Nr 18/2024 Na moment

Zejdź mi z drogi

Tomasz Kowalski
Społeczeństwo Teatr

Na pytanie: „Kim jest Hamlet?”, będące tytułem jednej ze scen w wyreżyserowanej przez Chelę De Ferrari w peruwiańskim Teatro La Plaza autorskiej adaptacji tragedii Williama Szekspira, można odpowiadać wielorako, a próba rozstrzygnięcia tej kwestii leży u podstaw praktycznie każdej interpretacji wspomnianej sztuki. Hamlet to postać zmuszona do postępowania według reguł narzucanych przez innych: w konfrontacji ze stawianymi przed nim wymaganiami oraz ograniczeniami, które nie pozwalają mu być sobą i żyć na własnych warunkach, nieustannie próbuje ocalić własną podmiotowość. To buntownik motywowany sprzeciwem wobec niesprawiedliwej rzeczywistości, zmagający się z niezrozumieniem, wyobcowany ze świata; w najlepszym wypadku spotykający się z pobłażliwym lekceważeniem, w najgorszym – traktowany jak wyrzutek albo persona non grata. To bohater, którego pozbawiono należnego mu miejsca. Z jednej strony czuje więc narastającą frustrację i złość, napędzające go do podejmowania działań mających na celu odzyskanie tego, co mu przysługuje, z drugiej strony – zastanawia się nad sensem występowania przeciwko losowi, przeciwstawiania się okolicznościom, chwilami wątpiąc we własną sprawczość. Te odpowiedzi można by mnożyć, wskazane możliwości są jednak szczególnie istotne w kontekście tego, że osiem osób występujących w przedstawieniu znajduje w granej przez nie kolektywnie postaci duńskiego księcia kogoś, z kim może się utożsamiać. Siedmioro z nich ma zespół Downa, jedna z aktorek jest zaś osobą z inną niepełnosprawnością intelektualną.

De Ferrari (założycielka i dyrektorka istniejącego od dwóch dekad Teatro La Plaza) wspomina, że nosiła się z zamiarem wystawienia „Hamleta” już od dłuższego czasu, wciąż jednak nie była w stanie znaleźć odpowiedniego odtwórcy tytułowej roli. Impulsem do realizacji odkładanego nieustannie przedsięwzięcia miała być chęć zagrania jej przez Jaime Cruza, aktywistę działającego w Stowarzyszeniu Osób z Zespołem Downa, który pracował w La Plazie jako bileter[1]. Pozostałych aktorów i aktorki biorących udział w kolektywnej pracy nad przedstawieniem wyłoniono w castingu. Od czasu premiery jesienią 2019 roku spektakl został zaprezentowany w kilkunastu krajach. Polska publiczność miała okazję zapoznać się z nim w tym roku w czterech miastach – w Krakowie, Katowicach, Poznaniu (gdzie gościł w ramach autorskiego programu performatywnego, mającego na celu przeciwstawianie się wykluczeniu twórczości osób z niepełnosprawnościami z obiegu kulturalnego) oraz na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku.

„Nie myślcie, że będzie to »Hamlet«, jakiego sobie wyobrażacie” – zapowiada na początku jeden z performerów. To zdanie ma oczywiście podsycić ciekawość zgromadzonej publiczności, zbudować napięcie i zapowiedzieć coś zaskakującego. Równocześnie prowokuje do zastanowienia się nad tym, z jakimi oczekiwaniami i wyobrażeniami widzowie przychodzą do teatru, co eksponuje kwestię normatywizacji pewnych sposobów wyrazu oraz ich hierarchizacji. Ekspresja osób neuroróżnorodnych (takie bowiem zaproszono do udziału we wspomnianym castingu) stała się dla reżyserki punktem wyjścia do eksplorowania form reprezentacji, które są marginalizowane albo określane jako niepełnowartościowe czy podrzędne – ze względu na ich odmienność od kulturowo konstruowanej „normy” oraz tego, do czego odbiorcy są przyzwyczajeni (co wiąże się ściśle z problemem widzialności).

Przedstawiając się na początku spektaklu, poszczególne osoby informują o specyficznych uwarunkowaniach swojej ekspresji: tiku nerwowym, potrzebie dłuższego namysłu, zacinaniu się. Czynią to jednak z dużą dawką ironicznego humoru („Mnie czasem wcale nie będziecie rozumieć” – mówi jeden z aktorów, po czym dodaje: „bo jestem Argentyńczykiem”, co jego koledzy „przekładają” na „zrozumiałą” odmianę hiszpańskiego, powtarzając te same frazy). Akcentując różnicę, twórcy jednocześnie ją afirmują. Konstruują płaszczyznę porozumienia z publicznością na własnych warunkach i kategorycznie odmawiają podporządkowania się większościowym oczekiwaniom. Bez ogródek stwierdzają, że jeśli komuś się nie podoba, może po prostu wyjść. W podobny sposób podkreślają swoją podmiotowość w znacznie późniejszym epizodzie – kiedy na ekranie z tyłu sceny wyświetlone zostają zdjęcia sławnych aktorów odgrywających Hamleta (między innymi Benedict Cumberbatch, David Tennant czy Laurence Olivier), domagają się uznania własnego sposobu ekspresji za równouprawniony. W pewnym momencie Cruz zastyga, naśladując pozę Olivera wspierającego się na skale w ikonicznej scenie monologu „Być albo nie być” z klasycznej ekranizacji z 1948 roku, co budzi zdecydowany sprzeciw jego kolegi. Alvaro Toledo protestuje zarówno przeciwko nieznośnej posągowości takiego ujęcia postaci, jak i przeciwko samej idei naśladownictwa.

Konfrontacja, której przypatrują się widzowie, jest odtworzeniem sytuacji zaistniałej na etapie pracy nad spektaklem – stworzona przez De Ferrari adaptacja opiera się na nieustannym przeplataniu scen zaczerpniętych z Szekspirowskiej sztuki oraz metateatralnego komentarza stanowiącego odzwierciedlenie procesu twórczego, co sprawia, że publiczność ogląda w zasadzie przedstawienie o tworzeniu przedstawienia. Taki sposób potraktowania wyjściowego materiału (skądinąd zbieżny z tym, jak teatrem posługuje się sam Hamlet) pozwala między innymi umieścić w centrum uwagi mechanizmy, które zazwyczaj – zwłaszcza z większościowej perspektywy – są traktowane jako zupełnie przezroczyste. Nie zgadzając się na naśladowanie pozy Oliviera, Toledo w istocie protestuje przeciwko idei wpisywania się w kanony, w których nie odnajduje ani własnej reprezentacji, ani adekwatnego sposobu ekspresji. „Ten człowiek ma swój projekt, a my mamy swój” – mówi, wskazując na słynnego odtwórcę roli Hamleta.

Biorąc pod uwagę, że jednymi z kluczowych narzędzi, jakimi posługują się aktorki i aktorzy, są ich ciała, wspomniana wcześniej zapowiedź, że nie będzie to Hamlet, jakiego publiczność sobie wyobraża, nabiera wywrotowego znaczenia. Każe bowiem zastanowić się, jak (i dlaczego właśnie w ten sposób) wizualizujemy sobie postać duńskiego księcia; kogo spodziewamy się ujrzeć na scenie, projektując obsadę tej roli – prestiżowej, ikonicznej, obrosłej znaczeniami, stanowiącej niejednokrotnie moment przełomowy w aktorskiej karierze albo jej ukoronowanie. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że nie będzie to osoba z zespołem Downa czy – dajmy na to – o alternatywnej motoryce. Ten ostatni przykład nie jest zresztą przypadkowy, odsyła bowiem do toczącej się w Polsce kilkanaście lat temu (zapoczątkowanej w 2007 roku) dyskusji związanej z kwestią braku dostępu osób z niepełnosprawnościami do profesjonalnej edukacji aktorskiej. W stanowiącej jej zarzewie wypowiedzi Anny Dymnej pojawiło się wówczas pytanie zaskakująco współbrzmiące z problematyką, na którą zwracają uwagę peruwiańscy twórcy: „Wyobrażacie sobie Hamleta na wózku?”.

Nie będę tu rekonstruować przebiegu tej debaty oraz wszystkich kontekstów, w jakie uwikłana była wypowiedź aktorki (zaangażowanej zresztą w działalność na rzecz osób z niepełnosprawnościami) – pisała o nich szerzej Katarzyna Ojrzyńska, przypominając jednocześnie, że Hamleta na wózku nie trzeba sobie wcale wyobrażać: poruszający się w ten sposób Nabil Shaban grał duńskiego księcia w jednym z londyńskich teatrów już w 1988 roku[2]. Przez ostatnie kilkanaście lat również w Polsce zaczęły pojawiać się pewne sygnały otwarcia profesjonalnych scen dla osób z niepełnosprawnościami (pozostając w kontekście Szekspira można wskazać chociażby akcję „Hamlet V” realizowaną przez aktorki warszawskiego Teatru 21 w Starym Teatrze w Krakowie, spektakl „Hamlet – Uczta” w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim czy „Sen nocy letniej” zrealizowany w szczecińskim Teatrze Współczesnym). Abstrahując jednak od nich, zwróćmy uwagę, że w sformułowaniu dotyczącym „wyobrażania sobie Hamleta” jak w soczewce skupia się kilka łączących się kwestii, istotnych zarówno w kontekście odbioru peruwiańskiego przedstawienia, jak i szerzej pojętej problematyki scenicznej twórczości osób z niepełnosprawnościami. Najważniejsza z nich bez wątpienia dotyczy samego sposobu definiowania i postrzegania niepełnosprawności.

Rosemarie Garland-Thomson, jedna z kluczowych teoretyczek nurtu studiów nad niepełnosprawnością, zwraca uwagę, że „podczas gdy ruch na rzecz równości uznaje na ogół rasę i płeć kulturową za formę różnicy, a nie dewiację, niepełnosprawność jest wciąż najczęściej rozumiana jako cielesna nieadekwatność lub katastrofa, której należy zadośćuczynić za pomocą poczucia litości lub dobrej woli, a nie stworzenia systemowych przystosowań opartych na prawie obywatelskim”[3]. Dwa wskazane sposoby mówienia o niepełnosprawności określa się często mianem modelu medycznego (traktowanie w kategoriach braku, czegoś, co należy naprawić) i charytatywnego (traktowanie w kategoriach osobistej tragedii, nad którą należy się „pochylić”). Oba opierają się na opozycji pomiędzy „niepełnosprawnością” a „pełnosprawnością” (czy też „odstępstwem” a „normą”), które – jak przekonuje Garland-Thomson – nie mają charakteru „oczywistego stanu fizycznego”, lecz są efektem „prawniczych, medycznych, kulturowych i literackich narracji”[4].

Jedną z głównych tez „Niezwykłych ciał”, fundamentalnej pozycji w kanonie disability studies, badaczka prezentuje następująco: „pokazuję, że niepełnosprawność to reprezentacja, kulturowa interpretacja fizycznej transformacji lub konfiguracji, a także forma porównywania ciał, która kształtuje społeczne relacje i instytucje. W związku z tym niepełnosprawność jest atrybucją cielesnej dewiacji – nie tyle właściwością samych ciał, ile wytworem zasad kulturowych, dotyczących tego, czym ciała powinny być i co powinny robić”[5]. Innymi słowy – to nie specyfika danego ciała (wrodzona lub nabyta) decyduje o „niepełnosprawności”: większość widzów oglądających spektakl przez okulary ze względu na swoją krótkowzroczność zdziwiłaby się zapewne, gdyby ktoś określił ich takim mianem. Osoba poruszająca się na wózku może przebyć dany dystans szybciej niż „pełnosprawny” pieszy, pod warunkiem, że nie napotka na trasie architektonicznych barier, o których uciążliwości może się przekonać każda „pełnosprawna” osoba próbująca na przykład dostać się na dworzec kolejowy z ciężką walizką czy wózkiem dziecięcym.

Zaproponowane przez Garland-Thomson ujęcie nie neguje istnienia jednostkowych uwarunkowań danego ciała oraz wynikających z nich doświadczeń, pokazuje raczej, że stają się one „niepełnosprawnością” i podlegają stygmatyzacji dopiero w odniesieniu do kulturowego konstruktu określanego przez nią mianem „normata” – modelowej jednostki o tożsamości opierającej się „na odpowiedniej konfiguracji ciała i kapitale kulturowym, która osobie ją przyjmującej gwarantuje dostęp do władzy i wysokiego statusu społecznego”, w rzeczywistości stanowiącej „postać, której profil odpowiada bardzo wąskiej grupie ludzi”[6]. Ta relatywizacja niepełnosprawności pozwala położyć nacisk na pole społecznych interakcji i posłużyć się w odniesieniu do niej pojęciami czytelności i nieczytelności: osoba słuchająca audiobooka może nie widzieć wcale lub widzieć bardzo dobrze – nie ma to w tym przypadku znaczenia. Jeżeli więc nie wyobrażamy sobie Hamleta granego przez osobę z niepełnosprawnością, dzieje się tak w dużej mierze ze względu na kulturowe kategorie, za sprawą których pewne ciała uznawane są za nieprzystające do tej roli.

fot. Maciej Kaczyński | Centrum Kultury Zamek

W odniesieniu do spektaklu teatralnego istotne znaczenie ma jednak również problem opisywany przez Petrę Kuppers: „Artysta niepełnosprawny jest skazany na margines i niewidzialny – zepchnięty na boczny tor, z daleka od centrum aktywności kulturowej, odgórnie wpisany w dyskurs medyczny, terapii i bycia ofiarą. Jednocześnie osoby z fizycznymi uszkodzeniami są także w dwójnasób widoczne, nieustannie definiowane poprzez własną fizyczność”[7]. O społecznej niewidzialności osób z niepełnosprawnościami, przekładającej się na lekceważenie ich potrzeb, zwłaszcza w wymiarze politycznym, nie trzeba nikogo przekonywać – dość wspomnieć pojawiającą się w szczecińskim „Śnie nocy letniej” rapowaną piosenkę wykonywaną przez Puków (granych przez aktorów należących do tej grupy), w której opisowi codziennych sytuacji towarzyszy pytanie „Widziałeś mnie?”. W kontekście działalności artystycznej niemałą rolę w procesie ich marginalizowania odgrywa też rozpowszechniona praktyka „ukaleczania” czy „kalekowania” (wcielania się w postaci z niepełnosprawnością przez nie-niepełnosprawnych aktorów). O ile jednak publiczność bez problemu odczytuje tego typu zabieg, o tyle trudno odwrócić ten mechanizm, stąd też osobę z niepełnosprawnością postrzega się przede wszystkim przez pryzmat danej dysfunkcji: jak pisze Kuppers, przyjmuje się, że „niepełnosprawne ciało »naturalnie« opowiada o niepełnosprawności”[8].

Sięgając po kanoniczną sztukę Szekspira i obstając twardo przy prawie do wystawienia jej na własnych warunkach, twórcy buntują się przeciwko marginalizacji i protekcjonalnemu traktowaniu – walczą tym samym (jak ich bohater) o odzyskanie należnego im miejsca. „Hamlet to jeden i jedna z nas, manifestują, bo będąc aktorami i wcielając się w niego na scenie, wpisują się w tradycję teatru, w teatralne dziedzictwo nowożytnego świata, ale także to dziedzictwo poszerzają, bo sprawiają, że jak w lustrze odbije się w nim i zostawi swój ślad mniejszość, do której należą”[9] – pisze Justyna Lipko-Konieczna. Nie chcąc stosować strategii mimikry i uchodzić za kogoś, kim nie są, podkreślają zarazem, że większościowa perspektywa zasadza się na akcie wykluczenia i zawłaszczenia.

Stąd też większości „normatów” przypada w tej inscenizacji rola Klaudiusza. Przedstawienie Teatro La Plaza działa niczym „pułapka na myszy”, którą przygotowuje Hamlet – wprawia w dyskomfort, każe przyjrzeć się praktykom codziennej opresji, z jaką mierzą się osoby z niepełnosprawnościami. Służy temu przemyślana adaptacja Szekspirowskiej sztuki, wydobywająca sytuacje, w których fikcja dramatyczna przenika się z autentycznymi doświadczeniami twórców. Jaime Cruz mówi na scenie, że jest Jaimletem, a więc sobą i Hamletem jednocześnie – nie chce rozstrzygać, kto odpowiada na zadawane mu pytania. O Klaudiuszu mówi: „to ten, który myśli, że jest królem, ten, który nie pozwala mi nim być. […] Ponieważ jestem »defektem natury«. […] Prawie zawsze nazywa mnie »mongoloidem«”. Gęsta siatka znaczeń nabudowuje się także wokół najsłynniejszego monologu duńskiego księcia, który stanowił punkt wyjścia zespołowej pracy. Skupiają się one głównie na pytaniu, jak „być” w społeczeństwie, które nie dostrzega osób z niepełnosprawnościami lub odmawia im praw, bazując na przekonaniu, że wie lepiej, co dla nich dobre, a tym samym nieustannie je infantylizując. „Głupcy mają nas za głupców”, „Byłoby lepiej, gdyby moja matka nigdy mnie nie urodziła”, „Myślą, że mogą grać na nas jak na flecie”, „Bez względu na to, jak bardzo będziesz się starać dorosnąć, świat zawsze będzie cię postrzegał jako dziecko” – to tylko przykładowe sformułowania padające w spektaklu.

Oskarżycielski ton przeplata się tu z frustracją wynikającą z nakładanych ograniczeń, a więc z „uniepełnosprawniania”. Uwidacznia się ona także w ważnych w tej inscenizacji scenach obrazujących relacje rodzinne, często naznaczone nadopiekuńczością, nawet mimowolną, wynikającą przede wszystkim ze świadomości społeczno-politycznych uwarunkowań. Aktorzy i aktorki, otwarcie opowiadając o indywidualnej specyfice swojej kondycji, pokazują jednocześnie, z jaką opresją wiąże się postrzeganie jej jako cechy determinującej i definiującej każdą sferę życia. Zastanawiają się, dlaczego pokornie znoszą złe traktowanie przez społeczeństwo i lekceważenie ich praw, zwierzają się z lęku przed samotnością, dotykają problemów związanych z seksualnością, pytają, czy będą w stanie realizować swoje marzenia. O tych ostatnich w przejmujący sposób opowiada scena, w której biorą udział trzy aktorki grające Ofelie (Diana Gutiérrez, Cristina León Barandiarán, Ximena Rodríguez), oparta na ich własnych tekstach powstałych na etapie prób. Mówią o miłości i bliskości z ukochaną osobą, wyobrażają sobie niezależność, zaproszenie rodziców na obiad i płacenie własną kartą kredytową, samodzielne mieszkanie we własnym domu, podróże czy opiekowanie się swoim dzieckiem. Skończywszy odczytywanie swoich tekstów, urządzają kartkom, na których zostały spisane, symboliczny pogrzeb – ich marzenia zdają się skazane na podzielenie losu Ofelii.

Choć spektakl niejednokrotnie dotyka bardzo osobistych i trudnych kwestii, bazuje na indywidualnych doświadczeniach i dowartościowuje ich znaczenie, jego twórczyniom i twórcom udaje się utrzymać estetyczny dystans, dzięki któremu unikają patosu i zabarwionej protekcjonalizmem litości. Służy temu wyraźna rama oparta – jak już wspomniano – na naprzemiennym zbliżaniu się do rzeczywistości Szekspirowskiej sztuki i komentowaniu jej poprzez przywołanie zdarzeń z prób, wsparta obecnością narratorki (León Barandiarán) streszczającej pewne fragmenty i objaśniającej sytuację. Granice między aktor(k)ami i granymi przez nich postaciami nieustannie się zacierają, a tytułowa rola duńskiego księcia jest przechodnia – poszczególne osoby przekazują sobie koronę, podkreślając jednocześnie, że człowiek może odgrywać w życiu (jak w teatrze) różne role i identyfikować się z różnymi tożsamościami.

Dla aktorek i aktorów, ale też widzów przedstawienia De Ferrari teatr staje się przestrzenią emancypacji, „ostatnią deską ratunku”. Odwołując się do jego mocy, twórcy deklarują: „Spektakl będzie pętlą, którą zawiązujemy na szyi sumienia”. Ich celem jest uderzenie w większościowe uprzedzenia, artywistyczna walka o własne prawa poprzez obnażenie konsekwencji społecznej stygmatyzacji pewnych indywidualnych cielesnych konfiguracji. O tym, że niepełnosprawność ma wymiar społecznego konstruktu, bardzo dobitnie przekonuje dowcipna scena odnosząca się do urządzanego przez Hamleta przedstawienia. Aktorzy zapraszają do niej osoby z publiczności, po czym „orientują się”, że w zasadzie utworzona z widzów trupa aktorska powinna wyglądać tak jak oni i zachowywać się, jakby miała zespół Downa. „Nie będą do tego zdolni, to zbyt trudne” – powątpiewają. I oczywiście – osoby neurotypowe nie radzą sobie z zadaniem, próba naśladowania kończy się karykaturalnie.

Aktorzy, afirmując swoją odmienność, nie zgadzają się na traktowanie jej w kategoriach braku, czegoś, co należałoby naprawić albo ukryć, żeby zaspokoić oczekiwania większości i zapewnić jej komfort. Bazują na własnych doświadczeniach, posługując się przy tym ironicznym humorem, tańcem i odwołaniami do popkultury. Wykonywana pod koniec przedstawienia przez Toledo piosenka „No soy como los demás” („Nie jestem taki jak inni”), stanowiąca w pewnym sensie testament Hamleta, staje się tutaj rodzajem protest songu dającego ujście złości i frustracji towarzyszących osobom z niepełnosprawnościami, które upominają się o własne prawa, domagając się równego traktowania i poszanowania swojej godności. „Nie jestem jak inni. Nie będę żyć tak jak inni” to przecież manifest indywidualizmu, uniwersalny do tego stopnia, że aż ociera się o kliszę. A jednak to właśnie dostrzeżenia indywidualności, różnorodności i płynącego z odmiennych doświadczeń potencjału brakuje najczęściej, gdy „pełnosprawni” przyglądają się „niepełnosprawnym”. Dlatego jeszcze ważniejsze – zwłaszcza w tym kontekście – są słowa padające nieco później: „Jeśli chcesz, żebym zmienił swoje życie i był kimś więcej w życiu, zejdź mi z drogi. Już cię ostrzegałem. Nie jestem taki jak inni”.

Zejście z drogi, zrobienie miejsca, niezawadzanie – czy to w repertuarowym teatrze, czy szerzej, w życiu społecznym – z pewnością przyniesie obu stronom interakcji znacznie więcej korzyści niż postawa podporządkowana perspektywie medycznej lub charytatywnej, które wciąż dominują. Być może wtedy „Hamleta na wózku” nie będzie trzeba sobie wyobrażać, bo w końcu pojawi się na scenie. A później może nawet nikt już nie będzie w tym wózku doszukiwał się szczególnego znaczenia, tak jak dzisiaj nikomu nie przychodzi do głowy pisać, że cała obsada jakiegoś przedstawienia była „pełnosprawna”.

„Hamlet”
dramaturgia i reżyseria: Chela De Ferrari

asysta reżyserska: Jonathan Oliveros, Claudia Tangoa, Luis Alberto León
obsada: Octavio Bernaza, Jaime Cruz, Lucas Demarchi, Manuel García, Diana Gutierrez, Cristina León Barandiarán, Ximena Rodríguez, Álvaro Toledo

przygotowanie wokalne: Alessandra Rodríguez
choreografia: Mirella Carbone
wizualizacje: Lucho Soldevilla
reżyseria świateł: Jesús Reyes

produkcja: Siu Jing Apau
Teatro La Plaza
pokaz w ramach Projektu Europe Beyond Access
Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, 12.06.2024


Przypisy:
[1] Ch. De Ferrari, Our Year of „Hamlet”. A Director’s Introduction, „Theater” 2023, vol. 53:2, s. 24.
[2] Katarzyna Ojrzyńska, Niepełnosprawny Hamlet. Kilka słów o rewolucji, która już się zaczęła, „Widok. Teorie i Praktyki Kultury Wizualnej” 2019, nr 24.
[3] Rosemarie Garland-Thompson, Niezwykłe ciała. Przedstawienia niepełnosprawności fizycznej w amerykańskiej kulturze i literaturze, przeł. Natalia Pamuła, Fundacja Teatr 21, Warszawa 2020, s. 65.
[4] Tamże, s. 39.
[5] Tamże, s. 40.
[6] Tamże, s. 20–21.
[7] Petra Kuppers, Dekonstrukcja obrazów: performatywność niepełnosprawności, przeł. K. Gucio, w: Odzyskiwanie obecności. Niepełnosprawność w teatrze i performansie, red. E. Godlewska-Byliniak, J. Lipko-Konieczna, Fundacja Teatr 21, Warszawa 2017, s. 17.
[8] Tamże, s. 18.
[9] Justyna Lipko-Konieczna, Hamlet. Trudna sztuka przetrwania, „Didaskalia. Gazeta Teatralna” 2024, nr 181/182.