Jest naszym życzeniem, by arsenały broni zagłady zostały zniszczone. By wysiłek uczonych i rządów skierowany został na likwidację głodu nękającego narody wielu krajów, na zwalczanie trapiących ludzkość chorób, na zaspokojenie materialnych potrzeb ludzkich i ochronę środowiska, w którym żyją ludzie.
fragment „Apelu Pokoju do Narodów Świata”
Chciałoby się powiedzieć, że dziś – podobnie jak w przytoczonym powyżej fragmencie Apelu Pokoju do Narodów Świata, odczytanym przez jedenastoletnią wówczas Monikę Śroń na poznańskiej Cytadeli, 11 października 1986 roku, podczas odsłonięcia Dzwonu Pokoju i Przyjaźni Miedzy Narodami – pragniemy tego samego. Ubolewamy, że nic się nie zmieniło – wciąż marzymy o tym samym: aby na świecie panował pokój i dobrobyt. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej ówczesnym pragnieniom, zauważymy, że dziś jako ludzkość nie tylko ich nie wypełniliśmy, ale na dodatek niweczymy je obecnymi działaniami rządów(!) i globalnego kapitału. Czy w 1986 roku ówcześni mogli się spodziewać, że w ciągu 30 lat choroby nie tylko nie zostaną radykalnie zwalczone, ale za sprawą działania wielkich koncernów farmaceutycznych, ruchów antyszczepionkowych i teorii spiskowych, których spektakularny rozwój umożliwiły media społecznościowe, powrócą te dawno zapomniane? Czym była wówczas potrzeba ochrony środowiska? W 1986 roku, ogłoszonym Międzynarodowym Rokiem Pokoju, o zmianie klimatu mówiło się raczej w kręgach akademickich, a jednak występuje w apelu skierowanym do Narodów Świata. Czy ówcześni mogli się spodziewać, że 33 lata później premierzy kilku krajów Europy odmówią współpracy na rzecz powstrzymania zmian klimatu? Jeśli przyjrzeć się medialnym przekazom, chęć zapobiegania katastrofom klimatycznym i wojnom nie leży w głównej agendzie możnych tego świata. Coraz częściej mówi się raczej o nadchodzącym globalnym konflikcie, w którym główną rolę odegra broń nuklearna. Nic nie wskazuje na to, abyśmy byli w stanie wypełnić nasze własne postanowienia sprzed lat.
Marta Jalowska, artystka związana z kolektywami Teraz Poliż i Czarne Szmaty, w ramach programu Tools for Peace / Narzędzia dla pokoju pod kuratelą Generatora Malta, poszukuje odpowiedzi na to, jak urzeczywistnić ówczesne marzenia. Dwudziestego ósmego czerwca o godzinie 19:00 w poznańskim Parku Cytadela wraz z grupą performerów po raz wtóry odczyta Apel Pokoju, a niefunkcjonujący na co dzień Dzwon Pokoju rozbrzmi z całą siłą. Działanie nosi nazwę „Interwał Pokoju” i warto wziąć w nim udział z kilku powodów.
W świetle wielkich, patriarchalnych narracji historycznych głos Moniki Śroń wydobywa to, co najważniejsze. Dzień pokazu, który przypada na 28. dzień czerwca, skupia w sobie kilka ważnych rocznic: 105 lat temu tego dnia przeprowadzono zamach na księcia Ferdynanda, co stało się początkiem I wojny światowej. Pięć lat później, tego samego dnia zakończyła się ona podpisaniem pokoju wersalskiego. Sześćdziesiąt trzy lata temu w Poznaniu tego dnia doszło do pierwszego powojennego zrywu robotników. A dokładnie przed półwieczem, dwa dni przed końcem czerwca miały miejsce zamieszki w klubie Stonewall, które stały się symbolicznym początkiem walk społeczności nieheteronormatywnych o prawa i podmiotowość. Dla Jalowskiej dzień ten jest szczególny, mówi, że nieprzypadkowo właśnie wtedy odbywają się jakieś przełomowe wydarzenia. Jalowska, wywodząca się z nurtu artystek zaangażowanych feministycznie, podkreśla, że ważne są dla niej wątki herstoryczne. Dlatego to przemówienie małej dziewczynki, jedynego wówczas głosu wypowiedzianego nie przez mężczyzn, stało się początkiem jej refleksji nad działaniem na Cytadeli. W dzisiejszej, zmienionej opowieści przenosi ona uwagę na herstorie, wątki dotyczące osób wykluczonych ze względów ekonomicznych czy tożsamościowych, a także zwierząt i przyrody.
Pracując nad „Interwałem Pokoju” artystka wychodziła z założenia, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby subwersywnie „odzyskiwać” rocznice i symbole, nadawać im nowe, emancypacyjne znaczenia. Nie zgadza się na to, aby ramy historii były ustalane przez tych, do których należy władza i którzy grają nią wedle własnych potrzeb. Widząc siłę we wspólnotowej sprawczości, twierdzi, że sami możemy decydować o tym, co mówią nam takie symbole, jak Dzwon Pokoju. Performatywne działanie artystki można postrzegać jako swego rodzaju rekonstrukcję historyczną. Tego typu przedstawienia kojarzymy raczej z niekiedy absurdalnymi spektaklami przedstawiającymi bitwy i wojenki, strojami „z epoki”, scenografią odzwierciedlającą wyobrażenia o tym, jak to kiedyś było. Oprócz odzyskiwania symboliki, praca Jalowskiej może również zmienić nasze postrzeganie rekonstrukcji historycznej, przesuwając ciężar gatunkowy z nawiązań militarnych na nawiązania do pokoju i przyjaźni.
Do działania zaproszono osoby z różnych środowisk, które Marta poznała podczas swojego pobytu w Poznaniu. Artystka postawiła przed nimi pytanie: co ich zdaniem zapewniłoby lepszy świat? Powstało siedem apeli, które zostaną odczytane w najbliższy piątek. Artystka zdradza, że wiele z nich łączy potrzeba konieczności wyrównywania szans i poczucia bezpieczeństwa: ekonomicznego, społecznego, wolności do wyrażania swoich poglądów i tożsamości, wezwanie do powstrzymania degradacji środowiska. Cieszy duży udział w projekcie młodzieży z różnych środowisk, zarówno z działającej prężnie grupy skupionej wokół organizacji Miesiąca dla Klimatu, jak i osób ze środowisk defaworyzowanych.
W zmienionej przez artystkę nazwie historyczny dzwon funkcjonować będzie jako Dzwon Pokoju i Przyjaźni Między Istotami. Celowe odejście od pojęcia narodu, w którym upatrywać można przyczyn ciągnących się nieskończenie konfliktów i rosnących w siłę nacjonalizmów, prowadzi nas do bardziej globalnego, nieantropocentrycznego spojrzenia na wszelkie istoty żyjące na świecie. Warto jednak zaznaczyć, że przywoływane w pierwotnym apelu „narody” funkcjonowały wówczas w innym niż dziś polu wyobrażeń. Występując w liczbie mnogiej, narody, rozumiane raczej jako wyzwolone z jarzma imperializmu ludy, miały mieć siłę twórczą dla stwarzania pokoju i zwalczania nierówności.
Dobrze wiemy już, jak ówczesne pojęcia mają się dziś. Wobec wzrastającego faszyzmu oraz rozmaitych, szkodliwych konsekwencji polityki neoliberalnej, dotykających wiele krajów Zachodu, trudno wyobrazić sobie stojące ramię w ramię narody świata, przedkładające globalny pokój ponad własne interesy. Propozycja Jalowskiej, która solidarności, wspólnotowości i odpowiedzialności za siebie nawzajem szuka w rezygnacji z poczucia narodowej przynależności i tożsamości, skupiając się raczej na tym, co nas łączy ze wszystkimi pozostałymi Istotami, wpisuje się w biocentryczny pogląd na świat, będący jedną z możliwości zatrzymania hegemonii kapitalistycznej i zniesienia patriarchalnej hierarchii. Łączy subwersję dziedzictwa historycznego z ekologią głęboką. Poznańska Cytadela wydaje się idealnym miejscem na to właśnie działanie.
Tam, gdzie cmentarze wojskowe i budowle militarne obrasta i zasiedla niezwykle bogata flora i fauna, Jalowska widzi przestrzeń, w której rzeczywistość można zaprojektować na innych warunkach: równości, pokoju, feminizmu i emancypacji. Już w piątek, o 19:00 sami będziemy mogli wziąć udział we współtworzeniu „Interwału Pokoju”, który – miejmy nadzieję – brzmiał będzie jak najdłużej.