Nr 20/2023 Na dłużej

Przegląd płytowych półek: Black Truffle Records

Piotr Tkacz-Bielewicz
Muzyka Cykl

Black Truffle to wytwórnia prowadzona przez cenionego muzyka Orena Ambarchiego. Od ponad dziesięciu lat serwuje słuchaczom różnorodne eksperymenty dźwiękowe: od improwizacji, przez sound art, aż po współczesne kompozycje elektroakustyczne. Obok wydawania nowych produkcji ważną aktywność labelu stanowi przypominanie dawnych nagrań – czy to obecnie niedostępnych, czy też wcześniej w ogóle niepublikowanych. Patrząc na dotychczas udostępnione archiwalne wydawnictwa, można pomyśleć, że posłużono się tu kluczem alfabetycznym i – niejako trawersując zasadę przyjmowania uczniów do Akademii Pana Kleksa – zaczęto od wydawania twórców_czyń z imionami na literę „a”: Alvin Curran, Alvin Lucier, Annea Lockwood, Anton Bruhin, Amelia Cuni, Arnold Dreyblatt…

Dotychczas najwięcej miejsca poświęcono Alvinowi Lucierowi, amerykańskiemu kompozytorowi znanemu przede wszystkim dzięki utworowi „I Am Sitting in a Room”. Jego dzieła często operują długim trwaniem ciągłych dźwięków. Albo zmieniają się one same, lecz bardzo powoli, albo ich wybrzmiewanie zmieniane jest przez obecność innych instrumentów. W obrębie zainteresowań Luciera znajduje się psychoakustyka, dlatego istotna jest dla niego przestrzeń, w której wydarza się muzyka (co widoczne jest w utworach „Ricochet Lady” i „String Noise”). Pewnym zaskoczeniem w opublikowanym przez Black Truffle zestawie stanowi „So You … (Hermes, Orpheus, Eurydice)” – dzieło odnoszące się do mitu o Orfeuszu i Eurydyce. W utworze pojawia się ludzki głos, co jest rzadko spotykane u Luciera.

Z kolei dla Antona Bruhina głos jest podstawowym tworzywem: na „Speech Poems / Fruity Music” usłyszymy go w syntetycznej wersji, co przynosi nieraz komiczne efekty. Od komizmu nie stroni również Alvin Curran, szczególnie w samplodelicznych kawałkach „Bay Area” umieszczonych na „Drumming Up Trouble”. Chwilami swym szaleństwem zbliżają się one nawet do gatunku singeli. Inny charakter mają przepiękny kolaż „Fiori chiari, fiori oscuri” oraz złożone wyłącznie z nagrań terenowych „Natural History”. Dźwięki otoczenia wykorzystuje również Annea Lockwood, choć czyni to zupełnie inaczej, bardziej punktowo i na zasadzie pojedynczych sampli, czego najlepszym przykładem jest „Tiger Balm”. Równie interesujące są także nowe instrumentalne utwory, które znalazły się na „Becoming Air / Into The Vanishing Point”, pokazujące dalszy rozwój jej języka kompozytorskiego i otwarcie się na sonorystyczne tekstury. Gdzieś obok tych wszystkich zjawisk, takich jak minimalizm i repetytywizm, posługiwanie się strojem naturalnym, ale też maksymalizm, jednak z tego świadomością, działa się twórczość Arnolda Dreyblatta, który posługiwał się strojeniami instrumentów własnego pomysłu, a także modyfikacjami istniejących instrumentów – co za fascynująca, mieniąca się kolorami muzyka! Jeszcze inne wrażenia zapewnia słuchanie Ameli Cuni, mistrzyni śpiewu dhrupad. Z reedycji warto jeszcze zwrócić uwagę na „Audio Works” Uriego Katzensteina. Wydawca podrzuca skojarzenia z Pascalem Comelade i Die Welttraumforscher; ja natomiast pomyślałem o Ramuntcho Mattcie, Bernardzie Szajnerze, a z naszego podwórka o Rafaelu i Damianie czy Kirkut-Koncept.

Istotny wątek w katalogu Black Truffle tworzą kolejne płyty tria Oren Ambarchi / Keiji Haino / Jim O’Rourke. Na ten moment jest już ich jedenaście; przeważnie stanowią zapisy koncertów, co zresztą słychać na nagraniach. Nie mam przy tym na myśli jakości dźwięku – gdyż ta jest raczej bez zastrzeżeń – ale fakt, że w trakcie słuchania daje się odczuć, że często muzycy po prostu cieszą się chwilą i zatracają się w momencie grania na żywo. To być może wystarcza, żeby mieć poczucie udanego występu, ale niekoniecznie zdaje

egzamin w przypadku płyty. Zdarza się tu bowiem dwadzieścia minut gitarowego młócenia i walenia po garach, które zwyczajnie nuży słuchającego w warunkach domowych, poza zbiorowymi emocjami koncertu. Ale trafiają się też takie smaczki, jak solówka na toy piano, akompaniament na bulgari czy Haino śpiewający (lub raczej jęczący) po angielsku. Warto pogrzebać wśród tych wydawnictw i dać im szansę.

Patience Soup” stanowi z kolei zapis efektów spotkania Ambarchiego i O’Rourke’a z cenioną wokalistką Phew. To efekty ze wszech miar warte uwagi: trochę radykalnego jazzu w wersji noir, trochę elektronicznych fajerwerków, dużo skupienia. Pod pseudonimem Phew skrywa się Hiromi Moritani – japońska wokalistka, założycielka punkowej grupy Aunt Sally. Wspominam o pochodzeniu artystki, gdyż w pewnym sensie jest ono nieprzypadkowe. Japonia zajmuje bowiem dość ważne miejsce w katalogu Black Truffle. Jedna z najdziwniejszych płyt wydanych w wytwórni została stworzona przez Japończyków. Mowa tu o „Ein Traum für dich”, gdzie Kayo Makino i Tori Kudo pomysłowo odnoszą się do konceptów Erika Satiego z „Vexations” i muzyki meblującej. Mamy tu powtarzane frazy, tak jak w (nie)sławnym utworze Satiego, a zarazem całość możemy odbierać jako muzykę tła, co również stanowiło postulat francuskiego kompozytora. Również konceptualnie intrygujący jest „Landscape and Voice” Toshiyi Tsunody, na którym konfrontuje i zestawia on ze sobą fragmenty głosu i nagrań otoczenia.

Bardzo ciekawe propozycje z Indonezji stanowią dwie płyty Dewy Alita i Gamelan Salukat, wychodzące poza gamelanowy standard i będące rozszerzeniem jego palety brzmieniowej, których najlepiej słuchać w zestawieniu z inspirowanymi gamelanem poszukiwaniami Willa GuthriegoEnsemble Nist-Nah. Warto też wsłuchać się w elektroakustyczne peregrynacje Joe TaliiJamesa Rushforda, którzy, każdy na swój sposób, potrafią dzięki obróbce zakląć dźwięki bliskie i znane w coś niezwykłego i zdumiewającego nawet w dźwiękach codziennych czy tych pozornie brzydkich, jak pewne usterki czy szumy i trzaski.

Na koniec tej muzycznej podróży przez katalog Black Truffle dobrze jest też przekonać się, że „mały mistrz” Giuseppe Ielasi jest wciąż w formie. Jego „Down on Darkened Meetings” oczarowuje dźwiękami ciągliwymi i mazistymi niczym melasa, chłodnymi, ale przyjaznymi, kojarząc się przy okazji z „Womblife” Johna Faheya i O’Rourke’a, Lorennem Connorsem czy Paulem Wirkusem. Ta czarująca lepkość stanowi prawdopodobnie najlepsze podsumowanie tego, co można znaleźć w bogatych archiwach wytwórni Ambarchiego.