Nr 12/2024 Na moment

O aktorach i aktorkach Teatru Współczesnego w Szczecinie

W teatrze bardzo lubię moment oklasków, kiedy jest już po wszystkim, ale scena jest jeszcze oświetlona. Stojący na niej ludzie, dopiero co będący postaciami, stają się znów sobą – aktorkami i aktorami; zespołem aktorskim. A może jednak nadal grają jakieś role? Interesuje mnie niejednoznaczny status tego momentu, w którym to, co przed chwilą było jeszcze fikcją, odsłania materialny status wykonanej przez kogoś pracy, a zza wykreowanego świata wyłania się konkret rozwiązań wypracowanych przez pracowników teatru.

*

Odejście Anny Augustynowicz ze stanowiska dyrektorki artystycznej[1] Teatru Współczesnego w Szczecinie po prawie 30 latach pracy w tej instytucji odbiło się szerokim echem w środowisku teatralnym. Zainteresowanie wzbudziła nie tylko decyzja uznanej reżyserki i zastąpienie jej przez Jakuba Skrzywanka, ale także sposób przeprowadzenia tej zmiany. Skrzywanek początkowo zaproszony został do pracy w teatrze na Wałach Chrobrego jako kurator programowy. Augustynowicz zaproponowała przekazanie mu swojej dotychczasowej funkcji, co – na tle głośnych medialnie konfliktów pomiędzy odchodzącymi a przychodzącymi dyrektorami instytucji kultury oraz wzajemnych sygnałów niechęci, do których już się przyzwyczailiśmy – zwracało uwagę swoją dojrzałością i odpowiedzialnością. Dodajmy – w polskich teatrach dyrektor artystyczny nie jest wybierany w konkursie, tylko zatrudniany przez instytucję kierowaną przez wskazanego przez komisję lub organizatora (za zgodą ministra kultury) dyrektora naczelnego.

W wypowiedzi dla „Notatnika Teatralnego” Augustynowicz wyjaśniała powody swojej decyzji: „Miałam poczucie, że mój czas w tym miejscu dobiega końca – inaczej mówiąc, że wszystko, co mogliśmy wziąć od siebie, ja i zespół, już wzięliśmy. W teatrze istnieje potrzeba ciągłego stawiania wyżej poprzeczki”[2]. W dalszych słowach reżyserka ponownie zwracała uwagę na troskę o zespół i potrzebę umożliwienia aktorom i aktorkom profesjonalnego rozwoju, które zapewnić im miały metody pracy i koncepcja programowa Skrzywanka, zdającego sobie sprawę z konieczności dowartościowania edukacji teatralnej i zasadności pracy nad widocznością medialną współkierowanej przez niego instytucji.

W tym kontekście chciałabym przyjrzeć się szczecińskiemu zespołowi aktorskiemu, pytając o ścieżki rozwoju, które przemierzył on w ciągu ostatnich trzech sezonów – od momentu pojawienia się Skrzywanka we Współczesnym – i o pracę wykonaną przez jego aktorki i aktorów. W szczecińskim teatrze zrealizowano w tym czasie kilkanaście premier, bardzo zróżnicowanych pod względem wymagań aktorskich. Wiele z nich pojawiało się w programach najważniejszych polskich festiwali, a same spektakle stawiały trudne pytania dotyczące politycznego zaangażowania teatru, granicy między fikcją a rzeczywistością i statusu zapraszanych do współpracy artystów i ekspertów. Był to również okres wzmożonej sprawczości aktorów, którego kulminacyjnym punktem był ich strajk, opisywany przez najważniejsze ogólnopolskie media. Do tak radykalnego działania sprowokowały zespół skomplikowane sposoby organizacji pracy w instytucji kultury.

W kontekście kolejnego przełomu, przed którym stoi Teatr Współczesny w obliczu ostatniej decyzji Skrzywanka, od września mającego pełnić funkcję dyrektora artystycznego Starego Narodowego Teatru (po wskazaniu Doroty Ignatiew na dyrektorkę naczelną krakowskiej sceny), szczególnie ważne wydaje mi się zwrócenie uwagi na wyzwania i procesy, które miały miejsce w szczecińskiej instytucji w ciągu ostatnich sezonów. Zwłaszcza że często nagradzany i wyraziście prezentowany przez media reżyser „Śmierci Jana Pawła II” stał się twarzą Współczesnego, jego reprezentantem i symbolem następujących w nim zmian, traktowanym jako gwarant jego rozwoju i widzialności.

Zapowiedziana zmiana może być trudna dla każdej ze stron. Skrzywanek przechodzi do jednej z najważniejszych polskich instytucji kultury o ugruntowanej pozycji i historycznym znaczeniu. Z kolei Teatr Współczesny, z którego bliżej jest do Berlina niż do Warszawy, przez dekady pozostawał na marginesie uwagi krytyki. Jego znaczenie łatwo przeoczyć można i dzisiaj, jednak medialna widoczność dyrektora artystycznego, jakość realizowanego przez niego programu i praca zespołu wypracowującego unikatowy styl i estetykę oraz tworzącego szczególną tożsamość teatru i silne więzi emocjonalne z widzami sprawiły, że coraz więcej teatralnych widzów i krytyków z całego kraju gotowych było odbywać tam, nawet długie, podróże. Teatralny zespół staje się bogatszy, wspólnie pisząc ważne sceniczne historie, wywołując istotne tematy, pracując z wartościami i odkrywając oryginalne sposoby działania. Dyrektorzy przychodzą i odchodzą, a zespół, który zostaje, musi być gotowy na wejście w nowe relacje i kooperacje.

*

Zaczęłam od braw. Momentu, który często skłania mnie do namysłu nad pracą stojącą za oglądanym spektaklem. Podobna perspektywa towarzyszy mi, kiedy piszę ten tekst. Oglądając przedstawienia, staram się nazwać mechanizmy, które za nimi stoją, doceniać wysiłek osób oglądanych na scenie; pozostając poza teatrem, zadaję pytania i snuję domysły dotyczące teatralnej praktyki.

*

Augustynowicz zakończyła swoją pracę, realizując spektakl „Odlot” – opartą na tekście Zenona Fajfera opowieść o narodowych mitach, zanurzoną we współczesnych kontekstach politycznych. Z kolei pierwsze oficjalne wystąpienie Skrzywanka po objęciu przez niego funkcji dyrektora artystycznego miało miejsce dwa miesiące później, kiedy 22 lutego 2022 roku dziękował zespołowi po premierze „Edukacji seksualnej” w reżyserii Michała Buszewicza. Wiktoria Tabak opisała to przejście, zwracając uwagę na artystyczne podobieństwa łączące oba – na pierwszy rzut oka znacznie się jednak różniące – spektakle. Przedstawienie Buszewicza opisała jako kontynuację tradycji teatru, który jednocześnie „dowartościowuje odmienne środki i nowe metody komunikacji z publicznością, a także poszerza pole szeroko rozumianej reprezentacji”. Krytyczka zwróciła uwagę na podobieństwo celów wyznaczanych przez twórców wskazanych spektakli, ich intelektualnego zaplecza oraz specyfiki wykorzystywanych przez nich narzędzi, metod gry czy kontaktu nawiązywanego przez aktorki i aktorów z publicznością.

Pierwszy spektakl po zmianie osoby dyrektora artystycznego jawi się dzisiaj jako zapowiedź dalszych decyzji programowych. „Edukacja seksualna” pozwala wskazać zalążki później rozwijanych i umacnianych tendencji. Ten spektakl, którego tematem jest odkrywanie własnej seksualności, adresowany był do młodzieży, co sugerowało, że będzie ona najważniejszym odbiorcą oferty instytucji, która – działając w mieście jako jeden z dwóch teatrów dla dorosłego widza[3] – stara się przyciągnąć do siebie niezagospodarowaną dotąd grupę publiczności. Dodatkowo wybrany przez Buszewicza elektryzujący temat od razu zyskał uwagę mediów, które dostrzegły w nim znaczenia polityczne, a spektakl potraktowały jako programową krytykę działań ówczesnego ministra edukacji, Przemysława Czarnka, który chciał pozbawić uczniów polskich szkół dostępu do edukacji seksualnej.

Wraz z pojawieniem się Skrzywanka w szczecińskim zespole aktorskim dokonała się tylko jedna zmiana personalna. Etatową aktorką Współczesnego została Helena Urbańska – poczatkująca, kończąca wówczas Akademię Teatralną, wyrazista artystka znana z zaangażowanych projektów feministycznych, a równocześnie jedna z pierwszych wyautowanych lesbijek wśród polskich aktorek. Jej dołączenie do zespołu można było odebrać jak znak otwarcia nowego dyrektora na aktorstwo performatywne, zaangażowane, komplikujące granice między prywatnym a politycznym.

Po spektaklu Buszewicza miałam wrażenie, że Urbańska dołączyła do grupy nie jako osoba, która ma ją zmieniać, ale jako ktoś, kto ma potwierdzać jej różnorodność oraz wnosić doświadczenia niedawnej studentki AT, a jednocześnie czerpać z wiedzy szczecińskiego zespołu. W przedstawieniu, nominalnie mówiącym o seksie, pojawia się wiele teatralnych wątków autotematycznych. Buszewicz włączył do scenariusza trzy napisane przez siebie monologi, dedykowane trzem aktorkom reprezentującym różne pokolenia: najmłodszej Helenie Urbańskiej, Marii Dąbrowskiej i najstarszej – Ewie Sobiech. Dzięki wieloznaczności i grze słów wygłaszane ze sceny teksty mogą być interpretowane jako źródła informacji zarówno na temat życia seksualnego wypowiadających je postaci, jak i kondycji scenicznej oraz zawodowych doświadczeń samych aktorek, wskazując potencjał tkwiący w każdej z nich, a także ich pokoleniowe możliwości i ograniczenia. Każda ze wspomnianych wypowiedzi była afirmacją doświadczenia i kondycji kobiet w różnym wieku.

Podczas prób do „Edukacji seksualnej” wykorzystano interesujący model pracy, który konsekwentnie rozwijany był w Szczecinie przez kolejne trzy lata i stał się jednym z najważniejszych elementów rozpoznawczych tego zespołu: spektakle oraz przekazywane w nich treści są konsultowane przez różnorodne grupy eksperckie. W przypadku produkcji Buszewicza zapraszano seksuolożkę oraz przedstawicieli i przedstawicielki Młodzieżowej Rady Eksperckiej powołanej przy teatrze na rzecz pracy przy tym spektaklu. Takie konsultacje wymuszają dbałość o wiarygodność przekazu, a także konfrontację wypracowanych rozwiązań w porozumieniu z potencjalnymi widzami i specjalistami. Dla aktorów i aktorek oznacza to otwartość na głosy z zewnątrz środowiska artystycznego, wymusza większą elastyczność w podejmowanej pracy oraz zwiększa pole kreatywnej inspiracji, nie zawsze zbieżnej z przyjmowanymi pierwotnie punktami widzenia czy ich dotychczasowym doświadczeniem. Helena Urbańska wspomina spotkania z Radą jako formę wsparcia w procesie artystycznym, która całemu zespołowi ułatwiła wymianę doświadczeń (co okazało się szczególnie cenne w przypadku współpracy pomiędzy przedstawicielkami i przedstawicielami różnych pokoleń).

Podobny model zastosowany został również podczas pracy nad spektaklami reżyserowanymi przez Skrzywanka: „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” (2022) i „Sen nocy letniej” (2023; współreżyseria z Justyną Sobczyk). To pozwoliło na rozwinięcie współpracy z rozmaitymi grupami eksperckimi. W samym „Spartakusie”, który opowiadał o kondycji psychiatrii dziecięcej w Polsce, były to panie z Koła Gospodyń Wiejskich ze wsi Stobno, osoby LGBTQ+, matki hospitalizowanych dzieci, studentki Akademii Sztuki w Szczecinie, Stowarzyszenie Lambda Szczecin, konsultantka z zakresu psychiatrii dziecięcej, konsultantka z zakresu suicydologii oraz konsultanci z zakresu ratownictwa medycznego – a zatem osoby, które raczej nie miałyby szansy spotkać się ze sobą poza próbami do spektaklu. Dzięki nim teatr stał się miejscem dyskusji, a nawet agorą, na której ujawniły się konflikty racji, co pozwoliło na uchwycenie większej dozy realności. Konfrontacja aktorów i aktorek z przedstawicielkami i przedstawicielami rozmaitych grup sprzyjała zwiększeniu ich zaangażowania w odniesieniu do omawianych na scenie tematów.

źródło: FB Teatru Współczesnego w Szczecinie

Innymi, widocznymi dla widzów gołym okiem efektami przyjętej metody były dbałość o szczegóły w zakresie kreowanych ról, pogłębiony realizm oraz świadoma odpowiedzialność za podejmowane na scenie działania. Helena Urbańska wspomina próby do „Spartakusa”:

Na jedną z prób zostali zaproszeni ratowniczka i ratownik medyczny. Pokazali nam, jak odpowiednio wiązać bandaż, jak dezynfekować, jak najszybciej otwiera się strzykawkę. Pokazywali nam triki i opowiadali, co robią, kiedy siedzą sami w pokoju służbowym, jaki mają stosunek do pacjentów. Umożliwiło mi to po raz pierwszy zbudowanie od początku do końca postaci, łącznie ze sposobem patrzenia, ruszania się, ubierania, mówienia. Wyobrażałam sobie, jak trzyma ręce w kieszeniach, jak zdejmuje buty, kiedy odpoczywa. Zbudowałam to na realnych doświadczeniach ludzi, więc bardzo nie chciałam nikogo ośmieszyć ani pokazać w złym świetle.

Z podobnego wsparcia korzystał cały zespół, co przyniosło szczególny efekt w spektaklu, w którym aktorzy nie byli obsadzani „po warunkach” – starsi członkowie zespołu grali młodych pacjentów szpitala, a młodsi – opiekujący się nimi personel.

W „Śnie nocy letniej” w proces prób włączone zostały osoby z niepełnosprawnościami, które pojawiły się także na scenie jako grupa rzemieślników tworzących – zgodnie z Szekspirowskim tekstem – amatorski spektakl. Na innym poziomie prowadzonej na scenie narracji współpraca z nimi stała się podstawą rekonstrukcji rzeczywistości w odniesieniu do seksualności osób z niepełnosprawnościami. Część zespołu korzystała z improwizacji zarówno podczas prób, jak i w trakcie spektakli, a obecność osób z niepełnosprawnościami pozwoliła na poszerzenie pola reprezentacji oraz umożliwiała wymianę doświadczeń, powołując nowe formy świadomej obecności artystów w instytucji podejmującej dialog w sprawach społecznych.

Z konsultacji eksperckich korzystali również młodzi twórcy biorący udział w projekcie „Scena Nowe Sytuacje”. Wiktoria Tabak zwróciła uwagę, że w ramach tego projektu rezydencyjnego wykorzystano nowoczesne, nietypowe formy artystyczne, które łatwo zbyć formułą „to nie jest teatr”. Chciałabym zwrócić uwagę na narzędzia stojące za spektaklami stworzonymi pod wspomnianym szyldem, które pozwoliły na rozszerzenie tradycyjnego rozumienia pracy wykonywanej podczas prób. Zaczęto – co nadal jest pewnym novum w teatrach dramatycznych – korzystać na dużą skalę z narzędzi choreograficznych („Wiarołomna”, „Dotyk za dotyk. Dansing” oraz „Giselle. Tańcz!”), budować spektakle sytuujące się na granicy prawdy i scenicznej fikcji („Wiarołomna”), a także wypracowywać sceniczną gotowość do interakcji i improwizacji („Dotyk za dotyk. Dansing”). Metody te były istotne również w spektaklu – realizowanym już poza tym cyklem – „Dobry piesek” w reżyserii Agnieszki Jakimiak i Mateusza Atmana, w którym aktorzy występowali na scenie razem ze swoimi psami, odsłaniając w ten sposób swoją prywatność i akceptując możliwość nieprzewidywalnych zachowań oraz improwizacji podyktowanych obecnością czworonogów.

Granice pomiędzy prywatnością osób aktorskich a rolą ciekawie wykorzystywał również spektakl „Opowieści babć szeptane córkom przez matki” w reżyserii pochodzącej z Rumunii Gianiny Cărbunariu. Poruszał on kolejny – ważny i trudny – temat silnie wpisany w bieżącą debatę publiczną, mówiąc o prawie do aborcji. Łączył dwa plany czasowe, opowiadając o realiach Rumunii w czasach Ceauşescu i współczesnej Polsce. Nie zawsze było jasne, które realia są właśnie przedstawiane na scenie ani w czyim imieniu wypowiadają się postaci – czy mówią jako aktorzy, czy fikcyjni bohaterowie. W początkowych scenach wspomniana gra z niejednoznacznością wydaje się czystą konwencją. Reżyserka pokazuje, jak wychodzący z roli aktorzy zagłuszają racje aktorek, co funkcjonuje jako sygnał zdominowania publicznej debaty przez mężczyzn. Podobna ocena nie jest już jednak tak prosta w ostatnich scenach przedstawienia. Jak zauważyła Zofia Kowalska, ich siła budowana jest na niejednoznaczności: „spektakl problematyzuje kwestię kreacji aktorskiej, odpowiedzialności za nią, a także bawi się tematem utożsamienia aktora z rolą, czasami je podważając, a czasami podsuwając trop, że bywa ono pełne”. W finale „Opowieści babć…” aktorzy wychodzą przed publiczność i deklarują gotowość do pomocy w dostępie do aborcji. Oczywiście można to czytać jako gest sceniczny, za który odpowiada reżyserka i który należy wyłącznie do postaci, co sugerowane jest expressis verbis. Aktorzy posługują się formułą: „moja postać mówi, że…”, jednak podany na scenie numer telefonu do Aborcyjnego DreamTeamu jest prawdziwy, podobnie jak inne podsuwane przez zespół podpowiedzi możliwych rozwiązań pozwalających usunąć ciążę.

Sprawczość zespołu i polityczność działań podejmowanych w Teatrze Współczesnym w sezonie nie przejawiały się jednak wyłącznie podczas procesów twórczych i spektakli, ale także w praktyce funkcjonowania tej szczecińskiej instytucji. Aktorzy i aktorki, występując pod hasłem „Teatr nie jest firmą”, domagali się zwiększenia dotacji dla Teatru Współczesnego, nawiązując w ten sposób do głośnego protestu „Teatr nie jest produktem / widz nie jest klientem”, który zainicjowany został w 2012 roku w proteście wobec praktyk władz sugerujących dryf scen publicznych w stronę komercjalizacji. W lutym tego roku, starając się wywrzeć presję na władze Szczecina, aktorzy rozpoczęli kampanię, po spektaklach wnosząc na scenę transparenty z hasłami protestacyjnymi oraz wywieszając je w budynku teatru. Zorganizowali konferencję prasową, zapraszając na spektakl „Niech sczezną artyści”. Na jego afiszu umieszczono informację o premierze, zaplanowanej w dniu sesji Rady Miasta decydującej wówczas o finansowaniu instytucji kultury. Jako reżysera wskazano prezydenta Szczecina Piotra Krzystka. Zespół artystyczny przedstawiał swoje postulaty i dowodził słuszności swoich racji, rzeczowo omawiając ówczesne warunki finansowania teatru. Otrzymując środki na podwyżki oraz zapowiedź sukcesywnego zwiększania dotacji podmiotowej przez organizatora, aktorzy i aktorki osiągnęli sukces. Jednak efekt ich działań odbił się echem w całym kraju, zwracając uwagę opinii publicznej na problem niewystarczającego finansowania instytucji kultury.

*

W czasie opisanych tu trzech sezonów członkowie i członkinie szczecińskiego zespołu aktorskiego pogłębili umiejętność pracy nad rolą w kooperacji z ekspertami z różnych dziedzin oraz stosowania metod rekonstrukcji. Oswoili się z praktyką włączania do projektów teatralnych osób spoza zespołu oraz tworzenia postaci na granicy prywatności. Wykorzystywali rozwiązania choreograficzne. Poruszali na scenie angażujące i trudne tematy społeczno-polityczne oraz inicjowali refleksje na temat sprawczości instytucji kultury – zarówno na scenie, jak i poza nią. Oczywiście niebagatelne znaczenie dla szczecińskiego zespołu miały doświadczenia wielu przepracowanych lat pod kierownictwem artystycznym Anny Augustynowicz. Mam jednak wrażenie, że dopiero w ostatnim czasie efekty tych działań stały się bardziej widoczne; zostały nazwane i ukonstytuowane. Dokonał się zapowiadany przez byłą dyrektorkę rozwój zespołu.

*

Wkrótce w przestrzeni Teatru Współczesnego wybrzmią ostatnie brawa dla Jakuba Skrzywanka. Warto docenić efekty jego pracy w ciągu ostatnich trzech lat. Nadal nie wiadomo, kto zostanie jego następcą. Czy osobę tę uda się wprowadzić do szczecińskiej instytucji w podobnym stylu, jak reżysera „Spartakusa” – bez rewolucji, a jako element zamierzonej kontynuacji i rozwijania wcześniejszych dokonań jej pracowniczek i pracowników? Obawiam się, że tym razem zabraknie na to czasu i wrócimy do realiów tryumfalnych sukcesji w polskich instytucjach kultury. Jednak nawet w przypadkach drastycznych zmian na stanowiskach dyrektorskich w teatrach ich stabilność organizacyjną, ewolucję artystyczną i utrzymanie zmian zapewniać mogą pracujące w nich zespoły artystyczne. Ich długie trwanie jest często największą wartością, za co aktorkom i aktorom należą się największe brawa.


Przypisy:
[1] Dyrektorem naczelnym Teatru Współczesnego w Szczecinie jest – nieprzerwanie od 2003 r. – Mirosław Gawęda.
[2] Anna Augustynowicz, Wypowiedzi, „Notatnik Teatralny” 2023, nr 90-91, s. 188.
[3] W Szczecinie działają trzy teatry instytucjonalne: Teatr Współczesny i Teatr Polski oraz – kojarzony ze spektaklami dla młodszej widowni – Teatr Lalek Pleciuga.