Nr 2/2022 Na teraz

Upadnie Babilon?

Julia Sarzyńska
Teatr

Lubię warszawski Teatr Powszechny, w którym pracują twórczynie i twórcy nieobojętni wobec rzeczywistości. Lubię go też za to, że współpracuje z artystami z zagranicy – w zespole zaangażowani są Oksana Czerkaszyna i Mamadou Góo Bâ, a spektakle reżyserują osoby z zagranicy. Może z dystansu lepiej widać, w jakim świecie żyjemy.

Na początku grudnia zeszłego roku w Teatrze Powszechnym odbyła się premiera „Nastii” w reżyserii pochodzącego z Białorusi Jury Dzivakoua, której „szkic sceniczny” współtworzyli artyści z Polski, Ukrainy i Białorusi. Kilka lat wcześniej Paweł Łysak wyreżyserował „Jak ocalić świat na małej scenie?” (2018) – spektakl, który dotykał tematu kolonializmu, uchodźstwa, głodu i katastrofy ekologicznej, opowiadając prawdziwe historie ojców reżysera i aktorów – osób z Polski, Ukrainy i Senegalu. Dwa spektakle – „Upadanie” i „Dobrobyt” – zrealizował na tej scenie Árpád Schilling, a jeden, spektakularnie wstrząsający Polską, Oliver Frljić („Klątwa”, 2017).

Najnowsza premiera Teatru Powszechnego, zrealizowana w ramach europejskiego programu „Face to Faith” to „Radio Mariia” w reżyserii pochodzącej z Ukrainy Rozy Sarkisian. Tytuł sugeruje, że spektakl dotyczyć będzie związków Kościoła i polityki. Już pierwsza scena zapowiada, czego możemy spodziewać się po dalszych odsłonach. Postać grana przez Oksanę Czerkaszynę, stojąc wśród przedmiotów związanych z kultem religijnym (figury Jezusa i Maryi, Pismo Święte, obrazki sakralne), opowiada o stopniowym wymazywaniu ze swojego życia Kościoła katolickiego i wszystkiego, co z nim związane. Przywołuje też inne osoby przyjmujące wobec Kościoła postawę konfrontacyjną i buntowniczą.

Po symbolicznej segregacji przedmiotów otaczających bohaterkę nieoczekiwanie przenosimy się do roku 2037. W studiu radiowym trwa audycja z okazji piętnastolecia upadku Kościoła katolickiego w Polsce. Prowadzący program – w tych rolach Oksana Czerkaszyna i Oskar Stoczyński – zaprosili do radia socjolożkę Elżbietę Korolczuk (osobiście, na zmianę z Magdaleną Staroszczyk, pojawiającą się na scenie, gdzie gra samą siebie), która opowiada o przyczynach i skutkach dokonanej rewolucji. Sceniczne rozmowy przekonują, że należy wyrzucić z pamięci Kościół katolicki. Uwolnić się od niego i dzięki temu ujrzeć Polskę przyszłości – nie jako kraj, w którym Kościół się zmienia, lecz państwo, w którym Kościół nie będzie istniał w ogóle. Na zachętę możemy usłyszeć ze sceny, że „przyszłość będzie taka, jaką jesteśmy w stanie sobie wyobrazić”. Czy to sugestia, że powinniśmy być odważni w myśleniu?

Nie łudźmy się. Żyjemy w kraju, w którym całkowita likwidacja Kościoła katolickiego jest niemożliwa tak dziś, jak i w najbliższej przyszłości: zapewne nawet gdyby działając z inspiracji biskupów, rządzący wprowadzili prawo skazujące kobietę na 25 lat więzienia za dokonanie aborcji albo polski Kościół dokonał schizmy i odłączył się od Watykanu, pozycja tej instytucji zapewne zmieniłaby się jedynie w niewielkim stopniu. Kontestujące religię elity może pocieszać przykład Irlandii, ale nasz katolicyzm jest wyjątkowo mocno zakorzeniony w narodowej glebie. Nie ruszyły go dokumentalny film braci Sekielskich, ostra krytyka zawarta w „Klerze” Wojciecha Smarzowskiego ani kolejne ujawniane afery pedofilskie i „biznesowe”, z niejasnymi interesami premiera Morawieckiego i wrocławskiej kurii na czele. Zatem wizja, jaką częstuje nas Sarkisian, to nie profetyzm, prognoza czy antycypacja. To po prostu wysoce optymistyczna fantazja. Być może oderwać ma nas ona na moment od beznadziei współczesności, zapalając malutkie światełko w tunelu i pokazując, jak inny byłby świat bez instytucji Kościoła.

„Nie budujemy doskonałych światów. Budujemy światy lepsze” – mówią bohaterowie spektaklu. Zaczynam im wierzyć, ufając, że świat z tej wizji faktycznie byłby lepszy. Oj, śmiała to i kusząca utopia, choć tradycyjną wspólnototwórczą funkcję Kościoła katolickiego przejął w niej rynek i świątynie konsumpcji, na przykład galerie handlowe. Brak instytucji Kościoła sprowokował powstanie nowych symboli, mitów i obrzędów. Ludzie powrócili do słowiańskich korzeni i rytuałów. Zaczęto organizować Procesje Boskich Ciał, podczas których spódnice idą do góry, a uczestnicy afiszują się swoją seksualnością. W tym nowym świecie ludzie wyzwolili się z myślenia o ciele jako źródle zła; dominuje waginatyzm (powrót do Wielkiej Waginy), a wielu praktykuje też heksizm, czyli seks z roślinami. Z radia dowiadujemy się, że Polska roku 2037 znalazła szczepionkę na patriarchat, stanowiąc awangardę neomatriarchatu. W nowej Polsce nie ma przemocy, bo wszyscy są równi.

Wizja Rozy Sarkisian to klasyczna utopia, w której bagatelizowane są zagrożenia, niekonsekwencje i słabe strony. Jej odbiorca stawia sobie jednak pytania: czy to rzeczywiście świat bez wad? Sam spektakl podsuwa nam niekiedy tropy zwątpienia, sygnalizując absurdy ukryte pod przykrywką nowej, rzekomo niekrzywdzącej nikogo i szlachetnej struktury społecznej. Totalna laicyzacja kraju sugeruje, że Budynki Opatrzności przerobione zostały na szpitale i „domy wspólnoty plus”, a pieniądze ze sprzedaży złotych kielichów, świętych obrazów i wszelkich dóbr przeznaczono na transport publiczny, opiekę zdrowotną czy rozwój gospodarki. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to działania doraźne reperujące budżet państwa, które nijak nie pomogą w rozwiązaniu fundamentalnych problemów społeczeństwa polskiego. Już to przerabialiśmy w latach 90. XX wieku, gdy państwo rozprzedawało publiczny majątek, równie szybko przejadając uzyskane tak przychody.

Wątpliwości pojawiają się także przy pytaniu o dalszy los nieustępliwych katolików w nowym świeckim świecie. Osoby mające silną potrzebę modlitwy we wspólnocie powołały podziemne państwo katolickie, będące kościelną partyzantką. Jedni wykluczeni zastąpieni zostali przez innych. Słuszna kara spotyka tu władze Kościoła – biskupów, kapłanów, duchownych – ale również polityków, którzy tuszowali niegodziwości hierarchów religijnej instytucji, korupcję i pedofilię. A także dziennikarzy ulegających krętactwu kleru i manipulujących społeczeństwem. Podczas spektaklu na telebimie pokazywane są zdjęcia kapłanów-zbiegów, poszukiwanych, by odpowiedzieć za wyrządzone krzywdy. Władze Kościoła katolickiego w Polsce i wszystkie osoby zamieszane w przestępcze działania tej organizacji mają zostać osądzone.

 

fot. Magda Hueckel | źródło: Teatr Powszechny (powszechny.com)

 

W prezentowanym świecie doszło do swoistej zamiany ról. W budowaniu nowego porządku społecznego trudno o grę o sumie dodatniej, a dobrymi chęciami wybrukowano piekło. Kiedy ktoś zyskuje, ktoś musi stracić. Dziś wiele osób LGBT+ czy kobiet chcących dokonać aborcji musi ukrywać się w „podziemiach”. W Polsce niezinstytucjonalizowanej klerykalnie w podziemiach będą musiały kryć się osoby wierzące. „Dobra zmiana” w ramach dziejowej sprawiedliwości rozliczyła ośmiorniczki, które – jak się z czasem okazało – zastąpione zostały respiratorami od handlarza bronią, trefnymi maseczkami i aroganckim „nam się po prostu należy”. Podobnie jest z instytucją Kościoła – likwidacja religii jako opium dla mas nic nie zmieni, ponieważ ludzie muszą gdzieś podtrzymywać ułudę sacrum i iluzje dotyczące życia wiecznego. Wizja zaprezentowana w „Radiu Mariia” zakłada wysoką samoświadomość nowego społeczeństwa. Jednak nie każdy jest w stanie zawiązywać samoistnie wspólnoty w kręgu rodziny czy znajomych i modlić się w zaciszu domowym. Niektórym potrzebny jest autorytet i obecność w Domu Bożym, bo tylko wtedy czują połączenie z Absolutem.

Sarkisian proponuje wizję Polski bez Kościoła katolickiego, sugerując, że taka rzeczywistość nie ma minusów. Prowokuje widzów do zadawania pytań, czy rzeczywiście byłby to lepszy kraj? Akcja „Radia Mariia” teoretycznie dzieje się tu, między Bugiem i Odrą, teraz i w niedalekiej, choć utopijnej, przyszłości. Spektakl prowokuje jednak historiozoficzne wątpliwości i zachęca do rozważań na temat ludzkiej natury oraz społeczno-politycznego mechanizmu organizacji społeczeństwa. W nowym, projektowanym na scenie świecie, zmienia się wiele: porządek prawny, władza, gospodarka, relacje międzyludzkie. Być może w takiej rzeczywistości byłoby mniej nienawiści, nietolerancji i agresji. Lecz czy zmienią się w niej potrzeby i nastawienie silnie wierzących osób, które sensu życia szukają poza egzystencją, w fantazji o bycie doskonałym, który myśli za nich i może zapewnić im życie wieczne? W historii próbowano już tworzyć państwa bez Kościoła – zwykle z użyciem terroru – co zawsze kończyło się tylko tymczasowym powodzeniem. Starych bogów zastępowali nowi, świeccy „bogowie”.

W piosence wykonywanej przez Oksanę Czerkaszynę podczas spektaklu padają mocne słowa – „Polako-katolik ginie, zdycha, wymiera”. W miejscu takiego Polako-katolika powstawać mają nowe, piękniejsze gatunki, które nie boją się swojej cielesności ani seksualności. Gatunki, które chcą być wolne i niezależne. Gatunki całkowicie odmienne od tych, które teraz rządzą Polską poddaną wpływom Kościoła. Tymczasem nie wszyscy gotowi są porzucić swoją wiarę, modlą się więc w domach i podziemnych kościołach. Inni o wierze chcieliby zapomnieć i pozbyć się jej ze swojego życia. Nie potrafią jednak tego zrobić, bo dotyka ich symptom specyficznej, religijnej traumy. Oskar Stoczyński przeprowadza test na obecność tej traumy. Co się okazuje? O ile Oksana Czerkaszyna ma tylko nieznaczne objawy wspomnianej przypadłości, o tyle Stoczyński, który wychował się w Polsce w czasach pełnej klerykalizacji i opresji ze strony Kościoła, nosi w sobie ową traumę w pełnym rozkwicie. Jej symptomy przepełniają jego ciało i duszę.

Spektakl Rozy Sarkisian wpisuje się w długą tradycję społecznych i politycznych utopii – szlachetnych w sferze pobudek, ale trudnych do zrealizowania w praktyce. Jaki jest zatem cel teatralnej zabawy tymi bajkowymi opowieściami? W jakim celu karmi się odbiorcę perspektywą świata, w którym znikają wprawdzie jedne opresje i nierówności, ale tworzone są nowe? Czy „Radio Mariia” jest rodzajem artystycznej terapii kierowanej do tych, którzy nie akceptują roli, jaką pełni Kościół w obecnej Polsce? Spektakl sprawia, że wychodzą z teatru z budującym przekonaniem posiadania sojuszników, wiedząc, że wielu ludzi myśli podobnie. Nie jest to przedstawienie, które w wyważony sposób opowiada o rozdzielaniu sacrum od profanum, mądrze rozróżniając wiarę i instytucję Kościoła, niuansując zagadnienia („są przecież dobrzy i szlachetni księża”) czy domagając się sprawiedliwego sądzenia księży-pedofilów. Fantazja twórców sięga dalej. Nie muszą liczyć się z realiami, co stanowi o sile ich idei.

Czy wizja Sarkisian jest realna? Oczywiście, że nie! Naiwna? Jak najbardziej! Odległa? Nie o piętnaście lat, a o lata świetlne. Ale jest także urzekająca w sposobie, w jakim pobudza wyobraźnię i wiarę. To wiara w to, że proboszcz-łajdak, chciwy wikary, lubieżny biskup i każdy inny podły duchowny, niezależnie od swojej pozycji w hierarchii, zostanie w końcu ukarany, a społeczeństwo polskie dorośnie do samoświadomości, w której nie są potrzebni żadni duchowi przewodnicy.

 

„Radio Mariia”
reżyseria: Roza Sarkisian

teksty: Oksana Czerkaszyna, Oskar Stoczyński, Joanna Wichowska, Krysia Bednarek
dramaturgia: Joanna Wichowska, Krysia Bednarek
scenografia i kostiumy: Kornelia Dzikowska
inspicjentka: Barbara Sadowska
światło i wideo: Adam Zduńczyk
muzyka: Dariusz Cichosz

Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
premiera: 13.01.2022