Dla chłopa polskiego też się ukończyła niewola i niewolnictwo. Okupanta nie ma, ale dziedzica też nie ma i dzwonka nie ma. Dzwonka, który biednego chłopa i jego dzieci z pościeli zrywał, już nie ma, nie istnieje. Ten dzwonek, to jak syrena co rano się odzywał, już nie smutnienie, pochowany, i niedola i nędza razem z niem. Chłop jest wolnym człowiekiem. Moja wieś wolna, jaki ten świat miły i ładny, patrzy się na świat innymi oczami. To nasza ziemia czarna, ptaki śpiewają. Czemy się dawni nie widziało tego piękna? Dawni tylko bieda, udręki, tułactwo i jednym słowem niewolnictwo. Dziś ta ziemia jest nasza, nasza matka, my jej dzieci, to jest wprost nie do uwierzenia[1].
Fragment ten, pochodzący z pamiętnika mieszkanki wsi Zagajewiczki, pojawił się w poprzednim odcinku cyklu. Przywołuję go ponownie, ponieważ zbiegają się w nim wątki łączące tekst poświęcony okupacji i wojnie z kwestiami, od których rozpocznę niniejszy odcinek.
Na skutek dekretu uchwalonego 6 września 1944 roku przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego na polskiej wsi dokonały się olbrzymie przekształcenia – rewolucja w wymiarze zarówno społeczno-ekonomicznym, jak i kulturowym. Postulaty polityczne PPR już od 1943 roku zwiastowały bezlitosną walkę z obszarnictwem oraz zmierzch politycznej i kulturowej dominacji ziemiaństwa. Reforma pociągnęła za sobą szereg konsekwencji rewolucjonizujących życie wsi oraz całą strukturę społeczną narodu polskiego. Andrzej Leder uważa, że owa rewolucja jest jednym z najbardziej znaczących wydarzeń dla losów współczesnego społeczeństwa – w „Prześnionej rewolucji” stwierdza, że „[z]ałamanie wielowiekowej, głęboko zakorzenionej dominacji elit szlacheckiego pochodzenia, które dokonało się w Polsce lat 40., jest obok Zagłady najbardziej przełomowym momentem polskiej rewolucji[2].
Pierwszy etap reformy – do zmiany kursu polityki rządowej w stronę kolektywizacji i etatyzacji rolnictwa – przebiegał w duchu emancypacji mas chłopskich, którym za uśrednioną wartość rocznych zbiorów odsprzedawano majątki dawnych ziemian i gospodarzy pochodzenia niemieckiego. Możliwość nabywania ziemi znacząco zrewolucjonizowała pozycję gospodarstw średnio- i małorolnych, które do 1948 roku mogły bez konsekwencji politycznych liczyć na zapomogi z Samopomocy Chłopskiej oraz odbudowującej się po wojnie spółdzielczości rolniczej. Najważniejsza zmiana zaszła jednak w sferze symbolicznej – niezależność ekonomiczna względem dworu skutkowała wzrastającym poczuciem podmiotowości politycznej oraz ponownym dowartościowaniem pochodzenia chłopskiego. Chociaż sami pamiętnikarze i pamiętnikarki bardzo rzadko używali słowa „rolnik” dla opisania wykonywanego zajęcia, redaktorzy z lat 60. podpisywali autorów przy użyciu terminu profesjonalizującego uprawę roli na prawach zawodu i wykształcenia, nie zaś przynależności klasowej.
Pamiętnikarz, którego rodzinna wieś graniczyła z Wolnym Miastem Gdańskiem, w swoim spisanym w formie dziennika tekście zapisał, w jaki sposób okolicznym chłopom oznajmiana była nadchodząca zmiana:
9 III 1945 r. przyjechał jakiś gość z biało-czerwoną opaską na rękawie kazał zejść się wszystkim mieszkańcom wsi na jednio miejsce i oznajmił, że Polska jest już prawie wyzwolona, że będziemy mieli Wolną Ojczyznę i że będzie się nazywała Polska Demokratyczna i rządzić nią będą chłopi i robotnicy – mówi, że nie będzie takiej robotniczej niewoli, jak była do 1939 r. Każdy, kto będzie chciał, dostanie z majątku, na którym pracował, kawał ziemi na własność i będzie sobie sam gospodarzem, że mamy własne wolska polskie, które pomogły armii radzieckiej do wyzwolenia nam takiej ojczyzny[3].
Miejscowi chłopi przyjęli te wiadomości z dużą dozą sceptycyzmu, obawiając się, że to jedno z propagandowych zagrań wrogich wojsk, które dążą do skonfliktowania ze sobą klasy chłopskiej i ziemiańskiej. Jednak już kilka tygodni później miejscowy dwór opustoszał, a dziedzic z żoną i dziećmi rzucili się do ucieczki przed nadchodzącymi wojskami radzieckimi. Żołnierze radzieccy zorganizowali we wsi pamiętnikarza punkt zborny, w którym handlowali z miejscowymi chłopami bydłem i plonami rolnymi przez niemal dwanaście miesięcy. Chłopi zapałali sympatią do stacjonujących w ich miejscowości żołnierzy; choć nie możemy mieć pewności, czy tak entuzjastyczna ocena pobytu Rosjan we wsi autora nie została zmanipulowana przed redaktorów tomu. W pamiętniku odnajdziemy opis oddolnego podziału ziemi pofolwarcznej, którą rozdysponowali pomiędzy siebie chłopi, każdemu przydzielając hektary według potrzeb i możliwości. Wojska rosyjskie w ramach okazania miejscowym wdzięczności za roczną współpracę wyraziły zgodę na wpisanie samowolnie ustalonego podziału ziem do oficjalnych rejestrów.
Reforma znacząco wpłynęła na funkcjonowanie i rozwój małych oraz średnich gospodarstw rolnych, jednak największa rewolucja zaszła w życiu dawnych pracowników i pracownic dworskich, którzy w przedwojennej rzeczywistości społeczno-politycznej nie mieliby szans na kupno ziemi własnościowej. Mieszkaniec wsi Lipniki, który otrzymał kilka hektarów z parcelacji miejscowego majątku dworskiego, zapisał:
Nadeszła nareszcie chwila historyczna w dziejach naszych chłopów. Reforma rolna wiosną 1945 r. dała reszcie rodzin służby dworskiej ziemię i uczyniła z nich wolnych obywateli, rolników. Przyjęli ją wszyscy z entuzjazmem i zadowoleniem. Majątek Lipniki przestał istnieć. Został tylko ośrodek, przeznaczony na Uniwersytet Ludowy z obszarem 30 ha[4].
Sytuację chłopstwa – zarówno mało-, jak i bezrolnego – sprzed połowy lat 40. i ustanowienia nowego prawa opisywał jako analogiczną do żywota „kulisa chińskiego” czy „murzyńskiego niewolnika”, dodając:
Chłop polski w kraju nie miał chleba i życia, bo polska ziemia zależała od jednostek prowadzących przepyszne życie. Krwią i potem polskiego chłopstwa obce państwa nawet wrogie podnosiły rozkwit swojego przemysłu i rolnictwa[5].
Zarówno w powyższym, jak i w wielu innych fragmentach pamiętników ze zbioru „Wieś polska 1939–1948”, reforma rolna jawi się jako swego rodzaju dziejowa konieczność – nieuchronna sankcja wcześniejszego wyzysku i niesprawiedliwości. Zrealizowany marsz rewolucyjny. Ale przecież rewolucja ta nie została wywalczona czy wymyślona przez masy chłopskie w ramach postępu procesu klasowej emancypacji i zakończenia wielowiekowej opresji ze strony panów-hegemonów. Reformę rolną przyniosły w swoich dekretach władze komunistyczne, które – choć na początku 1944 roku nie wspominały nic o planach kolektywizacji – kilkadziesiąt miesięcy później toczyły niezwykle zaciętą walkę z właścicielami prywatnych gospodarstw –polskimi kułakami. Wielu chłopów z dużą podejrzliwością odnosiło się do nagłej ofiarności struktur państwowych, w obawie przed potencjalnym egzekwowaniem posłuszności obywatelskiej (np. gotowości bojowej), jak miało to miejsce w przypadku projektu pierwszej reformy rolnej z 1920 roku.
Owo nieufne stanowisko reprezentował pięćdziesięcioletni chłop ze wsi Franciszkowo, inwalida wojenny (walczył na frontach I wojny światowej, wojny 1920 roku oraz II wojny światowej), repatriant z USRR.
Jesteśmy niesprawiedliwi i krótkowzroczni, wydaje się nam, że wystarczy chłopa obdzielić ziemią, to już wszystko, że chłop winien być tym zadowolony, ale zapominano o tym, że chłop widzi i ocenia nowe zjawiska w ustroju społecznym i zdrowiej to ocenia jak inni[6].
Wypędzenie z dworu dawnych ciemiężycieli, zaprzeczenie i unicestwienie dawnych symboli opresji było jakoby spełnieniem ludowej fantazji o dokonaniu się dziejowej sprawiedliwości. Sceny rabowania pałaców, palenia majątków i hucznych zabaw odbywanych w dawnych salach dworskich nieprzypadkowo znalazły swoją literacką reprezentację. Emblematyczna jest w tym przypadku twórczość Wiesława Myśliwskiego – zarówno powieść „Pałac”, jak i dramat „Klucznik” rozgrywają się w scenerii ostatnich tygodni wojny, wydanego dekretu o reformie rolnej oraz zbliżających się wojsk radzieckich. Literatura nie sięgnęła jednak dalej – do konsekwencji owego chłopskiego karnawału odnalezionej wolności i pogwałcenia pańskich praw. Owo „później” opisał między innymi czterdziestodziewięcioletni były pracownik dworski, który otrzymał z parcelacji 11 hektarów ziemi. Lokalne procesy wymierzone w chłopki i chłopów dokonujących grabieży dworu niech zilustruje następujący fragment: ,,Józef Holcer był dojarzem i był winny zaginięcia 2 krów, a Anna Klinkosz był za noszenie sukni ślubnej naszej wielmożnej pani na śmierć skazana”[7].
Należy wspomnieć także o występującej wśród nielicznych pracowników dworskich niechęci wobec postanowień reformy. Ich obawy spowodowane były niestabilnością zatrudnienia, brakiem koniecznych do uprawy roli narzędzi i maszyn oraz nieposiadaniem żadnych zasobów finansowych, umożliwiających spłatę kredytów parcelacyjnych. Niepokój swoich rodziców – dawnego chłopa i chłopki dworskiej – przed konsekwencjami nabycia ziemi własnościowej, opisała nastoletnia uczennica Liceum Pedagogicznego:
W kwietniu 1945 r. majątek objęty został reformą rolną. Wszyscy dawni robotnicy otrzymali teraz ziemię, która już w roku następnym stałą się ich własnością, lecz nie wszyscy byli początkowo z tego zadowoleni, twierdząc, że praca na roli dziedziców, za którą otrzymywali wynagrodzenie w pieniądzach i naturze, korzystniejsza była od obecnej pracy na własnym gruncie, ponieważ oszczędzała wiele kłopotów i zmartwień[8].
Większość wypowiedzi pamiętnikarskich zachowana została jednak w tonie jednoznacznie afirmatywnym względem zmian, które w strukturze społeczno-politycznej wsi wprowadzała reforma rolna; w szczególności tych, których autorami byli mało- i bezrolni chłopi. Po roku 1944 widoczna stała się specyfika wewnętrznej, niemal szkatułkowej konstrukcji klasy chłopskiej, w obrębie której dostęp do narzędzi i kapitałów pozostawał w rękach najbardziej zamożnych gospodarzy wiejskich. Często poruszanym w pamiętnikach wątkiem jest problem korupcji i nepotyzmu, na których korzystali miejscowi włodarze oraz bogatsi chłopi. Liczne wypowiedzi dotyczą także niechęci gospodarzy względem dawnej służby dworskiej, która w ich mniemaniu nie powinna zostać objęta procesami parcelacyjnymi. Były pracownik dworu ze wsi Kobylniki opisywał konflikty w swojej rodzinnej miejscowości następująco:
Nie mogę zrozumieć bardzo sprawy reformy rolnej, w jakim trybie i sensie ona przeszła. Ponieważ chłopi pobrali więcej hektarów nieżeli bezrolni i służba dworska. […] Nie wiem dlaczego oni nas tak nienawidzą, czy mu, służba dworska nic nie warta, czy w ogóle jesteśmy niepotrzebni na świecie. Przecież my jesteśmy też obywatelami polskimi, też spełniamy obowiązki może lepsze aniżeli oni, bo my jesteśmy zadowoleni z reformy rolnej a im ciągle mało i wciąż narzekają. Nie dosyć nas oszukali w roli, to jeszcze nam sprzedają budynków których mieszkamy ceną niemożliwą, dlatego byśmy nie kupili tylko oni. Więc my cała służba dworska prosimy o doradę i wszelką pomoc informacyjną redakcję. Ze jeżeli zostaliśmy wyzwoleni spod jarzma faszystowskiego, gnębi nas reakcja chłopska dla kariery[9].
Pierwsze powojenne lata wiązały się dla mieszkańców i mieszkanek polskich wsi z nieustannym niepokojem. Stan napięcia pomiędzy ZSRR i jego państwami satelickimi a niekomunistycznym Zachodem był źródłem lęku przed potencjalnym wybuchem kolejnej wojny. Repatrianci, wysiedleńcy oraz parcelanci obawiali się także powrotu prawowitych właścicieli ziemskich i odebrania nabytych podczas powojennej zawieruchy majątków. W dodatku rosła programowa niechęć partii – najpierw PPR, następnie PZPR – względem gospodarzy rolnych. Wojna dokonała nieusuwalnych zniszczeń nie tylko na majątku trwałym – przedmiotach i sprawach materialnych, rzeczywistych, weryfikowalnych – ale także w strukturze klasowej identyfikacji, we wspólnotowym imaginarium i w zbiorowych afektach. Jak pisał czterdziestodziewięcioletni mieszkaniec wsi Skórzewo, członek PPR, na wsi powojennej zapanowały „nieufność i podejrzliwość”:
Smutne to były te dni przełomowe. Brat bratu nie wierzy. Siostra się cieszy, że siostra czy brat na Sybirze. Jeden ma się za lepszego Polaka od drugiego. Sąsiadka z weselem patrzy na sąsiadkę, która obnażono. Zapominają, że zło fabrykował swą niecną polityką propagandową sprytnie okupant[10].
Pierwsza radość z nowo nabytej podmiotowości oraz sprawczości politycznej przerodziła się w strach przed krwawą, bierutowską polityką rządu oraz – powstającymi na zgliszczach dawnej opresji klasowej – nowymi formami dominacji nad chłopstwem. Cytowany już kombatant trzech wojen z Franciszkowa zapisał:
Obawiam się, że na gruzach starej arystokracji, burżuazji, biurokracji i kliki urzędniczej wyrośnie nowa jeszcze bardziej szkodliwa. Jeszcze bardziej będzie to bolesne dla chłopa, bo będzie miał prawo wierzyć, że ten i ów urzędnik czy funkcjonariusz wie, jaka ciężka jest praca na roli a nie jest należycie oceniona przez tego, który dopiero porzucił ten niewdzięczny i ciężki zawód[11].
W obliczu tak radykalnych przemian konstrukcji społeczno-politycznej wsi konieczne było stworzenie nowej, pozytywnej identyfikacji mieszkanek i mieszkańców, których wpływ na proces odbudowy kraju z powojennej ruiny okazał się nie do przecenienia. W zbiorze „Wieś polska 1939–1948” widoczna jest próba ponownego dowartościowania zarówno kultury ludowej, jak i chłopskiego pochodzenia oraz samej specyfiki pracy na roli, którą podnosiła już chłopska młodzież w latach 30. – jednak w przypadku pamiętników okresu okupacji, proludowa (przynajmniej na poziomie deklaratywnym) była także sama władza. Wielu pamiętnikarzy zdecydowało się na przesłanie wypowiedzi konstruowanych na prawach niemal chłopskiego manifestu, przeciwstawiając się infantylizacji rzeczywistości wiejskiej, która dokonywała się w dyskursie dominującym – miejskim – w połowie lat 40.
Kombatant z Franciszkowa skonstruował swój pamiętnik jako dialog dwóch obserwatorów życia wiejskiego – optymisty i pesymisty; jedna z wypowiedzi tego drugiego brzmiała następująco:
Chłop musi być uczonym i to nie tylko tym, co umie jedno, ale wszystko. Musi być przyrodnikiem, bo musi znać życie owadów i innych szkodników, co mu plony niszczą, żeby ich skutecznie zwalczać. Chłop musi być botanikiem i znać z czego roślina żyje, […]. Chłop musi być geologiem, bo musi znać skład swej gleby […]. Chłop musi być lekarzem, bo w nagłych przypadkach nie ma blisko lekarza, to nie miasto, musi cośkolwiek bodaj wiedzieć o środkach ratunku w nagłych wypadkach. Chłop musi być weterynarzem […]. Chłop musi być psychologiem, musi wiedzieć jak się obchodzić z końmi, krówkami itd., że nie znarowić konika, żeby swego psa stróża domu i zagrody przywiązać do siebie. Chłop musi być prawnikiem, bo musi wiedzieć o ustawie podatkowej, o melioracji, komasacji, o prawie spadkowym, musi znać cośkolwiek o kodeksie prawa cywilnego i karnego, musi umieć rozeznać i zorientować się w tych papierkach, […]. Chłop musi być kołodziejem i cieślą. […] Chłop musi być mechanikiem, ślusarzem […]. Jednym słowem chłop musi być ,,uniwersalny”, a ponieważ nikt z nas nie jest nim, źle nam jest[12].
W podobnym tonie wypowiadał się sześćdziesięcioczteroletni repatriant z USRR, który osiedlił się we wsi Żelistrzewo. W pamiętniku sprzeciwił się narracji romantyzującej sytuację wsi w trakcie trwania wojny, którą w jego mniemaniu wprowadzały prasa oraz radio. O faktycznej sytuacji chłopstwa pisał:
Moim zdaniem, żeby ludzie z miasta zrozumieli jak gospodarzowi rolnemu jest dobrze, trzeba by zastosować takie rozporządzenie, aby każdy obywatel z miasta chociażby po ukończeniu szkół był wysyłany na kursy do gospodarza, aby zobaczył i dowiedział się jak ten rolnik ciężko pracuje na roli i jak jemu w nocy rośnie. Wtenczas ten obywatel, gdy będzie włodarzem państwowym, będzie mógł ocenić pracę rolnika, to tak dużo jej nie znają i myślą, że rolnikowi jest bardzo dobrze. A tymczasem rolnik nigdy nie ma spokoju i pracuje nie 8 godzin dziennie jak urzędnik lub robotnik fabryczny, ale 16 godzin dziennie i ma tylko ten kawałek czarnego chleba[13].
W wyjątkowo trudnej sytuacji materialnej po wojnie byli w szczególności repatrianci, którzy zmuszeni byli porzucić cały swój dobytek – w tym także często żywy inwentarz – oraz pamiątki rodzinne, książki czy zdjęcia, stanowiące ślady przywiązania do dawnej ziemi. Wobec doświadczonej utraty zasobów (będących nie tylko kapitałem materialnym, ale także znakami/ symbolami pamięci) i ryzyka zatarcia niematerialnych symboli przynależności do rodzimego miejsca. Niepokój o kształcenie i przyszłość kolejnych pokoleń rodzin repatrianckich wyrażała między innymi mieszkanka wsi Iłowo, która zapisała:
[N]asza wieś jest bardzo a bardzo ciemna, smutna i prócz pracy ciężkiem nic nie mamy. Każdy pracuje, mało z tego ma i czekamy lepszego jutra. Dlaczego u nas nie ma kina objazdowego. nawet pojęcia ludzie nie mają, a dzieci, jest ich wszystkich od 2–7 lat 54, wzwyż – 130, a więc jest przeszło 200 dzieci. — postulat zorganizowania dla nich pogadanek, jakiejś kultury – nasze dzieci muszą od 8 lat krowy paść lub bawić się same. A te zabawy, dużo by mogło się o tym pisać. Tyle razy sama zauważyłam, strach ogarnia, co z tego wyrośnie.
Problem powiększających się różnic ekonomicznych oraz przepaści edukacyjnej pomiędzy wsią a miastem jest tematem niezwykle często poruszanym w pamiętnikach. Wielu autorów zwracało uwagę, iż zła polityka rządów sanacyjnych nie wyposażyła wsi w konieczne do podniesienia się z ubóstwa i skutków wojny narzędzia. Przeciwko niesprawiedliwemu przedstawianiu powojennej wsi w dyskursie publicznym sprzeciwiał się także uczeń pierwszej klasy liceum z powiatu Żnińskiego, syn małorolnego chłopa:
Bo czyż to nasza wina, że wieś stoi pod względem oświaty i kultury o całe niebo niżej od miasta? Mszczą się tutaj wiekowe zaniedba dania, które musimy wspólnym wysiłkiem wyrównać […]. Są wsie żyjące w brudzie i w nędzy, są na wsi złodzieje i pijacy. Temu nikt nie myśli przeczyć. Ale czyż nie ma tam wspaniałych tradycji postępu, tęsknoty do światła i wiedzy? […] Czyż z naszych szeregów nie wyszedł Janicki, Kasprowicz i inni, którzy roznieśli sławę imienia polskiego po szerokim świecie? Dlaczego więc bierze się sprawy jednostronnie, przedstawia fakty ujemne, urabia opinię publiczną w przekonaniu, że wieś to kołtuństwo, zacofanie, dżungla w dziedzinie oświaty i kultury. Bądźmy sprawiedliwi w stawianiu sądów, a wtedy dopiero możemy oczekiwać pozytywnych rezultatów z takiej czy innej akcji na wsi[14].
Jednym z autorów wypowiadających się w tonie silnie afirmatywnym, zarówno o postawach chłopstwa w trakcie okupacji, jak i o wypracowanych na skutek wielowiekowego poddaństwa strategii oporu, był dwudziestoletni chłop ze wsi Jodłówka Tuchowska – aktywny działacz społeczny na rzecz ruchu agrarystycznego:
Mimo wszystko wieś polska wyszła po wojnie w lepszym świetle niż wieś innych państw okupowanych, gdzie prawie większość zdradzała swoją narodowość, nie potrafiła wytrwać. Przyczyna leży w tym, że naród polski, a przede wszystkim lud wiejski, na takie niedole jest zawsze przygotowany, przechodził już takie koleje i posiada wpojoną dzięki temu wyższą moralność, która nie została mu odebrana przez bardziej wykolejone jednostki miejskie czy okupanta[15].
Jedenaście punktów dla poprawy rzeczywistości wiejskiej formułował najmłodszy uczestnik konkursu pamiętnikarskiego, czternastoletni uczeń ze wsi Włostowo, który marzył o zapisaniu się do struktur „Wici”. W obronie spółdzielczości i samoorganizacji chłopskiej postanowił skonstruować odwrócony dekalog – listę przewin polskiej wsi:
Wady wsi, które należałoby poprawić: 1 – wadą jest, że panuje tutaj wyzysk robotnika, 2 – że jest brak uświadomienia narodowego, 3 – że nie panuje tutaj miłość braterska, 4 – że zatruwają sobie życie alkoholem, 5 – że dążą do upadku spółdzielczości, 6 – że brak jest szkoły – nauki, 7 – że powinna panować równość, 8 – że nie wspomagają się w niebezpieczeństwie, 9 – że panuje niechlujstwo, 10 – że nie dążą do rozwoju gospodarczego, 11 – że nie uznają rad sołtysa[16].
„Młode pokolenie chłopów”, pamiętniki z lat 30. pod redakcją Józefa Chałasińskiego, były literackim przejawem budzącej się samoświadomości politycznej mas chłopskich. Ich lektura pozwalała nam śledzić pola aktywności wielu młodych; prężnie działały organizacje chłopskie oraz kluby młodzieżowe zrzeszające mieszkańców i mieszkanki wsi chcące działać między innymi w chłopskich samorządach lokalnych czy budować struktury partii chłopskich. Jednak polityka obozu piłsudczyków – czyli proces brzeski, osadzenie działaczy Centrolewu w Berezie Kartuskiej i zduszenie w zarodku chłopskich partii – skutecznie ostudziła entuzjazm wsi do aktywnego brania udziału w życiu politycznym.
Na powyższe przyczyny braku ożywionego życia politycznego na wsi powoływał się na przykład czterdziestodziewięcioletni sołtys wsi Czułówek z powiatu krakowskiego, przedwojenny działacz partii chłopskiej.
Wieś bowiem odtąd była wyzyskiwaną klasa i obdzierana materialnie i duchowo. Tak samo w dziedzinie polityki służyła jako woda na młyn czyich interesów wsi, służyła sprytnym agia tortom politycznym jako podstawy zarobkowe lub wspinanie się na wyżyny hierarchii społecznej różnych fałszywych opiekunów. Dlatego też zdrowy rozum chłopski uciekał od polityki, bo jeżeli planowo i czynniki państwowe przed r. 1939 dążyły do rozbicia wszelkich ruchów chłopskich, bojąc się zorganizowania potężnej organizacji chłopskiej, to wszelkie zdrowe myśli polityczne były bezcelowe[17].
Powojnie to czas umocnienia dyskursu niezaangażowania partyjno-politycznego i zarazem narodziny innych społecznych form aktywności. Jeden z pamiętnikarzy, który podczas spisywania pierwszej wersji pamiętnika rozpoczynał pracę na własnej ziemi (wcześniej był służącym we dworze), upolitycznione, prorządowe uzupełnienie, o które poprosił go organizator konkursu „Opis mojej wsi”, nadesłał, już pełniąc służbę w Milicji Obywatelskiej. W swoim poszerzonym o deklarację polityczną pamiętniku charakteryzował systemowy problem małej aktywności obywatelskiej klasy chłopskiej jako konsekwencję wielowiekowego uciemiężenia. Wiejską egzystencję nazywał ,,wegetacją” i ,,niewolnictwem”. Poprawę warunków bytowych wsi utożsamiał ze wspaniałomyślną i proludową polityką Partii, a bierność polityczną prywatnych gospodarzy wiejskich poczytywał jako niewdzięczność względem dobrodziejstw oferowanych wsi z rąk rządu.
Element miejscowy, a przeważnie jego stara generacja, to w poważnym procencie ludzie o słabej świadomości politycznej, wątpliwym przywiązaniu a narodowym i zupełnym prawie braku patriotyzmu. Nic zresztą dziwnego. Brutalna i bezwzględna polityka ,,Herrenvolku”, jakiej przez większą część swego życia ulegali, rzecz jasna nie zostawiła bez śladu. Do tego dziedziczna spuścizna klasowa w postaci ciągłej i wszechstronnej zależności pewnych klas, a tej w szczególności, od kliki wybranych posiadaczy ziemskich czy przemysłowych, i to przeważnie między I i II wojną światową, dopełnia obrazu tej bądź co bądź nędzy moralnej. Zależność ta wyrobioną w międzyczasie instynktowną służalczością, konieczną nieraz często do utrzymania i tak już niewolniczej egzystencji, wżarła się tak głęboko w świadomość chłopa i pracownika rolnego, że stanowi dziś jeszcze w lwiej części moralną treść jego istoty[18].
Jednak niechęć względem zrzeszania się w organizacjach politycznych nie oznaczała braku jakiejkolwiek partycypacji w życiu społecznym i politycznym wsi. Mieszkaniec wsi Kruszyn, kombatant I wojny światowej, żołnierz Błękitniej Armii gen. Hallera, opisał między innymi działalność lokalnych struktur „Wici”, których członkowie i członkinie wystawiali w pobliskich wsiach przedstawienia teatralne oraz organizowali objazdowe kino, dzięki czemu zjednali sobie sympatię autora – wielkiego fana filmu. O działalności stricte politycznej w swojej miejscowości pisał:
Organizacji politycznych nie ma. Należą przeważnie rolnicy do PPS, a tylko 2 do PPR. Reszta bezpartyjni. W ogóle rzadko słychać, ażeby ktoś zajmował się sprawami politycznymi. Natomiast na zebraniach gromadzkich, po załatwieniu spraw gromadzkich, przeważnie zawiązuje się dyskusja o uprawie roli, o inwentarzu i o dochodowości tego czy innego produktu. Choć takie dyskusje nie odbywają się na sucho, bo zawsze ktoś znajdzie się taki, co postawi kielicha, a rzadko kto odmówi, naprawdę, kto dobrze uważa, może się dużo nauczyć dobrego[19].
Wewnętrzne napięcia i konflikty na płaszczyźnie sympatii politycznych pomiędzy prywatnymi właścicielami ziemskimi oraz byłymi pracownikami dworskimi opisał szczegółowo na przykład dwudziestosześcioletni mieszkaniec wsi Gilowice. Jego wypowiedź stanowi przykład silnie zideologizowanego manifestu poparcia dla Partii, w którym pojawiają się elementy klasycznej propagandy komunistycznej (przykładowo: „propaganda Londynu” wiąże się z potępieniem przez rządzących działań Premiera RP na uchodźstwie Stanisława Mikołajczyka, przywódcy Polskiego Stronnictwa Ludowego).
Może dziwnym się wyda nastawienie obywateli wsi do dzisiejszej rzeczywistości, lecz pragnę zwrócić na to uwagę, że złożyło się na to wiele przyczyn natury ekonomiczno-politycznej. Wszak jasnym jest, że inne będzie nastawienie chłopa, który prowadził życie wołu roboczego, jako robotnik dworski lub folwarczny, a który po przeprowadzeniu reformy rolnej stał się gospodarzem, a inne tego, który z przeprowadzonych reform społecznych namacalnie nie skorzystał na skutek specyficznych stosunków agrarnych, a w dodatku był karmiony przez cały okres okupacji propagandą Londynu i żył Legendą o Polsce od morza do morza, a obecnie po wyzwoleniu straszony kołchozami i zabraniem mu ziemi, do której jest tak bardzo przywiązany[20].
Wypowiedzi niejako podsumowującej najczęściej pojawiające się opinie na temat politycznych przepychanek oraz prób agitacji mas chłopskich dokonywanej przez rządy komunistyczne dostarcza pamiętnik dwudziestoośmioletniej mieszkanki Małopolski, którą redaktorzy „Wsi polskiej 1939–1948” postanowili lakonicznie – acz symbolicznie – podpisać słowem „panna”. Z jej opowieści wyziera rozczarowanie i niechęć względem deklarowanych stanowisk politycznych, nie jednej, ale wszystkich orientacji politycznych, które przez trzydzieści lat od odzyskania przez Polskę niepodległości starały się o względy i poparcie wsi.
Naturalnie, że każdy chciałaby lepiej, nie gorzej, a skąd miał mieć pewność, który lub kto z organizujących wiece – mówi prawdę i po której stronie słuszność, prawda i solidarność. Skąd chłop może przeniknąć czyjeś zagmatwane myśli, niejasne dążenia, wypowiedziane tylko kwiecistym lotem podniosłych i szczytnych słów – skoro czyny wskazały na wręcz coś przeciwnego Dla chłopa słowa, pisane ulotki, to coś zupełnie niezrozumiałe i niejasne i z tego nie wysnuwa on żadnych konkretnych wniosków. Chłop widząc czyn, może dopiero szczerze, śmiało i zrozumiale powiedzieć: to jest prawda, lub: ta strona ma słuszność i jest dobra. Chłop potrzebuje czynu – ten dla niego jest dopiero zrozumiały. Na kwieciste przemowy i pogadanki, na ulotkowe odezwy, chłop mówi tak: ,,marnowanie grosza (na ostatnie) mniej mówić, więcej robić (na pierwsze).
Jak pamiętamy z poprzednich części cyklu, pamiętniki z lat 30., w szczególności te spisane przez młodzież, charakteryzowały się nastawieniem silnie antyklerykalnym. Wpływ na to miała w oczywisty sposób orientacja światopoglądowa większości socjalizujących organizacji chłopskich. Krytyka Kościoła zajmowała jednak także tych autorów i autorki, którzy deklarowali się jako osoby wierzące i praktykujące, acz sceptyczne względem skorumpowanej i elitarystycznej struktury kościelnej. Wiele miejsca we wcześniejszych pamiętnikach poświęcone zostało opisowi interesów wiejskich proboszczów, które przedstawiane były wręcz jako mafijne: nie dość, że księża robili nielegalne interesy z dworem (np. handel gruntami leśnymi), to często w sposób wyjątkowo pogardliwy i godzący w ludzką godność traktowali chłopstwo.
Tymczasem opowieści zamieszczone w zbiorze „Wieś polska 1939–1948” znacząco różnią się od tych spisanych dekadę wcześniej: wypowiedzi chłopów i chłopek na temat Kościoła katolickiego są w większości jednoznacznie afirmatywne. Wiele pamiętników rozważa fundamentalny wpływ Kościoła na pielęgnowanie postaw patriotycznych podczas okupacji oraz rolę duchowieństwa we współtworzeniu strategii przetrwania w obliczu wojennych okrucieństw.
Na niepodważalną zasługę Kościoła w obronie filarów kultury polskojęzycznej także podczas trwania zaborów zwracał uwagę między innymi sześćdziesięciojednoletni mieszkaniec wsi Łochowo, który zapisał:
Ludność jest religijna, do kościoła przywiązana i gotowa do jego obrony; nierozsądnie byłoby drażnić jej uczucia, bo to przed wojną podkopało szacunek i przywiązania do Polski, a przecież brała w trzech powstaniach udział. Dzięki kościołowi ludność pozostała polskim – szkoła pruska germanizowała, a tylko w kościele i w domu mogła modlić się i śpiewać w swoim języku[21].
W równie afirmatywnym tonie wypowiedziała się trzydziestotrzyletnia chłopka ze wsi Łobowo, która choć jasno deklarowała swoje poparcie dla Polskiej Partii Robotniczej, zmianę rzeczywistości wiejskiej na skutek reformy rolnej utożsamiała z działaniem bożej opatrzności oraz realizacją obietnicy o wyswobodzeniu ubogich z ucisku i nieprawości:
Do wiary jednak katolickiej, jako jego wychowanek chłop jest przywiązany. Jak często słyszy się dziś na wsi (piękne w istocie słowa psalmu) ,,A pogardził bogatymi i zrównał ich z ubogimi”, powtarzane w pogadankach sąsiedzkich. I ten tłumnie zebrany w kościele lud jest wyrazem dziękczynienia złożonego Stwórcy za dzieje dziadków i ojców obywatel tej wsi, dziś urzeczywistnione. Dziś może tłumniej niż kiedykolwiek klęknie lud przed stajenką betlejemską śpiewając ,,Pod nieś rękę Boże dziecię, błogosław Ojczyznę miłą”… Ubodzy! Was to spotkało. Witać go przed bogaczami[22]…
Tym bardziej wyjątkowa na tle przytoczonych pamiętników jest wypowiedź pięćdziesięciojednoletniego właściciela gospodarstwa poparcelacyjnego ze wsi Lipno, który wiele miejsca poświęcił krytyce działań stolicy papieskiej podczas wojny, między innymi brakowi jednoznacznego potępienia Hitlera przez papieża oraz zupełną bierność wobec dramatycznej sytuacji osób pochodzenia żydowskiego. Pisał o swojej niezgodzie na gloryfikowanie ubóstwa, którego dokonuje polski Kościół („najedzeni księża”) nieznający rzeczywistej nędzy. O głoszonych z wiejskich ambon kazaniach napisał: ,,Sprzeczne nauki duchowe z rzeczywistością, osłonięte tajemnicą, głoszone w teorii, nie zastosowane w praktyce, dały ludności pole do rozważań i zastanawiania się, i człowiek dochodzi do wniosku, że jest oszukiwany”[23].
Uwaga, akapit z uznaniową tezą: zbiór pamiętników chłopskich wydanych w czterotomowym zbiorze „Wieś polska 1939–1948” stanowi istotne dzieło w historii nie tylko polskiej diarystyki, lecz szerszej – polskiej literatury i kultury ludowej. Umieszczone w nich teksty są nieocenioną kopalnią wiedzy na temat przebiegu II wojny światowej na peryferiach oraz specyfiki życia wiejskiego w czasie okupacji. Wielość świadectw oraz przekrój życiorysów (miejsce w hierarchii społecznej, przynależność wyznaniowa, reprezentowane pokolenie) biorących udział w konkursie autorek i autorów pozwala na panoramiczne spojrzenie na społeczeństwo chłopskie czasów wojny. Otrzymujemy tak szeroką, jak głęboką analizę wojennej sytuacji z każdego krańca Polski. Ale zarazem owa panorama nie jest syntezą: brakuje bowiem dystansu. Wypowiedzi spisane zostały w charakterze niejako interwencyjnym, opisują rzeczywistość bez zapośredniczenia przez odległą perspektywę czasową – reagują możliwie „na bieżąco”. Mają też dla badaczek i badaczy historii ludowej tę samą zaletę, co tomy z wszystkich innych okresów: są zapisem kierowanym z samego centrum doświadczenia klasy ludowej. W przypadku czasów wojny i tużpowojennych jest to dodatkowo ważne, jako że stanowią opis jednej z najistotniejszych Wielkich Zmian nie tylko dla dziejów konkretnej klasy, ale dziejów polskiego społeczeństwa w ogóle. Reforma rolna dokonała bowiem rewolucji zarówno w strukturach ekonomicznych systemowej opresji, jak i w przestrzeni symbolicznej. Hegemonia dworu i kulturowa podległość względem panowania polskiego ziemiaństwa została nie tylko ukrócona, ale także ośmieszona. Król okazał się nagi, karnawał zaś niezwykle okrutny i krwawy. Ale tego piszący i piszące nie mogli jeszcze wiedzieć…