Nr 20/2023 Na teraz

Wygładzone zmarszczki

Łukasz Muniowski
Film

Ubrany elegancko kamerdyner rozkłada dywanik przed wejściem na ring, tak by jego pan mógł wytrzeć buty. Ten pojawia się w obstawie kilku funkcjonariuszy, na wypadek gdyby pospólstwo podchodziło zbyt blisko i chciało mu potargać fryzurę, pobrudzić szaty albo zrobić autentyczną krzywdę. Jest ubrany z klasą, elegancko, ma nienagannie ułożone włosy, których połysk bije po oczach. Zanim Gorgeous George przejdzie przez liny, rozgląda się po publiczności, wyciąga wachlarz ze strusich piór i ostentacyjnie się nim wachluje. Wyciera buty i przechadza się z dumą po ringu w – jeśli wierzyć komentatorowi telewizyjnemu – różowych szatach. Kiedy zostaje przedstawiony kibicom, ci zgodnie buczą. Przez całe zawody będą wyzywać go i życzyć mu jak najgorzej, a on będzie się z nimi droczyć, obrażać ich i oszukiwać, byle tylko wygrać z rywalem. Porusza się w sposób egzaltowany, gra na stereotypowej percepcji homoseksualistów, choć nikt oficjalnie nie potwierdził i nigdy nie potwierdzi jego orientacji seksualnej.

Jest rok 1950, a George to typowy heel, negatywny bohater wrestlingowego spektaklu – istniejący po to, by być nienawidzonym. Jego przeciwnik określany jest zazwyczaj jako face – szanowany amerykański mężczyzna, którego chłopcy chcą naśladować, dziewczyny poślubić, a ich rodzice zaprosić na obiad. W tej walce publiczność Chicago, znanego jako „miasto szerokich barków”, stoi za Hansem Schnablem. Możemy w nim zobaczyć siebie albo swojego sąsiada. Pomimo niemiecko brzmiącego imienia i nazwiska urodzony w Nowym Jorku Schnabel to bohater przeciętnych Amerykanów. Pojedynek Schnabla z George’em dla publiczności stanowi wcielenie archetypicznej walki dobra ze złem – a zło w tym wypadku oznacza odstępstwo od heteronormy.

George nie będzie jednak bohaterem tego tekstu, przeskoczmy więc wiele dekad – mamy końcówkę czerwca 2023 i jesteśmy na gali „Rampage” organizowanej co tydzień przez federację AEW. W ringu stoi duet The Acclaimed, a obok ich nestor, niemal sześćdziesięcioletni Bad Ass Billy Gunn, z racji wieku figurujący teraz częściej pod pseudonimem Daddy Ass. Nagle pojawia się wrestlerka Harley Cameron i próbuje uwieść jednego z członków The Acclaimed, Anthony’ego Bowensa. The Acclaimed są popularni i lubiani, nie dziwne więc, że dziewczyna chce dołączyć do grupy. Bowens w końcu jej przerywa i mówi wprost: „Lady, I’m gay”. Publiczność zebrana w hali bije brawo, Max Caster, druga połowa The Acclaimed, podskakuje do góry z radości, a Billy Gunn obejmuje Bowensa. Brawa trwają i zaraz przechodzą w rytmicznie skandowane „He’s gay! He’s gay!”. Bowens powie potem, że zaskoczył go ogrom wsparcia po publicznym coming oucie.

Jeszcze 10–15 lat temu Bowens musiałby kryć się ze swoją orientacją seksualną, by nie wykorzystano jej przeciwko niemu. Nie mówiąc już o występowaniu wiele dekad wcześniej – stereotypowa męskość i wrestling przez ponad pół wieku szły ramię w ramię. Choć starcia w ringu od początku były spektaklem, prezentacja miała być jak najbardziej realna: od ciał wrestlerów, wyglądających silnie, brutalnie i nadludzko, poprzez same walki, aż po komentarz, który miał odzwierciedlać zawody sportowe i tworzyć kolejną warstwę realności. Wrestlerzy musieli żyć swoimi „gimmickami” – utożsamiać się z postaciami odtwarzanymi w ringu, inaczej narażali na szwank cały biznes. Fani wrestlingu dzielą się na markssmarts, niezaznajomionych z fikcyjnością ringu i tych doceniających inscenizowane występy właśnie za względu na poziom pozorowanej realności.

Obecnie trudno znaleźć kogoś, kto patrzy na wrestling podobnie jak na boks czy MMA. Co nie znaczy, że spektakl pozbawiony jest realności. Po szekspirowskim zawieszeniu niewiary wrestling odsłania przed nami w brutalny, niekoniecznie subtelny sposób prawdę o nas jako o społeczeństwie, a także o czasach, w jakich przyszło nam żyć. Wrestling od zawsze reagował na wydarzenia w popkulturze, a często też je współtworzył. Pojawiały się w nim postaci inspirowane „Mortal Kombat” czy wampirami, a wrestlerzy tacy jak Jesse Ventura, Hulk Hogan, Dwayne Johnson i John Cena stali się gwiazdami mainstreamowych filmów.

Od zawsze szczególne sukcesy odnosili wrestlerzy, którzy potrafili powołać do życia swoje ringowe persony i sprawić, by ludzie zebrani w hali odczuwali emocje, reagowali, nagradzając oklaskami tych dobrych i wygwizdując tych złych. Przykładowo dwudziestosiedmioletnia Nowozelandka Toni Storm poza okiem kamer nie uważa się za byłą gwiazdę hollywoodzkiego systemu studyjnego, ale jej utyskiwania na koniec „złotej ery” są tak przekonujące, że kupuje się tę postać, tak jak kupowało się demonicznego Undertakera, jedzącego robaki i rozmawiającego z nałożoną na dłoń skarpetą Mankinda albo innego wrestlera mocno osadzonego w estetyce Hollywoodu, androgenicznego Goldusta.

Goldust, prywatnie Dustin Runnels, był postacią zrodzoną z homofobii lat 90. W obcisłym stroju, z pomalowaną twarzą doskonale grał na strachu przed innością i uosabiał multum negatywnych stereotypów związanych z homoseksualizmem. Żeby utwierdzić widownię w przekonaniu o swojej inności, obmacywał wielokrotnie siebie i innych, próbował całować rywali, zdradzał sadomasochistyczne skłonności, a w pewnym momencie kariery symulował syndrom Tourette’a. By podsycić plotki o androgeniczności Goldusta, planowano nawet wszczepić mu implanty piersi (z pomysłu ostatecznie się wycofano).

Kilka lat wcześniej, w Meksyku, sławę zyskał inny wrestler, który również afirmował swoją odmienność, ale robił to z szacunkiem do postaci, jaką prezentował, sam był bowiem osobą homoseksualną. O nim będzie ta historia.

mat. prasowe Prime Video

Wrestling ma bogatą historię na południe od Stanów Zjednoczonych, a luchadorzy cieszyli się tam podobnym, jeśli nie większym uwielbieniem od amerykańskich zapaśników. Zależnie od perspektywy meksykański wrestling był bardziej progresywny lub szybciej zidentyfikował możliwość zbicia kapitału finansowego na strachu przed homoseksualizmem, wprowadzając nowy archetyp bohatera, tak zwanego exótico – luchadora portretującego postać homoseksualną w przerysowany, prześmiewczy sposób. W świecie lucha libre pojedynek w ringu odbywa się między złym rudo i dobrym técnico. Exóticos zawsze byli tymi złymi. Do momentu aż pojawił się Cassandro.

Taką narrację przyjmuje debiutancki film fabularny nagradzanego dokumentalisty Rogera Rossa Williamsa, „Cassandro”. Saúl Armendáriz (Gael García Bernal) występuje w weekendy w warsztacie samochodowym jako zamaskowany „El Topo” (Krecik), co tydzień przegrywając z dużo większymi, silniejszymi luchadorami. Choć skrywanie swojej tożsamości za maską jest powodem do dumy dla niektórych meksykańskich wrestlerów (pozostało tak nawet do dziś), Armendáriz postanowił zerwać z tą tradycją i zrobić coś nowego – stać się pierwszym exótico, który zdobędzie serca widzów i wygra walkę. W realizacji celu pomaga mu Lady Anarquía (Roberta Colindrez), znana trenerka i luchadorka, którą Saúl przekonuje do siebie swoimi umiejętnościami. Zainspirowany popularną telenowelą „Kassandra”, przyjmuje pseudonim Cassandro. Początkowo niewiele osób rozumie, co protagonista próbuje osiągnąć, a jego matka, Yocasta (Perla De la Rosa), choć akceptuje jego orientację seksualną, uważa, że wykreowana przez niego postać jest zbyt śmiała. Poza wyzwiskami z trybun i jednym luchadorem wygłaszającym w jego kierunku obligatoryjną kwestię w stylu „nie lubimy tu takich jak ty” nie spotyka go jednak nic złego. Z czasem coraz więcej osób dostrzega jego talent, a wsparcie kolejnych sojuszników sprawia, że staje się twarzą społeczności LGBTQ+ w lucha libre. Jego sława wykracza poza wypełnione po brzegi areny, a on daje odwagę młodym gejom, by ujawnić się przed rodzicami.

Filmowa opowieść ma niewiele wspólnego z prawdą, która, jak to często bywa, jest ciekawsza od konwencjonalnej fabuły „Cassandra”. Owszem, Saúl początkowo walczył jako typowy, zamaskowany luchador, ale nie figurował pod pseudonimem „El Topo”, a jego trenerem nigdy nie była kobieta, lecz Rey Misterio, wujek znanego z WCW i WWE Reya Mysterio. Williams i współscenarzysta David Teague wymyślili postać trenerki, by podkreślić znaczenie kobiet jako sojuszniczek w walce o prawa gejów. Okoliczności walki z powszechnie szanowanym El Hijo del Santo (który w filmie wciela się w samego siebie) również były dużo trudniejsze dla Cassandra, który nie wytrzymał hejtu i targnął się na swoje życie. W filmie jedyny lęk, jaki odczuwa bohater, dotyczy tego, jak wypadnie przed publicznością. Nawet swój pseudonim luchador zapożyczył z innego źródła: od znajomej burdelmamy, którą uwielbiał.

Historia prawdziwego Cassandra jest dużo brudniejsza, mniej sztampowa, a jej znajomość pozwala zrozumieć, dlaczego Williams uznał życie Meksykanina za tak obiecujący temat. Istotny jest też gatunkowy ruch: najpierw powstał bliższy realności krótki film dokumentalny, „The Man Without a Mask”, a dopiero teraz przepisujący życiorys filmu fabularny. Rezultatem fabularyzowania biografii wrestlera jest obraz przewidywalny, wyjątkowo sterylny w porównaniu z materiałem źródłowym. Krótki film Williamsa o prawdziwym Cassandro był wyjątkowy, bo pokazywał wyjątkową postać. Fikcyjny Cassandro jest postacią płytką – nawet nie kompozytem, tylko chodzącym stereotypem.

Podczas oglądania filmu przypomniał mi się „Viva Zapata!” Elii Kazana z 1952 roku z Marlonem Brando w roli meksykańskiego rewolucjonisty. Kazan i autor scenariusza, noblista John Steinbeck, byli zachwyceni prawdziwym Emiliano Zapatą, ale uczynili z niego bohatera tak szlachetnego, że nijakiego, a jego historię „przepisali” w taki sposób, że podczas seansu trudno zrozumieć, dlaczego właśnie ta osoba zainspirowała cenionych twórców. Oglądaniu „Cassandra” towarzyszy podobne pytanie: co sprawiło, że przebił się do społecznej świadomości? Po filmie nadal nie wiemy, tymczasem wystarczy obejrzeć kilkunastominutowy dokument Williamsa i wszystko staje się oczywiste: Cassandro jest wyjątkowy, bo Saúl Armendáriz jest wyjątkową osobowością.

Być może reżysera filmu przerosła skala wyzwania – niełatwo jest zrobić dobrą fabularną opowieść o wyjątkowej postaci, podobnie jak trudno jest w ramie filmowej pokazać efektowny spektakl. A przecież wrestling sam w sobie jest fabułą: historia opowiadana w ringu lub na mikrofonie jest tu równie ważna jak to, kto ją opowiada. To dlatego Ric Flair, jeden z najwspanialszych wrestlerów wszech czasów, zyskał uwielbienie, którym nie cieszył się nikt inny – wcielający się w Rica Flaira Richard Fleihr jest charyzmatyczną i magnetyczną osobą. Fleihr uwierzył w swój gimmick, dzięki czemu fani mogli uwierzyć jemu. Armendáriz może w życiu prywatnym w niczym nie przypominać Cassandra, ale jako twórca tej postaci tylko on może ją powołać do życia. By w pełni zrozumieć i docenić wrestling, trzeba oglądać wrestlerów w akcji, nie filmy o nich. By zrozumieć fenomen Cassandra, trzeba obejrzeć samego Cassandra.

 

„Cassandro”
reż. Roger Ross Williams
premiera: 22 września 2023
dostępne na Prime Video