3/2021 Na teraz

Szaleństwo pszczół

Julia Lizurek
Teatr

Na jednym z ekranów, zawieszonych po obu stronach proscenium, widać Cukrówkę z lotu ptaka. Widzowie również przyjmą tę perspektywę. Wchodząc na salę teatralną przez balkon okalający scenę, patrzą na miejscowość, w której rozgrywać się będą wszystkie prezentowane zdarzenia, z góry – jak pszczoły. W tym samym czasie na drugim ekranie Babka z Ameryki – Towarzyszka Sarecka (Anna Tomaszewska) – wpatruje się w oko kamery. To nie tylko podglądaczka, ale też, jak się niedługo okaże, osoba wpływająca na losy mieszkańców Cukrówki niczym Wielki Brat.

Jakub Roszkowski – reżyser i dramaturg teatralnej adaptacji wielowątkowej opowieści Dominiki Słowik „Zimowla” – tworzy groteskowy obraz polskiej prowincji, świadomie nawiązując do konwencji popkulturowych, surrealistycznych czy kryminalnych. „Cukrówka, Cukrówka” – śpiewają bohaterowie, którym przyglądamy się z bezpiecznego dystansu. W tym cukrówkowym świecie przez cały czas ktoś jednak obserwuje również nas. Już w foyer wybrzmiewają komentarze Agentki (Wanda Skorny), bacznie przyglądającej się zgromadzeniu, którego uczestnicy, zgodnie z epidemicznymi zasadami, powinni utrzymywać dystans: „pani w czarnej sukience przytula pana”; „pan w żółtej kurtce i pani w różowej bluzie patrzą na mnie”; „przeszła szybkim krokiem dziewczyna w czarnych rękawiczkach”; „na stole stoi róża”. Poza jej głosem słychać także brzęczenie pszczelich skrzydeł.

Zimowla w tytule powieści sugeruje, że Cukrówka jest jak ul, w którym zimują pszczoły. Owady krążą w jego wnętrzu, nie opuszczając swojego domu przed czasem pylenia. Zdarza się jednak, że coś wywołuje ich niepokój – wówczas atakują. Zdarzenia zamierają, a akcja nie posuwa się do przodu. Wszyscy odganiają się nerwowo. Pszczela metafora powraca w spektaklu jak echo – pojawia się w monologu bohaterki prowadzącej śledztwo, w wypowiedziach podejrzanych i jako stały element dźwiękowego krajobrazu. Obrazuje nie tylko świat nieludzki, ale także kondycję ludzi i znaczenie ich historii. Zagrożone w swoim naturalnym środowisku pszczoły potrafią poświęcić własne życie dla ratowania społeczności. Z ich trupów, jak opowiada Agentka, wycieka potem miód. Nikt go jednak nie odkryje, bo leży już pod ziemią. Wszystkie opowieści i tajemnice umrą wraz z tymi, którzy ich doświadczyli i noszą je w sobie.

fot. Bartek Barczyk, źródło: Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie

Baśniowe motywy mieszają porządki kultury i natury; tego, co lokalne i tego, co uniwersalne. Nie wszystko zostanie rozwinięte w spektaklu – część znaczeń zginie pod naporem słów i w powtarzalności scenicznych gestów. Przewodnim motywem scenicznej prezentacji jest zabójstwo dziennikarza, nieostrożnie zainteresowanego zdarzeniami sprzed lat. Czy to on uchylił dach ula i rozbudził pszczoły? A może zaczęły one zjadać same siebie? Twórców spektaklu nie interesuje stawianie – tych ani podobnych – pytań. Skupiając się na opowieści, nie dociekają głębokich przyczyn prezentowanych zdarzeń.

Centralną tajemnicą, zarówno dla widzów, jak i dla mieszkańców Cukrówki, pozostaje jedynie stan Magdy Dygnar (Magdalena Osińska). Pewnej nocy, przypominając rozpiętego na krzyżu Chrystusa, naga dziewczyna unosi się nad miejscową kapliczką. Czy w Cukrówce doszło do cudu? A może Magda została opętana?

„Cukrówka, Cukrówka” – zbiorowym śpiewom towarzyszy lekkie kołysanie bioder oraz rzucane na prawo i lewo spojrzenia. Przez chwilę jest słodko, jak w młodzieżowym, oldskulowym, amerykańskim musicalu. Mieszkańcy Cukrówki, choć jest rok 2005 i właśnie umarł papież, noszą się w stylu lat 80. Jakby czas się zatrzymał. Nie zmieniła się także mentalność społeczna. Przewodniki nie odnotowują atrakcji turystycznych. Tu nie warto przyjeżdżać, tu nic się nie dzieje.

Zatrzymanie w czasie wymownie zamrażające realia scenicznej Cukrówki to najkonsekwentniej i najciekawiej przeprowadzony dramaturgiczny i reżyserski koncept Roszkowskiego. Tylko w pojedynczych opowieściach-zeznaniach wyłania się jakieś „kiedyś” i jakieś „teraz” – kiedyś wizerunek Matki Boskiej Stanowojennej zapłakał, kiedyś ktoś ten obraz ukradł, kiedyś ktoś kolaborował z władzą; teraz ktoś zwariował, ktoś wymyślił genialny biznes, ktoś dopuścił się zbrodni. Polska pobożność – objawienia, wiara w cuda, marzenia o końcu świata, przyszłość przepowiadana przez wróżbiarza-egzorcystę – a ponad nią wszechogarniająca nuda, to tematy dominujące w krótkich scenkach, z których zbudowany jest cały spektakl. Początkowo nie wiadomo, jaką rolę odgrywa w snutej narracji każda z nich – pojedyncze sytuacje niewiele mówią o wewnętrznych procesach mieszkańców Cukrówki, nie podsuwają tropów, które sugerowałyby, kto winien jest morderstwa oraz co tak naprawdę wydarzyło się z Matką Boską Stanowojenną. Prowadząca śledztwo bardziej przykłada się do naśladowania zachowań w stylu amerykańskiego agenta, niż do składania elementów kryminalnej układanki. Decyzja o postawieniu w stan oskarżenia wszystkich mieszkańców miasteczka jest groteskowa, wręcz absurdalna. Trudno ocenić, czy to świadomy gest twórców, dążących do obnażenia pustych gestów i ujawnienia konspiracji nieudolnie kryjącej obłudę, kłamstwa, nieudacznictwo. A może ta zabawa w zatrzymany świat z przeszłości; zabawa w musical, kryminał i cukierkowy surrealizm, odciągnęła ich uwagę od tego, co w istocie trapi Cukrówkę?

„Cukrówka, Cukrówka” – miejscowość jak osobna, dziwna planeta, którą podglądamy z góry, z lotu pszczoły. Kto postanowił rozwikłać tajemnicę jej zatrzymania w czasie – przepadł, został zabity. Podejrzani o zabójstwo są wszyscy – i wszyscy okazują się winni. Naturalną koleją rzeczy musi nastąpić kara. Ale ona „kiedyś” została już wymierzona. Słowo „kiedyś” można zastąpić sformułowaniem, którego Dominika Słowik użyła, opisując czas pracy nad adaptacją jej powieści dla sceny. W programie spektaklu pisała:

„Zimowlę” zaczęliśmy realizować w pełnej zimowli, i to na dodatek w „czasie dziwnym” (by łaskawie nie określić go gorzej): pandemicznym, antykobiecym i ciemnym.

Pierwszą próbę mieliśmy na wysokim piętrze teatru, w sali pod dachem, na którym stoją pszczele ule.

Ten tekst – odkąd się ukazał – zaskakuje mnie bezustannie podobnymi zbiegami okoliczności.

Zbieg okoliczności sprawił, że spektakl zobaczyłam w szczególnie „dziwnym czasie” – w dniu, w którym ogłoszono ponowne zamknięcie teatrów. Była środa; od najbliższej soboty, mimo nadchodzącej wiosny, w teatrach całej Polski miała znów zapanować zima.

Karą dla mieszkańców Cukrówki także zdaje się wieczna zima – czas „pandemiczny, antykobiecy i ciemny”. Przymiotniki te można odmieniać przez przypadki i sytuacje. Można ubierać je w kolorowe stroje, nurzać w oparach pachnącego szałwią dymu i stroboskopowego światła. Można robić z Polski, z jej rozbudowanym, katolicko-patriarchalnym imaginarium, teatralne show. Twórcom „Zimowli” udaje się to wspaniale – elektryzująca muzyka Dominika Strycharskiego, żywiołowa choreografia Maćko Prusaka, wciągająca i zaskakująca scenografia Mirka Kaczmarka (dłonie papieskie rozłożone w geście błogosławieństwa, wystające ponad powierzchnię jeziora, pełniące również funkcje metaforycznych pasów bezpieczeństwa przy łóżku szpitalnym!), świetnie zarysowana i śpiewająco zagrana panorama postaci: ksiądz, lokalna dewotka i lokalny biznesman, diler-ćpun, zagubiony ojciec, wariatka, naiwna… Wszyscy oni, wraz z Agentką prowadzącą kryminalne śledztwo, odtańczą szaleńczy, obłąkany taniec. Czy to metafora Polski czasu pandemii koronawirusa? Jeśli tak, to brak jej ostrości, pogłębienia i diagnozy problemu, który tę – zarysowaną metaforycznie – zbiorową paranoję wywołał.

Na sam koniec – niczym deus ex machina – przy dźwiękach helikoptera, spuszczona na wspinaczkowej uprzęży, zlatuje z góry Towarzyszka Sarecka. To ona dopowiada historię, mówiąc, co w Cukrówce wydarzyło się kiedyś, a co niedawno. Jest niczym Dr Everett V. Scott z „Rocky Horror Picture Show”, tłumaczący zdarzenia z szalonej imprezy na statku kosmicznym, do którego przez przypadek trafili stateczni nastolatkowie-ziemianie. Klasyk filmowy Jima Sharmana z połowy lat 70., świadomie operujący estetyką kiczu, celebrował piękno ekscesu, rozkoszy i szaleństwa. Kicz w „Zimowli” Roszkowskiego jest dystansujący – w krzywym zwierciadle ukazuje świat, w którym żyjemy, oddalając nas jednocześnie od bolesnej aktualności. Jeśli spektakl ten ma być diagnozą „duszy polskiej”, to nie pozostawia nadziei. Zaś czar, który roztacza, zaciera przekaz – jakby z sekcji zwłok czynił temat malarskiej sceny.

Jakie lustro twórcy spektaklu stawiają naprzeciwko widzów? W centrum sceny, w kapliczce pozbawionej wizerunku świętej, umieszczone zostało pęknięte zwierciadło. Ile uda nam się dostrzec, jeśli zdołamy się w nim przejrzeć?

„Zimowla”
na podstawie powieści Dominiki Słowik

adaptacja i reżyseria: Jakub Roszkowski
scenografia, kostiumy, światła: Mirek Kaczmarek
muzyka: Dominik Strycharski
ruch sceniczny: Maćko Prusak
współpraca dramaturgiczna: Dominika Słowik

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, scena MOS
premiera: 12.03.2021