Archiwum
30.09.2017

Niezbadane pola outsider artu

Ola Juchacz Małgorzata Szaefer
Podskórny Poznań

 

Ola Juchacz: Czym się zajmujesz i za co odpowiadasz w Galerii Tak?

Małgorzata Szaefer: Od paru lat zarządzam całkowicie wizją galerii – jaki ma mieć wizerunek outsider art. Jako Stowarzyszenie Na Tak trzymamy się blisko niepełnosprawności (czyli osób chorych psychicznie, z upośledzeniem umysłowym), ale zaczęłam do wystaw włączać także innych odrzuconych, na przykład więźniów. Nawiązuję kontakty z Europą i ze światem, z innymi galeriami i muzeami. Organizuję wymienne wystawy: w Poznaniu pokazujemy rozpoznawalnych outsiderów, takich jak Luboš Plný czy Miroslav Tichý, a swoich „wypychamy” na zewnątrz. Chciałabym, żeby Polska miała swój towar wymienny, tak jak to ma miejsce w głównym nurcie sztuki.  Bardzo ważna jest dla mnie praca naukowa w ramach galerii, dlatego wpisałam Tak (a co za tym idzie, Polskę) do European Outsider Art Association.

Jak to wygląda w Polsce? Ile jest takich placówek podobnych do Waszej?

Jeśli mam być szczera, to nie ma drugiej takiej placówki,  której udało się połączyć researche, organizację rezydencji outsiderów, wystaw, koncertów, pokazów filmowych. W Szczecinie jest Romek Zańko, ale to są raczej oddolne akcje parateatralne. Beata Jaszczak prowadzi stowarzyszenie i galerię Oto Ja, organizowała plenery Akcji Oto Ja w Zakrzewie. W Krakowie jest Galeria D’Art Naif i kolekcja at brut Leszka Macaka. We Wrocławiu działa Galeria ArtBut, W Łodzi Galeria Odlot.

 

fot. Magdalena Kasperczak

 

Dlaczego outsider art nie jest popularna w Polsce?

Nikogo specjalnie nie fascynuje długofalowa współpraca z takim totalnie szalonym człowiekiem. Takie mam obserwacje ze swej pracy terenowej. Na świecie natomiast wiele jest przypadków współpracy na zasadzie artysta–artysta. Osoby zasłużone dla głównego nurtu sztuki rozpoznają outsiderów i pokazują ich światu.

Przecież nasza kultura undergroundowa od lat mocno skupia się na postaciach wyrzutków społecznych.

To jest zupełnie inny temat. Xawery Stańczyk napisał świetny tekst o undergroundzie dla Muzeum Śląskiego w Katowicach. Zadał tam pytanie, dlaczego underground i outsider art znalazły się razem na wystawie „Nie jestem już psem”, bo na dobrą sprawę to są dwie różne rzeczy. Dla kogoś, kto się nie zna na tych nurtach, dochodzi do pomieszania pojęć i ekspozycja niekoniecznie jest czytelna, ale wystawa była bardzo dobra i osadzała outsider art w świetnym kontekście.

Ciężko też postawić znak równości między outsider art i sztuką naiwną, prawda?

Absolutnie! Sztuka naiwna u nas była tak wymęczona po wojnie… Aleksander Jackowski napisał książkę „Sztuka zwana naiwną”, włączał tam takich artystów, jak Stanisław Zagajewski – cudowna postać: mieszkał z psami, tworzył, był jak Michał Anioł wykluczonych. W książce znalazła się też Maria Wnęk, gdzieś tam łaziła z dziwnymi tobołkami, nie myła się specjalnie, malowała te swoje dziwne postacie, schizofreniczka. I Jackowski te postacie sprzedał w swojej książce światu. Oni w tych opowieściach po raz pierwszy zaistnieli. Ale z drugiej strony zostali włączeni nie do pasma art brut czy outsider art, bo tak by byli sklasyfikowani na świecie, tylko do sztuki naiwnej – czyli nastąpiło pomieszanie pojęć. Wiele osób głosi tezę, że to jest sztuka czysta. Absolutnie jestem przeciwna takiemu myśleniu. Nie znoszę tych określeń – one nic nie mówią i są nieprawdziwe. Wykluczeni też funkcjonuję w kulturze, korzystają z wzorców kulturowych, nie są odizolowani od tego. Nie da się pozostawać całkowicie poza.

To, co teraz planujecie w ramach „Trójkąta bermudzkiego”, to nie będzie tylko wystawa, ale też cykl spotkań, rozmów. Czy celem rozbudowanego programu jest stworzenie swego rodzaju pojęciownika, zainicjowanie dyskusji?

Tak. Chcemy pokazać, że nie trzeba tych prac analizować, odnosząc się tylko do niepełnosprawności twórców. Albo na siłę ich wpychać do sztuki. Może jest dla nich miejsce gdzieś pomiędzy. I po to będą Stanisław Ruksza, Rafał Jakubowicz, Sebastian Cichocki i inni zaproszeni goście: żeby ludzie, którzy przyjdą, zastanawiali się: „Cholera, gdzie to umiejscowić?”. Żeby nie przychodzili do Galerii Tak jak do miejsca przynależnego niepełnosprawności.

 

fot. Magdalena Kasperczak

 

W ramach wystawy łączycie główny nurt z outsider artem. Jaki był klucz doboru artystek i artystów? Czymś się kierowaliście?

Robimy to trochę intuicyjnie (i nie zawsze uważam, że dobrze). Teraz chodziło zastanowienie się nad niezbadanym polem w outsider Art – odsłonić je dla sztuki i dla kultury, zastanowić się nad kwestią zniknięć i wymazań. O ile „normalny” artysta jest w stanie wytłumaczyć strategię swoich prac, dlaczego coś się pojawiło (a coś nie), o tyle artysta outsider artu nie musi się z tego spowiadać. To sztuka bardzo inkluzyjna. Artyści opisują coś bardzo szczegółowo, a my – wszyscy – nie mamy pojęcia, co tam się dzieje.

Połączenia pomiędzy Johnem Uhro Kempem, jego zanurzeniem w naturze i świadomym wegetarianizmem, a Stachem Bałygą i nie-flagami, które zanikają w przyrodzie – jest w tym wspólna efemeryczność. Tak samo czyni Paweł Mysera, który wymazuje Sajdnaję – straszliwe więzienie w Syrii zostaje usunięte z mapy świata. Na ile w ogóle próbujemy chronić świat znakami, na ile możemy wymazywać pewne gesty? Do tego można dodać prace Diany Grabowskiej z pocztówkami wymazującymi gesty polityczne, miesięcznice smoleńskie… Po drugiej stronie outsiderskie gesty: Iwona Mysera i mapy świata, Władysław  Grygny ukryty za pieczęcią skarbową, Kamil Kurzawa i jego „Zeszyt” pełny wojen galaktyk, no i tekst Barbary Checkiej „Oni Poszli po Ogień”– jak „Poszliśmy do Croatan”…To jest moje myślenie o outsider arcie, zbudowane niestety nie kolektywnie.

 

fot. Magdalena Kasperczak

 

Chciałabyś przekierować obowiązki kuratorskie także na inne osoby?

Chciałabym zapraszać osoby, które coś chcą powiedzieć, jakoś naruszyć tę moją jednostkową perspektywę. Myślę na przykład o Tomku Pawłowskim. Byłoby cudownie. To bez sensu, żeby jeden kurator ciągle robił wystawy. Tak jest po prostu z braku kasy, nie z chęci panowania (śmiech).

Jak znajdujesz kolejnych artystów?

Myślę, że to jest najtrudniejsza część naszej pracy. W Polsce polega to na przedzieraniu się przez system Domów Pomocy Społecznej. Najczęściej wracam z takich wyjazdów z niczym. Być może trzeba by się całkowicie temu poświęcić, stworzyć jakiś system. Teraz odbywa się to bardzo spontanicznie – jeden drugiemu coś powie i nagle pojawiają się dwa zupełnie nowe nazwiska, po bardzo długim czasie poszukiwań. Zazwyczaj zaczyna się od rozmów, niezręcznych pytań, na przykład: „Czy jest u was ktoś dziwny?”.

 

fot. Magdalena Kasperczak

 

Po prostu wchodzisz do przypadkowej placówki i zadajesz to pytanie?

Tak. Poza tym trzeba przejść procedurę, rozmawiać z dyrektorem, z osobami zarządzającymi, które potem odsyłają do osoby kierującej przestrzenią plastyczną. Niestety w Polsce nie zatrudnia się artystów w takich miejscach, tylko osoby po edukacji, pedagogice specjalnej. Oni mają doświadczenie w postępowaniu z osobami niepełnosprawnymi, ale nie mają zaplecza artystycznego. Każą im robić okropne rzeczy, które są sprzedawane na jarmarkach. Pojawiają się zdolne osoby, ale są bardzo ograniczane. Nie mogą na przykład pisać swoich listów.

Listów?

Ja to nazywam listami, ale to są różne zapiski, notesy, brudnopisy. Bardzo często chodzą z nimi wszędzie, chronią nimi świat i siebie jednocześnie. I stąd niechęć, żeby się tego pozbyć, oddać czy choćby ujawnić ich treść. Ale na takie osoby opiekunowie w DPS-ach w ogóle nie zwracają uwagi, bo nie mają przygotowania. Dodatkowo ich praktyka izoluje tę osobę społecznie – rola artysty jest niedobra dla psychiki podopiecznych, zdaniem terapeutów. I dlatego zaczynają oddzielać ich od własnych prac.

 

fot. Magdalena Kasperczak

 

Wasza praca, jako kuratorów i opiekunów, to taka próba stworzenia przestrzeni wolności, swobody wyrazu. Czy widzicie w niej miejsce także dla nieoutsiderów?

Jasne, chcemy, żeby to było miejsce, które nadaje się do eksperymentalnych gestów. Młodzi ludzie mogą tu po prostu wejść, dostać przestrzeń. Jesteśmy otwarci na nieoutsiderskie gesty w naszej przestrzeni…

…czyli spotkania studentów i profesjonalnych artystów głównego nurtu z outsider artem, sztuki przystępnej i eksperymentalnej. Na kiedy planujecie działania wokół projektu Trójkąt bermudzki”?

Na koniec października i przez cały listopad. Jeden weekend przeznaczymy w całości na maraton filmów o tematyce nie tylko outsiderskiej, ale też steam- i cyberpunkowej, undergroundowej, kontestatorskiej, kuratorowany przez Rafała Jęczmyka. Chcemy pokazać, że wykluczonych da się postrzegać szerzej i bardziej popkulturowo. Będą także debaty o sytuacji ekonomicznej artystów brut artu, postsztuce i strategiach działania. Planujemy też koncerty. W ubiegły piątek (29.09.) odbył się wernisaż, można już oglądać wystawę.

Małgorzata Szaefer, fot. Ola Juchacz