Nr 18/2024 Na teraz

W listopadzie 1974 roku w niewykończonych jeszcze, surowych wnętrzach Zamku Królewskiego w Warszawie otwarto dużą, indywidualną wystawę Władysława Hasiora. Odbyła się ona w ramach krakowskiej „Panoramy XXX-lecia” (Kraków przez dwa tygodnie prezentował w stolicy swój dorobek kulturalny) i szybko uznana została za jedno z najważniejszych wydarzeń tych obchodów. Artysta miał już wówczas ugruntowaną pozycję w świecie sztuki, potwierdzoną udanymi realizacjami pomnikowymi (między innymi „Prometeusz Rozstrzelany” i „Żelazne organy”), licznymi wystawami krajowymi (ekspozycję warszawską poprzedziły głośne prezentacje prac w Muzeum Architektury we Wrocławiu, w galerii BWA w Łodzi czy wreszcie w Pawilonie Wystawowym BWA w Krakowie) i sukcesami zagranicznymi (wystawa w Moderna Museet w Sztokholmie, udział w XXXV Biennale Sztuki w Wenecji i w XI Biennale w São Paulo, a także realizacje rzeźbiarskie w Urugwaju, Danii czy Szwecji). W latach siedemdziesiątych Hasior był nie tylko znanym, ale i najczęściej filmowanym artystą w kraju – stał się bohaterem filmów dokumentalnych, kronik telewizyjnych, reportaży i programów publicystycznych (w tym słynnego „Sam na sam”, w którym odpierał ataki prowadzącego i oburzonych widzów). Można zatem przypuszczać, że o artyście słyszeli także ci, którzy nie mieli okazji zapoznać się z jego twórczością.

Swoimi projektami budził z jednej strony zachwyt i uwielbienie, z drugiej zaś niechęć i dezaprobatę. Jedno jest pewne – prace zakopiańskiego rzeźbiarza nie pozostawiały nikogo obojętnym. Ekspozycja prac Hasiora w murach odbudowanego Zamku Królewskiego była tego potwierdzeniem. W samym tylko wernisażu wzięło udział około tysiąca osób. „Popularność, jaką osiągnęła wystawa twórczości Władysława Hasiora na Zamku Warszawskim nie ma absolutnie precedensu w dziejach polskiej sztuki całego XX wieku” – pisał w „Kulturze” Maciej Gutowski. „Na tej wystawie tłok był taki, jak to się rzadko na wystawach plastyki zdarza” – odnotowano z kolei w grudniowym „Zwierciadle”. Ceglane, nieotynkowane ściany i wysokie sklepienia Sali Senatorskiej okazały się doskonałym tłem dla monumentalnych sztandarów, metaforycznych asamblaży oraz ironicznych rzeźb, rozświetlanych płomieniami palących się świec. Przygotowana z dużym rozmachem ekspozycja była kolejną manifestacją inscenizacyjnego zmysłu artysty (objawiającego się już wcześniej podczas wernisaży oraz uroczystości odsłonięcia rzeźb i pomników), a także wyrazem myślenia o sztuce w kategoriach dzieła totalnego.

Wystawa „Hasior. Trwałość przeżycia”, prezentowana obecnie na Zamku Królewskim w Warszawie w ramach obchodów jubileuszu pięćdziesięciolecia odbudowy obiektu, jest świadomym nawiązaniem do głośnej ekspozycji sprzed półwiecza. Choć pracom Hasiora przydzielono tym razem zgoła odmienną przestrzeń – wystawa mieści się w Bibliotece Królewskiej – można odnieść wrażenie, że organizatorom zależało na uruchomieniu wrażeń podobnych do tych, jakie towarzyszyły odbiorcom wystawy z 1974 roku: surowości, monumentalności, dramatyczności. Kuratorzy Katarzyna Rogalska i Jacek Chromy oraz projektująca scenografię Marta Kuliga stanęli przed trudnym zadaniem, bowiem największy opór pracom Hasiora stawia właśnie przestrzeń – zdobione złotem, łukami i kolumnami zamkowe wnętrza. Tę architektoniczną dekoracyjność postanowiono zneutralizować dużymi metalowymi kratami – to na nich umieszczono większą część eksponatów. Elementy konstrukcyjne podzieliły przestrzeń wystawy na kilka tematycznych części, w których widz może poruszać się w dowolny sposób. Ten zabieg nie wyeliminował jednak kłopotliwego dysonansu między estetyką sali wystawowej a estetyką prezentowanych dzieł. Eklektyczna i wieloelementowa struktura prac Hasiora domaga się bardziej stonowanego tła dla uważnej ich kontemplacji. Tutaj zaś w wielu przypadkach obiekty muszą konkurować zarówno z rozpraszającymi uwagę kratami, jak i z fragmentami zastanej przestrzeni: złotymi zdobieniami ścian, masywnymi pilastrami czy wreszcie z tworzącą szachownicę podłogą (niektóre prace zostały wręcz wciśnięte w puste miejsca między elementami architektonicznymi).

Rekompensatę stanowi możliwość indywidualnego wsłuchania się w opowieści poświęcone poszczególnym częściom wystawy – każda osoba zwiedzająca otrzymuje audioprzewodnik, który pomaga odnaleźć się w krętym labiryncie, jaki tworzą wyznaczone przez kuratorów ścieżki zwiedzania. Obok głosu głównego narratora (jest nim Artur Romański z Teatru Animacji w Poznaniu) funkcję przewodnika przejmuje sam Hasior, którego głos również możemy usłyszeć w słuchawkach. Przywołane w audioprzewodniku wypowiedzi artysty nie tylko doskonale korespondują z najważniejszymi motywami jego twórczości, ale zaświadczają też o umiejętności budowania przemyślanej i intrygującej narracji na temat własnej sztuki.

Powrót prac Hasiora na Zamek Królewski bez wątpienia odczytywać należy jako gest uznania dla twórczości rzeźbiarza, który pod koniec życia mierzył się z dużą falą krytyki i zmuszony był odpierać nieustanne oskarżenia o oportunizm w relacjach z komunistycznym reżimem. Dopiero upływ czasu, a także dwie duże wystawy monograficzne (w 2005 roku w Warszawie i w 2014 roku w Krakowie) spowodowały, że o Hasiorze ponownie zaczęto myśleć oraz pisać w kontekście nowatorstwa i estetyki jego sztuki, dostrzeżono także pomijane wcześniej obszary jego działalności artystycznej. Istotną część dorobku Hasiora stanowią bowiem dzieła wykraczające poza twórczość galeryjną i pomnikową – akcje efemeryczne, projekty partycypacyjne i scenograficzne czy wreszcie „Notatnik fotograficzny”, który stanowił nie tylko unikalną kolekcję przeźroczy, ale też pretekst do spotkań z publicznością odbywających się pod szyldem „Kina” w zakopiańskiej galerii artysty.

Wystawa „Hasior. Trwałość przeżycia” prezentuje imponującą, bo liczącą blisko dziewięćdziesiąt eksponatów kolekcję prac artysty. Pochodzą one zarówno ze zbiorów muzealnych, jak i prywatnych. Ekspozycję podzielono na dziewięć części skoncentrowanych na wybranych tematach: 1. okresie edukacji i formowania się języka plastycznego (nieco dziwi umieszczenie w tym kręgu szkiców do pomnika w Koszalinie); 2. wątkach martyrologicznych; 3. motywach biblijnych i sakralnych; 4. rzeźbach wyrywanych z ziemi; 5. emblematach codzienności i współczesnych kodach kulturowych; 6. obrazach kobiet i kobiecości; 7. wizerunku medialnym (przywołanie programu telewizyjnego „Sam na sam” z udziałem Hasiora); 8. pracach o charakterze autorefleksyjnym; 9. koncepcji pomnika „Żelazne Organy” (o jego idei przypomina wideo Zbigniewa Rogalskiego z muzyką Dominika Strycharskiego).

Wśród eksponowanych prac dominują asamblaże i sztandary, reprezentujące różne okresy twórczości artysty. Są to wczesne obiekty z pierwszej połowy lat sześćdziesiątych (między innymi „Autoportret”, „Rozstrzelanym”, „Fragment bohatera”, „Judasz” czy „Monte Cassino”), prace z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych będące wyrazem najwyższej aktywności Hasiora („Czarne wodospady”, „Wyszywanie charakteru”, „Sztandar Błękitnej Nadziei”, „Sztandar Namiestnika” czy „Sztandar Baranka Wielkanocnego”), wreszcie dojrzałe dzieła z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych („Dzieciom Zamojszczyzny”, „Kapliczka błękitnej nadziei”, „Ofelia z białego Dunajca”, „Upadek Anioła”, „Dama z łasiczką” czy „Autoportret z chandrą”). Niektóre z eksponatów, takie jak „Jezioro Genezaret”, „Boże Narodzenie”, „Muszka martwa czy żywa zawsze jest szczęśliwa”, „Niobe z czarnego pożaru” i „Sztandar namiestnika”, prezentowane były także podczas wystawy w 1974 roku, co nadaje im status łącznika między dwoma wydarzeniami.

Warto zaznaczyć, że aranżacja ekspozycji sprzed pięćdziesięciu lat, którą obecna wystawa przywołuje także za pośrednictwem dokumentacji fotograficznej, była dziełem samego Hasiora. Samodzielne komponowanie przestrzeni ekspozycyjnych i kreowanie aury wernisażu było stałą praktyką artysty. Na widza starał się oddziaływać w sposób totalny, aktywizując różne jego zmysły, toteż pokazom często towarzyszyła odpowiednio dobrana oprawa dźwiękowa.

Poza wspomnianymi obiektami na wystawie w Zamku Królewskim obejrzeć możemy szkice do wybranych realizacji rzeźbiarskich, modele pomników (w tym niezrealizowanych), archiwalne fotografie i nieliczne pamiątki (na przykład kufer, z którym artysta przybył jako młody chłopak do Zakopanego), wybór slajdów z „Notatnika fotograficznego” (cykl „Chwała kobietom”) czy wreszcie cztery rzeźby powstałe metodą wyrywania z ziemi. Te ostatnie eksponaty zasługują na szczególną uwagę – jest pośród nich „Święty Sebastian”, pierwsza z rzeźb odlanych w ziemi, o której Hasior opowiadał w wywiadzie przeprowadzonym przez Hannę Kirchner: „Poczułem radość z udanego eksperymentu […] a jednocześnie doznałem wstrząsu na widok tej ekshumacji. Obmyłem rzeźbę z ziemi, zobaczyłem storturowanego Sebastiana, zapaliłem mu w piersi płomień”. To właśnie oryginalna metoda tworzenia tych rzeźb oraz organizowane wokół nich widowiskowe pokazy zachwyciły międzynarodową publiczność – począwszy od „Golgoty” w Montevideo (1969), przez „Płonącą Pietę” w Parku Rzeźby w muzeum Louisiana pod Kopenhagą (1972), po monumentalną, wieloetapową kompozycję „Rydwan skandynawski” w Södertälje pod Sztokholmem (1972–1976).

Tytuł jubileuszowej ekspozycji nawiązuje do sposobu, w jaki Hasior postrzegał sztukę i jej podstawowe funkcje. Swój stosunek do materii plastycznej wyraził najdobitniej w performansie dokamerowym „Płonące skrzypce”, udokumentowanym w filmie Grzegorza Dubowskiego z 1968 roku. Podpalając instrument smyczkowy przed kamerą, mówił:

Nie demonstruje się przedmiotów za to, że są bogate i trwałe, ale za to, że potrafią budzić echa problemów humanistycznych, stawiać widza w rozterce, wywoływać refleksje. Bardzo bym chciał, żeby właśnie owe refleksje i uruchomione przez moje eksponaty wrażenia były trwalsze niż ich fizyczna siła.

Z powyższą deklaracją idzie w parze charakterystyczna dla sztuki Hasiora próba nadania zastanym obiektom nowych znaczeń oraz rewizja dotychczasowych, utrwalonych kulturowo perspektyw ich postrzegania. „Płonące skrzypce” to także manifestacja symbolicznej siły żywiołu, który staje się tworzywem plastycznym, a zarazem głównym środkiem wyrazu. Symbolikę obrazu wykreowanego w tym krótkim działaniu przed kamerą można uznać za zapowiedź wielu późniejszych projektów artysty o charakterze performatywnym. Należą do nich liczne akcje efemeryczne („Przeprawa/Konni sprzymierzeńcy” z 1970 roku; „Ostatni koncert” czy „Płonące anioły” z 1982 roku; „Koła solarne” z 1988 roku, kolejne odsłony „Alarmu ekologicznego”), widowiskowe procesje („Pochód sztandarów w Łącku”; przeprowadzka do nowej galerii w Zakopanem; marsze z pochodniami ku usytuowanej na wzgórzu kompozycji „Rydwan skandynawski” w Södertälje), pokazy „Żarliwych sztandarów” (w Drawsku Pomorskim oraz dwukrotnie w Nowym Sączu) czy wreszcie rozbudowane dramaturgicznie widowiska towarzyszące inauguracjom rzeźb i pomników.

Wszystkie te zdarzenia łączy ulotność, niepowtarzalność czy też charakterystyczne dla performansu „znikanie”, objawiające się często poprzez dematerializację wykorzystanych obiektów. Wielka szkoda, że wystawa na Zamku Królewskim – choć powołuje się na „trwałość przeżycia”, a nie na „trwałość obiektu” – całkowicie pomija tę efemeryczną, choć dobrze udokumentowaną sferę twórczości Hasiora. Co prawda Chromy w tekście katalogowym zastrzega, że „o Władysławie Hasiorze i jego twórczości nie da się powiedzieć wszystkiego”, a prezentowana wystawa nie ma charakteru monograficznego (w rozumieniu przekrojowej prezentacji całości dorobku), jednakże w materiałach promocyjnych ekspozycja przedstawiana jest jako próba ukazania możliwie szerokiego spektrum poszukiwań twórczych artysty.

Obiekty zaprezentowane na wystawie z pewnością zaintrygują widza, który po raz pierwszy zetknie się z twórczością Hasiora, jednak ci, którzy są z nią zaznajomieni, mogą odczuć pewien niedosyt czy wręcz schematyczność w sposobie przedstawiania jej najważniejszych motywów. Wystarczy przecież obejrzeć filmową impresję Jerzego Passendorfera z 1982 roku (film „Hasior”) czy dokumenty Grzegorza Dubowskiego, aby przekonać się, że twórczość artysty dalece wykraczała poza praktykę studyjną, a osławiona interdyscyplinarność i teatralność sztuki Hasiora najpełniej manifestuje się w konkretnych działaniach plenerowych – zarówno w mniejszych performansach dokamerowych, jak i w dużych widowiskach o charakterze partycypacyjnym. Przywołanie tego kontekstu mogłoby w znacznym stopniu odświeżyć wizerunek artysty i sprowokować szerszą dyskusję nad dzisiejszym statusem jego sztuki. O potrzebie rozpoznania i zgłębienia tych sfer mogą świadczyć także niewłaściwe daty przypisane wybranym fotografiom w katalogu wystawy, przedstawiającym takie zdarzenia, jak „Pochód sztandarów” w Łącku czy widowiskowa prezentacja makiety pomnika „Tym, co walczyli o polskość i wolność ziem Pomorza” w Koszalinie.

Atutem wystawy „Hasior. Trwałość przeżycia” jest bez wątpienia zgromadzenie dużej liczby eksponatów i próba ich tematycznego uporządkowania. Szkoda jednak, że w tej szerokiej prezentacji ograniczono się do powielania przekazywanych już wcześniej treści na temat twórczości artysty oraz zrezygnowano z kuszącej możliwości wyjścia poza utrwalone schematy. Zgadzam się z kuratorami wystawy, że „o Hasiorze i jego twórczości nie da się powiedzieć wszystkiego”, ale można próbować opowiedzieć o nim inaczej, poszukując nowych obszarów tematycznych i kierunków interpretacyjnych. Wydaje się, że interdyscyplinarna i wielopłaszczyznowa działalność artystyczna Hasiora domaga się takiej poszerzonej perspektywy krytycznej.

„Hasior. Trwałość przeżycia”
kuratorzy: Jacek Chromy, Katarzyna Rogalska
Zamek Królewski w Warszawie
14.06–8.09.2024