Prolog książki Alex Marzano-Lesnevich „Pamięć ciała” opatrzony został dwoma cytatami. Pierwszy pochodzi z dzieła literackiego, drugi z akt omawianej sprawy.
Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że rozwiązanie jednej zagadki doprowadzi do rozwiązania drugiej.
Truman Capote, „Z zimną krwią”, przeł. Filip Krzysztof RudolfBył po prostu naszym Rickym.
Darlene Langley, siostra Ricky’ego Langleya
Choć ten drugi odnosi się bezpośrednio do opisanych w książce wydarzeń, to paradoksalnie ten pierwszy pozwala zrozumieć to, czym kierowali się Marzano-Lesnevich – osoba niebinarna używająca zaimka they – tkając tę poruszającą, osobistą opowieść. Nie tyle chodzi o samą treść cytatu, ile o jego źródło. Przywołując powieść Trumana Capote „Z zimną krwią”, Marzano-Lesnevich z jednej czynią swój tekst wielopoziomowym, z drugiej obierają dla swojej książki nieprzypadkowego patrona. Wskazują w ten sposób, że poza próbą rekonstrukcji zdarzeń, książka poświęcona jest również formie nadawanej zdarzeniom; ograniczeniom i wymogom, jakim te muszą podlegać, by układać się we wciągającą opowieść. W każdej opartej na faktach narracji równie istotne jak to, co trafia na stronę, jest to, co zostaje pominięte. Selekcja jest pierwszą interpretacją, a inkluzja sama w sobie stanowi o istotności wydarzeń. Akt kolejny, czyli sposób ich ułożenia, to kolejny filtr między rzeczywistością a książką – tym, co zaszło, a tym, jak to zostało przedstawione. Dla potrzeb samej opowieści – by uczynić ją bliższą czytelnikowi lub wprowadzić określony nastrój – osoba pisząca pozwala sobie na konfabulacje. Są pośród nich te niewinne, jak naruszanie czasu i przestrzeni tak, aby historia miała określony rytm, jak i te poważniejsze, gdy piszący naginają nieodpowiadające ich wyobrażeniom fakty, nadając prymat autorskiej wizji i wyobraźni.
Tak było w przypadku „Z zimną krwią” – powieści, w której rzekomo nie było przekłamanego słowa, a wszystko w spójną narrację połączył pisarski geniusz Capotego. Ceniony autor i reporter udał się do miasteczka Holcomb w stanie Kansas, zafascynowany zbrodnią na rodzinie Cutlerów. Dostrzegał w niej coś głęboko amerykańskiego – połączenie brutalności, rozczarowania i człowieczeństwa. Status literatury faktu powieść straciła niemal od razu po premierze, ponieważ przekształcenia, jakim Capote poddał wydarzenia, wyszły poza dopuszczalną skalę. Pod znakiem zapytania pozostaje kwestia, czy książka byłaby równie udana bez wybielenia Perry’ego Smitha i wymyślonych scen, z których przebija uwaga poświęcona detalom, czemu dał wyraz Capote w innych reportażach (choćby w „Książę na swych włościach” o Marlonie Brando).
Marzano-Lesnevich nie unikają włączania do książki własnych wyobrażeń i opinii, jednak za każdym razem podkreślają, kiedy wchodzą w sferę domysłów i spekulacji. Capote uparcie pragnął konwencjonalnego zakończenia dla swojego dzieła, a poszukiwania kompletności zmuszały go do zmyśleń i naciągnięć. Marzano-Lesnevich nie mają zaś problemu z niedociągnięciami i ślepymi zaułkami, a sama „Pamięć ciała” nie traci na wartości przez te pozorne braki. Dzieje się tak dzięki osobistemu charakterowi opowieści – o ile bowiem Capote całkowicie wyłączył siebie z „Z zimną krwią”, przyjmując rolę wszechwiedzącego narratora, o tyle Marzano-Lesnevich uczestniczą w tkaniu historii, opisują łączenie paciorków, a przede wszystkim przeplatają historię Ricky’ego Langleya z historią własnej rodziny, szukając punktów wspólnych w życiu mordercy-pedofila i ofiary molestowania seksualnego.
W miejscowości Iowa w Luizjanie – a więc stanie, w którym urodził się Capote – sześcioletni Jeremy Guillory, jedynak wychowywany przez matkę, pewnego dnia wybiera się do domu kolegi, Joeya. Ten mieszka z siostrą, rodzicami i dwudziestosześcioletnim Rickym Langleyem, kolegą mamy z pracy. Są to ludzie, jak powiedziałby reporter prasowy, z marginesu społecznego, wykolejeńcy. Mama Joeya odstawiła używki dopiero po narodzinach syna. Langley przebywa na zwolnieniu warunkowym po tym, jak skazano go w Georgii za molestowanie dzieci. Gdy Jeremy przychodzi do domu, jest w nim tylko Langley – rodzina, od której wynajmuje pokój, ma niedługo wrócić – i proponuje chłopcu, żeby poczekał na Joeya. Jeremy zna mężczyznę, więc wchodzi do domu. Co stało się później, wiadomo tylko z relacji Langleya – jedynym niezaprzeczalnym faktem jest to, że mężczyzna zabił chłopca.
Sięgając po „Pamięć ciała” nie spodziewałem się, że zakończę lekturę ze współczuciem dla kogoś, kto dopuścił się czynu obrzydliwego, nie zasługującego na przebaczenie. Tymczasem w narracji Marzano-Lesnevich Langley jawi się jako ktoś przepełniony samoświadomością i robiący wszystko, by zapobiec temu, czego się ostatecznie dopuścił. „Pamięć ciała” jest więc w jakimś stopniu opowieścią o wadliwym systemie, dla którego karanie zbrodni po fakcie jest dużo istotniejsze niż jej zapobieganie. Na dobrą sprawę tej historii nie byłoby, gdyby… posłuchano Langleya.
Natrafiając na sprawę, która wydaje się im aż nazbyt znajoma, Marzano-Lesnevich na przestrzeni dekady przeszukują archiwa sądowe, odnajdują dom, w którym popełniono morderstwo i rozmawiają z kim tylko się da, by stworzyć jak najbardziej kompletny obraz przestępstwa, jego motywów i kary. W historii Langleya Marzano-Lesnevich widzą okazję zrozumienia tego, co spotkało ich samych – molestowanie ich i ich siostry przez dziadka. Dzięki temu na kartkach książki przepracowują traumę, zaognioną przez rodzinną zmowę milczenia. Kiedy po latach zdobywają się na wyznanie rodzicom, że padli ofiarą dziadka, ci nie mówią nic i proszą nastoletnią wtedy Alex o to samo. Pomimo cierpienia dziecka, uwidocznionego zaburzeniami odżywiania i nienawiścią do własnego ciała, rodzice dalej utrzymują kontakt z dziadkiem, przywożą go na rodzinne uroczystości i zmuszają dziecko do obcowania z oprawcą, nie zapewniając Alex specjalistycznej pomocy.
Marzano-Lesnevich wykazują się zrozumieniem i współczuciem wobec wszystkich opisywanych w książce osób. Droga do wyzwolenia wiedzie przez opowieści, interpretację wydarzeń i łączenie ich w historie ułatwiające przetrwanie. Rodzice zignorowali cierpienie dziecka, by ocalić siebie (móc funkcjonować w codzienności bez konfrontacji z traumą) i rodzinę jako całość. Obawiając się zachwiania fundamentami, na których zbudowali swoje wspólne życie prywatne i zawodowe oraz skutków owego zachwiania, wyparli z opowieści o rodzinie nie tylko molestowanie, ale też stratę innego dziecka.
Rodzin Marzano-Lesnevichów i Langleyów pozornie nic nie łączyło – jednak z traumy i sekretów wyłania się historia zaskakująco spójna i pełna współczucia. W tym kontekście wymowna jest jedna z przedostatnich sekwencji reportażu, w której Alex wyznaje rodzicom (w książce Marzano-Lesnevich stosują wobec siebie zaimki żeńskie), że nie zamierza dochować wymogu milczenia i planuje opowiedzieć historię do końca. „Chcę, żeby to były ostatnie słowa, jakie do nich skieruję. Niech wiedzą, że tam, gdzie było milczenie, teraz będzie opowieść. Że tam, gdzie były sekrety, utoruję drogę skomplikowanej prawdzie”. Coś jednak powstrzymuje narratorkę przed wyjściem:
[…] Tego bowiem wymaga nieoczywista prawda. Dlatego właśnie wciąż tutaj stoję.
Sama jestem zaskoczona tą myślą. Zastanawiam się nad nią, przyglądam się jej ostrożnie. Czy to może być prawda? Czy muszę to powiedzieć?
Tak.
– Kocham was.
Prawda nie oznacza tu zatem wyłącznie wierności faktom, ale także otwarcie na najbardziej złożone emocje. Choć więc „Pamięć ciała” nie należy do książek łatwych, wieńczy ją nadzieja, że tak jak jednostkowe, a zarazem uniwersalne wydaje się doświadczenie cierpienia, tak osobista i jednocześnie uniwersalna może być niełatwa praktyka szczerości i empatii.