O szwedzkim reżyserze Levanie Akinie zrobiło się głośno za sprawą poprzedniego filmu „A potem tańczyliśmy” (2019), w którym zainspirowany homofobicznymi zamieszkami w Gruzji, (skąd pochodzą jego rodzice) sportretował młodzieńczą miłość dwóch tancerzy na tle dylematów tożsamościowych współczesnego gruzińskiego społeczeństwa. Film trafił w czułe miejsce: seanse w Tbilisi czy Batumi odbywały się w atmosferze skandalu napędzanego przez ultranacjonalistów i Gruziński Kościół Prawosławny. W „Crossing” twórca ponownie podejmuje wątek queerowy, skupiając się na transpłciowości, i osadza go w skrajnie niesprzyjających realiach współczesnej Gruzji. Diagnozy wybrzmiewają jeszcze bardziej aktualnie i złowrogo teraz, po sfałszowanych wyborach w Gruzji i brutalnej pacyfikacji przez policję proeuropejskich protestów na ulicach Tbilisi. Tłem od kilku miesięcy są kolejne kroki polityków zmierzające do uchwalenia wymierzonej w queerową społeczność, wzorowanej na rosyjskich przepisach „ustawy anty-LGBT”.
Historia przedstawiona w „Crossing” rozpoczyna się w Batumi u wybrzeża Morza Czarnego, skąd po przekroczeniu pobliskiej granicy z Turcją i kilkunastu godzinach jazdy autobusem na zachód można dotrzeć na styk kontynentów i bliżej Europy zacząć szukać lepszego życia. Tak też uczyniła Tekla, młoda transpłciowa Gruzinka, która zostawiła w mieście rodzinę i krzywe spojrzenia sąsiadów. Wcześniej żyła – jak się dowiadujemy – w jakiegoś rodzaju transowej społeczności, lecz życie to okazało się z bliżej niewyjaśnionych przyczyn niemożliwe („Kilkoro ich mieszkało razem, ale ich wyrzucili”). Z czego wynikało ogólne nastawienie do transpłciowych batumek, łatwo wywnioskować, obserwując rodzinę Achiego – młodego chłopaka żyjącego pod jednym dachem z rodziną starszego brata. Ten ostatni, niezdarny kołtun i tyran, niepodzielnie panuje nad wszystkim, co w jego domu żywe – czyli nad Achim, żoną i dziećmi – za pomocą rozstawiania po kątach i wrzasku. Wiele w tej postaci autorytarnego gruzińskiego cisa ze starszego pokolenia podobieństw do instruktora tańca z „A potem tańczyliśmy”, przy czym w „Crossing” tradycjonalistycznie pojmowana męskość, źródło przemocy fizycznej i psychicznej nad słabszymi, zostaje jeszcze bardziej skompromitowana – brat Achiego nie ma żadnych widocznych racji do sprawowania autorytetu poza własną płcią. Wyczerpanie patriarchalnego modelu męskości podkreśla dodatkowo zniknięcie Tekli, która po tym, jak zaczęła żyć jako kobieta, nie miała innego wyboru, niż zostać w Gruzji i zginąć albo wyemigrować. Zdecydowała się na to drugie, po czym słuch o niej zaginął.
Na poszukiwanie Tekli wyrusza jej ciotka – wspaniale zagrana przez Mzię Arabuli emerytowana nauczycielka Lia. Po odejściu siostry – a zatem matki Tekli – samotnie bierze ona na siebie odpowiedzialność odnalezienia zaginionej – swojej jedynej pozostałej przy życiu krewnej, z którą w tym momencie więcej ją łączy, niż dzieli. Powściągliwą grą Arabuli doskonale wydobywa wszystkie sprzeczności, jakie rodzą się w kobiecie na samozwańczej i prawdopodobnie z góry skazanej na porażkę misji, oraz wyraża podstawowe przekonanie Lii, że więzi rodzinne są ważniejsze niż narzucone podziały, czym jednocześnie wzmacnia determinację wywołaną przeżywaną żałobą. Jej bohaterka jest mocna i dominująca – to rys, który zapewne można zakorzenić w doświadczeniach nauczycielki – ale również, co warto podkreślić, niepozbawiona licznych wad i słabości. Jedną z nich jest regularne przyjmowanie alkoholu, które wytyka jej Achi – wspomniany już młody, zagubiony batumczyk, który nie bez protestów Lii dołącza do misji odszukania Tekli w Stambule. Jego obecność to wydobywa, to przełamuje samotność protagonistki. Ich relacja – na zasadzie przeciwieństw, ona: surowa i pewna siebie, on: roztargniony i nieśmiały – posuwa naprzód śledztwo w sprawie Tekli, które co prawda jest osią filmu, ale toczy się okrężnymi fabularnymi ścieżkami.
Podobnie jak w „A potem tańczyliśmy”, schemat fabularny (tam – romansu i odkrywania nieheteronormatywnej seksualności, tutaj – żałoby i poszukiwania zaginionej) służy ukazaniu sztywnych hierarchii społecznych i osi wykluczeń. Niektóre z nich zazębiają się z tymi ukazanymi w poprzednim filmie (jak wspomniana męskość jako podstawa autorytarnej dominacji), ale w „Crossing” dodane zostają do nich też nowe: przede wszystkim więcej uwagi poświęca się kobiecości i kobietom, które w poprzedniej historii odgrywały drugo-, a nawet trzeciorzędną rolę. Tutaj – oprócz Lii i oprócz Tekli, która ciągle powraca jako temat rozmowy i umyka jako cel poszukiwań – bohaterkami są również transpłciowe kobiety mieszkające w rozpadających się kamienicach podupadłej dzielnicy Stambułu; widzimy druzgoczące skutki strukturalnej homo- i transfobii poprzez materialne warunki bytowania, które odzwierciedlają marginalną pozycję tych osób w społeczeństwie.
Ale też – i to ogromny atut filmu – częścią głównej historii stają się w pewnym momencie tureckie aktywistki na rzecz praw osób LGBTQIA+, których afirmatywna, mimo wyczerpującej i trudnej pracy, energia i otwartość nieco niwelują skrajnie ponury obraz życia osób transpłciowych w Turcji. Trans aktywistka Evrim doświadcza dobrze znanej z opowieści osób trans upokarzającej procedury medycznej, zanim zostanie oficjalnie uznana za kobietę, ale też świadczy pomoc oraz szuka dla siebie miłości i przyjaźni. Tym samym „Crossing” staje się filmem o nieoczywistej i niełatwej, ale ostatecznie bezwarunkowej transfeministycznej solidarności, która ostatecznie wzmacnia każdą z uczestniczących w niej osób.
Trudną historię Lii i Achiego dzięki kunsztowi i wizualnej wrażliwości Akina ogląda się z ogromną przyjemnością – reżyser potwierdza tym filmem niewątpliwy talent do wydobywania z postaci złożonych, głęboko ukrytych emocji i rysów bez dosłowności i dramatyzowania. Bardzo wiele wyraża się tutaj przemyślanym wizualnie sposobem organizacji przestrzeni – ujęciami rozświetlanej neonem ciemności skromnego stambulskiego pokoju, w którym nocują Lia i Achie; obrazami labiryntowej struktury dzielnicy zamieszkiwanej przez transki i miękkich, ciasnych wnętrz ich mieszkań. W kontrze do popularnych zdjęć gwarnego i tętniącego życiem Stambułu tutaj miasto to objawia się jako przestrzeń szemranych gruzińskich interesów. Wreszcie – tym, co łączy poszczególne historie, są kadry przedstawiające błękitne morze, które zarówno oddziela świat Batumi i Stambułu geograficznie, jak i okazuje się źródłem myślenia o queerowej tożsamości; choć można się przeprawić między obydwoma tymi punktami suchym lądem, to właśnie wypłynięcie na szeroką wodę z jej nieokreślonością i ciągłym byciem w ruchu – pozwala głównej bohaterce doświadczyć cichej epifanii. Do tego zapewne między innymi odnosi się tytuł filmu – jakby Akin uważał, że przestrzenią wolności jest bycie w tranzycji, a nie bycie u celu. Ta wolność ma jednak cenę. W Gruzji nie da się żyć – to zresztą powtórzony wniosek z „A potem tańczyliśmy” – ale ani Turcja, ani szerzej: emigracja, nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Pozwalają jedynie zniknąć.
Mimo niewątpliwie wielu zalet – począwszy od przemyślanie i starannie skonstruowanego, rozbudowanego, ale wciąż kameralnego scenariusza, przez absorbującą grę aktorską, po doskonale zrealizowane zdjęcia oddające całe spektrum emocjonalnych stanów, jakie może wzbudzać Stambuł – „Crossing” nie unika jednego zarzutu. Chodzi o fakt, że historia trans kobiety stanowi tu właściwie pretekst (i to mimo bycia centralnym wątkiem filmu) do ukazania dylematów osób cis: Lei i Achiego.
Owszem, mamy całkiem rozbudowany i poważnie potraktowany wątek Evrim, jednak pozostaje ona postacią poboczną, a jej historia opiera się przede wszystkim na typowych dla narracji o osobach transpłciowych sytuacjach granicznych: konfrontacji z rozmaitymi ograniczającymi je instytucjami i trudności na poziomie tworzenia relacji, z jakimi się mierzy z powodu swojej transpłciowości. Mało tu przestrzeni dla pogłębienia jej psychologii czy pokazania tej postaci w całej złożoności, jak to się dzieje w przypadku Lei i Achiego; polskim widzkom wątek Evrim może przypominać nasz rodzimy film „Kobieta z…”, który w podobny sposób tworzył pozornie rozbudowany, ale w istocie jednostronny i ostatecznie dający niewielką nadzieję obraz transpłciowego życia. „Crossing” mierzy się, mam wrażenie, z podobną dysproporcją, co przekłada się na poczucie niedosytu i niesprawiedliwego potraktowania Tekli przez reżysera. W „A potem tańczyliśmy” stworzył on jednak bardziej autentyczny, bo skupiony na opowieści o poszukiwaniu podmiotowości w świecie, który wszelkimi sposobami próbuje ją sobie zawłaszczyć. W „Crossing” natomiast utrata podmiotowości nie definiuje już celu – jej odzyskania – ale pozostaje zaledwie narzędziem dla poszukiwań innych. Przeprawa, owszem, staje się źródłem samowiedzy – ale tylko dla tych, którzy mają siłę, żeby się przeciwstawić napierającym prądom. Dopiero wtedy można zatańczyć.