Tkaniny przynależą do codzienności, do przestrzeni społeczno-politycznej – towarzyszą nam nieustannie. Czasem mogą przypomnieć nam o ukochanej osobie, jej dotyku lub zapachu. Innym razem pomagają zetrzeć rozlaną w pośpiechu kawę lub wspierają nas w sprzątaniu domowego kurzu. Mogą też stanowić element aktu troski – tej drobnej, jak okrycie kogoś przed zimnem, i tej szczególnej, kiedy pomagają opatrzyć rany. Zdarza się, że tkaniny stają się formą oporu oraz transformacji, są elementem infrastruktury bądź schronem. Wszyły się też na stałe do historii i herstorii sztuki. Są niekwestionowanie niezbędne, przynależą „do przedmiotów pierwotnych towarzyszących naszemu wysiłkowi egzystencjalnemu budującemu codzienność”[1], jak zauważyła w swoim eseju „Powaga ścierek” Jolanta Brach-Czaina. W te nie zawsze oczywiste sploty zaglądają kuratorki wystawy „The Magic Power of the Needle” w sztokholmskim Kulturhuset. Joanna Warsza i Bella Rune stworzyły przestrzeń międzypokoleniowego, ponadgeograficznego dialogu, który pokazuje różne sposoby myślenia o tkaninie.
Od kilku lat tkanina sukcesywnie umacnia swoją pozycję w świecie sztuki współczesnej. Rzekoma drugorzędność tkactwa oraz robótek ręcznych przestała być zgodna z rzeczywistością. Dziś to już nie tylko domena rzemiosła, a pełnoprawna sztuka. Na rodzimym gruncie wystarczy wspomnieć powrót do fascynacji polską szkołą tkaniny z lat sześćdziesiątych – tworzoną w głównej mierze przez kobiety – czy rosnącą popularność Międzynarodowego Triennale Tkaniny w Łodzi bądź koronkową kolekcję „Heritage” Zofii Chylak, która odnalazła swoje miejsce na wystawie „Romantyczny brutalizm. Podróż w głąb polskiego rzemiosła i dizajnu” w Mediolanie oraz Warszawie. W ujęciu globalnym nie można zapomnieć o Cecili Alemani („The Milk of Dreams” 2022) i Adriano Pedrosie („Foreigners Everywhere” 2024), którzy w swoich wystawach głównych na Biennale Sztuki w Wenecji wiele miejsca oddali właśnie tkaninie – nieporównywalnie więcej niż ich poprzednicy. Głośnym echem odbiła się także niedawna wystawa „Unravel. The Power and Politics of Textiles in Art” prezentowana w Barbican Centre w Londynie, a później przeniesiona do Stedelijk Museum w Amsterdamie.
Sztokholmska ekspozycja prezentuje twórczość dwanaściorga artystów i artystek z niemal każdej części świata, jednak wspólnym punktem wyjścia – na co wskazuje również sam tytuł wystawy – jest postać Louise Bourgeois, której dwie prace z 2003 roku rozpoczynają opowieść o nieskończonym potencjale igły i nici. „Wszystkie kobiety w moim domu używały igieł. Zawsze fascynowała mnie igła, jej magiczna moc. Służy do naprawy uszkodzeń. Jest żądaniem przebaczenia. Nigdy nie jest agresywna, nie jest szpilką” – mówiła francusko-amerykańska rzeźbiarka. Niewielkich rozmiarów strzępki pasiastych materiałów, z których składają się jej prace, przypominają trochę patchwork, niekiedy kalejdoskop, wielokątne spirale, modernistyczne wzory drukowane na domowych szmatkach. Warsza i Rune zwracają za pomocą tych prac uwagę na szycie jako praktykę uzdrawiania oraz naprawiania, łączenia na pozór niepasujących do siebie elementów, a także – wychodząc od postaci Bourgeois – przypominają, że technika i umiejętność szycia związane były przede wszystkim z pracą kobiet.
Nie bez znaczenia jest w tym przypadku architektura wystawy, stworzona przez współkuratorkę wystawy Bellę Rune, która w swojej twórczości bada granice między materialnością, cielesnością a przestrzenią. Odwołując się do głośnej instalacji „16 Miles of String” Marcela Duchampa przygotowanej w 1943 roku na wystawę surrealistów i przywodzącej na myśl sieć utkaną przez pajęczą „Maman”, stworzyła ona wielkopowierzchniowe ściany, przypominające krosno tkackie, w które niejako wszyte są prace części prezentowanych artystów i artystek. Konstrukcja Rune pozwala wniknąć w szpary, otwory, szczeliny pomiędzy włóknami, które podporządkowują sobie otoczenie, kadrując i nakierowując nasz wzrok. „Nawet znajomy świat wielokrotnie zaskakuje nas i uderza obcością[2]”, kiedy patrzymy na możliwości prezentowania oraz wykorzystywania tkaniny. Architektura wystawy pozwala swobodnie się oddalać – żeby dostrzec skomplikowane powiązania między pracami – aby następnie móc zbliżać się i spostrzegać ukryte w gęstwinie splotów nowe znaczenia, niewidoczne wcześniej detale, takie jak choćby rzadko pokazywany tył prac. Każde z dzieł jest osobne i splecione z pozostałymi jednocześnie – wnikają w siebie, pozwalają nam oglądać to, co na podszewce. Jak pisała Brach-Czaina: „Pełne wniknięcie pozwala więc zobaczyć to, czego zazwyczaj nie widzimy i czego być może w zwykłych okolicznościach zobaczyć nie można”[3].
Tkanina stała się ważnym i cenionym głosem w prezentacji twórczości osób artystycznych związanych z tradycją i lokalnym rzemiosłem, odwołujących się do rodzimego folkloru czy osadzonych w kulturze queerowej. Na wystawie jest ona przede wszystkim nośnikiem pamięci, zarówno tej osobistej, jak i związanej z przestrzenią polityczną. Jest także ukazana jako narzędzie do odzyskiwania własnej tożsamości. Emancypacyjny charakter tkaniny ujawnia się w delikatnym jedwabnym hafcie na satynie w pracy szwedzkiej hrabiny Frederiki Leonory von Düben (1738–1808). Ten niewielkich rozmiarów pejzaż, osadzony w złotej ozdobnej ramie, jest opowieścią o miejscu kobiet w Szwedzkiej Akademii Sztuk Pięknych, dla których rysunek oraz haft – jeśli pochodziły z odpowiedniej klasy społecznej – były furtką do edukacji. Von Düben, związana z dworem królewskim, była pierwszą kobietą na stanowisku honorowego członka akademii.
Z wielkiej historii kobiet na akademiach wystawa szybko przenosi nas w obszar historii osobistych. Doris Wiklund, pochodząca z Kiruny – największej szwedzkiej części Sápmi (Laponii) – była nie tylko artystką, ale także nauczycielką tkactwa, aktywną aż do śmierci w ubiegłym roku. Na wystawie kuratorki umieściły jej abażurową lampę z wizerunkiem dzwonnicy kościoła w Jukkasjärvi wykonaną w XVII-wiecznej szwedzkiej technice näversöm. Obok znajduje się, niemal żywcem wyjęta z obrazu Pietera de Hooch „Wnętrze z kobietami przy bieliźniarce” (1663), drewniana szafa wypełniona dokładnie złożonymi domowymi zasłonami, obrusami, ręcznikami, draperiami, narzutami, prześcieradłami – wszystkim tym, co powszechne i osobiste zarazem. Ta domowa przestrzeń została uzupełniona o kilimy ze scenami z życia artystki (prace te zdają się wręcz wyłaniać ze sznurkowych konstrukcji Rune). Na jednym widzimy twarz męża Wiklund podczas przerwy na kawę (1980), a na innym jej dziadka łowiącego ryby (1977).
Na ekspozycji nie mogło zabraknąć również Małgorzaty Mirgi-Tas, która w 2022 roku gościła w polskim pawilonie w Wenecji z wystawą „Przeczarowując świat”, kuratorowaną przez Wojciecha Szymańskiego i Joannę Warszę właśnie. Polsko-romska artystka sięga do pamięci najliczniejszej europejskiej mniejszości poprzez ukazanie wspólnej pracy kobiet i tego, jak budują one własną społeczność. Kolorowa tkanina prezentująca romskie szwaczki („Romanija Siwen”, 2021) dialoguje z pracami Ciana Dayrita, który porusza w swojej twórczości problem kolonialnej przeszłości Filipin, wyzysku oraz komodyfikacji pracy. Kolejne warstwy wątków i osnowy odsłaniają rozwarstwienie klasowe, ekonomiczne czy uprzedzenia rasowe. Wykorzystanie tkaniny do opowiedzenia historii kolonialnej kraju jest szczególnie ciekawe, bowiem odwołuje się do zachodniej mody na orientalizm, której przejawem mogą być ręcznie tkane dywany, makaty, kilimy et cetera, przewożone jako dobra luksusowe z biedniejszych krajów.
Po przeciwległej stronie wystawy zza nici wyłania się wideo Christiny Lammer „Stitches in the heart” (2019), które na pierwszy rzut oka może przypominać surrealistyczny film. To nie tamborek i wyszywanie haftu, ale endoskopowa operacja zastawki serca. Stalowa obręcz i nici wprowadzają nas w głąb ciała, pod powierzchnię skóry, niejako na drugą stronę tej samej rzeczywistości, która – idąc za myślą autorki „Szczelin istnienia” – choć niewidoczna, ukryta bywa w szparach, szczelinach, pęknięciach[4]. Czy jest coś bardziej intymnego niż wniknięcie w głąb serca? Wideo austriackiej artystki zmienia perspektywę tradycyjnego myślenia o szyciu oraz przekracza granicę między tym, co somatyczne i tekstylne. Wagę tego rzemiosła przywracają również, wykraczając jednocześnie poza jego klasyczne ramy, Olof Marsja i jego szklana rzeźba „Nállogoahti” (2023) utkana w tradycyjnej technice ludu Saami – duodji oraz Paola Torres Núñez del Prado, peruwiańska artystka i badaczka łącząca zmysłowość tkactwa z mediami cyfrowymi, która tworzy „elektroniczne hafty” (ich wzory są tworzone na podstawie wizualizacji nagrań dźwiękowych). Możemy więc dosłownie zobaczyć, jak wygląda płacz – w tym przypadku dzieci zamieszkujących ośrodki dla emigrantów. Haft przyjmuje tutaj formę rytuału przywracania mocy, obecności, pamięci o traumatycznych wydarzeniach.
Tkanie, szycie, wiązanie, splatanie, sznurowanie wydobywają ukryte w tekstyliach napięcia, ale uwypuklają również wagę współistnienia, czego przykładem jest potężna tkanina „Heaven in Elsewhere” (2018) wykonana w technice bangladeskiego haftu kantha, często wykorzystywanego do szycia koców, pledów i narzut. Kamruzzaman Shadhin, bengalski artysta, za pomocą ubrań uchodźców z ludu Rohindża opowiada historię przemocy, przesiedleń, przemytu i zmian klimatycznych[5]. Jednocześnie daje jednak nadzieję na poczucie wspólnoty, której symbolem może być patchworkowy koc, mogący okryć ciała wszystkich potrzebujących. W ten sposób Shadhin próbuje odwrócić wektor, zmieniając negatywne skojarzenia w pozytywny gest. Myśl o stworzeniu bezpiecznej przystani przyświecała również kolektywowi Haveit z Kosowa, którego członkinie zapraszają publiczność do wejścia w zakamarki różowego, satynowego schronu, zbudowanego na wzór dziecięcych namiotów z kołdry. Może się on również kojarzyć z powrotem do matczynego łona – miejsca stanowiącego symbol ciepła i bezpieczeństwa. Potrzeba tworzenia więzi, a czasem ich zrywania, jest też tematem instalacji Meriç Algün. Przypominająca pokój instalacja „Inside These Four Walls” (2025) tej turecko-szwedzkiej artystki opowiada o roli macochy, którą w Szwecji nazywa się w potocznym języku „dodatkową matką”. Tkanie, supłanie i rozwiązywanie stanowią tu metaforę relacji międzyludzkich.
Warto podkreślić, że Rune zadbała również o niewielkie elementy architektury wystawy – wszystkie podpisy i opisy prezentowanych prac zostały nadrukowane na tkaninach, czasem przypominając minimalistyczną, elegancką metkę przypiętą delikatną szpilką. Gest ten powinien zostać doceniony nie tylko przez wytrenowanych estetów i estetki, ale również osoby podejmujące refleksję nad niewidoczną pracą (czy to w instytucjach kultury, czy to stojącą za naszymi ubraniami).
Tkanina jest jak druga skóra i chyba właśnie z uwagi na jej bliskość z ciałem łatwiej nam wyobrażać sobie osoby, które ją dotykały. Igła i nić są przedmiotami zwykłymi, żeby nie powiedzieć pospolitymi, a w efekcie towarzyszą nam niemal codziennie. Wystawa „The Magic Power of the Needle” zadaje pytanie o to, jak „pracuje” tkanina – z którą obycie wymaga matematycznej precyzji – w celu stworzenia nowej, ukrytej rzeczywistości. „Ostatecznie, jeśli chcemy cokolwiek zrozumieć, zdani jesteśmy na pamięć: wyglądów, zapachów, dotyku, smaku”[6]. Choć gęsta i pełna splotów, sztokholmska ekspozycja pozwala wniknąć w głąb doświadczeń, pragnień, marzeń, obaw, z których może wyłonić się coś nowego – wystarczy podążać za wybranym wątkiem i przebić się przez osnowę.