Nr 3/2023 Na teraz

Kto o mnie opowie?

Julia Lizurek
Teatr

Feministyczny manifest

Kiedy w 2020 i 2021 roku kobiety kolejny raz wyszły na ulicę, by bronić swoich ciał i praw, pytałyśmy retorycznie, jak długo jeszcze będziemy musiały walczyć o to samo. Ile razy będzie trzeba powtórzyć ten sam argument, by został on usłyszany? Ile tragicznych historii będzie trzeba opowiedzieć, by dać świadectwo przemocy, którą wyrządza nam władza, ustanawiając prawo ograniczające nasze prawa? Inspiracją dramatu Maliny Prześlugi „Kobieta i życie”, feministycznego manifestu nagrodzonego w dramaturgicznym konkursie Strefy Kontaktu, stały się Strajki Kobiet. Teraz, po raz pierwszy – po inscenizacjach zrealizowanych przez Piotra Łukaszczyka (Wrocławski Teatr Współczesny) i Jerzego Jana Połońskiego (Teatr WARSawy) – możemy zobaczyć przedstawienie na jego podstawie wyreżyserowane przez kobietę: Gosię Dębską.

Prześluga o wyjściu na ulicę pisze dopiero w finale swojego dramatu, wcześniej krąży po kobiecym krwiobiegu. Przygląda się ciału – od dzieciństwa, przez nastoletniość i pierwsze doświadczenia seksualne, po dojrzałość i wychowywanie własnego dziecka. Kolejne opisywane w pierwszej osobie doświadczenia przemocy są jak upuszczanie krwi. Wykreowana w tekście bohaterka traci jej coraz więcej; tak dużo, że można poczuć niepokój o jej zdrowie. Organizm ma jednak zdolność regeneracji, co pozwala dramatycznej postaci dalej walczyć o siebie i swoje życie. Wiele osób mówi jej, jak ono powinno wyglądać, a kobieta ulega tym wpływom. W końcu znajduje jednak sposób, żeby się sprzeciwić i wypowiedzieć własnym głosem. Dostrzega wówczas, że jej problemy nie są odosobnione – istnieją tysiące podobnych historii.

Choć tekst „Kobiety i życia” napisany został jak sceniczny monolog, autorka wskazuje w didaskaliach, że reżyser_ka może rozpisać go na dowolną liczbę wykonawców i wykonawczyń. Historia dotychczasowych inscenizacji świadczy o tym, że głos głównej bohaterki słyszany jest jako chór, a ona sama widziana jest w wielu różnorodnych postaciach. W inscenizacji Dębskiej pojawia się kwartet, rozpisany na trzy głosy kobiece i jeden męski. Każdy z nich powie na początku: „to nie moja historia” – „nie utożsamiajcie mnie z postacią, którą wam przedstawię”.

Głosy

Dębska prowadzi aktorów tak, by tekst wybrzmiewał w dystansie do nich, nawet jeśli – co zdarza się często – kierują go bezpośrednio do widzów. Reżyserka sprawdza różne formy i konwencje sceniczne, które stają się specyficznym pancerzem, chroniącym przed bezpośrednim utożsamieniem aktorek i aktora z głosem postaci. W pewnym momencie spektakl zmienia się w show wypielęgnowanych, gotowych na przyjęcie wyzwań kobiet: sypie się konfetti, a one podrygują, uśmiechają się i uwodzą widzów. W innej sekwencji pojawiają się brechtowskie songi, opowiadające o domu, w którym bohaterka przestaje się czuć bezpiecznie, o kanonach piękna i o powiązanych z nimi określeniach maskujących seksizm. Mimo ciężaru podejmowanego tematu sceniczny dystans i ironia wzbudzają śmiech publiczności. Podobny efekt przynosi wprowadzenie konwencji psychodramy – jak wówczas, kiedy postać boksuje się z wyobrażonym przeciwnikiem. Czasem jednak dystans między osobą na scenie a postacią znika. Wtedy – na przykład w scenie, w której dochodzi do konfrontacji kobiety ze zdradzającym ją mężem – szczególnie wyraźnie widzimy destrukcyjny wpływ emocji na prezentowaną postać.

Każde z wykonawców ma nieco inne zadanie aktorskie. Najmłodsza w zespole Anna Lemieszek gra przebojową dziewczynę, która nadaje szybki, ekspresyjny rytm. Agnieszka Przepiórska wciela się w personę, która wyraża i nazywa stany emocjonalne postaci: niezrozumienie, zdziwienie, rozpacz. Alinie Chechelskiej przypisany został głos rozsądku, zdolny łagodzić niepokoje – jednak to właśnie jej kreacja jawi się jako najbardziej wycofana i zamknięta w sobie. Antoni Milancej próbuje wyrażać empatię i troskę, ale pod ich powierzchnią skrywa cechy cichego agresora. Co właściwie robi pomiędzy trzema kobiecymi ten – ciepły, spokojny, głęboki, ale jednak męski – głos? Kiedy śpiewa – mimo starań – fałszuje. Czasami wchodzi w rolę, a czasami, jak bohaterka, szuka w sobie czegoś, co do tej pory było ukrywane lub wypierane.

Czasami aktorki i aktor relacjonują prezentowane w tekście sytuacje osobno, innym razem ich głosy zlewają się i uzupełniają nawzajem. W jednej ze scen Milancej stara się włączyć widzów w akcję przedstawienia. Pyta: „jaki powinien być nowoczesny mężczyzna?”, po czym rzuca – za Prześlugą – kilka propozycji i zachęca publiczność do podania własnych odpowiedzi.

Ironiczny dystans, który powraca przez cały spektakl, służy wyśmianiu patriarchalnych norm i klisz, które, jak pokazuje wspomniana zabawa w skojarzenia, większość z nas dobrze zna i rozpoznaje. Prezentowana w dramacie historia kobiety znaczona jest tragizmem. Jej życie od wczesnej młodości do dojrzałości wypełniają kolejne rozczarowania, lęki, doświadczana przemoc psychiczna i fizyczna, ból i poczucie bezsilności. W tej opowieści nie pojawia się żadna cicha przystań, nie widać żadnej pomocnej ręki. Inscenizacja Dębskiej łagodzi radykalność tego przekazu. Reżyserka nie skupia się na ukazaniu opresyjnych doświadczeń, raczej stara się znaleźć nić porozumienia i przestrzeń wspólnego losu, który może się stać udziałem zarówno kobiet, jak i mężczyzn.

fot. Przemysław Jendroska | Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach

Nici i inne domowe przedmioty

Zanim jeszcze padnie jakiekolwiek słowo, widzimy czworo aktorów siedzących na domowej wersalce, opatulonych wielkim, patchworkowym pledem. Zdają się w ten sposób połączeni, ale też skrępowani. Kiedy wypowiadają pierwsze kwestie, stopniowo próbują się wyplątać z opatulającej ich tkaniny, jakby wysupłując indywidualność swoich postaci. W jednej scenie koc przypomina skołtunione włosy, a w innej coś, czego się kurczowo trzymamy, choć powinniśmy to puścić. Nici włóczki przecinają się i splatają jak pajęczyna, biegną pomiędzy rampą, horyzontem a kulisami sceny. Nitki wyciągane są z rękawów marynarki Przepiórskiej. Nićmi wyszyte są na poduszce oko opatrzności bożej i czerwone usta z wystawionym językiem. Czy to nici wskazanego w tytule życia, które w uniwersalny sposób można odnosić do niemal każdej polskiej kobiety?

W przedstawieniu pojawiają się też sceny lalkarskie. Wśród nich uwagę zwraca moment, gdy kukła na patyku przemawia słowami polityków – między innymi Janusza Korwina-Mikke. Według śląsko-krakowskiej legendy kobiety-przekupki po śmierci złego, dręczącego je burmistrza zwanego Combrem, zrobiły jego kukłę, którą przeciągnęły przez całe miasto i rozszarpały, bawiąc się potem i ciesząc z końca jego panowania. Do spektaklu przenikają echa tego legendarnego zdarzenia i późniejszej, narodzonej z tej opowieści tradycji karnawałowej Babskiego Combra, która w rejonie krakowskim została zakazana w połowie XIX wieku.

Inna lalkarska scena, wspaniale przełamująca komediową, czasami nieco przaśną estetykę, ukazuje rozmowę bohaterki z poczętym dzieckiem. Scena niknie w ciemności. Jedynym źródłem światła jest latarka trzymana przez Milanceja, który wypowiada kwestie płodu: „Więcej mnie / Trochę więcej mnie / Hej / Pójdę w dal / Pójdę w czerń / Ja teraz odpływam / Odpływam / Zanurzam się”. To metafora życia i poronienia, które gasi jego potencjał.

Ciała polityczne

Tytułowa kobieta to w sztuce Prześlugi nie tyle postać, ile uniwersalne doświadczenie kobiecego ciała oraz tego, co na nie wpływa i je kształtuje. Dębskiej i zespołowi jej spektaklu udaje się pokazać ciało wyobrażone, które – dopiero, gdy odkryje swój potencjał; kiedy nauczy się mówić, a nie dobierać słowa – ewoluuje w ciało polityczne. Pewnie dlatego aktorki i aktor powtarzają wiele razy, że to nie ich historia, a kogoś innego – dając sygnał, że nie są jeszcze gotowi, by występować w swoim imieniu. Prześluga przyznaje się do takiego samego rodzaju lęku w dopisku jakby ukrytym ma marginesie tekstu dramatu:

(Od autorki / parę słów / o tym co myśli. / I od razu refleksja, / czy to jej wina / Że tak myśli. / Kategoria winy. / Od zawsze i wciąż. / Wiecie państwo, / ja nawet teraz, / kończąc ten bolesny / i ważny dla mnie tekst, / słyszę taki mój / wewnętrzny głos: / To nieważne / O tym nie pisz / To nieważne / Przesadzasz / Są ważniejsze / sprawy / A to jest babskie narzekanie / Historie tanie, łez wyciskacze / Nikt ci tego nie weźmie na poważnie / Jeśli boli cię takie życie / To masz problem i idź na terapię / Albo opowiedz o tym / Swoim przyjaciółkom. / Wygadaj się / będzie ci lżej. / A tu jest sztuka. / Nie znosi banału. / Ale chuj).

Dębska czyta ten fragment jak didaskalia. W finale jej spektaklu mimo przeczucia, że właśnie padną najważniejsze słowa, przekaz manifestu Prześlugi wycisza się i uspokaja. Wszystko zostało już wypowiedziane. Aktorki i aktora czeka ostatnie wyzwanie – konfrontacja z publicznością i przyznanie: „tak, to jest o mnie”.

Ja również, pisząc ten tekst, zastanawiam się, czy nie brzmi on banalnie. I czy słowa „przemoc”, „patriarchat”, „ciało” nie zostały już odmienione przez wszystkie przypadki, aż wiele osób puszcza je mimo uszu. Przypominam sobie projekt zainicjowany przez Kalinę Dębską i Miłosza Mieszkalskiego, studentów reżyserii krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych, którzy podjęli próbę stworzenia archiwum społecznego dokumentującego doświadczenia konkretnych osób związanych ze Strajkiem Kobiet 2020. Mimo wsparcia fundacji zajmujących się organizacją protestów zarejestrowanych zostało bardzo niewiele „głosów” (jak przyjętą formę wypowiedzi nazwali pomysłodawcy przedsięwzięcia). Chyba już czas, żebyśmy przestały się wstydzić, obawiać i winić za to, że trudno nam mówić o ograniczeniach, wymaganiach i rygorach, którym poddawane jest kobiece ciało. Już czas, żebyśmy – bez obaw, wstydu i lęku – mówiły o sobie własnymi głosami.

 

Malina Prześluga, „Kobieta i życie”
reżyseria: Gosia Dębska

scenografia i kostiumy: Anita Piotrowska
muzyka: Ignacy Zalewski
choreografia: Tomasz Graczyk
reżyseria światła: Emil Lipski

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w koprodukcji z Teatrem Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach
premiery: 14.01.2023 (Katowice)
3.02.2023 (Kraków)