Nr 1/2022 Na teraz

Twórcza droga Ta-Nehisi Coatesa wiedzie od polityczno-społecznych esejów, publikowanych na łamach „The Atlantic”, „The New York Timesa” oraz „Time’a”, przez trzy oscylujące wokół kwestii rasizmu publikacje autobiograficzne i scenariusze marvelowskich komiksów o Czarnej Panterze czy Kapitanie Ameryce aż do powieści „Wodny tancerz”. Urodzony w połowie lat 70. XX wieku w Baltimore syn bibliotekarza i nauczycielki, niedoszły absolwent Uniwersytetu Howarda, w swoim fabularnym debiucie splata popkulturowe motywy z – między innymi – świadectwami byłych czarnoskórych niewolników i niewolnic, którym dzięki ucieczce udało się wyzwolić spod jarzma białych panów.

Polskie wydanie „Wodnego tancerza” poprzedziła publikacja przekładu najgłośniejszej książki eseistycznej tego autora: „Między światem a mną” (2021). Zainspirowany „Następnym razem pożar” (1963) Jamesa Baldwina Coates napisał ją w formie listu adresowanego do swojego piętnastoletniego syna. Za innym czarnym klasykiem i teoretykiem, Frantzem Fanonem, powtarza w niej, że „rasa jest córką, a nie matką rasizmu”. Podobnie jak Jesmyn Ward w „Men We Reaped” z imienia i nazwiska wymienia „stracone dziewczyny” i „straconych chłopców”, którzy „pozostawili po sobie dziedzictwo wielkiego strachu”.

W ujęciu Coatesa – laureata National Book Award w kategorii non-fiction – rasizm staje się przede wszystkim doświadczeniem cielesnym. To z jednej strony realne, fizyczne zagrożenie ze strony policjantów, przedstawicieli samozwańczych straży osiedlowych czy zwykłych ludzi; z drugiej – widmo systemowej i „kameralnej” przemocy, ciągle żywe, pomimo pokoleniowych przemian, prezydentury Baracka Obamy czy ruchu Black Lives Matter. Perspektywy te krzyżują się na przykład w poruszającym wspomnieniu powrotu z kina, kiedy to zniecierpliwiona biała kobieta popycha czteroletniego synka autora. W obronie chłopca staje wyłącznie jego ojciec – zgromadzony tłum uznaje go wówczas za niebezpiecznego agresora i grozi aresztowaniem.

Motyw permanentnej podatności na przemoc powraca w „Wodnym tancerzu”, przełożonym – podobnie jak poprzedni tytuł autora – przez Dariusza Żukowskiego. Nie bez powodu Natchez, Tuscaloosa i Cairo – nazwy stosunkowo niewielkich amerykańskich miast, położonych kolejno w Missisipi, Alabamie i Wirginii – funkcjonują tu jako synonimy największego zagrożenia: w okresie poprzedzającym wojnę secesyjną (ang. Antebellum Period) były one ośrodkami niewolniczego handlu i wyzysku w południowej części Stanów Zjednoczonych. To tam trafiali ojcowie i matki, mężowie i żony, córki i synowie – ślad po nich przepadał na zawsze, a czarne, zakładane wbrew wszelkim przeciwnościom rodziny „obracały się w pył za jednym skinieniem białej ręki”.

Coates projektuje na poły historyczny, na poły mityczny świat zamieszkiwany przez Utrudzonychi i Wartościowych. Utrudzeni to niewolnicy, którzy z rzadka próbują odzyskać wolność poprzez wykupienie się lub próby ucieczki (zwykle brutalnie udaremniają je specjalne patrole, nazywane Ogarami Rylanda). Wartościowi natomiast to ich właściciele, którzy swą wiedzę na temat zniewalanych ludzi ograniczają do minimum, bo przecież „by na oczach matki sprzedać jej dziecko, nie możesz o niej wiedzieć prawie nic. By nakazać człowieka rozebrać, obić, obedrzeć żywcem ze skóry i polać mu rany solanką, nie możesz żywić do niego takich uczuć, jakie żywisz do swoich bliskich”.

W samym centrum tej bezwzględnej, skrajnie zhierarchizowanej rzeczywistości dorasta tytułowy bohater i zarazem pierwszoosobowy narrator książki, Hiram Walker: syn właściciela fikcyjnej posiadłości Lockless w Wirginii i jego czarnoskórej niewolnicy, sprzedanej, gdy chłopiec miał dziesięć lat. Niedługo przed swymi dwunastymi urodzinami, na polecenie ojca, przenosi się on z Norowiska (przestrzeni zamieszkałej przez niewolnice i niewolników) do rezydencji, aby opiekować się Maynardem: swoim starszym, białym bratem, przyszłym dziedzicem. Wkrótce potem dochodzi do tajemniczego wypadku – jeden z braci traci życie, podczas gdy drugiemu udaje się uratować. Swoje ocalenie Hi zawdzięcza jednak nie tyle przypadkowi czy łutowi szczęścia, lub rzadkiemu, magicznemu darowi, mogącemu tyleż odmienić jego własne losy, co i stanowić niebezpieczną broń w starciu konserwatywnego Południa z postępową Północą.

Niewolnictwo, przekonuje Hiram, to system, w którym „nie ma pokoju – każdy dzień pod władzą drugiego człowieka jest dniem wojny”. Toczyła się ona przez dwieście pięćdziesiąt lat i pochłonęła miliony ofiar. Nadprzyrodzona moc protagonisty wydaje się więc narzędziem projektowania czarnej sprawczości – fantastycznej, co nie znaczy, że całkowicie zmyślonej. Owiane legendą powieściowe Podziemie, czyli „własny, odrębny świat na odległych bagnach Wirginii”, który stworzyć miała „grupa kolorowych” i którego szeregi pragnie zasilić protagonista, to nawiązanie do historycznego fenomenu tak zwanej Kolei Podziemnej. Jedna z najbardziej charyzmatycznych kobiecych postaci w książce, Harriet Tubman, nazywana Mojżeszem, istniała naprawdę – przeszła do historii jako pierwsza dowódczyni wojny secesyjnej, wielokrotnie narażająca życie, by uwolnić setki niewolników i niewolnic. Wątek Raymonda White’a również zainspirowały prawdziwe historie – rodu WilliamaPetera Stillów oraz innych byłych niewolników – zebrane we wznowionej niedawno antologii „The Underground Railroad Records” (1872).

Jak przyznaje sam Coates – który nad „Wodnym tancerzem” pracował przez dekadę, zbierając materiały i zapoznając się z mnóstwem ustnych i pisemnych przekazów – opowieści o ucieczkach czarnoskórych kobiet i mężczyzn często charakteryzowało myślenie magiczne. Jego przejawy to wzmianki o specjalnych trasach, przemierzanie których miało zapewnić niewidzialność, czy sposobach na uniemożliwienie psom wytropienia zbiega, takich jak wsypanie do butów piachu cmentarnego. Zainspirowany niewolniczymi mitologiami wolności autor powołuje do życia moc zwaną Kondukcją – napędzają ją wspomnienia i przedmioty, a zapanowanie nad nią pozwala przenosić „Utrudzonych z niewolniczych pól Południa do wolnych krain Północy”.

Aby jednak Hiram mógł w pełni wykorzystać nadprzyrodzone zdolności, przysłużyć się sprawie oraz zapewnić wolność swojej opiekunce, Thenie, i ukochanej, Sophii, musi zmierzyć się z największym wyzwaniem: ze „zdawkowych opisów innych ludzi i mgieł swojej niepamięci” wydobyć obraz odebranych mu przed laty matki, Rose, i jej siostry, Emmy. Obie w wolnych chwilach uwielbiały tańczyć z dzbanami wody na głowie i nie miały sobie równych w tej sztuce; obie, jedna po drugiej, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, zostały rozdzielone, wywiezione i sprzedane. Choć ślad po nich zaginął, pamięć – o czym przekonuje bohatera przybrana piastunka – musi przetrwać. Zmierzenie się z „rozwianymi w dymie”, najboleśniejszymi wspomnieniami: oto cena za ocalenie najbliższych. Niewolnik, erudyta, półsierota, tajny agent i zakochany nastolatek w jednej osobie będzie zmuszony zdecydować, czy jest gotów ją zapłacić.

„Wodny tancerz” to połączenie gatunku coming of age, powieści historycznej, przygodowej, romansu i fantasy. Pomimo kilku translatorskich niedociągnięć (bohater „przesiewa strzępki wspomnień”, „nachodzi go przekonanie” lub „śmieje się [on] jeszcze głośniej z tych napiętrzonych emocji”) książkę czyta się łatwo i… właściwie bez większych emocji. Mnie samą niemiło zaskoczyła obojętność, z jaką nie tyle śledziłam, ile poznawałam – bowiem „śledzenie” sugeruje jednak rodzaj głębokiego, czytelniczego zaangażowania – koleje losów Hirama Walkera i pozostałych postaci. Kilka rozwiązań fabularnych wydało mi się w miarę lektury zbyt oczywistych, przewidywalnych i przez to niesatysfakcjonujących.

Rozczarowująco poprowadzony zostaje na przykład wątek Sophii, wykorzystywanej seksualnie młodej niewolnicy. Nim zdecyduje się ona podjąć próbę ucieczki wraz z podkochującym się w niej Hiramem, uświadomi mu, że to „żadna wolność dla kobiety – zamienić białego na kolorowego” i że jeśli w nowym, potencjalnie lepszym życiu miałaby „rodzić dzieci rok w rok”, musi sprawę gruntownie przemyśleć. Emancypacyjno-feministyczny potencjał tej postaci wkrótce potem się zatraca – uciekinierzy zostają schwytani i rozdzieleni, a gdy spotykają się ponownie, dziewczyna jest już matką; koniec końców decyduje się stworzyć z Hi rodzinę. Oczywiście tego rodzaju rozwiązanie można tłumaczyć względami historycznymi i ograniczoną autonomią kobiet, zwłaszcza (choć, jak pokazuje przykład Corrine Quinn, nie tylko) czarnoskórych i zniewolonych. Skoro jednak w innych kwestiach Coates dał się ponieść fantazji, w tym przypadku również mógłby to zrobić.

Kolejny niedopasowany element fabularnej układanki to potraktowany nazbyt umownie dystans czasowy – ewidentnie oddzielający narratora od wydarzeń, o których opowiada. Opisując okres uczestnictwa w szkoleniach agentów Podziemia, stwierdza on na przykład: „Wybaczcie, że nie powiem o nich wiele. Osoby, które wymieniłem w tej książce, albo udzieliły mi na to zgody, albo wyruszyły już w ostatnią podróż, na spotkanie z Wielkim Sędzią Dusz. Jeszcze nie minął czas rozliczeń i zemsty, więc wielu z nas nawet dziś musi pozostać w podziemiu”. Co najmniej kilka razy odnosi się też krytycznie do sposobu, w jaki traktował Sophię w młodości: „Ważne, byście zrozumieli, że ja prawie nic nie wiedziałem o jej marzeniach i jej wybawieniu. Dziś wiem, że chciała mi o tym opowiedzieć, lecz ja, choć uważałem się za dobrego słuchacza, w ogóle jej nie słyszałem”. Świadomość powieściowej konwencji nie zastąpi brakującego konkretu: skoro „Wodny tancerz” powraca pamięcią do czasów niewolnictwa, jak daleko w przeszłość się cofa? Kiedy, w jaki sposób i czy w ogóle zmienił się status Hirama? W jakim świecie żyje, z wnętrza jakiego świata przemawia? Niedookreślenie tej kwestii negatywnie wpływa również na język narratora – ni to nastolatka, ni to dorosłego – rozczarowująco przezroczysty, a momentami po prostu niespójny (dewiza „Umrzyj młodo albo żyj wiecznie” nie do końca wpisuje się chyba w historyczne realia).

Wziąwszy pod uwagę monumentalność poruszanego przez Ta-Nehisi Coatesa tematu, nadprzyrodzone segmenty fabularne wydają się zupełnie zbędne, o ile nie przeciwskuteczne. Być może miały stanowić odpowiedź na diagnozowane przez czarne krytyczki i czarnych krytyków niepokojące zjawisko black trauma porn, polegające na pornografizacji traumy osób czarnoskórych w filmach, serialach czy książkach, niezdrowym koncentrowaniu się wyłącznie na ich udręce i niedoli, zamiast – jak próbuje to zrobić autor – sprawczości i sile. Superbohaterska matryca sprawia jednak, że niewolnicze uniwersum odrealnia się i staje bardziej odległe. Czytelnik lub czytelniczka zupełnie nieświadomie uznaje imponujące czyny i zatrważające historie za owoce twórczej wyobraźni, podczas gdy niektóre z nich okazują się literackimi przetworzeniami śladów faktycznych wydarzeń, rzeczywistych losów, dramatów i dokonań jednostek bądź całych grup.

Z Coatesem zgadzam się w kwestii zasadniczej: świat potrzebuje czarnoskórych bohaterek i bohaterów – zarówno tych powoływanych do życia przez twórców i twórczynie kultury, jak i tych, których imiona, nazwiska i zasługi wciąż czekają na przypomnienie. Próbując osiągnąć słuszny cel, autor sięgnął jednak po zupełnie nietrafiony środek. Heroiczne czyny i postawy, do uświadomienia sobie których skłania „Wodny tancerz”, wcale nie potrzebowały efektów specjalnych. Wręcz przeciwnie, otwierające się przestwory i błękitne światła niepotrzebnie osłabiły wymowę opowieści, która obroniłaby się bez dodatkowej – fantastycznej czy jakiejkolwiek innej – ornamentyki. Uwolnienie ponad siedmiuset osób bez użycia magii (vide: dokonania Harriet Tubman) wydaje się przecież znacznie bardziej imponującym wyczynem niż osiągnięcie tego samego przy pomocy siły powstałej z „połączenia historii, wody i przedmiotu, dzięki któremu wspomnienia stają się równie realne jak cegła”.

 

Te-Nehisi Coates, „Wodny tancerz”
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2021