiła na scenę”. Znów do końca nie wiemy, czy dzieli się z nami prawdziwą historią, czy jest w roli. Taka jest cała pierwsza część – oscyluje na granicy realnego świadectwa i performansu, zostawiając nam pole do własnych interpretacji, co tutaj wydarza się na serio, a co jest scenariuszem przygotowanym przez Baumgart.

Druga część zaprojektowana przez Agatę Baumgart różni się właściwie wszystkim, dopełnia całość konkretnym, gorzko-ironicznym, osobistym wspomnieniem. Prowadzi nas do niej dość zabawny film z dzieciństwa Baumgart, nakręcony przez jej matkę oraz ich rozmowa zaprezentowana jedynie w formie dźwiękowej. To negocjacja córki z matką na temat realizowanego przez młodszą z nich projektu, który ma dotyczyć ich relacji. Matka zgadza się, choć nie bez wątpliwości. Słyszymy, że czuje się, jakby miała zostać przez własną córkę „spetryfikowana”, umieszczona w jakimś wyobrażonym panteonie niemal jak martwa osoba. Wątki emocjonalne mieszają się tutaj znów z pomysłem i działaniem artystycznym, utwierdzając nas w przekonaniu, że dorastanie i życie w artystycznej rodzinie jest niezwykle twórcze, ale równocześnie trudne i kosztujące wiele wysiłku.

Przy pomocy towarzyszących jej aktorów i performerów Agata Baumgart przywołuje swoje wspomnienie z wystawy „Piękno, czyli efekty malarskie”, podczas której towarzyszy swojej matce i po raz pierwszy uświadamia sobie, czym jest świat sztuki, kto go tworzy i jak wygląda „od środka”. Akt ten można odebrać jako swoiste udzielenie sobie głosu z pozycji przeszłości, artystka przyznaje, że wstydziła się za swoją matkę oraz pokazaną przez nią wówczas pracę „Bombowniczka”, z którą zbyt mocno ją utożsamiano, jej przyjaciół i całą atmosferę. To spojrzenie nastolatki obnaża powierzchowność świata sztuki, jest świeże, konkretne i zdrowe, i być może niecelowo nawiązuje do pojawiających się w pierwszej części performansu słów Róży Luksemburg o tym, że „sztuka jest w stanie zrobić jedynie pozorowaną rewolucję”.

Takie właśnie pozornie rewolucyjne dążenia przebijają się przez ten performans już od nadanego mu tytułu. To jednocześnie tytuł książki o Ulrike Meinhof, niemieckiej lewicowej rewolucjonistce, która poświęciła swoje życie walce z kapitalistycznym systemem, przez co została uznana za terrorystkę. Hasło to towarzyszy artystom, którzy opierają się zastanemu porządkowi; przewijało się w gronie artystów tworzących ruch Occupy Wall Street i innych wzywających do „przebudzenia się” i zajęcia poważniejszymi tematami niż tylko widoczne gołym okiem warunki atmosferyczne. Mam jednak spore wątpliwości co do siły rewolucyjnej zaprezentowanej podczas performansu Baumgart i Baumgart. Być może to cieplarnianie warunki instytucji kultury, które zwykle są producentami takich przedsięwzięć, sprawiają, że walka artystek-feministek to walka papierowa, prawidłowo odczytywana jedynie przez zainteresowanych i zainteresowane sztuką i kulturą współczesną, współuczestników i współuczestniczki „bańki”, kolegów i koleżanki z branży. Porozmawiać o rewolucji jednak zawsze warto. Zwłaszcza gdy nic nas to nie kosztuje i nie musimy brać na siebie sprawczej odpowiedzialności. A jako artyści – nie musimy – bo, jak powiedziała niegdyś Anna Baumgart, cytując w jednym z wywiadów Zygmunta Baumana, sztuka i kultura są wartościami samymi w sobie.

 

„Wszyscy rozmawiają o pogodzie. My nie.”
Baumgart Baumgart Performance Studio
Poznań, Pawilon
8.03.2019

fot. Maciej Zakrzewski