Los Angeles Lakers i Los Angeles Clippers to awers i rewers wizerunku NBA. W bardzo dużym skrócie, pierwsza drużyna uosabia wszystko, co najlepsze, a druga wszystko, co najgorsze w najbardziej znanej koszykarskiej lidze świata. Obie drużyny występują w mieście, które obok Nowego Jorku stanowi siedzibę największych graczy na amerykańskim rynku medialnym. Dlatego nawet jeśli nie idzie im zbyt dobrze w rozgrywkach, i tak przynoszą zyski swoim właścicielom i całej NBA. Clippersi przez większość swojego istnienia byli najgorszą drużyną w lidze, Lakersi natomiast jedną z najlepszych. Obie drużyny importowano z innych części kraju – Lakersi narodzili się w Minneapolis w 1947 roku, Clippersi w 1970, jako Buffalo Braves. Przy przenosinach Lakersi zabrali ze sobą nie tylko nazwę, ale też pięć tytułów mistrzowskich, do których dodali dwanaście kolejnych. Clippersi wciąż czekają na debiut w finałach NBA. Na mecze Lakersów ciągnęły i nadal ciągną gwiazdy, zarówno koszykarskie, jak i celebryci show biznesu, na przykład Jack Nicholson czy Michael Douglas, za to najbardziej rozpoznawalnym fanem Clippersów był przez lata komik Billy Crystal, którego w tej drużynie najbardziej ujęło to, że była kiepska.
Oba zespoły doczekały się też poświęconych im seriali, oddających ich odmienne tożsamości. „Lakers: Dynastia zwycięzców” opowiada o najlepszym okresie w historii drużyny, „LA Clippers: Walka o zwycięstwo” – o najgorszym (a to także nie byle wyczyn). Pierwszy rozgrywa się na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, drugi w 2014 roku. Pierwszy opowiada o budowie mistrzowskiej drużyny i początkach marketingowych sukcesów NBA, drugi o PR-owym skandalu z udziałem właściciela klubu, który zakończył się przymusową sprzedażą Clippersów. Mimo wszystkich przeciwieństw między drużynami i ponad trzydziestoma latami różnicy przedstawianych w serialach wydarzeń, w obu opowieściach centralną rolę odgrywa rasa, a konkretnie to, jak czarni Amerykanie są traktowani, niezależnie od stanu swoich kont.
Żeby uwidocznić ten problem, fabuły obu seriali koncentrują się wokół białych właścicieli drużyn – Jerry’ego Bussa (John C. Reilly) i Donalda Sterlinga (Ed O’Neill) – w przeważającej większości składających się z czarnych zawodników. Obydwaj magnaci mieli słabość do pieniędzy, przepychu i pięknych, dużo młodszych kobiet, jednak ich wizerunki znacząco się różnią: nieodżałowany „Dr Buss” – w wieku dwudziestu czterech lat obronił doktorat z chemii fizycznej – wspominany jest pozytywnie, o dziewięćdziesięcioletnim obecnie Sterlingu natomiast próżno szukać choć jednego dobrego słowa. W serialu również nie budzi sympatii. Sterling w wykonaniu O’Neilla jest zwykłym chamem pozbawionym jakiegokolwiek filtra. Jego zapalczywe i grubiańskie zachowania środowisko przyjmuje jako naturalne i po prostu je ignoruje. Potrzeba osoby z zewnątrz, w tym przypadku nowego trenera, Doca Riversa (Laurence Fishburne), żeby uświadomić wszystkim wokół, jak bardzo to nieprofesjonalne. Rivers próbuje kształtować kulturę wygrywania według filozofii ubuntu – wedle której drużyna jest tak silna jak jej najsłabsze ogniwo, a zadaniem najlepszych jest pomaganie najsłabszym. Wprowadzenie ubuntu w życie wydaje się niesamowicie trudne w świecie kominów płacowych, kontraktów sponsorskich i nieustannej presji. Dodajmy do tego właściciela, który przypisuje sobie sukcesy zawodników i regularnie kompromituje siebie i klub, a zadanie okaże się niemal niemożliwe (i, jak pokazała historia, takie pozostało).
Buss – przeciwieństwo Sterlinga – to facet z wizją i błyskiem w oku, który uśmiecha się wbrew przeciwnościom losu. Prawdziwy lider, za którym ludzie chcą podążać, chociaż nie gwarantuje im bogactwa – zapewnia za to niesamowitą przygodę. Właściciel doskonale rozumie swoje czasy, dlatego zaprasza gwiazdy kina na mecze, a cheerleaderkom nadaje tożsamość. Nawet jeśli jest to tożsamość uprzedmiatawiającą i patronizująca – bo jak inaczej określić nazwanie tancerek „Laker Girls” – to i tak więcej niż w latach 80. był w stanie dać większości kobiet amerykański przemysł rozrywki. Buss seksualizację postrzegał jako okazję do wyzwolenia – jego córka, Jeanie, w 1995 roku pozowała dla „Playboya”. Można mu zarzucać, że młode kobiety traktuje przedmiotowo, jednak zawsze uczciwie mówi, czego oczekuje od relacji.
O sportach uniwersyteckich mówiło się, że były współczesną formą niewolnictwa. Uniwersytety wabiły czarnych nastolatków stypendiami sportowymi, a ci w zamian za wykształcenie pracowali na kontrakty reklamowe i rozpoznawalność swoich uczelni. Każdy otrzymany przez nich prezent był przedmiotem śledztwa, a przyjęcie pieniędzy nawet od mającego najszczersze chęci darczyńcy kończyło się wykluczeniem uczelni z rozgrywek i zawieszeniem lub wydaleniem studenta. Dopiero od 2023 roku uniwersyteccy sportowcy mogą otwarcie podpisywać kontrakty reklamowe. To rzeczywistość zupełnie obca dla graczy Lakersów i Clippersów, którzy niezależnie od czasów znajdowali się niejako na łasce Białej Ameryki (którą uosabiali wspomniani właściciele). Najlepiej oddają tę sytuację napięcia między zespołem a Sterlingiem, który nie rozumie, dlaczego czarni gracze nie są mu bardziej wdzięczni za pieniądze, jakie im płaci. Samo słowo „właściciel” w oficjalnych przekazach NBA zastępowane jest najczęściej o wiele sympatyczniej brzmiącym określeniem „gubernator”, ale to tylko semantyka, próba „wybielenia się” (!) przez ligę. Na trzydzieści klubów tylko jeden jest w posiadaniu czarnego właściciela – ale należy dodać, że jest nim Michael Jordan, najbardziej rozpoznawalny koszykarz w dziejach tego sportu, człowiek-ikona (także na płaszczyźnie marketingowej).
Narracja serialu wiele miejsca poświęca spektrum reakcji zawodowych sportowców na rolę, którą odgrywają w tym przedstawieniu. Earvin Johnson (Quincy Isaiah) wciąż się uśmiecha, a Kareem Abdul-Jabbar (Solomon Hughes) jest permanentnie nadąsany – to dwie bardzo różne maski i dwie bardzo różne reakcje na wymagania białych fanów Lakersów, a także sponsorów i działaczy. Earvin przyjmuje pseudonim, pod jakim znany jest po dziś dzień – „Magic”, ponieważ gra efektownie, z zaraźliwą radością. Rozrywka, jaką zapewnia kibicom, może kojarzyć się ze stereotypowym, „potulnym” czarnym pokroju tancerza Billa „Bojangles” Robinsona czy aktorki Hattie McDaniel, na co wciąż narzeka muzułmanin Abdul-Jabbar, ikona walki o równość rasową. Magic nie ma problemu z byciem kimś, kim właściciel drużyny może się chwalić przed innymi bogaczami. Ma magnetyczną osobowość, rozbrajający uśmiech i wszyscy chcą ogrzać się w jego blasku. Koledzy z drużyny szydzą z Johnsona, który dobrowolnie partycypuje w tej grze, on jednak wie, że większa rozpoznawalność i lepsze finansowanie dla Lakersów to więcej par oczu zwróconych na niego. Przekonuje zespół do siebie dopiero swoją wolą zwycięstwa i zawziętością.
Lakersi muszą walczyć o przetrwanie, tak jak cała NBA lat 80. Liga wówczas zmagała się z problemami wizerunkowymi, a gospodarczy program Ronalda Reagana i pogłębiające się w jego wyniku podziały rasowe w kraju odbijały się też na zawodnikach. Rozwój telewizji – szczególnie sztuki energetycznego montażu, idealnego do pokazywania skrótów koszykarskich w nowy, efektowny sposób – sprawił, że NBA stało się nośnikiem amerykańskich wartości, jak indywidualizm i nieskrępowana wolność, którą uosabiał Johnson, kozłujący piłkę przez cały parkiet.
Clippersi natomiast czerpią korzyści z pozycji, jaką ich sąsiedzi wypracowali dla ligi: NBA przestało być ligą sportową, a stało się marką, symbolem poddanym działaniu kapitalizmu. Należy jednak dodać, że obok kapitalizmu przyczyniły się do tego także przemiany społeczno-kulturowe, jakie dokonały się na świecie, w szczególności na przełomie lat 80. i 90.
Przemianom tym nie ulegli Sterlingowie, traktujący nie tyle klub, ile drużynę jako swoją własność. Dla Sterlinga oznacza to wparowywanie do szatni, kiedy tylko chce i z kim chce, również ze swoją kochanką, V. Stiviano (Cleopatra Coleman). Podobnie jak Johnson w niektórych kontekstach, również ona pełni funkcję czysto ornamentalną. Jako córka latynoskich i czarnych rodziców, Stiviano dostaje od kochanka zakaz afiliacji z Afroamerykanami w miejscach publicznych, ponieważ zdaniem Sterlinga podkreśla to aspekt jej etniczności, który mu się nie podoba. Jeszcze zanim go poznaje, Stiviano ma problem ze swoją tożsamością – na swoim pierwszym hollywoodzkim przyjęciu swingersów V. odkłada czarną maskę i zakłada białą, instynktownie wyczuwając, że czarny zmniejsza jej atrakcyjność w oczach bogatych dupków.
Często mówi się, że sport przekracza bariery, jednak jak pokazują oba seriale, nawet on (i sukces w tym polu) nie gwarantuje uwolnienia się z ograniczeń rasowych i kategoryzacji opartej jedynie na kolorze skóry. (Przykład z innego boiska: ledwie trzy miesiące temu Vinicius Jr., jeden z filarów najlepszej klubowej drużyny piłkarskiej świata, Realu Madryt, rozpłakał się podczas konferencji prasowej, opowiadając o rasizmie, z jakim musi się mierzyć podczas meczów; a UEFA już wcześniej organizowała kampanię Say No to Racism) Dopiero oglądając oba seriale, można sobie uzmysłowić, jak głęboko zakorzenione są uprzedzenia wobec inności i jak ignorowanie tematu rasy, będące wymarzonym stanem rzeczy w idealnym świecie, tak naprawdę nie rozwiązuje konfliktu i nie poprawia niczyjej sytuacji. Przeciwnicy krytycznej teorii rasy lubią mówić, że może ona wzmacniać podziały wewnątrz społeczeństw, nie da się jednak wyjaśnić genezy tych podziałów bez bolesnej i nieprzyjemnej eksploracji uprzedzeń rasowych. Nie bez znaczenia jest fakt, że oba seriale rozgrywają się w Los Angeles, gdzie podczas zamieszek na tle rasowym w 1992 roku życie straciły sześćdziesiąt trzy osoby, a blisko dwa i pół tysiąca zostało rannych. Obojętnie, czy osoba czarnoskóra jest zwycięzcą, jak gracze Lakersów, lub przegranym, jak zawodnicy Clippersów, po tym gdy schodzi z boiska oceniana jest według kryteriów, które nie mają związku z jej osobowością, umiejętnościami czy talentem. Dla niektórych pozostaje tylko kolorem i choć świadczy to jedynie o oceniających, z konsekwencjami muszą się mierzyć oceniani.