Nr 9/2022 Na teraz

Mityczna słowiańska melancholia

Michał D. Wieczorek
Muzyka

Marek Pędziwiatr nigdy nie poznał swojej prababci Marianny – zmarła niedługo przed jego narodzinami. Większość życia spędziła w Maradkach, małej mazurskiej wiosce. Wychowała się w katolickiej rodzinie w protestanckim regionie, ale jej wiara była raczej synkretyczna. Z opisów i wspomnień wyłania się obraz silnej kobiety: Marianna przeżyła uchodźstwo, wojnę, doświadczyła strachu i głodu. Do niedawna Pędziwiatr nie znał nawet jej głosu, miał tylko zdjęcia. Aż znalazł nagrania, na których prababcia wspomina swoje życie.

Na podstawie owych nagrań i rodzinnych opowieści artysta, siedząc za stuletnim fortepianem w studiu Radia Opole, zaimprowizował pewnego wieczoru opowieść o Mariannie. Trudno uwierzyć, że to jego pierwsza solowa wypowiedź. Od kilku lat Pędziwiatr jest jedną z najważniejszych postaci polskiego – i nie tylko – jazzu, do tego jedną z najaktywniejszych. Nagrywa z EABS, Błotem, Jaubi, współtworzy duet Zima Stulecia, gra w zespole Pauliny Przybysz. Nie sposób zliczyć mniejszych i większych projektów, w których brał udział. Do tego dwukrotnie był nominowany do Paszportów Polityki, a jazzowe nagrody zdobywa seryjnie. Dopiero teraz, w wieku trzydziestu czterech lat, poczuł, że czas wypowiedzieć się indywidualnie i bardziej osobiście. Albo inaczej: dopiero teraz dojrzał do tego, by spojrzeć w przeszłość, opowiedzieć o życiu prababci, a zarazem o całym jej pokoleniu.

Zatrzymajmy się przy bohaterce płyty – jako że Marianna była postacią nietuzinkową. Być może była szeptunką – znała się nie tylko na zielarstwie, ale podobno potrafiła rzucać uroki. Była uosobieniem wiejskiej duchowości, największą czcią otaczała Matkę Boską, ale był w niej podskórny, niewypowiedziany szacunek do innych form tego, co nadprzyrodzone. Maradki były zamieszkane od czasów prehistorycznych, znanych tylko z wykopalisk. Wioska była milczącym świadkiem migracji, epidemii, wojen. Mazury, podobnie jak Kaszuby, to mityczny region spowity mgłą i jeziorami, pełen trudno dostępnych miejsc. To właśnie w takich okolicach tradycyjne wierzenia mogły utrzymać się najdłużej. To także miejsce, do którego ściągali ludzie z okolicznych regionów, nadpisujący swoje historie, przynoszący własne opowieści, tworzący ten palimpsest.

Śladami „słowiańskiej melancholii”, opisanej przez Marię Janion, Pędziwiatr podążał z EABS na „Slavic Spirits”. W improwizowanym jazzie z widokiem na świętą górę Ślężę szukali ech przedchrześcijańskiej, stłamszonej tożsamości. Okazuje się, że miał ją bliżej, niż sądził: w rodzinnym albumie, w więzach krwi, właśnie pod postacią Marianny. Jej pokolenie, urodzone i wychowane na przełomie wieków, żyło jedną nogą w tradycyjnym świecie, do pewnego stopnia zachowującego ciągłość z przeszłością. Radykalne zerwanie nastąpiło, gdy XX wiek objawił się ze wszystkimi swoimi konsekwencjami. Migracja do miast, „prześniona rewolucja” i komunistyczna urawniłowka sprawiły, że wyparliśmy swoje wiejskie korzenie. A ta kultura odchodziła po cichu, z babciami i dziadkami, którzy na tych wsiach zostali. Odchodziły z nimi też opowieści o świecie. Marianna z pewnością znała kogoś, kto doświadczył pańszczyzny, kto został uwłaszczony.

Pędziwiatr próbuje odmalować wszystkie aspekty życia swej prababki. Opowiada jej historię, starając się nie pominąć żadnego skrawka, niczego nie przemilczeć. W snujących się, płynących dźwiękach fortepianu zaklina surowe zimy, pierwsze miłości, dorastanie, stratę, dojmujący głód, ucieczkę, bombardowania. Niepewność jutra i towarzyszącą mu przemożną chęć przetrwania. Zbiegiem okoliczności „Marianna”, nagrana jeszcze w zeszłym roku, ukazała się 29 marca 2022 roku, w Międzynarodowy Dzień Fortepianu. Rosyjska inwazja na Ukrainę trwała już ponad miesiąc. Uchodźstwo, strach przed śmiercią, chowanie się przed bombami – te wszystkie obrazy wróciły, a uniwersalność historii Marianny objawiła się w całej okazałości. Choć nie była planowana jako taka, „Marianna” stała się kolejnym antywojennym głosem.

Przede wszystkim to jednak muzyka bardzo osobista i niezwykle liryczna. Nostalgiczna, pełna zadumy. Poza jednym utworem – zawierającym echa wojny „Strachem 1945” – niespieszna, wycofana. Pełna uczuć.

To właśnie najlepsza i najkompletniejsza charakterystyka albumu: Pędziwiatr z niezwykłą czułością opowiada o Mariannie. Jeśli miałbym porównać tę płytę artysty do czegokolwiek z poprzednich nagrań, wskazałbym na końcówkę „Nafs at Peace” Jaubi. To moment, w którym nadchodzi oświecenie i pokój duszy. Tak samo tutaj, pianista odmalowuje – również dzięki głosowi prababki – mądrość i pogodzenie przychodzące z wiekiem i doświadczeniem. Nic nie jest dane raz na zawsze, ale niektóre rzeczy powtarzają się niezależnie od nas – zdaje się z zaświatów przypominać Marianna.

 

Latarnik, „Marianna”
Astigmatic Records
2022