Centrum Amarant tego roku w nieoczywistym geście sąsiedzkiej gościnności zaprosiło do Poznania kolektywy artystyczne z Niemiec, by weszły w ramach Projekt Residents w krwiobieg miasta i zapoznały się z mieszkańcami, a jednocześnie pozwoliły mieszkańcom rozpoznać siebie, zapoznać się ze sobą na nowo.
Zewnętrzna perspektywa gościa-rezydenta pozwala zadawać pytania nieoczywiste: Poznaniu, czego potrzebujesz? z czym zalegasz? czego się boisz? – takie, które pozwalają dotknąć, a może i naruszyć newralgiczne punkty życia w „mieście średnim / w sensie wielkości średniej”. Poznań zdecydowanie można opisać przez dosłownie i metaforycznie rozumiane długi (kredyty na M3 i zakupy w nowo wybudowanym centrum handlowym; ale i łapówki, niewywiązane obowiązki i zalegające „należności”), niedokończone projekty (modernizacyjne i postmodernizacyjne: „Pustostany w ręce wyobraźni”), iluzoryczne wyobrażenia na własny temat (których szczytem jest hasło powiewające z pewnej kamienicy przy Gwarnej: „Polska królestwem XXI wieku”).
Centrum Amarant, jeżycki kwiat paproci i święty Graal kulturalny, jest hybrydą sztuki amatorskiej, kultury niezależnej i lokalnego aktywizmu. Sąsiedzki radykalnie, po derridiańsku, skromny, a przenikliwy, życzliwy, z dystansem wobec siebie; wspiera lokalsów, bo daje poczucie, że ważniejsze są stałe, optymalne dawki kultury na poziomie przeciętnych możliwości percepcyjnych oraz standardowej, a stabilnej porcji animacyjnej energii niż intensywne, przeciążające budżet, zniechęcające (a w Poznaniu konfliktogenne, bo odbierane jako najazd obcych sił) festiwale (zob. numer „Czasu Kultury” o zjawisku festiwalizacji).
21 i 22 grudnia projekt Residents/Mieszkańcy finiszuje ze spektaklem tanecznym o lękach poznaniaków, który przygotowuje zespół ochotniczek i ochotników, „zwykłych mieszkańców” i nieprofesjonalistów, razem z choreografką Liną Gomez i tancerką Julek Kreutzer. Trzeba to zobaczyć.
Jak to się stało, że realizujecie w Amarancie projekt choreograficzny?
Lina Gomez: Na dwa tygodnie przed zamknięciem rekrutacji znajoma przesłała mi open call. Od razu zadzwoniłam do Julek, pytając, jakie ma plany na grudzień, bo w Poznaniu dzieją się ciekawe rzeczy związane z tematami, które mnie zajmują, a Julek na to, że akurat będzie w Poznaniu jako tancerka w solo projekcie Ani Nowak dla Starego Browaru. Przedyskutowałyśmy konceptualnie sprawę i złożyłyśmy wniosek. A potem zostałyśmy zaproszone przez Amarant na rezydencję.
Współpracowałyście już wcześniej?
Julek Kreuzer: Tak. Od dwóch lat tańczę w spektaklach Liny.
Co zainteresowało Was w projekcie, którego głównym tematem są strach albo lęki w średniej wielkości mieście za granicą Niemiec?
L.G.: Strach wydaje się czymś oczywistym, łatwym do zdefiniowania. Ale gdy zaczniemy się nad nim bliżej zastanawiać, okazuje się, że wcale tak nie jest, iż strach jest czymś niewidzialnym i trudno uchwytnym. Zastanawiając się nad strachem, chciałam jakoś go zwizualizować, unaocznić. Strach stanowi jedno z narzędzi manipulacji, dlatego ważne jest nie tylko to, czym jest, ale też to, jak na strach odpowiadać. Byłam ciekawa, jak strach lokuje się w ciele, jak ciało przekształca.
Czym różni się dla Was strach (fear) od lęku (anxiety)?
J.K.: W niemieckojęzycznym open call użyte zostały słowa die Furcht i die Angst, dlatego też zaczęłam intensywnie zastanawiać się nad różnicami. Strach to dla mnie coś nagłego, wymagającego szybkiej reakcji. Lęk to uczucie, które wsącza się w twoje życie. Przyjeżdżając do Poznania, wiedziałam, że będziemy zajmować się granicami, które tak drastycznie kurczą się wokół nas w ostatnich latach, a związane są z lękiem i strachem. Moją reakcją na społeczne lęki jest gniew: widzę zalęknionych, wystraszonych ludzi i wściekam się, że sobie nie pomagamy. Lęk sam w sobie jest związany z decyzją, aby przestać działać, wycofać się, ukryć. Bywa silniejszy niż strach.
Dla mnie niepokój jest stanem wewnętrznym, który może być irracjonalny, to znaczy nie mieć żadnego związku z rzeczywistością. Strach jest za to reakcyjny, fizyczny, a przez to cielesny.
J.K.: Sandra Nudst, moja nauczycielka i dramaturżka, zapoznała mnie z terminem powolnej przemocy, która jest niewidoczna, bo wcielona w struktury administracyjne, i odkąd jestem w Poznaniu, zastanawiam się intensywnie nad tym, jak bardzo związana jest ze strachem/lękiem.
Ludzie mają powody, by obawiać się wezwań do urzędów… Działanie urzędów polega na uniewidocznianiu relacji wiedzy/władzy. W jaki sposób docieracie do obaw, strachów i lęków poznaniaków? Mam wrażenie, że podejmujecie się do karkołomnego zadania: pytanie o intymne sprawy w obcym języku nieznajomych ludzi…
L.G.: Kiedy przyjechałyśmy do Poznania, odprowadziłam Julek do Starego Browaru i poszłam na spacer. Postanowiłam zagadać przypadkowych przechodniów – pierwszą grupką okazali się Rosjanie. Potem podeszłam do nastolatków, którzy mówili po angielsku i byli bardzo otwarci. Wypróbowałam z nimi ankietę z listą pytań, które wcześniej przygotowałyśmy. Forma ankiety wydaje się nieco sztywna, ale zaintrygowała moich rozmówców… Rozmowa była więc możliwa. A potem miałam wolontariusza-tłumacza, z którym wspólnie pracowałam: był dobrze przygotowany, bo najpierw sam przeszedł przez ankietę. Jednym z ważniejszych dla nas spotkań była rozmowa z kwiaciarką z Rynku Jeżyckiego. Najpierw opierała się przed rozmową, ale w końcu otworzyła się i wspominała wojnę, którą przeżyła jako dziewczynka. Uświadomiłam sobie wtedy, jak niebezpiecznej pracy się podjęłam: przywoływanie bolesnych wspomnień może być bardzo ciężkie.
Czego boją się poznaniacy?
L.G.: Rosjan. Nudy. Samotności. Mężczyzn w sportowych ubraniach (kiboli)…
J.K.: Surowego osądzenia za odstępstwa od normy…
L.G.: Rozmawiałam z ponad dwudziestoma osobami. Często pojawiała się kwestia obcych, nieznajomych, ale zaraz potem: nauczycieli, rządu…
Boimy się autorytetów?
L.G.: Rozmawiałam z seniorami z Centrum Amarant i była to nietypowa sytuacji wywiadu grupowego. Gdy zaczęli opowiadać o obawach politycznych, bardzo szybko okazało się, że seniorzy są podzieleni na dwa obozy polityczne i ideowe. Pokłócili się, tłumaczka nie nadążała z przekładem…
Czy to znaczy, że rozmowa o strachu i lęku odkrywa w nas takie pokłady ukrywanych emocji i myśli, że może doprowadzić do kłopotów, a nawet agresji?
L.G.: Tak, ale wynika to z tego, że nie rozmawiamy o strachu i lęku. To stany, o których rzadko się opowiada, za rzadko. Być może właśnie milczenie powoduje, że tak trudno nam się ich pozbyć – nawet gdy nie są to kwestie intymne…
Strach i lęk są ukryte za pokładami wstydu…
J.K.: Tak, bo odkrycie swoich obaw sprawia, że jesteśmy bezbronni. Ale tylko rozmowa o obawach i lękach jest w stanie je oswoić i przekształcić w inne uczucia.
L.G.: Dlatego też bardzo zależało mi na tym, by rozmawiać o obawach, by przeprowadzić wywiady, które jednak nie mają wiele wspólnego z pracą terapeutyczną. Są tylko rozmowami.
Czy same siebie też zapytałyście o obawy i lęki? Czego się boicie?
L.G.: Mój syn, który ma 5 lat, przechodzi okres radzenia sobie z różnymi lękami: przed ciemnością. wiedźmami i innymi. Bardzo mnie uderzyło, kiedy po raz pierwszy zapytał wprost: a czego ty się boisz? Uświadomiłam sobie, że niczego nie boję się tak bardzo jak wojny. Ale nie mogłam mu oczywiście tego powiedzieć. Oprócz wojny boję się niesprawiedliwości. Wojny i niesprawiedliwości.
J.K.: Jak wielu ludzi, boję się ciemnych i zamkniętych przestrzeni. Politycznie obawiam się, że jestem bezradna wobec zła, które wydarza się na naszych oczach na świecie. A jednocześnie jestem wściekła.
L.G.: Mój strach przed wojną wiąże się z niepewnością, czy będę w stanie ochronić swoich najbliższych i siebie przed przemocą, czy będę w stanie zawalczyć o siebie i innych. Boję się bezsilności.
J.K.: Bezradność to najgorszy z możliwych stanów, w tej chwili przeżywamy go globalnie.
Ja za to obawiam się skrajnych nacjonalizmów i agresji konserwatywnych sił. Jak zatańczycie strach i lęk?
To jedno z pytań, które zadałyśmy naszym rozmówcom. Zbieramy ich wizje i zestawiamy ze swoimi pomysłami, aby wytworzyć coś wspólnie. Dopiero praca nad projektem uświadomiła mi, że wyrażenie strachu/lęku jest niezwykle trudne. Byłaś dziś na próbie…
Zobaczyłam unieruchomione, zamknięte ciała, które boją się odwrócić w stronę otwartej przestrzeni, zaklinowane w swoich lękach i pozbawione siły, by otworzyć się na świat…. I widziałam ciała, które bieganiem w kółko i pedantycznym obchodzeniem granic ściany/podłogi zasklepiają się w swoich mantrycznych powtórzeniach. Zobaczyłam samotność, obojętność, ograniczoną interakcję, która ujawniła pokłady agresji.
L.G.: To były ważne ćwiczenia improwizacyjne… Ale jako choreografkę interesuje mnie nie tyle reprezentacja ruchowa strachu, ile atmosfera i jakość ruchu oraz emocjonalna więź pomiędzy tancerzami i publicznością. Pracuję na procesie, dlatego efekt warsztatów nie jest przewidywalny. Spektakl będzie wyglądał inaczej.
J.K.: Dla mnie zatańczenie strachu będzie związane z paraliżem, ogromnym wewnętrznym napięciem, które sprawia, że pory nie mogą oddychać, jestem zablokowana… Będzie nie tyle ruchem, ile siłą i wiązać się będzie z ciemnością…
L.G.: Opisywałaś właśnie jakości, a ja od razu wyobraziłam sobie ruchy! Ale opis samych ruchów nie jest do końca wysławialny.