Archiwum
12.04.2011

Co w Głośnej piszczy?

Tomasz Bombrych
Podskórny Poznań

Z Agatą Elsner i Natalią Dolatą o powracającej na mapę Poznania Głośnej rozmawia Tomasz Bombrych

Tomasz Bombrych: Zacznijmy od początku, a raczej od końca Głośnej Samotności. Upadło jedno z kultowych miejsc na kulturalnej mapie Poznania.
Agata Elsner: Na końcowej imprezie, która była dla nas symboliczna, usiadłyśmy z Natalią na kanapach i pomyślałyśmy o tym, że przecież to jest pierwsze takie miejsce w Poznaniu, które wnosi coś zupełnie nowego w to miasto, nie jest to knajpa, jest to zupełnie nowa i twórcza przestrzeń. I dlaczego takie miejsce musi upaść? A musi upaść w dużej mierze ze względu na naprawdę zaporowy czynsz – nie będę tutaj udawać, tylko powiem szczerze – krwawych kamieniczników, prywaciarzy, którzy podnosili, a nie obniżali ten czynsz. Nikt nie był w stanie pomóc Piotrowi [Wróblewskiemu, właścicielowi Głośnej Samotności – przyp. red.] – ani miasto, ani władze.
Natalia Dolata: Nikt też chyba się specjalnie nie starał, żeby pomóc, więc zdecydowałyśmy, że pociągniemy dzieło Piotra, spróbujemy to zrobić. Chciałyśmy początkowo otworzyć właśnie na Ratajczaka, jeszcze raz…
A.E.: …w tym samym miejscu, ale nie polecamy wynajmować tej przestrzeni [śmiech].
N.D.: Byłyśmy u właścicieli kamienicy, próbowałyśmy się z nimi porozumieć, ale koniec końców wyszło tak, że oni w ogóle nie chcieli nas słuchać, nie chcieli tam absolutnie żadnej kawiarni.
A.E.: I bardzo dobrze, tak miało być po prostu. Wszystko, co jest związane z Głośną i ludźmi wokół tego miejsca, sprzyja nam. Nie sprzyjają nam sprawy urzędnicze, ale to osobna kwestia.
N.D.: Są to po prostu problemy techniczne, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć.
A.E.: I dlatego trwa to już rok, bo lokal jest własnością miasta.
N.D.: Lokal nie jest przystosowany do działalności, którą będziemy chcieli tu prowadzić, więc musimy go przystosować. Okazuje się jednak, że to nie jest takie łatwe. I dopiero dziś właściwie się dowiedziałyśmy, jak to powinnyśmy rozwiązać od początku.
A.E.: Śmieszna sytuacja, dosłownie jak z Barei. Poszłyśmy do Wydziału Architektury, spotkałyśmy się z dyrektorem. Dyrektor nam powiedział, że tego lokalu raczej w ogóle miasto nie powinno nam wynająć, bo on się nie nadaje na lokal użytkowy. Klatka nie spełnia wymogów przeciwpożarowych, na przykład nie można wymienić drzwi, które ewentualnie mogłyby spełniać te wymogi, ponieważ są zabytkowe. Nie można zrobić schodów zewnętrznych, czyli nie ma wejścia do lokalu. Zatem lokal nie powinien istnieć – o czym dowiedziałyśmy się po roku. Ale lokal już istnieje, wyremontowałyśmy go w środku, niedługo ruszamy i musi się znaleźć jakieś wyjście z tej, wydawałoby się, patowej sytuacji.
N.D.: My sobie z tym poradzimy, ale to są takie kwestie, o których, jeżeli byśmy wiedziały od początku, to pewnie by nas zatrzymało. Nie wiedziałyśmy, uwierzyłyśmy w magię tego miejsca, jego energię. Działamy.

T.B.: Być może dobrze się stało, ta niewiedza może okazać się zbawienna.

N.D.: Dokładnie. To miejsce powstanie tak czy inaczej, czy te schody będą zewnętrzne, czy wewnętrzne. Czy to będzie trampolina, cokolwiek, ludzie i tak się dostaną.

T.B.: Dlaczego Poznań cierpi na niedostatek takich miejsc jak świętej pamięci Głośna Samotność, która posiadała na tyle pojemną formę, że połączyła w sobie tak różne dziedziny nauki i sztuki?
A.E.: Nie wiem, czy to jest problem tego miejsca, czy ludzi. Podam pewien przykład: ostatnio byłam w Szczecinie i w Łodzi, i spotkałam się z zupełnie innym odbiorem spektaklu teatralnego, jakiego tutaj dawno nie doznałam.
N.D.: Z czym jest problem? Chyba z tym, że ludzie są za mało odważni, żeby coś takiego zrobić, przyjąć.
A.E.: Kwestia zrobienia to jest jedno, a kwestia odbioru – to jest druga rzecz. Dlaczego Głośna Samotność, która powstała 3 lata temu, była pierwszym takim miejscem w Poznaniu, gdy w Warszawie czy Wrocławiu istniały już takie trzy? My zakładamy, że kulturotwórcze środowisko Poznania nas wyczekuje i jest na nas zapotrzebowanie. Patrz: dawna Głośna Samotność czy fakt, że pomimo iż jeszcze nie funkcjonujemy w pełni, to już na maj mamy wypełniony kalendarz. I to nie są imprezy typu: wieczorne piwo plus koncert, tylko różnego rodzaju literackie spotkania, panele dyskusyjne, czytniki teatralne.

T.B.: Jednym z filarów, na których oprze się Głośna, będą księgarnia i czytelnia. Czy upadek Głośnej Samotności nie jest spowodowany tym, że my, Polacy zwyczajnie nie czytamy? Przecież bazą GS były właśnie księgarnia i czytelnia. Gdyby naród więcej czytał, to kupowałby więcej, gdyby kupował więcej – częściej odwiedzałby takie miejsca jak Głośna, ergo Głośna by nie upadła. Nie obawiacie się tego? Może warto zmienić taktykę?
N.D.: Polacy dojrzewają, poznaniacy również. Ja jestem rodowitą poznanianką, to miasto zawsze było miastem sportu i biznesu, i dopiero teraz dojrzewa do kultury. Tu było zagłębie teatrów alternatywnych, owszem, ale niczym więcej w zakresie kultury Poznań nie mógł się nigdy poszczycić. Jest Festiwal Malta, ale to już przeżytek, lekko oklepany temat. Chcemy zrobić coś nowego.
A.E.: Ja mam nadzieję, że Głośna będzie działać jako jedna z niewielu notabene platform intelektualnych w tym mieście. Problem jest tak szeroki i skomplikowany, że trudno jednym zdaniem odpowiedzieć na pytanie. Głośna Samotność pielęgnowała przede wszystkim wyjątkową książkę, to nie była książka empikowa. I my też możemy zapewnić, że Roman Romanowski, który będzie prowadził księgarnię, i siedzi w tym fachu już przeszło 10 lat, na pewno zaproponuje bardzo fajny księgozbiór.

T.B.: Czy Głośna jest naturalnym przedłużeniem Głośnej Samotności, wypełnieniem próżni, która zapanowała, czy to zupełnie inny projekt?
N.D.: Początkowo miał być właśnie naturalnym przedłużeniem, ale kiedy pracowałyśmy nad tym, pojawiało się 15 innych pomysłów. Owszem, jest to hołd dla starej Głośnej, ale to już jest zupełnie coś innego, nasze autorskie pomysły: nowoczesny dom kultury z salonem designu, z inną polityką księgarnianą. Pociągniemy stare eventy, które odbywały się w Głośnej Samotności, ale dodamy mnóstwo swoich. Ta przestrzeń będzie też bardziej otwarta na ludzi – to oni będą razem z nami tworzyć to miejsce. My nie będziemy zbyt dużo narzucać.
A.E.: Dlatego chcemy stworzyć takie kolektywne miejsce: kreatywne, twórcze, dla ludzi z pasją. Dlatego chcemy Głośną podzielić na bloki, dziedziny – dodatkowo do literatury i kawiarni dokładamy teatr, taniec, film, sztuki wizualne, design. Target ludzi do których uderzamy, jest w tym momencie ogromny.
N.D.: Chcemy połączyć ten zapyziały Poznań biznesu i sportu z kulturą. To się da zrobić.
A.E.: My jesteśmy życiowymi optymistkami, zakładamy, że Poznań nie składa się tylko z narzekających na władze i brak pieniędzy ludzi. Wierzymy, że w tym mieście istnieją twórcze jednostki, dla których nie powstało jeszcze odpowiednie miejsce. I my dla nich to robimy.

T.B.: Podoba mi się nowa idea Głośnej: fluid space, czyli miejsce zmienne i transparentne zarazem, zdolne do transformacji i wymiany. Skąd pomysł na taką formę?
A.E., N.D.: Z burzy mózgów…
A.E.: …i z tego, że mamy nadmiar pomysłów, my raczej cierpimy na ich przerost, a nie brak.
N.D.: Nie chcemy wstawić mebelków i czekać, aż one porosną kurzem i się zużyją, a wtedy będziemy je wymieniać. To jest bez sensu. Nie tylko na meblach opiera się ta idea fluid space, ale przede wszystkim na tym, że tworzymy tę knajpę z ludźmi.
A.E.: To ludzie mają tworzyć Głośną i decydować o jej wizerunku.
N.D.: Miejsce ma żyć razem z nami. Jak my zmieniamy ciuchy rano, wieczorem, tak to miejsce też ma się zmieniać.

T.B.: Oficjalne otwarcie przewidziane było na październik 2010. Mamy koniec marca. Co się stało, że nastąpiło takie przesunięcie?
A.E.:  Co się stało? Jeśli chodzi o urzędników, to spotkało nas wszystko, co najgorsze. Ale ludzi nie interesuje to, dlaczego mamy problem z otwarciem, oni chcą, żebyśmy już otworzyły i tyle. A tu papiery, urzędy, absurdy i tym podobne.
N.D.: Przede wszystkim robimy to pierwszy raz, więc błądzimy po omacku. To nie jest tak, że my mamy armię ludzi z ogromną wiedzą, jest armia przyjaciół, którzy chcą nam pomagać, ale nie są w stanie we wszystkim. Niektóre rzeczy trzeba po prostu przejść i to są procedury, które trwają. Pozwolenie na budowę, pozwolenie na remont. To nie jest nasza przestrzeń, musimy się o wszystko pytać, starać o pozwolenia. Odpowiedź trwa miesiąc, dwa. Do tego odwołania i robią się cztery, pięć miesięcy.
A.E.: My jesteśmy same. Nie mamy pieniędzy. Jeżeli się ma pieniądze w tym kraju, to można zrobić wszystko bardzo łatwo i bardzo szybko. Pieniądze i znajomości. My tego nie mamy, dlatego jeżeli nas nie wpuszczają drzwiami – to wchodzimy oknem i tak dosłownie robimy.
N.D.: To zajmuje czas. Jak nie od razu nas wpuszczą, to musimy kombinować. Znajomości, pieniądze i know-how, jak to wszystko obejść. Działamy dwutorowo: jest tor Głośnej, która jest fantastyczna i gromadzi się wokół nas dużo ludzi, którzy nam pomagają we wszystkim i jest ta zdrowa energia, są sponsorzy. I jest ten tor urzędniczej papierologii, którego po prostu nie rozumiemy, i który się ciągnie w nieskończoność. Tak to działa.

T.B.: „Współpraca” z urzędnikami znalazła u Was nietypową oprawę…
A.E.: Ściana płaczu? Tak, ona będzie się powiększać i na otwarciu będzie jeszcze większa. Zapełni pewnie nasze tymczasowe zaplecze, a docelowo może całą Głośną. Ale nam nie chodzi o rozczulanie się nad sobą czy walkę z wiatrakami. Dla nas to jest trochę taki „Miś” Barei, śmiejemy się z tego, czego nie da się zmienić, bo co innego mamy zrobić? I tak otworzymy!
N.D.: Był płacz, była złość, było tupanie nogami, ale co to komu da? Trzeba wziąć się w garść i iść dalej. Obojętnie, jak to długo trwa, obojętnie jakie przeszkody jeszcze napotkamy, tak czy inaczej musimy to dopiąć do końca. Za daleko zabrnęłyśmy i nigdy też nie miałyśmy zamiaru się wycofać. Ściana płaczu się powiększy, ale na pewno będzie to doskonała nauczka dla nas i też dla tych ludzi, którzy nam „troszeczkę” przeszkadzali.

T.B.: Gdzieś wyczytałem, że „Marcin umiera”, jako reprezentacyjna ulica Poznania jest nie do przyjęcia. Od banku do banku, od sklepiku do sklepiku. Nie wspominając już o zaniedbaniach architektonicznych. W takim klimacie rodzi się Głośna. Wiem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale czy jest szansa na rewitalizację tego miejsca, by stało się ono nie tylko wizytówką Poznania, ale także było zagłębiem inicjatyw, takich jak Głośna czy Muza?
A.E.: My w to bardzo wierzymy i już powoli to się udaje zrobić. Mamy kino Muza pod nami, my jesteśmy tutaj, nad nami są państwo Kalinowscy, najlepsi kinomani na świecie, tworzy się zalążek Kamienicy Kultury. Poza tym zostaje jeszcze Centrum Kultury „Zamek” na kulturalnej mapie świętego Marcina, zatem jest szansa.
N.D.: Chcemy z czasem wyjść na ulicę i walczyć o rewitalizację całego Marcina. Na razie skupmy się tutaj, na wnętrzu.
A.E.: Istnieje jakaś wewnętrzna obawa, że Poznań zmierza w złym kierunku. Na pewno nie w takim jak Wrocław, Łódź czy Szczecin. Tu jest ciągły bieg i gonitwa, być może bezcelowa i niepotrzebna. A my chcemy stworzyć miejsce, w którym można będzie przystanąć i wszystko przemyśleć.

T.B.: Jakie plany na przyszłość?
A.E.: Pierwszy czytnik odbędzie się 26 kwietnia, który będzie poświęcony Bernhardowi, dokładnie jego „Autobiografii” oraz problemowi czytelnictwa i książki.
N.D.: Dzień później będzie Hubert Wińczyk z Tkaczem, będą robić „odsłuchy” miasta jako alternatywne postrzeganie muzyki. Chodzi przede wszystkim o to, że muzyki nie tworzy się tylko i wyłącznie na instrumentach. Będą to warsztaty dla dorosłych, jak i „Dźwiękospacery” dla młodzieży.
A.E.: Na początku maja mamy drugą edycję Festiwalu Poznań Wzywa. W międzyczasie pojawią się niedzielne poranki i czytanie dzieciom, prowadzone przez Barbarę Prądzyńską, naszą zaprzyjaźnioną aktorkę teatralną.
N.D.: Pojawią się warsztaty teatralne, ceramiczne, sztuki witrażu. Głośna będzie też klubem ekologicznego podejścia nie tylko do żywności i tego, co się z Eko stereotypowo kojarzy, czyli zielono i zdrowo. „Tytka” będzie próbowała u nas ten schemat myślowy przełamać, organizując comiesięczne spotkania.
A.E.: Artenalia chciały zorganizować tutaj klub festiwalowy. W naszej gestii leży jednak profilowanie tego miejsca, by nie zrobić z Głośnej nocnego klubu. Chcemy działać w ciągu dnia, czyli od 9 do 22-23, w weekendy może dłużej i bardziej koncertowo. Dlatego też Artenalia będą u nas, ale pofestiwalowo wyświetlać filmy.
N.D.: W czerwcu odbędzie się w Poznaniu Festiwal Ligatura (1–4.06.). Również część wydarzeń będzie działa się u nas.

T.B.: Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam powodzenia!