Widoki Warszawy po zakończeniu II Wojny Światowej są dobrze znane: nie ma właściwie nic, to znaczy są puste place i leje w ziemi, góry gruzów i kikuty kamienic. Pośród nich setki tysięcy ludzi – powróciwszy do miejsca, w którym kiedyś stały ich domy, ulice, zakłady pracy – próbują ułożyć swoje życie na nowo. Ułożyć – to znaczy: wyobrazić i sprawić, by wyobraźnia się ziściła. Do tego, by Warszawa faktycznie stała się na nowo miastem, potrzeba było oczywiście konkretnych umiejętności architektonicznych, a potem budowlanych. Urbaniści zmierzyli się z koniecznością zagospodarowania gruzów i zaprojektowania ładu miejsko-społecznego z myślą o rozmaitych grupach i potrzebach mieszkańców. Zajęło się tym Biuro Odbudowy Stolicy – przez pryzmat tej instytucji historię pięciu lat powojennej Warszawy opowiedział między innymi Grzegorz Piątek w głośnej książce „Najlepsze miasto na świecie”. To rodzaj opowieści należącej do części, którą nazwałam „sprawić, by wyobraźnia się ziściła”. Z kolei Jacek Świdziński w swoim najnowszym komiksie zatytułowanym „Brzask” skupia się na innym fragmencie tej zrujnowanej rzeczywistości – chodzi o moment, kiedy miasto wyobrażone, choć materialnie nieistniejące, pojawiło się w głowach nie architektów, ale jego mieszkańców.
Jak pisała Iwona Kurz w omówieniu książki Piątka, „warszawiacy i warszawianki wracali »na swoje«, którego często już nie było, bo nie wyobrażali sobie życia poza Warszawą albo po prostu nie mieli dokąd jechać”. Podobną motywację znajdujemy na kartach komiksu „Brzask” Jacka Świdzińskiego – bohaterka Świdzińskiego zapytana o to, dlaczego powraca na gruzowisko i uczestniczy w dziwnym teatrze miejskiej wyobraźni, odpowiada: „Z Warszawy jestem, to gdzie mam być?”. Potrzeba było oczywiście nadziei, determinacji i silnej woli, aby zamiast gruzów zobaczyć w ich miejscu miasto – ale wiemy, że warszawiakom i warszawiankom się to udało. We wstępie do „Brzasku” Zbigniew Mitzner pisze, że rzeczywistość wyglądała „jakby wszyscy się umówili, że będą udawać, że tu jest miasto”. Świdziński swój komiks poświęca tej wyobraźni – opowiada więc o mieście, które nie powstało z gruzów i urbanistycznych (czy ideologicznych) planów, ale z indywidualnych emocji przekutych w zbiorowe.
Bohater komiksu doświadcza, jak z nicości – dosłownej, metaforycznej i graficznej – wyłania się chaos. Najpierw kroczy przez pustą stronę, by następnie – krok za krokiem, karta za kartą – odkrywać świat coraz większych gruzów. Te początkowe sekwencje są znakomicie przemyślane, a sposób ich narysowania oddaje reguły rządzące miejscem akcji: pozbawiona ornamentyki czy dbałości kreska zdradza ślady starannie przemyślanej kompozycji, podobnie jak samo miasto i jego niegdysiejsza siatka. Kreska stwarza więc świat bezładu usypanego na dawnym ładzie.
Jest 18 stycznia 1945 roku. Zbliża się wieczór, bohater znajduje schronienie w jednym z zachowanych mieszkań razem z trzema innymi osobami i kozą. Każdy z nich jest przedstawicielem innej grupy mieszkańców: mamy więc młodą dziewczynę, przedstawiciela majętnej inteligencji (z zawodu antykwariusza), warszawskiego cwaniaczka (to do niego należy koza) oraz wysiedloną na wieś mieszkankę stolicy. Splot wydarzeń sprawi, że przyjdzie im przeżyć noc, siedząc wspólnie w piwnicy przy świetle świecy (niedobory prądu i innych zasobów były charakterystyczne dla tużpowojennego okresu). W tych okolicznościach poznamy ich historie – opowieści o tym, jak wyglądało ich życie wcześniej oraz kogo lub co utracili. Wraz z tymi opowieściami objawi nam się jeszcze jeden bohater i jego historia – choć on sam nie wypowie przez cały komiks ani słowa. Chodzi o wojenne losy starego Żyda, których ślady Świdziński utyka w historiach pozostałych postaci.
Świdziński snuje polilog subtelnie, przez co choć każdy z bohaterów stanowi pars pro toto konkretnej grupy społecznej, żaden nie sprawia w trakcie lektury wrażenia ani bycia wydmuszką, ani bycia wykorzystanym w instrumentalny sposób do sygnalizowania wielości strat, jakich doznali warszawiacy. Antykwariusz przypomina o często wymienianych w kontekście stolicy stratach materialnych (trudnych do wycenienia) i kulturowych (niemożliwych do oszacowania) – zarówno rzeczowych i osobowych, jak też ideowych. W innym kontekście o stratach ideowych opowiada postać dziewczyny–harcerki, gotowej oddać życie w imię ideałów, które ostatecznie ją rozczarowały, kiedy zmuszona została skonfrontować je z rzeczywistością. To historia nie tylko utraconych złudzeń, ale i utraconej niewinności. Tę ostatnią kwestię reprezentuje kilka postaci – w tym najbardziej niewinne ze wszystkich dziecko. Młoda kobieta oddaje także oczywisty, acz najbardziej bolesny i prawdziwy kontekst: rozdzielonych rodzin i utraconych bliskich. Postać cwaniaczka nie jest szwarccharakterem ani nie wprowadza kontekstu wątpliwego moralnie uwikłania części Polaków w wojnę – to raczej motyw rozegrany z sympatią. Bohater reprezentuje więc wszystko to, co uznać można za warszawskie: z jednej strony miejsca czy ludzi, a z drugiej pewien konkretny sposób bycia (z charakterystycznym językiem na czele). I Żyd, którego niewypowiedziana obecność symbolicznie oddaje los zbiorowości i stratę, którą poniosła miejska tkanka.
Dość charakterystyczne, że brak tu powszechnej w opowieściach o Warszawie wojennej i powojennej narracji militarnej. To celowe działanie autora (choć znane już w polskiej literaturze chociażby od Mirona Białoszewskiego), które bardzo przysłużyło się komiksowi. Świdziński losy postaci budował w oparciu o nagrania udostępnione między innymi w Archiwum Historii Mówionej – przede wszystkim zatem jego gest jest oddaniem głosu tym, którzy nie są dopuszczani do kanonicznej czy popkulturowej narracji tak często, jak perspektywa żołnierska. Zwyczajne losy zwyczajnych warszawiaków – wcale nie mniej tragiczne od losów armii czy powstańców – to narracje o wiele mniej widowiskowe, pozbawione ducha wojennej przygody czy atmosfery patosu. W tym sensie „Brzask” jest komiksem kameralnym – co pozwala skupić się na emocjach.
Te emocje stają się wspólnym mianownikiem dla drugiego skrzydła komiksu – już nie wspominaniu wojennych warszawskich losów, ale zasygnalizowanej na początku tekstu powojennej dyskusji o odbudowie miasta. Świdziński łączy oba skrzydła niezwykle umiejętnie – obie perspektywy wypływają z opowieści naturalnie i splatają się w spójną narrację. W wypowiedziach bohaterów wybrzmiewają zarówno obawy (np. groźba sowieckiej ingerencji i utraty charakteru miasta), jak i smutek. Ten drugi, co może wydawać się zaskakujące, nie jest związany jedynie z przeszłością, ale również z przyszłością – bohaterów martwi perspektywa długodystansowa: fakt, że nawet najlepiej przemyślana i poprowadzona odbudowa będzie wymagała czasu, a z jej efektów cieszyć się będą dopiero kolejne pokolenia.
W konstrukcję komiksu wpisana jest swego rodzaju klamra – krótki fragment z początku oraz konstatacja (miasto tworzą ludzie) rezonują z fabularnym wygłosem, który stanowi miasto w działaniu. Świdziński portretuje bowiem pierwsze podrygi codzienności: wśród ruin i śniegu wydeptywane są ścieżki, ktoś dokądś idzie, ktoś skądś wraca, ktoś czegoś szuka lub coś znajduje. Ludzie palą ogniska, stoją w kolejce po wodę, biorą kąpiele, chowają ciała zmarłych (ważnym kontekstem odbudowy Warszawy były ekshumacje i pochówki – o czym pisał Piątek) i sprzątają.
„Brzask” to komiks stworzony na zamówienie instytucji. To mogłoby budzić podejrzliwość – zarówno przez wpisany w zamówienie charakter edukacyjny, jak i pewną kanoniczność narracji o wojnie i czasach tużpowojennych, która obowiązuje w polskiej kulturze, a której instytucje strzegą. Ale Świdziński znakomicie wymyka się wszelkim pułapkom zastawionym na tego typu tytuł. W tym kontekście chciałabym wspomnieć, że na tym polu nastąpiła zmiana: pojawiają się komiksy pisane na zamówienie instytucji, których twórcom nie odbiera się artystycznej autonomii, co skutkuje dziełami świeżymi i znakomitymi. Przykładem tego prześwietny „Astronom” Jacka Frąsia – komiks zamówiony przez Bibliotekę Elbląską opowiadający o relacji Mikołaja Kopernika z Joachimem Retykiem i publikacji „De revolutionibus…”. Tom otrzymał jesienią 2024 tytuł najlepszego polskiego albumu komiksowego na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Świdziński należy oczywiście już do grona autorów docenionych i nagradzanych (co z pewnością wpływa także na autonomię przy realizacji zamówień na tytuły) – ale „Brzask” może zapewnić mu kolejne wyrazy artystycznego uznania.
Mamy do czynienia z tytułem z jednej strony poprowadzonym z ogromną klarownością myśli, pewną wizją artystyczną i fantastycznym warsztatem, a z drugiej z niebywałą swobodą, subtelnością i ogromną wrażliwością. Napisałam na początku tego tekstu, że Świdziński opowiada o tużpowojennej Warszawie z perspektywy emocji jej mieszkańców – należy dodać, że w pewnym sensie komiks oddaje w ten sposób ducha tamtych czasów: dominują zbiorowy optymizm i nadzieje, ale balansowane są przez doświadczone przed chwilą traumy. „Brzask” nie jest co prawda reportażem czy biografią (nawet w formie komiksowej), esejem tematycznym czy historyczną panoramą – nie znaczy to jednak, że nie opowiada czegoś prawdziwego.