Nr 1/2025 Na teraz

Więcej znaczy więcej

Anna Batko
Sztuka

Socmodernizm kojarzy się z szarymi sześcianami i surową prostotą. Z kuponami odcinanymi od zachodniego modernizmu i siermiężną estetyką PRL-u. W powszechnym pojęciu raczej nie funkcjonuje jako rezerwuar awangardowych koncepcji czy futurystycznych wizji. Wystawa w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie pokazuje szerszemu gronu odbiorców i odbiorczyń, że architektura dawnego bloku wschodniego to właśnie zapomniane utopie oraz wizjonerskie myślenie. To nowoczesność podlana sosem socjalistycznej ideologii i lokalnego folkloru. Okazuje się nie tylko, że socmodernizm to coś więcej niż mieszkalne bloki, ale że nawet one mogą być interesujące.

Architektura ma to do siebie, że z czasem staje się przezroczysta. Jej wyjątkowość obrasta miejską tkanką, a oko się do niej przyzwyczaja. Wieża telewizyjna na praskim Žižkov, schronisko na Śnieżce albo dzielnica uzdrowiskowa Ustronia to miejsca, które większość z nas widziała – jeśli nie na żywo, to przynajmniej na zdjęciu. Wystawa „Socmodernizm. Architektura w Europie Środkowej czasu zimnej wojny” pozwala zatrzymać na nich oko i przyjrzeć się bliżej.

Narracja ekspozycji zaczyna się od nakreślenia politycznego tła – pokazuje, w jaki sposób architektura wprzęgnięta została w propagandę nowego systemu, ale też zwraca uwagę na dwuznaczną historię stalinowskich pomników i socrealistycznego dziedzictwa, które z czasem stało się problematycznym „nadmiarem” oraz symbolem marnotrawstwa. W pierwszej sali oglądamy więc między innymi plany wschodniego Berlina ze słynną aleją Karola Marksa i Pałacem Republiki, jugosłowiańską Goricę, która – położona na granicy – miała olśnić swoim rozmachem Zachód, czy w końcu rozmaite wersje rodzimego Pałacu Kultury i Nauki z innych krajów bloku oraz serię fotografii z różnych państw, dokumentujących wysadzanie pomników Stalina. Klamrę dla tego historycznego prologu znajdziemy pod koniec wystawy, gdzie także pojawi się destrukcja – będzie to zburzenie muru berlińskiego, a więc ikony mniej symptomatycznej dla socmodernistycznej architektury, a bardziej dla powojennej historii całego regionu.

Kolejna część ekspozycji krąży wokół politycznej odwilży i Światowej Wystawy w Brukseli z 1958 roku, kształtowania się języka nowoczesności i jego ikonicznych egzemplifikacji – architektury użyteczności publicznej, która rodzi się w konsekwencji społecznych i politycznych zmian. Oglądamy więc wystawowe pawilony Czechosłowacji (zwycięzca Grand Prix), Jugosławii i Węgier, ale też uroczy w swojej „fiftiesowej” formie notatnik z kolorowanymi wycinankami Miroslava Řepy. Są i przykłady tak zwanego stylu brukselskiego (powstałego po wspomnianym Expo), w tym projekt robotniczego teatru w Zlinie. Obok pokazywane są też monumentalne realizacje, takie jak fisowska – stworzona z okazji Mistrzostw Świata w Narciarstwie – architektura Szczyrbskiego Jeziora, scena Festiwalu Pieśni w Tallinie czy wyburzony w 2006 roku Supersam w Warszawie.

Dalej narracja wysyła nas w kosmos. W poświęconej mu sekcji oglądamy projekty inspirowane międzyplanetarnymi odkryciami. Możemy zobaczyć wizjonerskie pomniki słowackiej Grupy VAL, takie jak „Akustikon” zaprojektowany w hołdzie dla czeskiego szachisty Miroslava Filipa, berlińskie mozaiki i reliefy Waltera Womacki czy przypominającą statek kosmiczny Kasę Oszczędności Pionierów Jugosławii. Obok dzieł architektury prezentowane są też eksponaty, które odkrywają trochę szerszy kontekst kulturowy: kostium z ocenzurowanego filmu sci-fi „Na srebrnym globie” (1987), geometryczne obrazy estońskiego artysty Leonharda Lapina, „Asteroidy” Jana Drosta, a nawet fragment czarnej komedii „Elektroniczne babcie” (1983). Ta ostatnia to czechosłowacki film o starszych paniach – robotach terroryzujących swoje przyszywane rodziny. W kontekście wystawy pełni on funkcję socjologicznego tła, które w ironiczny sposób komentuje radzieckie wyobrażenia nie tylko o futurystycznej, ale też o społecznej architekturze. Takie pozaarchitektoniczne akcenty powracają zresztą na wystawie wielokrotnie, dopowiadając wątki, ale także obrazując mentalny i kulturowy pejzaż czasów zimnej wojny.

Z kosmicznym imaginarium sąsiaduje nie mniej fantastyczna sekcja zatytułowana „Demiurdzy”. Została ona poświęcona totalnym wizjom modernizmu, prefabrykatom i osiedlom, wielkim urbanistycznym przedsięwzięciom – z jednej strony mamy Nowe Tychy, z drugiej Nowy Belgrad i odbudowane Skopje. Uwagę zwracają tu miasta przyszłości, takie jak praska „Etarea” z 1967 roku czy jugosławiańska koncepcja synturbanizmu inspirowana zigguratami, mająca być utopijnym remedium na niedoskonałości świata. Obok nich zobaczyć można między innymi chorzowską Halę Kwiatów oraz spektakularny Uniwersytet Świętych Cyryla i Metodego w Skopje.

fot. Paweł Mazur | materiały prasowe Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie

Inne części wystawy pozwalają przyjrzeć się socmodernizmowi z perspektywy szeroko rozumianej transcendencji – świątyń, na które przez długi czas nie było miejsca w ateistyczno-socjalistycznym świecie, ale też awangardowych w formie krematoriów i pałaców ślubów, a także pomników i miejsc pamięci. Obok słynnego projektu „Droga” (pomnika ofiar faszyzmu w Oświęcimiu-Brzezince) możemy zobaczyć przypominający prehistoryczne kurhany pomnik ofiar masakry w Babim Jarze czy śmiałe w formie założenia jugosławiańskiego architekta Bogdana Bogdanovicia, takie jak Pomnik Ofiar Obozu Koncentracyjnego w Jasenovacu (Chorwacja) czy Cmentarz Ofiar Faszyzmu w Travniku (Bośnia i Hercegowina), które nasuwają skojarzenia z transkulturowym folklorem.

Wystawę wieńczy postmodernizm, który tu zobrazowany został w formie zwrotu ku humanistycznej architekturze, akcentowania lokalnego charakteru i emancypowania natury. W pamięć zapadają niezrealizowane, często tworzone do szuflady projekty będące formą dwuznacznych żartów, takie jak przepełniony spirytualną symboliką dom „Nirwana” zaprojektowany dla uzdrowiciela przez Toomasa Reina czy projekt tajnej willi dla nieznanego polityka autorstwa Józefa Jankoviča. Nie mniej interesująca jest też węgierska drewniana architektura Imre Makovecza, która swoją płynną, gargamelową formą nasuwa skojarzenie z Gaudím.

Nawet tak krótkie podsumowanie wystarcza, by wskazać na główną cechę wystawy: jest naprawdę gęsta, intensywna w odbiorze, a wręcz trochę przytłaczająca liczbą fotografii oraz obiektów. Zastanawiam się, jakim cudem udało się zmieścić tak wiele rzeczy i jeszcze więcej opowieści w tak małej przestrzeni. Nie odczuwam jednak przesytu. Mam wrażenie, że tu więcej znaczy po prostu więcej. Bardziej niż uporządkowany projekt badawczy z litanią dat i suchych faktów wystawa przypomina nostalgiczną podróż, która odczarowuje wstydliwą historię oraz sprawia, że architektura na powrót staje się częścią środkowoeuropejskiej tożsamości. Taka optyka okazuje się po prostu fascynująca i wciągająca. Zwłaszcza że wystawa nie ogranicza się do istniejącej architektury, ale też zachęca do wyobrażenia sobie alternatywnej rzeczywistości dawnego bloku wschodniego. Odkrywa cały wachlarz nowatorskich koncepcji, futurystycznych wizji i zapomnianych utopii, które nigdy nie wyszły poza sferę projektu, bo socjalistyczna władza skazała je na zamknięcie w szufladach.

Zespół kuratorski (Łukasz Galusek, Michał Wiśniewski i Natalia Żak) zamiast linearnej narracji zaproponował problematyczne i kontekstualne ujęcia, nieoczywiste zestawienia oraz nieszablonowe układy. W ten sposób opowiadają o architekturze jako zjawisku, które nie tylko się projektuje, ale przede wszystkim się go doświadcza. Wszystko to sprawia, że wystawa w Międzynarodowym Centrum Kultury oferuje coś więcej niż wizualny kurs historii socmodernizmu w pigułce – proponuje lekcję odzyskiwania świadomości. W tym ujęciu architektura nie tyle jawi się jako bierna obserwatorka historii czy ofiara socjalistycznej ideologii, ile wyrasta na aktywną uczestniczkę procesów, które strukturyzują naszą tożsamość.

„Socmodernizm. Architektura w Europie Środkowej czasu zimnej wojny”
zespół kuratorski: Łukasz Galusek, Michał Wiśniewski, Natalia Żak
Międzynarodowe Centrum Kultury
Kraków
3.10.2024 – 15.01.2025