Nr 17/2024 Na teraz

Ostatni dzień w „Raju”

Magdalena Rewerenda
Teatr

„Oto nadchodzi koniec świata. Oto nadciąga, zbliża się czy raczej przypełza mój własny koniec świata. Koniec mego osobistego świata. […] Chciałbym jakoś pożegnać się z wami. Pragnę zawyć nieludzkim głosem, żeby mnie usłyszano w najdalszym zakątku planety, a może nawet w sąsiednich gwiazdozbiorach, a może nawet w siedzibie Pana Boga” – dosłownie przytoczone pierwsze zdania „Małej apokalipsy” otwierają spektakl Starego Narodowego Teatru oparty na tej, jednej z ważniejszych, powieści Tadeusza Konwickiego. Waldemar Raźniak żegna się w ten sposób z krakowską sceną, której dyrektorem był od jesieni 2020 roku. Współautorem scenariusza produkcji jest jego zastępca do spraw artystycznych, Beniamin Bukowski. Emocje związane z wyborem ich następców zdominowały ogólnopolskie dyskusje, sprawiając, że premiera, która odbyła się w ostatnich tygodniach sezonu artystycznego, nie odbiła się w kraju szerokim echem. A to bardzo udane przedstawienie: dobrze zagrane, spójne i solidnie przemyślane – wszystkie jego elementy pracują na rzecz przejrzystości przekazu. W adaptacji Raźniaka i Bukowskiego opublikowana w 1979 roku książka opisująca ostatni dzień pisarza zmuszonego przez działających w opozycji kolegów do samospalenia, mającego stanowić gest oporu wobec komunistycznej władzy, zyskała współczesny wymiar i znaczenie.

W momencie rozpoczęcia przedstawienia scena przypomina nieco industrialny black cube. Z mroku wyłaniają się kolejne przestrzenie akcji – to miejsca odległe od siebie w topografii miasta, ale zbliżające się wzajemnie za sprawą logiki snu lub montażu filmowego. Bar czy sypialnia głównego bohatera skrótowo znaczone są pojedynczymi rekwizytami i elementami scenografii zaprojektowanej przez Barbarę Guzik. Dominantę stanowią przede wszystkim, umieszczone w różnych miejscach, migające ekrany telewizorów oraz neony (reżyseria światła: Ada Bystrzycka). Z jednej strony realizatorzy nawiązują tak do krajobrazu miast z czasów Polski Ludowej, z drugiej zaś tworzą cyberpunkowy klimat, pozwalając czytać spektakl Raźniaka w perspektywie apokaliptycznej futurofikcji, w której wspomnienie starych reżimów staje się ostrzeżeniem na przyszłość. W tym kontekście szczególnie znaczący wydaje się neonowy napis „Paradyz”, który wyeksponowany jest ponad sceną po prawej stronie. To nazwa baru, będącego jedną z kluczowych dla powieści lokalizacji, gdzie spotykają się także bohaterowie i bohaterki krakowskiego przedstawienia. Jego przestrzeń staje się miniaturą całego świata: choć chwilami przypomina przyjazną przystań, w każdym kącie czai się jakieś zagrożenie.

Mroczny nastrój niepokoju i napięcie, pozwalające zatrzymać uwagę widowni przez niemal całe trwające trzy godziny przedstawienie, wykreowane zostają za pomocą prostych i dość oczywistych środków. Świat państwowo-biurokratycznego koszmaru osacza nie tylko postaci, ale także publiczność. Efekt uwięzienia w pułapce bez wyjścia osiągnięto za sprawą pracy świateł oraz udźwiękowienia spektaklu (Karol Nepelski), wykorzystującego złowieszcze odgłosy dobiegające z różnych stron sceny i widowni. Wrażenie zanurzenia w hipnotycznym świecie byłoby jednak niepełne bez znakomitej pracy aktorów i aktorek – nie tylko Grzegorza Mielczarka, ukazującego głównego bohatera jako zniechęconego kontestatora, ale także innych, wcielających się w towarzyszące mu, nieco odrealnione postaci. Szczególnie wyraziste są postaci kobiece. Grana przez Annę Radwan Edzia Szmidt to charyzmatyczna inteligentka, która zdecydowała się wstąpić do partii, a Nadieżda Doroty Segdy ukazywana jest jako eteryczna i kusząca femme fatale. Pisarz zdaje się szukać bliskości z innymi ludźmi, jednak spotkania z nimi nie przynoszą mu ulgi, a stają się przyczynami kolejnych niepokojów. Można odnieść wrażenie, że cały świat spektaklu pogrąża się w otępieniu, co potęgowane jest poprzez transową, spowalniającą ruchy postaci choreografię Tobiasza Sebastiana Berga.

fot. Magda Hueckel | materiały teatru

Najmocniejszą stroną przedstawienia Raźniaka jest nieuleganie pokusie przeniesienia na scenę realiów powieści Konwickiego rozumianych jako historyczne świadectwo – a zatem zaadaptowanie „Małej apokalipsy” jako opowieści, którą można czytać na kilku różnych płaszczyznach. Nawiązanie do powojennej historii Europy Środkowo-Wschodniej jest tylko jedną z nich. Kolejną: zawarta w spektaklu wizja – bliżej nieokreślonej, ale też niezbyt odległej (na co wskazuje zawarta w podtytule data „20XX”) – przyszłości jako technokratycznego reżimu, w którym władzę sprawują maszyny. Ten futurystyczny wymiar możliwego odczytania spektaklu Raźniaka i Bukowskiego jest silnie osadzony we współczesnych realiach, co wzmacnia dystopijny wymiar opowieści. Kolejna płaszczyzna korzysta z klucza teraźniejszości. Co prawda twórcom udaje się uniknąć bezpośrednich odwołań do konkretnych wydarzeń społeczno-politycznych, jednak w przedstawieniu wyraźnie dostrzec można nawiązania do współczesnej Rosji i jej strategii ekspansji terytorialnej czy reżimu białoruskiego, a samospalenie, którego – być może – dokonuje bohater w finale spektaklu, przypomina o geście „Szarego Człowieka”: Piotra Szczęsnego, zmarłego w październiku 2017 roku w efekcie odniesionych obrażeń po autodestrukcyjnym proteście przeciwko ograniczaniu przez polski rząd wolności obywatelskich.

Przedstawiony w krakowskim spektaklu świat nie jest zatem jedynie spekulacją na temat możliwej przyszłości. Bliskość prezentowanej na scenie dystopii odczuwalna jest także dzięki sposobowi, w jaki w „Małej apokalipsie 20XX” pokazane jest miasto. To mroczna metropolia skonstruowana tak, by w pełni kontrolować życia jej obywateli. Wszechobecność monitoringu oraz innych technologii śledzących każdy nasz ruch i rejestrujących, a następnie wykorzystujących każde wypowiedziane przez nas słowo jest przecież naszą codziennością.

Balansowanie pomiędzy kontekstem historycznym, komentarzem do współczesności i futurystyczną spekulacją w konwencji fantastyki naukowej uzupełniane jest przez znacznie bardziej uniwersalne znaczenia, nieograniczające się do zwracania uwagi na opresyjność systemów politycznych oraz towarzyszącej i służącej im technologii. Ironiczna nazwa baru, będącego metonimią całego świata przedstawionego – który rajem może być jedynie w propagandowym przekazie – staje się dla mnie asumptem do czytania „Małej apokalipsy 20XX” jako refleksji o konieczności przedefiniowania pojęć takich jak piekło czy niebo, a także nad kondycją człowieka.

W spektaklu Raźniaka Zosia – studentka archeologii (Katarzyna Krzanowska), która, jak główny bohater w finale filmu „Szamanka” Andrzeja Żuławskiego, zamiast prowadzić badania naukowe sprząta publiczną toaletę – mówi: „Wstąpić do Paradyzu to przekonać się, że tam jest teraz piekło”. Dystopijna rzeczywistość wykreowana przez twórców krakowskiego przedstawienia to stworzone przez ludzi piekło na Ziemi: przekaz pisarza, w uniesieniu wieszczącego, że „antychryst zstąpił na Ziemię, […] zaszczepił się w nas wszystkich, dlatego go nie ma”, brzmi jak zdanie Jean-Paula Sartre’a „Piekło to inni”. Motto to przypomina mi spektakl „Piekło” Romea Castellucciego, podczas którego widzowie i widzki – jako przedstawiciele ludzkości – zostają skonfrontowani ze swoją współodpowiedzialnością za stworzenie otaczającego nas świata. Umieszczony na scenie wielki neon „Inferno” ustawiony tam został tak, by „podpisywał” przestrzeń przeznaczoną dla publiczności; roztrzaskiwane w ostatniej scenie telewizory wyświetlają na końcu jedynie słowo „ty”, a przechadzająca się po tych zgliszczach postać przypominająca Andy’ego Warhola staje w milczeniu naprzeciwko widowni i upiornymi brawami nagradza ją za dokonane dzieło zniszczenia.

Także w krakowskiej „Małej apokalipsie 20XX” widać wyraźnie obraz piekła, które ludzie sami sobie zgotowali przekonani, że przyczyniają się do konstruowania lepszej rzeczywistości: ze skuteczną władzą, pozorną opozycją i technologią mającą ułatwiać codzienne funkcjonowanie, która staje się najważniejszym narzędziem zniewolenia. W apokaliptycznych realiach bezdusznych korporacji, umasowionej kultury i usłużnych mediów; technokracji, sztucznej inteligencji i coraz bliższego widma wojny, dla człowieka marzącego o wolności życie przestaje być nadrzędną wartością.

Twórcy spektaklu chętnie korzystają z metaliterackiego charakteru powieści Konwickiego, co pozwala im postawić pytania o pozycję i zadania sztuki w obliczu ukazywanych zmian i opisywanych konfliktów. Jaką pozycję przyjąć względem opresyjnych sytuacji, by najskuteczniej, ale na własnych warunkach, pracować na rzecz zmiany? Na czym polega autentyczny gest oporu? Jak uniknąć jego zawłaszczenia, gdy chce się go utrwalić za pomocą dzieła sztuki? Ile czasu nam zostało – do momentu, w którym pytania te przestaną być hipotetyczne, a staną się realnymi, wymuszając nasze codzienne decyzje? I czy faktycznie dotyczą jedynie artystów? Bohater Konwickiego, Bukowskiego i Raźniaka nie podkreśla swojej wyjątkowości. Od pierwszych minut przedstawienia daje do zrozumienia, że jego los w każdej chwili może stać się udziałem wszystkich osób obecnych na widowni. Rozpoczynając ostatni dzień swojego życia, mówi: „Jestem jednym z was”.

Beniamin M. Bukowski, Waldemar Raźniak, „Mała apokalipsa 20XX”
na podstawie powieści Tadeusza Konwickiego

reżyseria: Waldemar Raźniak
dramaturgia: Beniamin M. Bukowski

scenografia i kostiumy: Barbara Guzik
muzyka: Karol Nepelski
reżyseria światła: Ada Bystrzycka
choreografia: Tobiasz Sebastian Berg
wideo: Tadeusz Pyrczak

Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
premiera: 7.06.2024