Nr 4/2024 Na dłużej

Młodzi w kreskach i dymkach

Dominika Gracz-Moskwa
Komiks

Choć sam termin nie jest aż tak młody, w ostatnich latach usłyszał go chyba każdy – a to za sprawą tego, że young adult stało się fenomenem. Ogromna popularność literatury określanej tym mianem, której wzrost obserwujemy na przestrzeni kilku lat, zaowocowała dyskusjami rozciągniętymi na wiele tematycznych płaszczyzn, takich jak: rodzaj treści adresowanych do osób nastoletnich, dominujące tematy, działania marketingowe wydawnictw, sprawczość nastoletniej grupy odbiorczej, opozycja krytyki literackiej względem booktokowych recenzji, język, którym mówi się zarówno w YA, jak i o YA.

Skoro gatunek young adult przejmuje książkowy rynek, dyskusje zataczają coraz szersze kręgi. Nawet bez zagłębiania się w nie łatwo sobie wyobrazić spolaryzowane bieguny: na pierwszym okopują się obrońcy wzniosłości sądzący, że nastolatki mogłyby lepiej czytać „Panią Bovary” (jak pisała chociażby Karolina Lewestam w czerwcu 2023 w „Piśmie”); na drugim obrońcy autonomii głoszący, że nastolatki będą realizować swoje potrzeby literackie tak, jak tylko chcą, i nieważne, co światłe umysły o tym sądzą, narzekanie zaś na słabą literaturę jest z nami od powstania kultury masowej i nigdzie się nie wybiera (o czym pisała Olga Drenda w czerwcu 2023 w „Tygodniku Powszechnym”). Nietrudno zauważyć, że tego typu deprecjonowanie (i jego kontrowanie) wartości szeroko rozumianej kultury nastoletnich nie jest nowe – wystarczy przypomnieć pogardę, jaką swego czasu otaczana była seria „Zmierzch” (pomijam kwestie konieczności krytyki – w znaczeniu zwracania uwagi na pewne faktycznie problematyczne wątki tej franczyzy; wszak nie z nich, tylko z dystynkcji wynikała pogarda). Obserwowana dzisiaj odzyskana radość dorosłych już kobiet z czytania czy oglądania „Zmierzchu” niesie ze sobą element emancypacyjny: spędzam czas tak, jak lubię, i nie jest mi z tego powodu głupio. Czytający YA, jawnie manifestujący swoje literackie fascynacje, wydają się grupą wolną od tego typu obciążeń – aksjologiczne dysputy nad gatunkiem dotyczą głównie osób spoza tego czytelniczego kręgu. Od razu więc zaznaczam, że głównie dla nich będzie ten tekst.

Wydaje się, że wystarczy zawęzić pole do innego i konkretnego obszaru kultury, by dyskurs wartościowania tytułów i ich odbiorców na podstawie wieku zmienił dominanty. Chodzi mi oczywiście o komiks. Powodów takiej sytuacji możne być co najmniej kilka. Komiks w Polsce jest dość niszowy, a jego tradycja ciekawa, lecz wąska i krótka. Współcześnie targany jest swoimi własnymi podziałami, które w znacznej mierze zagospodarowują potrzebę na środowiskowy konflikt. Inaczej wygląda też kwestia dystynkcji – mniej jest ona związana z wiekiem, a bardziej z opozycją klasyczne/nowe (fani klasycznych polskich tytułów starają się podkreślać swoją wyższość nad czytelnikami polskiego komiksu współczesnego), geografią (czytelnicy komiksu europejskiego nad czytelnikami amerykańskich komiksów) czy gatunkiem (fani superhero versus fani artystycznej powieści graficznej, kłótnie o uznanie mangi za komiks). Z wymienionych opozycji jedynie ostatnia linia podziału mogłaby uwzględnić spór o YA – choć nurt ten przyjmuje rozmaite formy gatunkowe. Przede wszystkim jednak wydaje się, że spory te zostają osłabione wobec walki, którą toczy całe środowisko: o prawomocność komiksu w obrębie kultury. W Polsce nadal musi się on domagać bycia zauważanym i branym pod uwagę (stąd ogromna radość na wieść, że Jacek Świdziński za komiks Festiwal” otrzymał w 2024 roku Paszport Polityki w kategorii literatura). Wcale nie jest oczywiste, że nałożenie się na siebie dwóch kategorii w dominującym dyskursie postrzeganych za obciążające – young adult i komiksu – będzie wzmacniało wykluczenie. Może wręcz przeciwnie.

Każda walka o uznanie wymaga poznania – dlatego też proponuję autorski przegląd tego, co w ostatnich latach dostępne polskiemu czytelnikowi w komiksie YA. To subiektywny przewodnik po świecie młodzieżowych komiksów. Jak już sygnalizowałam, adresowany jest przede wszystkim do osób słabo zaznajomionych z YA. Sprawdźmy, co rozgrzewa obecnie rynek, na co stawiają wydawcy, jakie tematy dominują, gdzie młodzi odbiorcy i twórcy znajdują dla siebie przestrzeń.

Komiks założycielski i kontynuacje

W przypadku tytułu, o którym mowa, założycielskość nie polega na pierwszeństwie, ale na sile oddziaływania. Tytuł ten wyszedł poza grupę docelową i stał się sam w sobie popkulturowym fenomenem. Dlatego nie da się nie rozpocząć tekstu o komiksie YA od „Heartstoppera”.

Chociaż podobne do niego – pod względem tematu, postaci, settingu, a nawet nastroju – komiksy były na rynku dostępne już wcześniej (wskażmy chociażby dwutomowe „Seven Days” autorstwa Rihito Takarai i Venio Tachibany), żaden nie zdobył podobnej popularności. Przyczynił się do tego miks złożonych – i równie istotnych – procesów: istnienia silnej fanowskiej bazy zbudowanej wokół pierwotnej internetowej wersji komiksu, możliwości promocyjnych tradycyjnego wydawcy, siły Netflixowej adaptacji, zasięgów BookToka. „Heartstopper” zaspokoił ogólnoświatowe zapotrzebowanie – a może już trend? – na nastoletnie queerowe pozytywne historie (bez krytykowanego na wiele sposobów schematu prowadzącego do tragicznego zakończenia). Jednocześnie uruchomił lawinę: nastąpił wysyp komiksów mniej lub bardziej podobnych – tytuły te znajdziemy także w ofercie wydawców zwykle niezajmujących się komiksem.

Charlie i Nicholas chodzą do tej samej szkoły. Gdy przy okazji projektu zostają połączeni w parę przez nauczyciela, szybko odkrywają, że bardzo się lubią. Przyjaźń powoli zamienia się w coś więcej, a każdy z nich musi się mierzyć z kolejnymi pytaniami i problemami okresu dojrzewania, pierwszych związków. „Heartstopper” to fabularyzowany przewodnik po najczęściej pojawiających się problemach każdego nastolatka. Plejada postaci drugoplanowych wprowadza do komiksu także szereg emblematycznych zagadnień związanych z tożsamością – związek między dwoma dziewczynami, bycie osobą trans i bycie z osobą trans w związku, długoletnie związki niehetero i odkrywanie swojej orientacji na późniejszym etapie życia. Jednocześnie trudno nie zauważyć, że mimo dylematów, przed jakimi stawiani są bohaterowie, sama historia to klasyczny fluff – grono osób przyjaznych i wspierających główną parę jest ogromne, a oni sami zawsze znajdują dobre wyjście z sytuacji. Komiks, niczym feel good story, zapewnia dawkę wzruszeń ze szczęśliwym zakończeniem.

Na rynku szybko znaleźli się następcy „Heartstoppera”. Wydawnictwo Młody Book zaproponowało dwa tytuły o podobnym temacie. „Bloom” to tłumaczenie komiksu oryginalnie wydanego w 2013 roku, w Polsce jednak ukazało się po erupcji zainteresowania wywołanej przez komiks Alice Oseman. Opowiada historię Ariego i Hectora – ten pierwszy chce wyjechać ze swojej miejscowości i na zawsze pożegnać się z rodzinną piekarnią, aby rozpocząć karierę muzyczną, ten drugi szuka spokoju i bardzo lubi piec. Szybko odkryją, że łączą ich nie tylko praca i rozmowy, ale i uczucie. Nawet w warstwie projektów postaci widać podobieństwo do „Heartstoppera” (Ari to odpowiednik Charliego – szczupły, niższy, ciemnowłosy i raczej wycofany; Hector, niczym Nicholas, zdecydowanie bardziej atletyczny i z blond czupryną, przyciąga swoją przyjemną powierzchownością). „Ptaśka” to z kolei zdecydowanie bardziej kameralna opowieść o uczuciu tworzącym się pomiędzy dwoma dziewczynami, Raquel i tytułową bohaterką. Komiks ma formę intymnego, osobistego dziennika Raquel, która przez wiele stron przygląda się z zafascynowaniem starszej koleżance. Więcej tu formalnej zabawy, kreska jest zdecydowanie mniej konwencjonalnie atrakcyjna (przede wszystkim jest o wiele prostsza – choć nietrudno zauważyć, że i „Heartstopper” oferuje niezwykle oszczędną warstwę graficzną, przypominającą szybkie, czasem może nawet niedbałe szkice). Jeśli ktoś szuka czegoś z energią bliższą „Bloom” i o podobnej warstwie graficznej, to z pomocą bieży „Dziewczyna z głębi oceanu” od wydawnictwa Young.

Wszystkie te komiksy łączy nie tylko ustanowienie w centrum pary queerowej, ale także uniwersalne dla nastolatków i dopiero wchodzących w dorosłość problemy – związane z sytuacją rodzinną, szkolną, towarzyską i oczywiście samokoreśleniem się, zarówno na gruncie uczuciowym, jak i szerzej. Bohaterowie przechodzą więc bardzo klasyczną drogę od tego, czego pragną, do tego, czego rzeczywiście potrzebują. Pod tym względem wszystkie te tytuły, bez względu na powielane przez nie schematy (trudno nie zauważyć podobieństw dość prostych i przewidywalnych w konstrukcji fabuł) czy scenariuszowe problemy (w niektóre szczęśliwe przypadki trudno uwierzyć), pełnią zarówno funkcję rozrywkową, jak i edukacyjną. Oferta queerowego komiksu coming of age jest oczywiście szersza i zaczyna być zniuansowana – przede za sprawą wydawnictw w komiksach wyspecjalizowanych. Niecałe dwa lata temu Kultura Gniewu zaproponowała dwa komiksy z nurtu YA poruszające się w tematyce queerowych postaci i relacji – „Załogę Promienia” Tillie Walden oraz „Moje rozstania z Laurą Dean” Mariko Tamaki i Rosemary Valero-O’Connell. Oba tytuły oferują zdecydowanie bardziej skomplikowane historie, niejednoznacznych bohaterów i spektrum trudnych tematów. W „Moich rozstaniach…” autorki przedstawiły rewers tworzenia zdrowego związku między dwiema bohaterkami. Ich związek trudno nazwać szczęśliwym, niezwykle negatywnie odbija się on też na wszystkich innych relacjach Freddy – zwłaszcza z jej najbliższą przyjaciółką. Natomiast „Załoga Promienia” to klasyczne coming of age story zaprezentowane w szatach historii science fiction opartej na jakże atrakcyjnym temacie planetarnego konfliktu. Obok więc typowego, szkolnego romansu mamy także sceny przemocy i walki, a karty komiksu zamieszkują postaci o rozbudowanej motywacji i wymykające się prostym osądom. W szatach SF przedstawiona jest historia „Paper Girls”, którą określa się czasem jako „Stranger Things” w wersji z samymi dziewczynami. Komiks skupia się na kwestii poznania siebie poprzez zderzenie ze swoim przyszłym „ja”.

Innymi propozycjami dla młododorosłych odbiorców są „Brom” autorstwa Unki Odyi oraz „Helena Wiktoria” Katarzyny Witerscheim. W konstrukcji komiksu pobrzmiewają echem dyskusje o kwalifikacji do grup wiekowych, dla których przeznaczony jest utwór YA (umowne ramy wiekowe obejmują 12–18 lat, ale wydawcy często oznaczają książki kategoriami typu 16+) – czy to ze względu na kwestię języka, czy z powodu ukazywania przemocy bądź scen erotycznych. Dość bogatą ofertę podobnych tytułów skierowanych do starszego odbiorcy YA prezentuje wydawnictwo Non Stop Comics. Wśród nich jest „Giant Days” – historia o grupie przyjaciół rozpoczynających wspólne życie na uczelnianym kampusie. W lekkim i przyjemnym anturażu pomieszczono sporo poważnej tematyki, w dużej mierze dotyczącej relacji romantycznych, także tych sprowadzających się wyłącznie do pociągu seksualnego. Mimo kreski przywodzącej na myśl animacje Disneya bohaterki są „dorosłe” ze wszystkimi tego konsekwencjami (stereotypowymi i niekoniecznie): piją, palą i odkrywają problematykę budowania dojrzałych związków.

Na nieco innym biegunie jest natomiast komiks „Coś zabija dzieciaki”, w którego tytule zamyka się sedno historii. Mimo dość młodej „obsady” głównych postaci narracja przywodzi na myśl raczej „Kill Billa” niż opowieść dla nastolatków. Z warstwy fabularnej przebija się to do wizualnej: rysunek jest dość drastyczny, co może triggerować czytających. Trigger warning przydałby się tym bardziej, że poza przemocą fizyczną w „Coś zabija dzieciaki” mamy do czynienia z wieloma scenami związanymi z psychicznymi traumami. Zabrnęliśmy daleko od feel good vibe’u, który cechował założycielskiego „Heartstoppera”.

Photo by Sunguk Kim on Unsplash

Mangowa przepowiednia i obietnica

Wszystko to znajome jest miłośnikom i miłośniczkom mangi. Niemalże każde z obecnych na polskim rynku wydawnictw mangowych ma w swojej ofercie komiksy dla młodzieży (oprócz Hanami, które oferuje tytuły wyłącznie dla dorosłych odbiorców), a dla wielu to podstawowa i wiodąca kategoria. Ogromne nakłady, sięgające setki tysięcy egzemplarzy, zaświadczają o fenomenie czytelniczym mangi – w ich świetle wydawnictwa mangowe oferujące tytuły dla nastolatków były niczym przepowiednia omawianego zjawiska YA: już wiele lat temu zagospodarowały na naszym rynku niszę, której jeszcze wtedy nie określało się mianem young adult. Szkolne historie, wchodzenie w dorosłość, problematyka relacji – tych romantycznych i przyjacielskich – w różnych odsłonach (zarówno o tematyce hetero, jak i homoseksualnej – pierwszym wydawnictwem skupionym na mangach z tematyki boys love było założone w 2012 r. Kotori; dzisiaj komiksy z tego gatunku, jak i takie dotyczące związków lesbijskich znajdziemy w ofercie większości wydawnictw mangowych) i najróżniejszych ramach gatunkowych (romans historyczny, fantasy, z elementami komedii albo też dramatu) tworzą rozbudowany nurt, mający długoletnią historię.

Za przykład niech posłuży 19-tomowa seria „Vampire Knight” opowiadająca historię romantycznej relacji trojga bohaterów – Yuuki, Zero i Kaname – uczęszczających do elitarnej szkoły z internatem dla ludzi i wampirów. Przykład wybrałam nieprzypadkowo – nie tylko ze względu na jego kultowość, ale i kontrowersyjność: „Vampire Knight” tworzy bardzo problematyczne wizje relacji romantycznych, podobnie jak dyskutowane chętnie serie powieści YA „Rodzina Monet” albo „Zmierzch”. Przykład nie oznacza jednak wyjątku –popularne są też inne mangi dla nastolatków, które sięgają po kontrowersyjne tematy. W ostatnich latach taką serią była „Oblubienica czarnoksiężnika” – historia nastolatki Chise zakupionej na aukcji niewolników przez maga Eliasa, który chce uczynić z niej swoją uczennicę, ale i tytułową oblubienicę. Różnica wieku oraz kwestia relacji opartej na zależności i władzy kontrastują tu z dominującą treścią o romantyczno-obyczajowym charakterze. Urocze, magiczne stworzenia, świat przypominający wiktoriańską Anglię i bliskość natury przywodzą na myśl popularną, sieciową estetykę cottagecore, a sam komiks, nawet jeśli nam się wydaje, że nie porusza się w żadnym przemyślanym kierunku, przede wszystkim roztacza wokół siebie bardzo konkretne wrażenie i wprawia swoich odbiorców w ściśle określony nastrój. O tej relacji między internet aesthetics a współczesną kulturą młodzieżową wspomina Anouk Herman na łamach Tygodnika Powszechnego:

Estetyki to też sposób realizowania marzeń i aspiracji poprzez konsumowanie określonych tekstów kultury: jeśli ucieczka na wieś jest niemożliwa, sposobem na przynajmniej częściowe wcielenie jej w życie jest sięgnięcie po serial czy książkę, które o takiej ucieczce opowiadają.

Po części tłumaczy to także wielką popularność mangi – podobnie jak całej kultury japońskiej – w Polsce: szkolne historie rezonują z codziennością odbiorców, ale umiejscowione zazwyczaj w odległej dla polskiego odbiorcy Japonii, wyzwalają inny rodzaj fantazji o alternatywnym życiu w kraju, który często jest obiektem fascynacji odbiorców. Kontrowersyjne elementy mangi są raczej elementem eskapizmu niż dążenia do naśladownictwa.

Sieciowa przyszłość i prawidła przeszłości

Jak wygląda przyszłość komiksu skierowanego do młodych dorosłych? Wydaje się, że jego siła wydawnicza trwać będzie co najmniej tak długo, jak żywotny będzie fenomen. A może i dłużej – tak długo, jak aktywnie czytać będzie środowisko, choćby i było niszowe (czy w naszym kraju jakakolwiek grupa regularnie czytająca nie jest niszowa z automatu?). Warto zwrócić jednak uwagę na inną – może oczywistą, ale i najbardziej obiecującą – płaszczyznę. Chodzi o przyszłość komiksu YA w internecie. Kiedy Olga Wróbel w „Dwutygodniku.com” opisywała kontrast między niszowym i niskonakładowym komiksem papierowym a zdobywającym ogromne zasięgi komiksem internetowym, skupiała się przede wszystkim na krótkich, kilkuplanszowych komiksach share’owanych w mediach społecznościowych, pełniących raczej funkcję społecznego komentarza niż pełnoprawnych historii. A jednak istnieje grupa, która w sieciowych komiksach poszukuje fabuł i narracyjnego eskapizmu. To w internecie swoje początki miał ogromny hit „Lore Olympus” (opowiadający w nowoczesny, mroczny i pełen erotycznego napięcia sposób o romansie Persefony i Hadesa). To właśnie w sieci swoje pierwsze kroki stawiał „Heartstopper”. Wyobrażam więc sobie, że tak jak i największe hity Wattpada czy Archive of Our Own trafiają na papier, tak samo hitami Webtoonsa, Tapasa i Webkomiksów w fizycznej formie będziemy mogli się za jakiś czas ucieszyć. Stało się to udziałem już kilku fantastycznych tytułów – zabawnego „Yaoi Market”, świetnie operującej historycznymi motywami „Jastrzębiej Pieśni” czy łączącego motywy queerowego romansu z tematyką fantasy „Ametystowego Pierścienia”. Ostatecznie przecież o czytelniczą przyjemność idzie. Owszem, czytając sieciowe komiksy, po części uczestniczymy w mechanizmie kreowania rynku: autorzy akumulują rozdawany przez nas kapitał popularności, który na kapitał ekonomiczny próbują zamienić wydawcy. Ale zarazem śledzenie Webkomiksów i innych platform sprawi, że wydawnicze fenomeny nas nie zaskoczą – przecież znaliśmy je, zanim stały się popularne i modne.