− Mur jest symbolem, punktem wyjścia, aby odnaleźć argumenty na to, że społeczeństwa otwarte, demokratyczne są naszą jedyną możliwością, jeśli chcemy uniknąć wojny. Mówimy „nie” nacjonalizmom, mówimy „nie” zamykaniu granic i mówimy „nie” murom − tymi słowami organizatorzy Festiwalu Malta otworzyli Komiksowe Neg(ocj)acje, przestrzeń do dialogu artystów i mieszkańców Poznania na temat idei wspólnotowości. I choć, paradoksalnie, mur dzieli i grodzi nas od innych, to ten na placu Wolności ustanowili platformą do komunikacji. Za jego pomocą każdy z nas przez czas trwania festiwalu będzie mógł się wypowiedzieć. Jak zapewniają organizatorzy, nic nie podlegnie cenzurze.
Na otwarcie Komiksowych Neg(ocj)acji zaproszono troje artystów: Alicję Białą, urodzoną w Poznaniu, ale mieszkająca na co dzień w Los Angeles ilustratorkę, rysowniczkę, fotografkę i twórczynię murali; Ahmeda Goldsteina, twórcę fanpage’a Minimalistyczna satyra Ahmeda Goldsteina i Olgę Wróbel, kulturoznawczynię, twórczynię komiksów i autorkę bloga Odmiany masochizmu. Na murze ustawionym na placu Wolności stworzą oni, ale również wszyscy chętni, obrazy nawiązujące do takich kwestii, jak wspólnotowość, otwartość, społeczeństwo.
Poznański mur opiera się na silnej sprzeczności. Z jednej strony przywołuje sytuację konfliktu, grodzenia się, strach, oddziela „nas” od „innych”, którzy przecież mogą nas skrzywdzić i nam zaszkodzić (no właśnie, mogą?). Z drugiej – ten konkretny mur jest przestrzenią do wolnej wypowiedzi artystycznej, do dialogu i porozumienia z mitycznymi „innymi”: − Organizatorzy próbowali tym projektem odwrócić symbol muru poprzez rozpoczęcie na nim dialogu. Dla mnie ten projekt jest bardziej o tym, czy taki mur jest faktycznie potrzebny − komentuje Alicja Biała. − Zdecydowaliśmy [z Alicją Białą i Ahmedem Goldsteinem], że na murze będziemy poruszać kwestie tego, kim ja jestem we wspólnocie, kim są moi sąsiedzi i kogo w tej wspólnocie brakuje. Ważną kwestią było dla nas także to, dlaczego ten mur tutaj jest i czy jest potrzebny. Mieliśmy pomysł, żeby go po prostu spalić, ale tego zrobić nie możemy. Będziemy starali się nawiązać dialog z mieszkańcami i po tym, jak my powiemy, czym ten mur jest dla nas, zapytać, czym jest dla nich − mówi Olga Wróbel. − Mur jest rodzajem granicy, a granica zawsze jest czymś, co nie tylko dzieli, ale też łączy, bo gdyby nie było podziału, nie mogłoby być dialogu. Do dialogu potrzebne są zawsze przynajmniej dwie strony − dodaje Ahmed Goldstein.
Porozmawiajmy obrazami
Dialog to szczególny, bo prymarną rolę odgrywa w nim nie słowo, choć i ono jest tam obecne, ale obraz. Przez chwilę można pomyśleć, że z jednej strony to dziwaczny wybór, bo czy nie łatwiej po prostu porozmawiać? Z drugiej – czy w obecnej sytuacji społeczno-politycznej możliwy jest jeszcze tradycyjny, spokojny i wyważony dialog? A przecież obraz nie jest czymś niespodziewanym. Można nawet stwierdzić, że to obraz gra pierwsze skrzypce we współczesnej debacie. Codziennie oglądamy ich setki. Zdjęcia w portalach internetowych, gazetach, na facebookowych tablicach przyjaciół. Polska flaga unoszona na tle płonącej tęczy na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Ciało martwego dziecka na tureckiej plaży. Broniąca muzułmanki Saffiyah Khan stojąca naprzeciw Iana Crosslanda, miejscowego lidera Angielskiej Ligi Obrony. Zdjęcie dnia, tygodnia, roku, dekady. To obrazy nadają ton dzisiejszej debacie. Są szybsze, prawdziwsze, zrozumiałe dla wszystkich, bez względu na to, czy mówimy po polsku, niemiecku, francusku, arabsku.
Komiksowe neg(ocj)acje wpisują się także w dzisiejszą sytuację obrazu w przestrzeni miejskiej. Bo czy nie jesteśmy przyzwyczajeni do komunikacji za ich pomocą? Zewsząd otaczają nad reklamy, plakaty, billboardy, murale, graffiti. Zwłaszcza te ostatnie możemy przyrównać do okazji zaistniałej na placu Wolności. Czy odwieczna walka poznańskich nacjonalistów z poznańskimi anarchistami, objawiająca się na murach kamienic i wiatach przystanków, przeniesie się na ustawiony przez organizatorów mur? Być może. Czy komiks ma rzeczywiście taką moc dialogu, jaką przypisują mu organizatorzy? Czy wniesie to nową jakość, czy pozwoli na zburzenie najtrwalszych murów istniejących na świecie? − Burzenie własnych murów jest tak naprawdę najtrudniejsze; umiejętność przemożenia się na poziomie drobiazgów, jak wyjście ze swojej strefy komfortu. Nie wiem, czy takie działania komiksowe mogą rzeczywiście te mury w nas zburzyć, natomiast jest to jakiś punkt wyjścia do rozmowy − komentuje Wróbel. Alicja Biała wskazuje na rolę edukacji, która wydaje się w tym procesie kluczową. − Nie mamy nic innego oprócz edukacji, by zburzyć mury tkwiące w nas samych. Wyjście z dialogiem jest jedynym naszym narzędziem, by coś zmienić. Jedyne, co nam pozostało, to nie odgradzać się, a wychodzić do innych. A w jaki sposób możemy pracować nad tym na co dzień? Ahmed Goldstein podpowiada: − By znosić mury, które mamy w nas samych, musimy rozmawiać z ludźmi, podróżować, a jeśli jest to dla nas niemożliwe, to spotykać się z tymi, którzy podróżują. Poznań jest świetnym miejscem do takich działań, bo jest tu mnóstwo obcokrajowców.
Poznański mur może się przekształcić w pewien rodzaj komiksowego reportażu, który opowiada o ludziach żyjących tu i teraz, o ich obawach i pragnieniach. Może się okazać, że nie trzeba wyjeżdżać do Palestyny jak Joe Sacco czy do Birmy jak Guy Delisle, by opowiedzieć o podziałach i konfliktach narastających pomiędzy ludźmi. Więcej, festiwalowy mur z obrazami i słowami pozostawionymi przez mieszkańców Poznania i gości festiwalu może się okazać opowieścią niezwykle szczerą i mocną, bo nie ograniczoną przez przestrzeń kartki, profesjonalny namysł nad kadrem, czy strach przed konsekwencjami wypowiedzi. Na murze jesteśmy wolni i w pewien sposób anonimowi. Możemy szczerze wyrazić siebie, ale możemy też prowokować. Bo poznański mur jest niczym więcej niż odzwierciedleniem emocji głęboko w nas tkwiących, bez względu na to, jakie one są; pozwala wyrazić to, czego często nie potrafimy lub nie chcemy wyrazić słowami. I nieważne, czy mówimy globalnie, czy lokalnie. Wszystkie obrazy się liczą. Można mówić o murze rozdzielającym Europejczyków i uchodźców, ale też o takim, który pozbawia nas publicznej przestrzeni, transformując ją w pokawałkowane, prywatne tereny, na które wstęp obcym jest surowo wzbroniony. − Na mur można spojrzeć z bardzo szerokiej perspektywy: jak na zasieki na granicach europejskich państw albo mur między Izraelem i Palestyną, ale są też takie mury codzienne, jak na przykład grodzone osiedla albo podwórka, które kiedyś były przestrzenią wspólną, a teraz są podzielone na małe place należące do każdej wspólnoty − twierdzi Olga Wróbel. − Dla mnie grodzenie się jest aspektem negatywnych, natomiast myślę, że do tej refleksji trzeba trochę dojrzeć i nie chciałabym nikogo piętnować.
Narysuj swój strach
Czego i kogo właściwie się boimy, przed kim chcemy się grodzić? Odpowiedzi jest wiele i tak naprawdę żadna z nich nie wyczerpuje natury problemu. Bo Polacy boją się zarówno tych, którzy są w naszej społeczności nieobecni, jak uchodźcy, jak i tych, którzy przecież tak samo jak my mówią o sobie: „Jestem Polakiem”. Dlaczego tak się dzieje? Olga Wróbel wskazuje na silną jednolitość naszego społeczeństwa i strach przed jej rozbiciem: − Mam wrażenie, że społeczeństwo polskie boi się obcości w każdym możliwym przejawie – czy chodzi o uchodźców, imigrantów, gejów i lesbijki, czy feministki. Społeczeństwo jest mocno zhomogenizowane i grodzenie się na wielu poziomach wynika z tego. Nie potrzebujemy obcego w postaci Syryjczyka czy innego uchodźcy, żeby te procesy zaobserwować. Wystarczy odrobinę odstawać od normy. W pewnym momencie baliśmy się wegetarian, cyklistów, ekologów, obrońców praw zwierząt.
− Według statystyk Polacy boją się uchodźców. Nie boją się niebezpiecznych uchodźców, nie boją się terrorystów, którzy będą udawać uchodźców, tylko boją się po prostu uchodźców, co wynika z prowadzonej od lat propagandy nienawiści, która zaczęła się wraz z wyborami parlamentarnymi − dopowiada Ahmed Goldstein. Puentuje to Alicja Biała − Grodzimy się przede wszystkim przed wyobrażeniami, które niekoniecznie są prawdziwe. Mur jest wyznacznikiem strachu. Łatwiej jest się odgrodzić, niż kogoś poznać.