Pisać o Krzysztofie Nowaku, że to debiutant, to jak nazywać wokalistę o wieloletnim doświadczeniu śpiewania w zespole „nową twarzą”, ponieważ wydał album solowy. „Futuro Darko” to jednak pierwsza tak obszerna publikacja tego autora. Jeśli zatem myśleć o komiksie Nowaka jako o debiucie, należałoby użyć frazesu, że przebojem wdziera się na scenę wydawnictw komiksowych.
Ameryka Północna, XXII wiek, po wojnie. Państwa z rozbudowanymi strukturami organizacyjnymi nie istnieją. Nie ma też powszechnie dostępnych środków komunikacji, przez co również – łatwego i szybkiego dostępu do informacji. Mamy za to krajobraz znany z popkulturowych apokalips: ciągnące się po horyzont poatomowe pustkowia poprzetykane autonomicznymi państwami-miastami. Mutanty, zbuntowane roboty, zdziczali ludzie, pogodowe anomalie (z gatunku tych morderczych, jak kwaśne deszcze czy radioaktywne burze piaskowe). Jeśli przypomina to rzeczywistość rodem z uniwersum Mad Maxa, to nasza wyobraźnia idzie w dobrym kierunku – z tym rozróżnieniem, że w świecie „Futuro Darko” nie usłyszymy chrzęstu piasku pod kołami, bo te już dawno przeszły do lamusa, kiedy to Wrocławskie Zakłady Elektroniczne Elwro razem z koncernem Stomil opracowały poduszki grawitacyjne możliwe do wykorzystania w przemyśle motoryzacyjnym. Zresztą nie tylko w nim – patent rozpoczął kolejną rewolucję przemysłową, opanowując rynki na całym świecie. Polska myśl technologiczna stała się dominująca w skali światowej (co ciekawe, i już całkowicie na marginesie, pomysł na świat przyszłości, w którym Polska stała się technologicznym pionierem, pojawił się w tym roku w jeszcze innym polskim komiksie – „Stachanowiec in Space” Błażeja Kurowskiego to opowieść typu retro futuro przywodząca na myśl mangi z lat 80. i 90. XX w.; w jednym i w drugim przypadku nie ma w tym nic z leczenia półperyferyjnego kompleksu), a jej najjaśniejszy punkt na mapie stanowi warsztat braci Brońskich w Atomic City (Idaho). Włodek i Eryk są jednak nie tylko najwyższej klasy mechanikami – to także niezwykle skuteczni łowcy głów.
Skojarzenie z uniwersum Mad Maxa jest trafne z jeszcze jednego powodu – „Futuro Darko” okazuje się bardzo „filmowe” w charakterze. Nie chodzi jednak o rozmaite nawiązania gatunkowe czy intertekstualne – choć bez wątpienia komiks narzuca siatkę odniesień, na której umiejscowić można kino postapo czy pulpowe kino sci-fi. Nowak sięga po wiele rozwiązań, czy to fabularnych (panoszące się po bezdrożach gangi i łowcy głów, kult samochodów), czy też estetycznych, które są rozpoznawalne dla odbiorcy. Sprawia to, że historie, choć nowe, są na swój sposób znajome – czytelnik od razu wie, jak się ustawić wobec snutych opowieści. Rozszyfrowywanie kolejnych ukrytych w komiksie easter eggów (polski nalot na amerykańskiej fladze to z jednej strony udany autorski twist, a z drugiej swoisty element humorystyczny) to dodatkowy smaczek. W kwestii filmowości chodzi jednak o pewien koncepcyjny rozmach. Decydują o nim znakomity warsztat artystyczny i rozbuchana wyobraźnia autora – przejawiające się między innymi w sposobie, w jaki ustawia on kadry. A sposób ten można określić jednym słowem: spektakularny. Spektakularność pozwala Nowakowi uczynić ze świata przedstawionego faktycznego bohatera historii.
Świat „Futuro Darko” zostaje dość konkretnie nakreślony – pozostaje spójny w ramach swoich założeń, odznacza się wieloma charakterystycznymi cechami (jego „polski element” jest na tle podobnych settingów czymś wybijającym się i zapamiętywalnym). Zarazem (a może właśnie z powodu owej szczegółowości) po przeczytaniu komiksu zdajemy sobie sprawę, że poznaliśmy jedynie niewielką jego część. Atomic City to wszak jedynie punkcik na mapie całego postapokaliptycznego świata. Co znajduje się dalej, za horyzontem? Jak wyglądają inne punkciki?
Ten świat niewielko-ogromny, poznawczo nieodkryty, autorsko posklejany z rozpoznawalnych popkulturowych klisz – a zatem ten cały miszmasz sprzeczności – to swoisty samograj, który daje Nowakowi ogromne pole do popisu. (Dodajmy, że może sam w sobie stanowić źródło inspiracji dla podobnych projektów – co stanowiłoby metakomentarz do sposobu skonstruowania „Futuro Darko”). Okazuje się uniwersalny i niewyczerpany: do Atomic City i terenów naokoło można wracać kolejny i kolejny raz, zawsze znajdując nową szaloną historię do opowiedzenia.
Tak charakternej scenografii nie może zamieszkiwać byle kto – zbyt miałki bohater momentalnie zniknąłby przygnieciony rozmachem otoczenia. Bracia Brońscy zostali jako postaci idealnie skrojeni pod tego typu historię. Również szybko znajdziemy w nich odbicia znanych nam z topowych akcyjniaków bohaterów: są zdecydowani, szybcy, dobrzy, w tym, co robią, bezwzględni i opanowani zarazem (kiedy rozwalają komuś głowę, najgorsze, co opuszcza ich usta, jest swojskie „kurde bele”).
Śmieszno-wartki strumień akcji znajduje ostry kontrapunkt w warstwie graficznej brutalności. Trup ściele się tu nie tylko gęsto, ale również na różne sposoby: czaszkę rozsadza czasem pocisk odpowiednio dużego kalibru, innym razem ciało zmiażdżone zostaje w wyniku zderzenia auta z przeszkodą, a czasami człowiek topi się w ogniu. Ktoś komuś urwie łapy, ktoś komuś roztrzaska twarz. Śmierć jest stałym elementem Atomic City.
Wspominam o warstwie graficznej także dlatego, że bez rysunku świat przedstawiony straciłby na wspomnianym rozmachu. Zarządzanie planszą przypomina nieco sposób, w jaki rysuje recenzowany niedawno Erik Svetoft w swoim komiksie „SPA”, prosty design postaci łącząc ze szczegółowością tego, co dookoła. Nowak podobnie – postaciom poświęca mniej uwagi (wszystkie mają przede wszystkim długie nosy), o wiele więcej interesują go broń, auta, architektura rozpadających się wokół budynków i walające się wszędzie śmieci. Ostra, nieco kanciasta kreska pozwala całe to bogactwo detalu utrzymać w ryzach – zalegające na poboczu wraki samochodów, krzywo stojące słupy wysokiego napięcia czy przydroże billboardy nie sprawiają wrażenia przypadkowych, lecz wyglądają na umiejscowione z rozmysłem. Wrażenie to podbite jest przez świetne kadrowanie: szeroka perspektywa pozwala poczuć przestrzeń, a jej różnorodne ustawianie nadaje dynamikę rozgrywanym scenom (w kwestii filmowości: scena wyścigu z rozdziału „Ostatnia runda” wygląda jak wartki film akcji przeniesiony na papier).
Zdaje się, że „Futuro Darko” jest nie tyle debiutem (nawet w twardych kategoriach wyznaczanych pełnowymiarowym tomem popełnionym solo), ile czymś na kształt life project. Śladów jego początku szukać można przynajmniej w 2019 roku, kiedy to jedna z krótszych historii pojawiła się w ramach niezależnej publikacji „Doom Pipe” (tom 4). Trudno stwierdzić, kiedy dokładnie bracia Brońscy narodzili się w głowie Krzysztofa Nowaka, ale z pewnością od dawna zajmują w niej ważne miejsce. Autor pracuje obecnie nad tomem drugim, który ma stanowić już jedną, zwartą historię. Tom pierwszy z tej perspektywy można więc traktować niczym swoiste preludium, antologię wprowadzającą do świata Atomic City – ale byłoby to podejście niesprawiedliwe, tom pierwszy bowiem broni się jako samodzielna publikacja doskonale. Historie nie tworzą jednego ciągu fabularnego, tworzą jednak spójny świat. Ta umiejętność zwana worldbuildingiem (wszak podbicie Ameryki przez braci Brońskich zobowiązuje do poprawnego wyrażania się!) mniej ujawniła się w warstwie narracyjnej, a bardziej w rysunkowym warsztacie autora (który robi na mnie zachwycające wrażenie). Tym bardziej się cieszę, że świat Atomic City jawi się niewyczerpaną studnią kolejnych przygód braci Brońskich.