W muzycznym minimalizmie Tulei i Goutte znajdziemy zaskakująco wiele kulturowych odniesień. Motywy roślinne przeplatają się z cielesnością, precyzyjna fraza poezji nawiązuje dialog z improwizacją, a wiejskie rubieże wychodzą na spotkanie cywilizacji. Finalnie zaś wszystko nabiera kosmicznej perspektywy, w której środek słoika stanowi zarazem środek wszechświata.
Oba zespoły są kolejnymi wcieleniami współpracy improwizującego perkusisty Wojtka Kurka oraz Gosi Zagajewskiej – poetki i wokalistki (często wzbogacającej swoją ekspresję o eksperymenty z poszerzonymi technikami głosowymi). Taki charakter miały surrealistyczne Szpety, gdzie do duetu dołączyła improwizująca śpiewaczka Antonina Nowacka. Triem są też Tuleje, w których Kurkowi i Zagajewskiej towarzyszy Ksawery Wójciński – jeden z najbardziej wyrazistych kontrabasistów na scenie jazzowej, improwizowanej i folkowej (Maniucha/Ksawery, Polmuz). Tradycyjny repertuar, a właściwie melodie ze wschodniej Wielkopolski stały się dla Tulei fundamentem twórczych interpretacji już na debiutanckim albumie „Ciche miejsca” z 2022 roku. Motywy ludowe wybrzmiewają na płycie w kontekście minimalistycznej, jazzowej ekspresji – zarówno wśród transowych repetycji, jak i subtelnych dialogów toczonych między chropowatym kontrabasem a oszczędnym zestawem perkusyjnym. Z kolei oryginalne słowa wiejskich przyśpiewek zastąpione zostały autorską poezją Zagajewskiej, przenoszącą ich obyczajowy charakter w przestrzeń surrealistycznej narracji, w której (za)światy przyrody splatają się z ludzką cielesnością. Intymna i organiczna relacja na granicy odrealnienia, opisana prostymi słowami i zwartymi wersami, bywa niezwykle sensualna i psychodeliczna. Ta osobliwa wizja muzyki tradycyjnej, a zwłaszcza autorski pomysł na nią, doskonale wpisuje się w nurt Radykalnej Kultury Polskiej – koncepcji kuratorskiej zaproponowanej kilka lat temu przez Michała Mendyka oraz Macieja Filipowicza, zmaterializowanej w serii wydawnictw przygotowanych dla Bôłt Records. Wyrosła na tradycyjnym gruncie twórczość Tulei na najnowszej płycie ulega kolejnej, zjawiskowej ewolucji. Jeżeli wcześniej punktem wyjścia była wieś, to w przypadku „Pustych ulic” ludowość nabiera miejskiego, czasem wręcz robotniczego sznytu.
Już pierwsze chwile spędzone z „Pustymi ulicami” uświadamiają, że interpretacje oberków czy mazurków zostały przemeblowane z kontrkulturowym zacięciem, nabierając brudu i drapieżności. Tym razem częściej będziemy mieć do czynienia z zadziornym punkowym groove’em („Warząchew”, „Miąższ”), z jazzowym spleenem („Żaluzja”, „Liszaj”) czy też z eksperymentem i free improwizacją („Bluszcz”, „Wrzątek”). Miejski charakter nagrań dookreślają wersy Zagajewskiej. Starówki, mury, asfalt, fabryki, przystanki, tramwaje, silniki („nucące kołysanki”) pojawiają się w nich niczym w manifeście futurystów, kreśląc industrialny krajobraz dla poetyckiej narracji. Jedynie „Strzecha” – rozpoczynająca się tradycyjnym wekslem, toczona w mazurkowym rytmie i emanująca rustykalnym brzmieniem – nosi znamiona najsilniejszego pokrewieństwa z twórczością dawnych wiejskich muzykantów, ale pełni ona tutaj zaledwie funkcję przerywnika w miejskich peregrynacjach.
Wraz z zanikiem ludowego imaginarium w tekstach i muzyce Tulei znika również element zaświatowy, choć nadal istotną rolę odgrywają tu odniesienia do świata przyrody, a nade wszystko do cielesności (m.in. „Liszaj” czy „Dreszcze”). A ta, w kontakcie z miastem, wchodzi w zgoła zjawiskowe relacje – jak w „Miąższu”, gdzie wyimaginowana miejska topografia, opisywana blokami czy dzielnicami, zostaje wpisana w mapę ludzkiej anatomii: ścięgien, szpiku czy oddechu. Wyłania się z tego miasto jako żywy organizm, napędzany wyrazistym tętnem. I właśnie ów charyzmatyczny, wręcz marszowy rytm „Miąższu”, jakby wyznaczany przez kominy, o których śpiewa Zagajewska, a także charyzma, z jaką nuci słowa, wybrzmiewają w mojej głowie z tembrem pionierskiej pieśni budowniczych socjalizmu („na północy widok ze snów / tłusty okręt z kominami”). W tekstach Zagajewskiej pojawia się także tłum – bohater zbiorowy wyłaniający się z krajobrazu fabryk, ulic i pasaży („Żaluzja”). Jego obecność w miejskim anturażu sprawia, że przedstawiane na albumie doświadczenia wydają się bardziej uniwersalne i wspólnotowe niż na intymnych „Cichych miejscach”. Prymat miasta, masy i maszyny podkreśla dodatkowo temperamentna – transowa („Warząchew”), a momentami wręcz dzika („Bluszcz”) – muzyka Kurka i Wójcińskiego.
„Wrzątek”, który wieńczy drugą płytę Tulei, jest jednocześnie zapowiedzią debiutanckiego materiału duetu Goutte (Zagajewska–Kurek) – tym razem elektronicznego i zawieszonego w ambientowym niedopowiedzeniu. Otwiera go kosmiczny prolog: utwór „Kontur” rozmyty w pojedynczych syntezatorowych snopach i długo wygasającym pogłosie, który niczym przygasający fajerwerk snuje za sobą smugę wokalu Zagajewskiej. To już zdecydowanie nie jest ani miejski, ani tym bardziej wiejski krajobraz. Raczej księżycowy, bo poezja w tej atmosferycznej dźwiękowej oprawie odsyła myślami do poczynań legendarnej avantfolkowej grupy Księżyc. Ascetyczny akompaniament elektroniki (nie usłyszymy tu ani grama perkusji czy innych akustycznych instrumentów) tworzy odrealniony nastrój, w którym równie dobrze sprawdza się abstrakcyjna poezja Zagajewskiej. Wsłuchując się w nią, można pozostać na poziomie luźnych skojarzeń i napięć, jakie rodzą się na przecięciu kolejnych słów, zatracając się w innych stanach skupienia – w hipnotycznej i niepokojącej otchłani rodem z psychodelicznego doświadczenia. Tym razem na grzybni z cielesności, intymności i odniesień do świata przyrody owocują amorficzne widziadła. Równie intrygujące jest jednak zaplatanie słów w narracyjny motek, podążanie za wizjami Goutte, aby ze środka słoika „świat widzieć wybrzuszonym” („Wieko”). Ruderalna poezja Zagajewskiej wyrasta ze szczelin istnienia; z zakamarków, pęknięć, okruszyn, pestek, tkanek i innych drobiazgów, które pod wpływem muzyki i wokalnej artykulacji nabierają ważności na miarę centrum wszechświata.
Zwraca uwagę forma koncept-albumu, oparta nie tylko na spójności nastroju, ale i na kompatybilności użytych środków ekspresji – zarówno w muzyce, jak i wokalu. W otwierającej kompozycji elementy dźwiękowe i słowa harmonijnie rozpływają się w pogłosie. W „Wieku” delikatne elektroniczne tło idealnie oddaje poczucie izolacji, a wyeksponowanie wokalu na pierwszy (bardzo bliski) plan podkreśla zarówno osobliwość, jak i intymność sytuacji zamknięcia, o której śpiewa wokalistka. „Rdzeń” to wzbudzanie i wygaszanie amorficznych plam, przenikanie się wokalnych i elektronicznych pasaży. „Skroń”, przypominająca chwilami kompozycje Szpetów, ma z kolei strukturę kolażu – mieszają się tu skrawki poezji a cappella z poszerzonymi technikami wokalnymi oraz ze śladową obecnością elektroniki przerywanej spazmem glitchowej pulsacji. Przegląd technik artykulacji zamyka „Nielot”, w którym rozciągające się, wydłużane ścieżki akompaniamentu i wokalu uwieńczone są melodycznym motywem, jakby zasłyszanym w utworze „Mu-Ur” z płyty „Astral Disaster” Coila.
Długoletnia współpraca Kurka z Zagajewską owocuje intuicyjnym wręcz zrozumieniem i nieustannie zaskakuje kreatywnością, które pozwalają rozwijać artystyczną ideę w różnorodnych muzycznych kontekstach. Każde wcielenie zabiera słuchacza w nową sugestywną i wyrazistą przestrzeń, tworzoną z pietyzmem i programową powściągliwością. Minimalizm i swoista kompaktowość środków wyrazu (przed jednym z improwizowanych występów Kurek tłumaczył mi, że dąży do sytuacji, w której cały potrzebny zestaw perkusyjny będzie w stanie zmieścić do podróżnego plecaka) sprawiają, że istotną rolę w nagraniach duetu odgrywa przestrzeń. Jest ona skomponowana z pogłosów, pauz, ech i ciszy. Muzycy mają świadomość, że w takim brzmieniowym sztafażu każdy detal – słowo czy niewerbalny odgłos – waży więcej i pozostaje ze słuchaczem na dłużej.