Światło i ciemność to dwa zjawiska fizyczne (oraz kulturowe), mające decydujący wpływ na wszystko, co dzieje się na Ziemi. Oddziałują nie tylko na ludzki metabolizm, ale również na naszą nieustannie kształtującą się wrażliwość estetyczną, o czym pisał ponad sto lat temu Jun’ichirō Tanizaki[1]. Nie są jednak zauważalne, dopóki nie pojawiają się w nadmiarze lub nie odczuwamy ich braku. Niedawna wystawa prac Mischy Kuballa w katowickiej Galerii BWA wydaje się dobrym przyczynkiem do tego, by przez pryzmat jego twórczości przyglądać się archeologii światła i ciemności.
Astrofizyka definiuje ciemność jako nieobecność światła widzialnego, a więc takiego, które dostrzega siatkówka ludzkiego oka. Kulturowo jednak nauczyliśmy się traktować to pojęcie negatywnie. Można powiedzieć, że nasza niechęć do mroku rozpoczyna się w momencie, gdy Prometeusz kradnie bogom olimpijskim ogień i ofiarowuje go ludzkości, która od tej pory stara się jedynie zdobyć „więcej światła”. Odtąd w zachodniej myśli filozoficznej i religijnej światło będzie kojarzone z wiedzą, zdolnością widzenia, a nawet więcej – jak chociażby u Platona, dla którego Słońce symbolizowało ideę dobra, piękna i prawdy[2].
Dla Kuballa punktem wyjścia do rozważań nad światłem, obecnych również na katowickiej wystawie, była alegoria jaskini, którą wspomniany ateński filozof opisał jako ciemną przestrzeń, w której żyją skuci kajdanami ludzie. Nie widzą nic poza zniekształconymi cieniami rzucanymi na ścianę, słysząc wyłącznie dźwięki dobiegające zza ich pleców. Gdyby któremuś z nich udało się uwolnić z mroków, z początku zostałby oślepiony światłem, ale z czasem nauczyłby się widzieć świat takim, jaki jest w rzeczywistości – a nie jako odbicie. Niemiecki artysta w pracy „platon’s mirror” (2011) odwołuje się do platońskiego świata idei i zmysłów, by stworzyć przestrzeń „mówiącą”, odnosząc się przy tym do koncepcji „architektury mówiącej” Claude’a Nicolasa Ledoux – jednego z najbardziej rewolucyjnych architektów oświecenia, który określał tym terminem budowle samodzielnie wyjaśniające swoją funkcję bądź tożsamość. Rzeczywisty świat zakryty jest przez obrazy z cienia, które tworzymy my sami, odbijając się na lustrzanej, srebrnej folii. Kuball powraca tym samym do światła jako symbolu myślenia oświeceniowego, odmawiając jednocześnie pełnego podporządkowania się racjonalności. Nasze otoczenie jest nieustannie konstruowane, a światło, odbicia oraz reprezentacje raz po raz wchodzą ze sobą w relacje. Trafnie uczucia te opisał Michel Foucault: „przekonany jestem, że niepokój naszych czasów znacznie bardziej niż z czasem, związany jest zasadniczo z przestrzenią”[3].
„Czy zamieszkujemy świat podobny do chmury, za każdym razem inny, gdy widzimy go z dołu, ze środka lub z góry, który – tak jak chmury – zawsze się porusza i zmienia?”[4]
Człowiek widzi tylko pewien fragment światła, tę część promieniowania, na którą reaguje siatkówka oka w procesie widzenia. Oczywiście promieniowanie to nie jest jedynym we wszechświecie, a jednym z wielu – wystarczy wymienić fale radiowe, mikrofale, promienie podczerwone oraz ultrafioletowe, gamma czy rentgenowskie. Niektóre z nich zatrzymywane są w atmosferze, inne zaś dostają się na Ziemię, mając znaczący wpływ na kształt otaczającego nas świata[5]. Kuball przewrotnie i znów w odniesieniu do ateńskiego filozofa przypomina nam, że istnieje na świecie dużo więcej, niż widzimy. Próbuje więc uchwycić niewidoczne dla ludzkiego oka fale świetlne za pomocą tomografii komputerowej. W ten sposób powstały fotografie ukazujące niewyraźne kontury różnych sprzętów („platon’s mirror image_apparatus_ct_blitz”, 2011). Artysta w zasadzie zrobił to, co jest definitywnie zabronione podczas badania, wprowadzając do aparatury metalowe przedmioty, które udaremniły wykonanie prawidłowej procedury diagnostycznej. W ten sposób pokazał, że to, co jest na pozór niewidoczne, możemy dostrzec tylko wtedy, gdy zrzucimy kajdany zastanych zasad i procedur.
Jak na ironię można stwierdzić, że to w tak zwanych wiekach ciemnych idea światła stanowiła ważną inspirację dla przemyśleń filozoficznych, religijnych oraz estetycznych. Jednym z pierwszych, którzy się nią zajmowali, był Bazyli Wielki z Cezarei, twierdzący, że nikt nie spotkał jeszcze takich oczu, które byłyby w stanie ocenić piękno światła. Za nim przyszli następni: Pseudo-Dionizy, św. Augustyn, Robert Grosseteste, św. Bonawentura czy św. Tomasz z Akwinu. Ich teorie miały niebagatelny wpływ na architekturę (od średniowiecznych witraży po współczesne przeszklone wieżowce), rzeźbę (traktowanie materiału i tworzywa), malarstwo oraz inne dziedziny sztuki (od bizantyńskich ikon i mozaik, przez barokowych luministów i impresjonistów, po współczesnych artystów instalacji).
Dopiero jednak w latach 60. XX wieku narodził się light art, czyli sztuka światła, której artyści nazywani są „architektami niczego”[6]. Nurt ten często łączy się ze space art z uwagi na zainteresowania przestrzenią oraz projected art przez wzgląd na wykorzystanie projekcji optycznych. Fascynacja światłem, badanie jego obecności w życiu codziennym oraz w sztuce jako medium pozwoliły rozwinąć się instalacjom artystycznym site-specific czy sztuce publicznej o charakterze społeczno-politycznym. Tak na scenę wkroczyli James Turrel, Olafur Eliasson, Dan Flavin, Mary Corse i wielu innych. Z Kuballem na czele odgrywają oni rolę kartografów i zabierają nas w podróże do miejsc leżących na styku rzeczywistości i fikcji. Do przestrzeni pełnych ciemności poprzecinanej strugami światła. Jakby powiedział wspomniany już Tanizaki – można się bowiem zdziwić, ile światła mieści się w ciemności.
Buckminster Fuller – amerykański konstruktor, architekt i kartograf – w jednym ze swoich esejów, „Fluid Geography”, opisał przekształcenia, jakim poddawany jest krajobraz lądowy, w zależności od naszego punktu widzenia. Stwierdził, że nie dysponujemy żadnym stałym punktem odniesienia, bowiem wszystko – łącznie z nami – jest w ruchu. Wiedzieli o tym również XX-wieczni artyści działający w obrębie sztuki kinetycznej, twierdzący, iż pojęcie spoczynku w zasadzie nie istnieje (światło porusza się z prędkością 299 792 458 metrów na sekundę). Bez widzialnej części promieniowania elektromagnetycznego, świat nie mógłby w ogóle istnieć, a nasz wzrok funkcjonować. Ten ciągły ruch pozwala nam widzieć i wiedzieć.
Potrzeba jasności i porządkowania otaczającej rzeczywistości stanowiła centrum zainteresowań Aby’ego Warburga – autora słynnego „Atlasu obrazów Mnemosyne” z lat 20. XX wieku. W hołdzie dla niego Kuball zaaranżował kolaż z użyciem współczesnych wycinków prasowych i ogłoszeń reklamowych („making of Mnemosyne [after Aby Warburg]”, 2021). Wykorzystał przy tym różnej długości światło, aby odzwierciedlić zróżnicowanie struktur kulturowych i historycznych, podkreślając niemalże świetlną prędkość rozprzestrzeniania się informacji.
Sztuka potrafi postawić pytania o najważniejsze problemy współczesności: kryzys klimatyczny, społeczne podziały i nierówności, migracje, chaos informacyjny. Odwołanie do Mnemosyne, bogini pamięci, otwiera nas na irracjonalność i podkreśla to, co w ludzkim myśleniu złudne. Obrazy, które przywołujemy, jawią się przecież nierzadko takimi, jakimi chcielibyśmy je widzieć. Oślepieni blaskiem medialnych ekranów nie potrafimy też dostrzec tego, co kryje się w mroku poza ich krawędzią. Przywoływana instalacja-projekcja oświetla tylko to, co chce artysta, skrywając resztę obrazów, a więc zaciemniając rzeczywistość.
„Gwiazdy – czym są? To światła unoszące się na powierzchni wód poza przezroczystą kopułą; to dziury w wielkiej kurtynie rozpiętej między nami a morzem światła; to córki słońca; to światła pałaców zamieszkanych przez duchy; to stygnący żar ognia stworzenia; my i wszystkie gwiazdy, które widzimy, to tylko atom w nieskończonej całości – kosmicznym archipelagu; pod gwieździstym niebem w pogodną noc ukryta potęga wiedzy przemawia językiem, który nie ma nazwy”[7].
Programem oświecenia w XVIII wieku było odczarowanie świata i obalenie mitów. Koniec z tajemnicą, koniec z objawieniem. Dzięki naukom przyrodniczym możliwe było zrozumienie fizycznej istoty światła.
Kosmos z kolei fascynował nas od zawsze – dzięki niemu możemy w pełni doświadczyć nieskończoności przestrzeni. Kuball w swoich instalacjach tworzy mikrokosmos, próbując uporządkować chaotyczność wszechświata. Wykorzystuje więc światło i ciemność jako media poznania. Ziemia jest tylko jedną z planet, które krążą wokół Słońca („five suns / after Galileo”, 2018), ale co kryje się dalej? Na początku XVII wieku Galileusz, obserwując ciemne, ruchome plamy na powierzchni Słońca, zastanawiał się, do czego je przyporządkować. Swoją ciekawość przypłacił pogarszającym się wzrokiem.
Człowiek jako jednostka jest zaopatrzony w najrozmaitszą aparaturę, która ma na celu obalenie mitów i niewiedzy. To, co nie chce poddać się kryteriom obliczalności oraz użyteczności, uchodzi za podejrzane[8]. Mity ciemności zostały obalone, kiedy w 1879 roku Thomas Edison wymyślił żarówkę wyposażoną w węglowy żarnik, dając tym samym początek epoce oświetlenia elektrycznego. Kiedy po ponad 140 latach od tego wydarzenia patrzymy na satelitarne zdjęcia Ziemi, możemy zauważyć, że to, co wówczas spowijała ciemność, dziś stało się morzem neonów, LED-ów, reflektorów. Prawdziwej ciemności można doświadczyć jedynie na pustkowiu, bo poza nim szerzy się globalne zanieczyszczenie światłem.
Taką opowieść o kosmosie, utkanym ze świetlnym punktów, zaproponował również niemiecki artysta. Wykorzystując kule dyskotekowe, wyświetlające nazwy pięciu planet – Jowisza, Marsa, Merkurego, Saturna i Wenus, pokazał, w jaki sposób język próbuje opisać niepojętność wszechświata („five planets”, 2015). Na zmyślonych orbitach dryfują wyłącznie pojedyncze litery, które nie mogą się połączyć w słowa. Kuball starał się stworzyć immersyjną przestrzeń, wprowadzającą widza w stan zawieszenia, tak, abyśmy mieli poczucie unoszenia się w innej sferze. Narzędzia, którymi dysponuje obecna nauka, są wciąż niewystarczające, aby wyjaśnić nam świat. Wiedza w służbie postępu, mająca zniwelować cienie i mroki, z czasem spotęgowała jedynie kontrast pomiędzy tym, co ludzkie, a tym, co obce.
Jak zauważa Sigri Sandberg, odkąd LED-y okazały się znacznie oszczędniejsze, wszystko świeci całą dobę: lampy, szyldy, stadiony, billboardy, ekrany telefonów. Gwiazdy są coraz mniej widoczne na niebie. Ciemność budzi pewnego rodzaju trwogę, która nie zna szerokości geograficznej. Oświetlamy mroki tego, co jest nam obce, tajemnicze, wierząc, że snop jasności będzie tożsamy z wiedzą. Dziś jednak światło jest tak samo zanieczyszczone jak powietrze, woda czy gleba – jego sztuczna forma wypiera tę naturalną.
Prace Kuballa pełne są współzależności – punktów, które prowokują kolejne skojarzenia i odniesienia, od antycznej filozofii po współczesne zanieczyszczenie światłem widoczne chociażby z okien samolotu. Nadmierna wiara w postęp może pociągać za sobą poważne konsekwencje, ponieważ dzieli świat na tych, którzy posiadają wiedzę i tych, którym jej brakuje (pogardliwie nazywanych ciemnotą). Artysta ucieka jednak od stereotypowych dualizmów, wskazując, że jasność jest brakiem ciemności, tak bardzo przecież potrzebnej nam do prawidłowego funkcjonowania.
W języku fińskim istnieją dwa wyjątkowe określenia: yötön yö oraz polaariyö. Pierwsze odnosi się do zjawiska dnia polarnego i dosłownie oznacza „beznocną noc”, drugie zaś do nocy polarnej. Pół roku jasności i pół roku ciemności. Brak światła skutkuje często deficytem energii, wahaniami nastroju, a nawet depresją. Brak ciemności z kolei zakłóca produkcję hormonów w organizmie i pozbawia człowieka potrzebnego snu. Świat nie może istnieć bez żadnego z tych dwóch zjawisk.
Kuball tworzy więc swymi pracami ulotny świat, który być może nie jest tak odległy, jak mogłoby się wydawać. Ten świat konsekwentnie niszczymy, aż pewnego dnia zniknie, pozostawiając za sobą jedynie strumień światła, widoczny w kosmosie jeszcze długo po nas.