Nr 7/2024 Na teraz

Wygodna pozycja

Marcin Małecki
Muzyka

W świecie muzyki popularnej Thom Yorke i Jonny Greenwood już dwie dekady temu osiągnęli taki status, że mogliby już nic nie robić – spokojnie zajmować wygodną pozycję, oddając się raz po raz pracy nad kolejnymi soundtrackami filmowymi, a żyjąc z niemałych tantiem zgarnianych za ponad trzydziestoletni, historyczny dorobek ich macierzystej grupy, Radiohead. Zamiast tego wspomniana dwójka założyła zespół The Smile, który współtworzy z perkusistą Sons of Kemet, Tomem Skinnerem. Drugi album formacji dowodzi, że Yorke i Greenwood chcą rozwijać się twórczo, choć zarazem pokazuje, że robią to, wciąż eksplorując dobrze znane sobie terytoria.

W zestawieniu z poprzednią płytą tria, „A Light For Attracting Attention” (2022), „Wall of Eyes” jest bardziej stonowana – zamiast pędzących, pulsujących, może wręcz przytłaczających utworów pokroju „You Will Never Work in Television Again” czy „We Don’t Know What Tomorrow Brings” otrzymujemy bardziej lounge’owe, nieinwazyjne kompozycje. Wprawdzie również oparte są one na wyraźnym rytmie perkusji, ale stawiają akcenty w innych miejscach, zmierzając krautrockową ścieżką. Nad całością unosi się posmak awangardy, ale tej spod znaku jazzrocko-postrockowej, wykorzystującej nieoczywiste, niekiedy wręcz matematyczne metra i tempa. Inkrustacja całości przy pomocy smyczków i produkcji Sama Pettsa-Daviesa (który może nie jest tak doświadczonym producentem muzycznym jak Nigel Godrich, od wielu lat stale współpracujący z Radiohead czy Yorke’iem, ale wspomagał Godricha podczas prac przy soundtracku do „Suspirii” Yorke’a oraz „A Moon Shaped Pool” Radiohead) daje w efekcie album symptomatyczny. Może nie oszałamiający czy rewelatorski i na pewno nie rewolucyjny, zmieniający percepcje grupy, ale za to z całą pewnością stanowiący charakterystyczny obraz ścieżki Greenwooda i Yorke’a.

Najlepszą ilustracją aktualnego muzycznego wektoru The Smile jest prawdopodobnie obecny na „Wall of Eyes” „Bending Hectic” – kolejny w twórczości Yorke’a utwór poruszający tematykę wypadku samochodowego. Przez osiem minut i trzy sekundy (to najdłuższa kompozycja na płycie) obcujemy z wyrazistą i zapamiętywalną narracją. Porównałbym ją do miniatury filmowej – niemal przez połowę czasu trwania „Bending Hectic” zespół buduje klimat, starając się przedstawić odbiorcom przestrzeń muzyczną za pomocą dźwięków niespiesznego strojenia i wyczuwalnego pogłosu na ścieżkach poszczególnych instrumentów, aby ostatecznie zburzyć komfortowy nastrój swoistego zawieszenia poprzez wyraźną zmianę używanych środków: nastrojowe wykorzystanie smyczków na wysokości piątej minuty stanowi niewątpliwie mrugnięcie okiem do zabiegu zastosowanego wcześniej w „Climbing up the Walls” Radiohead. Przede wszystkim jednak prowadzi słuchacza prosto w zgrzytliwą ścianę gitar, która brzmi jak huk giętej blachy, samochód spadający z klifu, wielokrotne dachowanie prosto w przepaść. Całość jest na tyle symfoniczna, że nie zdziwiło mnie, gdy na początku tego miesiąca podczas BBC Radio 6 Music Festival Yorke, Greenwood i Skinner postanowili wystąpić z udziałem London Contemporary Orchestra, a wspomniane „Bending Hectic” stanowiło monstrualne i porażające zamknięcie głównej części koncertu (bisy zespół zaprezentował już jako trio).

Mimo powrotu dobrze znanych tematów, na „Wall of Eyes” nie mamy do czynienia z odkopywaniem starych, niepublikowanych utworów Radiohead – co przecież zdarzało się na „A Light For Attracting Attention” (w tym miejscu wyraźnie zaznaczę, że cieszę się, iż „Open the Floodgates”, a w szczególności „Skrting on the Surface” ujrzały wówczas w końcu światło dzienne) – zespół już podczas trasy promującej album prezentował każdego wieczoru przynajmniej jeden utwór napisany podczas przygotowań koncertowych, dowodząc tym samym, że materiał na „Wall of Eyes” powstawał błyskawicznie. Co ciekawe, nie wszystkie grane kompozycje znalazły się na albumie: „Colours Fly”, „Bodies Laughing” oraz „Just Eyes and Mouth” musiały ustąpić „I Quit” czy kompozycji tytułowej.

Swoją drogą, obydwa wspomniane kawałki zdecydowanie najmocniej z całego krążka przywodzą pod względem klimatu skojarzenia z, jak na razie ostatnią, płytą Radiohead – „A Moon Shaped Pool” (2016). Onirycznie rwane motywy w połączeniu z orkiestralnym instrumentarium stanowią wyraźny oddech w zestawieniu z bardziej klaustrofobicznym (przynajmniej na początku) „Read The Room” czy rozdzierającym, opisanym już wyżej „Bending Hectic”. Gdyby ktoś przełożył etykietki i opatrzył „Wall of Eyes” podpisem Radiohead, wiele osób widziałoby w tym naturalną kontynuację twórczego idiomu tej grupy. Jednocześnie przypomnę tylko, że tuż po premierze o „The King of Limbs” (2011) Radiohead mówiono coś odwrotnego – gdyby ta płyta ukazała się jako solowe dzieło Yorke’a, nikt by nie narzekał. W obydwu przypadkach jestem jednak zdania, że taka prosta podmiana to efekt jednowymiarowego podejścia do tego, co składa się na dźwiękowy krajobraz zarówno „The King of Limbs”, jak i „Wall of Eyes”. O ile basowe partie Greenwooda przywodzą wyraźne skojarzenie z tym, co jego brat Colin gra w Radiohead, a nakładające się warstwy syntezatorów i gitar od ponad dwudziestu lat są znakiem rozpoznawczym Yorke’a, o tyle Skinnera trudno byłoby zestawić z Philem Selwayem. Jazzowe korzenie Skinnera, które można znaleźć zarówno w twórczości Melt Yourself Down, jak i Sons of Kemet, sprawiają, że pod jego pałkami każda linia perkusyjna jest nie tylko efektowna i efektywna, ale też daleka od monotonii, nawet wtedy, gdy jest nią prosty, oklepany motorik beat.

W efekcie płyta „Wall of Eyes” stanowi zarówno naturalne przedłużenie dotychczasowych karier trójki odpowiedzialnych za nią muzyków, jak również nowy rozdział w ich twórczych biografiach. Tworząc supergrupę, mającą w swoim składzie troje równie wybitnych artystów, The Smile udało się usytuować idealnie w pół drogi: na tyle daleko od swojego dotychczasowego dorobku, aby go nie kanibalizować, ale jednocześnie nadal w odpowiedniej odległości od tego, co stanowi indywidualny charakter twórczości każdego z członków zespołu. W zasadzie The Smile osiągnęli na ten moment taką formę, że mogliby ją zachować i nic dalej nie robić, tylko spokojnie zajmować wygodną pozycję (powtórzenie retorycznie zamierzone). W najbliższych latach przekonamy się, czy Yorke i Greenwood potraktują ten zespół jako niezobowiązującą odskocznię od swoich dotychczasowych działań, czy może uznają The Smile za projekt, który pozwoli im rozwijać się równie intensywnie (w sensie: znacząco), co Radiohead, lecz zarazem mniej intensywnie – w sensie: przy znacznie mniejszym wysiłku. Choć fani zapewne snują już marzenia, w których trzecia płyta The Smile zapisuje się w historii muzyki popularnej równie mocno, co „OK Computer” Radiohead…

The Smile, „Wall of Eyes”
XL Recordings
2024