Nr 17/2023 Na teraz

Perfect people

Piotr Dobrowolski
Teatr

Jedno ze znaczeń terminu intermezzo odsyła do krótkiej, komicznej formy muzycznej i dramatycznej, odgrywanej pomiędzy aktami poważnego widowiska operowego – opera seria. Ta definicja pozwala dopełnić różnorodne, podawane nie wprost, sensy wpisane w spektakl Teatru Klucz. Wyreżyserowane przez Janusza Orlika „Intermezzo” to pełna humoru, artystyczna przerwa w powadze egzystencji: przedstawienie, które pozwala – swojej publiczności, ale chyba także współtworzącym je aktorom i aktorkom – złagodzić ciężar codziennego życia, ożywić zwyczajne szarości i rozproszyć powszednie smutki. Pełna humoru prezentacja sceniczna nie niweluje ludzkich problemów, a tym bardziej nie lekceważy ich ani nie ignoruje. Raczej je uwieloznacznia, pozwalając każdemu spojrzeć na swoje sprawy i siebie w szerszej, uwzględniającej też inne punkty widzenia, perspektywie. Przedstawienie nie jest prostą farsą ani satyrą, a jego humor, łącząc różne style, dodatkowo podkreślany jest przez szczególną, refleksyjną powagę. Bardzo dobre wrażenie pozostawia też estetyka – ciekawa scenografia, znakomite użycie świateł, olśniewające, przepyszne kostiumy i ilustracyjne utwory muzyczne, które zostały świetnie dobrane nie tylko ze względu na wprowadzany nastrój, ale też niesione znaczenia.

„Intermezzo” to spektakl niemal szekspirowski. Choć bezpośrednio nie nawiązuje do żadnego z dramatów słynnego stratfordczyka, korzysta z obrazów typowych dla teatru dramatycznego i subtelnie wprowadza metaforę theatrum mundi, w metateatralnych scenach ukazując blaski i cienie ludzkiego istnienia na scenie egzystencji. Twórcy, ukazując życie w jego różnorodnej pełni, gdzie blask przeplatany jest mrokiem, nie zapominają także o śmierci, której długi cień towarzyszy wielu dramatycznym prezentacjom. W teatrze, nawet jeśli powtarza się co wieczór, nie przynosi ona jednak trwałych skutków. „Intermezzo” bawi, ale też –przypominając, jak cenne są różnice między nami – poucza. A wiedza ta, wbrew pozorom, wcale nie jest oczywista ani powszechna.

Teatr Klucz tworzą uczestniczki i uczestnicy Warsztatu Terapii Zajęciowej „Przylesie”, prowadzonego przez Stowarzyszenie Na Tak. To jedna z najdłużej działających w Poznaniu – początkowo pod nazwą Nowi w Nowym – równościowych, inkluzywnych i wkluczających (przeciwieństwo wykluczających: wykorzystujących różnorodne, specyficzne cechy stanowiących je osób jako swój atut) grup teatralnych. Jej pierwszym opiekunem artystycznym był legendarny, zmarły przez dekadą aktor Teatru Nowego, Wojciech Deneka. Dziś Teatr Klucz nosi jego imię. Od 2019 roku reżyserem i instruktorem grupy jest tancerz i choreograf Janusz Orlik. Pierwszy wyreżyserowany tu przez niego spektakl – „Tranquillo”, którego premiera odbyła się w zeszłym roku – zdobył główną nagrodę piątej edycji prestiżowego Konkursu na Najlepszy Spektakl Teatru Niezależnego „The Best Off”, gdzie pojawił się obok projektów zrealizowanych przez wykwalifikowanych twórców: aktorów, performerów i tancerzy. „Intermezzo” jest kolejnym przykładem potwierdzającym coraz częściej i coraz głośniej artykułowane przekonanie, że wartość sztuki nie zawsze wiąże się z wykształceniem czy rzemieślniczymi umiejętnościami jej twórczyń i twórców, a działania artystek i artystów z niepełnosprawnościami w niczym nie ustępują sztuce dominujących nurtów, tworzonej przez dyplomowanych profesjonalistów oraz profesjonalistki. Najmocniejszych dowodów w tym zakresie dostarcza właśnie teatr: sztuka, która zakłada fizyczną obecność wykonawców przed publicznością i uniemożliwia – wyraźniej niż większość innych form artystycznej ekspresji – rozdzielenie osoby artysty, użytego przez niego tworzywa i stworzonego dzieła (w tym przypadku – tożsamego z działaniem).

fot. Maciej Kaczyński, CK Zamek w Poznaniu

Kiedy rozbrzmiewające w Sali Wielkiej poznańskiego CK Zamek klasyczne preludium zdaje się nieco przeciągać i zacinać, panujący dotychczas mrok momentalnie rozświetlają światła sceniczne. Tak zaczyna się „Intermezzo”. Zanim publiczność zwróci uwagę na elementy scenografii, zastanowi się nad symboliką kolorów czy dostrzeże malowniczą draperię tkaniny ograniczającej przestrzeń gry, jej wzrok skierowany zostanie na upadającego na podłogę człowieka. Proszę się nie obawiać, panowie i panie, inicjująca wyreżyserowany przez Orlika spektakl śmierć postaci granej przez Jarosława Kubiaka, aktora z zespołem Downa, to śmierć teatralna – wyłącznie na pokaz, a może nawet pod publiczkę. Sielankowa, słodka przygrywka kolejnego utworu uzmysławia nam, że nie mamy tu do czynienia z tragedią ani katastrofą. Po krótkiej chwili, kiedy Kubiak wstaje i kłania się, słychać już – i to w oryginale – najlepiej rozpoznawalne słowa w historii światowej twórczości dramatycznej: „Być albo nie być”. William Szekspir z pewnością nie znalazł się tu przypadkiem, a wszystkie sensy, jakie wnoszą te słowa Hamleta, kojarzone z następującym po nich monologiem duńskiego księcia, są jak najbardziej na miejscu. Jednak szybko okazuje się, że znów wpadliśmy w pułapkę, ponieważ to „To be or not to be” to pierwszy wers piosenki Chipa Taylora, której znaczący tytuł – „Fuck All The Perfect People” – jest także zdaniem zamykającym każdą zwrotkę odtwarzanego właśnie i łatwo zapadającego w pamięć utworu. Podoba mi się ta bezpardonowa deklaracja. Chętnie przyjmuję ją jako manifest wpisany w najnowszy spektakl Teatru Klucz.

Kiedy Taylor dalej śpiewał o życiu, śmierci i swojej niechęci do doskonałości, zdałem sobie sprawę, że w głębi sceny stoi – pomniejszona do skali ludzkiego wzrostu, wyrzeźbiona przez Michała Anioła na początku XVI wieku i odtąd stanowiąca wzór ludzkiej doskonałości – figura Dawida. Dlaczego zawsze mieliśmy skłonność do tworzenia kanonów, norm i wymagań, których efektem było i jest wykluczanie tych osób, które nie mieszczą się w wykreowanych tak ramach? Marmurowa sylwetka, od ponad 500 lat nienaruszona w widoczny sposób zębem czasu, milcząco łypie okiem, gdy przez scenę przechodzą, prezentując się i pozdrawiając publiczność, kolejni aktorzy i kolejne aktorki Teatru Klucz. Doskonali w swoich gestach posiadacze specyficznych cech indywidualnych uzmysławiają mi, że prawdziwy humanizm jest czymś innym, znacznie bardziej ludzkim, niż perfekcja postaci wyrzeźbionych przez renesansowych mistrzów. „Fuck All The Perfect People” – nucę, zerkając na Dawida i przypominając sobie doskonałe sylwetki, szerokie uśmiechy równych zgryzów i powiększone filtrami oczy na zdjęciach społecznościowych celebrytów, instagramowych pseudoznajomych i gwiazdeczek szukających firm, gotowych je sponsorować.

Grający w „Intermezzo” aktorzy i aktorki tematyzują złudną, oferowaną przez teatr nadzieję, że w przestrzeni sceny każdy może stać się tym, kim tylko zechce. Występując w fantazyjnych, kolorowych kostiumach mówią, kogo chcieliby i chciałyby zagrać: śpiewaczkę operową, królową, Króla Artura, księdza, posła, pawia, psa albo Ducha Świętego, a współpracujący z teatrem na co dzień Antek Kurjata rzuca nawet, co jest przezabawne na tle jego emploi: „penera, kurwa!”. Niektóre z tych marzeń spełnią się w ciągu najbliższej godziny, jakieś zrealizowane zostaną tylko częściowo, a inne wcale. Jak w życiu. I na tej scenie – tak samo jak w życiu – każdemu działaniu, każdemu słowu i każdej sytuacji towarzyszyć będzie widmo śmierci: rzadko przerażającej, częściej przygodnej, a nawet bliskiej. Czasem przybiera ono postać pieśni „Śmierć i dziewczyna” Franza Schuberta w wersji na kwartet smyczkowy, czasem pojawia się jako bezwzględny Joker (Daniel Laskowski), czasem jako malutki, zdalnie sterowany czołg, to znów jako przebijane nożem (przez Piotra Roszaka) balony czy wymierzone w jakąś postać pistolety. W końcu zaś – co może szczególnie znaczące – palce, wskazujące inne osoby.

Wszyscy aktorzy i aktorki wypełniają przypisane im zadania zgodnie z posiadanymi „warunkami”, co nie zawsze odpowiada oczekiwaniom innych. Magdalena Szalbierz, zwracając się bezpośrednio do widzów, przeprasza za kolegów. Deklaruje, że sama odegrałaby ich role znacznie lepiej, po czym odsyła scenicznych partnerów za kulisy. Takie polecenie to wyrok śmierci – przecież teatralne życie trwa tylko tak długo, jak długo konkretna postać pozostaje na scenie. W autotematycznym, pełnym humoru monologu Lidia Piskorska zapowiada, że za chwilę nastąpi zmiana występujących aktorów: „Pojawią się profesjonalni. Ci prawdziwi. Tacy normalni, piękni i zdolni. Naturalnie seksowni. Prawdziwi artyści: ci, co mówią, ale tego nie rozumieją”. Nawiązując do tematu etyki, szczególnie żywego w polskim teatrze ostatnich lat, niewidoma aktorka dodaje: „Ci, co mają wszystko w d…! Nie będą liczyć się z nikim i z niczym. Zadeptają wszelkie świętości. Liczyć się będą tylko wszyscy teatralni święci. A bogiem będą oni sami. Sami!”. Na szczęście artystów i artystek Teatru Klucz nikt w „Intermezzo” zastępować nie będzie, bo zastąpić by ich nie zdołał. To właśnie oni oddają nam siebie, co w innej wypowiedzi – podczas gdy jej włosy lirycznie rozwiewane są przez wiatrak – kilkukrotnie powtarza Szalbierz.

Najnowszy spektakl Teatru Klucz przypomniał mi, że w teatrze najważniejsza jest zabawa. Często ważniejsza niż koturnowa dramatyczność, głęboki tragizm, ładunek krytyczny, dydaktyzm, poetyckość czy piękno mowy ojczystej. Teatr jest zabawą – zarówno dla tych, którzy w nim występują, jak i dla tych, którzy są jego widzami – nawet jeśli czasem zabawa ta bywa całkiem poważna. „Intermezzo” ukazuje realną magię sztuki, która nie jest grą, formą współzawodnictwa czy dominacji. Taki teatr to przestrzeń równości, w której indywidualność i odmienność są szczególnymi wartościami, nadającymi wyjątkową jakość artystycznemu doświadczeniu. Spektakl, stworzony w ramach realizowanego w CK Zamek w Poznaniu projektu „Teatr powszechny”, realnie wciela w życie ideę powszechności. Jego największy atut to różnorodność tworzących go aktorek i aktorów, którzy – nie rezygnując z bycia sobą i nie ukrywając się za przyjmowanymi rolami – na scenie mogą rozważać możliwość stawania się kimś całkiem innym, niż są na co dzień. Odgrywając życie, śmierć, zemstę czy miłość, bawią się w teatr, tworząc świetne, szczere i ważne przedstawienie. Może „Intermezzo” to tylko krótka, zabawna forma pomiędzy aktami życia, granego serio. Pewne jest za to, że refleksyjne emocje i wrażenia, które pozostawiło, zostaną ze mną na dłużej.

 

Teatr Klucz im. W. Deneki, „Intermezzo”
reżyseria, choreografia, scenografia: Janusz Orlik

asystent reżysera: Antek Kurjata
kostiumy: Agnieszka Ostrowska
reżyseria świateł: Janusz Orlik, Arkadiusz Kuczyński, Jacek Raczkowiak

opieka terapeutyczna: Hanna Rynowiecka
interpretacja w PJM: Antek Kurjata, Karina Akseńczuk

Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu
premiera: 2.06.2023