Alex twierdzi teraz, że jest myszą. „Wyobraźcie sobie, że jestem myszą / Grającą na harmoszce myszą”[1]. Mysza jest wesołą, wrażliwą aktywistką mysiego kolektywu. Kiedy Alex zmienia głos na niższy, staje się molem. Rojem moli. Jest aż 3000 gatunków tych owadów, a kojarzone są tylko z „wpierdalaniem swetrów”, dlatego mole mają do człowieka żal. Kiedy Alex zaczyna rżeć, staje się koniem. Koń jest aktorem, grał nawet w „Ogniem i mieczem”. Doświadczył molestowania i mobbingu na planie, ale nie umie i nie chce o tym opowiadać. W „Cudownych i pożytecznych” Alex Freiheit narzuca sobie formę proteuszową. Językiem metamorfozy są bajkowe odniesienia, wyzywająco kiczowaty, pozszywany z różnych elementów zwierzokostium, modulacja głosu oraz niemiarowa, energetyczna choreografia – Alex szamoce się, konwulsyjnie wykręca ciało, krzyczy, rży, piszczy i warczy.
Zanim porozmawiamy o pożyteczności wyczarowanych cudowności, wyznać muszę, że nie wierzę do końca Siksie, gdy mówi, że jest myszą. Gdybym miał wyobrazić sobie artystkę jako zwierzę, byłaby to raczej kobra. No bo wygląda to zwykle tak: Buri zaklina Alex monotonnym basowym riffem, a ta, w transie, rozkołysanym ruchem sunie w kierunku publiczności. Burzy czwartą ścianę, uruchamiając podstawowy mechanizm współprzeżywania, bez którego nie byłoby jej performance’u: wiadomo, że umie wmieszać się w tłum, wtargnąć w przestrzeń intymną widza, prześwidrować spojrzeniem, wykrzyczeć do ucha, dotknąć, potęgując tym samym moc swego jadowitego języka. Ani się spostrzeżesz, bratku, a jesteś w mocy węża, który raptem zwija się konwulsyjnie i wbija ci zęby w tętnicę. Wężowa analogia nie jest pomyślana jako złośliwość – ten hipnotyzujący rytuał decyduje o sile oddziaływania koncertów Siksy, przynoszących estetyczny szok, etyczny dyskomfort, wreszcie emocjonalne ukojenie. A zatem: Siksa wgapia się, syczy i kąsa, ponieważ jest kobrą. Dlaczego więc – nie daje mi to spokoju – postanawia udawać, że jest myszą?
Koncertowi w Scenie Roboczej w Poznaniu towarzyszył pokaz filmu „Zemsta na wroga”, co stanowi dobry pretekst do retardującego uniku przed ciężarem powyższego pytania. Film wizualnie dopełnia płytę (noszącą ten sam tytuł) – przyniosła ona zespołowi w 2020 roku Paszport „Polityki” za „muzyczne działania, które prowokowały, drażniły, ale wyprzedziły swój czas”. Prekursorska rola, jaką odegrał ostry temperament Siksy względem rewolucyjnego języka Strajku Kobiet, jest niekwestionowana. Słusznie przy tym zauważył Jan Błaszczak, że „w momencie, w którym ulica zaczęła powszechnie przemawiać językiem „Zemsty na wroga”, twórczość ta niejako z automatu przesunęła się bliżej centrum”.
Zostać porwaną i wchłoniętą przez główny nurt, wezbraną falę wypełniającą koryto, które samej się żłobiło – to dla rebelianckiej artystki scenariusz niezwykle ryzykowny. Oczywiście, wpisana jest w niego zasłużona satysfakcja związana z tym, że rewolucyjne wezwanie z „Zemsty na wroga” (płyty powstającej w czasie, gdy Alex czuła już za plecami siłę swojego głosu) spotkało się z odzewem:
A ja i tak wiem, że zrobię Tobie kiedyś wjazd na chatę i zburzę
Tą całą Twoją kolekcję męskich atrybutów, którymi podbijasz swoje ego
Przed każdym ruchaniem
A jak nie zrobię to JA, to zrobi to inna SIKSA, bo jest nas coraz więcej
A zresztą po co się pierdolić:
WIECIE CO Z NIM ZROBIĆ
WIECIE CO Z NIM ZROBIĆ[2]
Ale w scenariusz ten wpisane jest także łatwo rozpoznawalne ryzyko. Trudy podróży wiodącej z peryferii ku centrum (a więc raczej zbliżającej do obszaru władzy niż od niego oddalającej) niepostrzeżenie osłabiają powierniczkę Misji – musi przecież odczuwać znajomy ciężar, gdy omiata ją wszystkowidzące oko Saurona. Im bliżej rubieży Mordoru, tym słabsza wydaje się legitymacja anarcho-punkowego oporu przeciw skarlałym instytucjom, takim jak rodzina, państwo, kościół czy przede wszystkim – one ring to rule them all – trzymający za gardło patriarchat. Siksa na transparentach, Siksa z „Paszportem Polityki” musi na nowo ustawić głos, by uniknąć zagrożenia, jakim jest kukizacja energii buntu – stawką nie jest tylko utrzymanie punkowej pozycji krytycznej, ale również artystyczna samoistność.
Alex jest jednak mądrą myszą, która wie, że krzycząc to samo, zbyt głośno i jednym głosem, znuży publiczność. Dowodzi tego krótki komentarz artystki do projekcji „Zemsty na wroga” w Scenie Roboczej: brak dźwięku w filmie (głos i muzyka z płyty przebijają się od czasu do czasu) uzasadniony został właśnie zmianą strategii, zakładanym zmęczeniem słuchacza powtarzaniem tej samej historii. W jednym z wywiadów po wyrobieniu paszportu Alex opowiadała, że „»Zemsta na wroga« jest płytą z chaosu, nerwów, ogromnego wkurzenia i poczucia niesprawiedliwości, ale jednocześnie manifestem siły”. W istocie, z ducha mickiewiczowska dialektyka słabości i siły, skrzywdzenia i pragnienia zemsty, napędza album, do którego artystka wprowadza utworem „Upiór”. Alex rozpoczyna rytuał, by leczyć uraz, który „zda się być czarną kropelką”. O ile jednak upiór-Konrad „tę ranę sam sobie zadał”, upiór-Siksa powraca, by wskazać winnych.
Już wcześniej, na płycie „Stabat Mater Dolorosa”, w oskarżeniach patriarchatu miotanych przez Alex, dźwięczały powyginane przez ironię nawiązania i cytaty z „męsko-ułańskiej” literatury romantycznej. Artystka nie chowała się za metafory, ale zgodnie z tradycją życiopisania, również źródłowo romantyczną (stosunek Siksy do romantyzmu jest ambiwalentny), zwraca się wprost do słuchacza i widza: „I ja o tym mówię / Bo to jest moja historia”. Wulgarny idiom Siksy jest jedną z symbolicznych emanacji faktu, że „polska kultura jest kulturą wybitnie męską” (co ma szersze uzasadnienie w „męskości” nacjonalizmu jako takiego)[3], które analizowała Maria Janion w „Kobietach i duchu inności” czy w „Niesamowitej Słowiańszczyźnie”. Chodzi o idealizowane przez polską kulturę wzorce męskiego braterstwa i przyjaźni, takie jak: „szlacheccy «panowie bracia», hufce rycerskie, a w kulturze nowożytnej zrzeszeni w na pół tajnych stowarzyszeniach filomaci i filareci; walczący o niepodległość ojczyzny spiskowcy dziewiętnastowieczni; […] cudowna męska wspólnota – kawaleria narodowa, husarze i ułani”[4]. Dopełnieniem tego modelu był odpowiednio sprofilowany wzorzec kobiecości, „jednoznacznie heteroseksualny i nastawiony na rozrodczość”. Janion przeprowadza szczegółową argumentację, by dowieść, że obraz Jana Matejki „Rok 1863” dokonuje „przekroczenia patriotycznego przesłania przez ukryte seksualne podteksty”, przedstawiając w istocie scenę gwałtu. Alex nie chciała, byśmy ugrzęźli w zawiłej egzegezie, więc mówiła wprost, na przykład w utworze „Bunt na zamówienie (filareci i filomaci)”:
Zapraszam Cię ty chuju
Na imieninową herbatkę
Z moim gwałcicielem
„Cudowne i pożyteczne” odczytuję jako odejście od polityki bezpośredniości, a zarazem odpowiedź na opisany wcześniej dryf w stronę centrum. Kpina z parcia na nagrody („Jaki tam kolektyw? To nie jest żaden kolektyw tylko se tak to nazwali, żeby Paszport Polityki w dziedzinie twórcy kultury dostali”) może być rozumiana jako autoironiczna przestroga przed losem poetae laureati – cóż z tego, że rykoszetem dostaje się gremium, które artystkę uhonorowało, wiadomo, że Siksa nie bierze jeńców. Przede wszystkim jednak Siksa zmienia temat. Nowy materiał nie jest powieleniem głównego tropu autobiograficznego, zasilającego „Zemstę na wroga”, „Stabat Mater Dolorosa” oraz wiele performance’ów (np. monolog z „Kordiana” w Teatrze Polskim w Poznaniu). Bohaterem zbiorowym „Cudownych i pożytecznych” jest konflikt protagonistki Myszy z lewicowym kolektywem: „Została wyrzucona z kilku mysich kolektywów / Bo jej przemówienia były trochę mysio-niepoprawne”.
Ponownie ujawnia się romantyczna ambiwalencja Siksy – artystka mająca spore osiągnięcia w dożynaniu tyrtejsko-martyrologicznego etosu inscenizuje teraz typowo romantyczny konflikt jednostki ze wspólnotą, tłumiącą potrzebę indywidualnej ekspresji. Skoro mainstream zagraża subwersywnemu ego Siksy, poddaje się ono, że tak powiem, nieubłaganej dialektyce dziejowej. Można ją streścić następująco:
1) Alex ustanawia swój niepodległy głos jako antytezę: „Nazywam się Alex pierdolona Freiheit / i jak zakładam kostium tej zajebistej super-bohaterki, / którą niewątpliwie jest SIKSA…”;
2) Alex wzywa na pomoc inne superbohaterki. Rebelianckim głosem Alex zaczyna przemawiać kolektyw, dokonuje się w ten sposób mediacja w wyższym porządku: „A jak nie zrobię to JA, to zrobi to inna SIKSA, bo jest nas coraz więcej”;
3) Alex konstruuje kolejną antytezę, wykraczając poza ryzykowne status quo, z którym nie chce być utożsamiona. Mysza zostaje wyrzucona z kolektywu („nie jestem jednak tak radykalna jak powinnam”).
Zwierzęcy bohaterowie w „Cudownych i pożytecznych” skąpani są w świetle upominającej, nie zanadto kąśliwej ironii. Pozostając w bajkowej nomenklaturze, można powiedzieć, że w nowym materiale artystka gani przywary lewicowej bańki. Myszy z kolektywu zapomniały, jak latać, są aktywistkami, które straciły z pola widzenia przyczynę i sens przynależności: „cholera, muszę wrzucić coś na instagrama odnośnie tej nowej ustawy”. Wampiryczna redakcja osacza molestowanego konia, by zassać prawilny content, nie troszcząc się jednak o to, czego koń chce, a czego nie chce: „podaj tytuły i nazwiska reżyserów, którzy traktowali cię przemocowo!”. Alex odsłania symetryczną logikę radykalizmów, tłumiących wrażliwość, prowadzących do wykluczeń, prowokujących indywidualistyczno-ironiczny bunt: artystka zabiera publiczność do krainy, gdzie „odpoczywanie to jest nowa forma mysiego aktywizmu”.
Po takiej mniej więcej trajektorii porusza się fabuła przewrotnej klechdy, zaadresowanej tym razem nie do kolekcjonerów „męskich atrybutów”, lecz do mysiego lewicowego kolektywu, czyli de facto podstawowej publiczności koncertów Siksy. Zaiste, jest to cudowny i pożyteczny wynalazek o olbrzymim potencjale rażenia! Dlaczego więc nic nie wybucha? Skąd wrażenie, że pociski, które seriami wystrzeliwuje artystka, odbijają się tym razem od celu, jakby brakowało im pędu?
Tym, co izoluje od emocji, jest otulina bajkowej alegorii: w „Cudownych i pożytecznych” mysz pożera kobrę. Silna alegoryczność sprawia, że skojarzenie myszy i ludzi wydaje się nieorganiczne. Alex próbuje jednak zacierać granice między bytami, zwłaszcza w ostatniej części koncertu, gdy narratorka mówi głosem ludzkim, później zmienionym, zwierzęcym, jakby podążając za credo z wiersza Zuzanny Ginczanki, która patronuje całości: „Nie jestem niczem innem, jak mądrą odmianą zwierząt / i niczem innem nie jestem jak czujną odmianą ludzi”[5]. Siksa roztacza wizję wspólnego losu ludzi i zwierząt, opatrzoną uczciwym przypisem, w którym przyznaje się do inspiracji poezją Ginczanki oraz Danuty Wawiłow. Daje lekcję wzajemnej wrażliwości kulminującą w metaforycznym obrazie nieustannego odradzania się sztuki-życia, czyli Żar-Ptaka, pojawiającego się w wierszach obu poetek.
Tytuł performance’u stanowi czytelną aluzję do książki Bruna Bettelheima o ukrytych znaczeniach i wartościach baśni. Podróż po świecie baśniowych opowieści od pierwszego momentu obciążona jest wieloznacznością, nieuniknioną podczas komunikowania się z nieświadomym. Pisał o tym Bettelheim: „Zamierzona nieokreśloność początkowych zwrotów baśniowych wyraża w sposób symboliczny, że opuszczamy konkretny świat codziennej realności”[6]. Rzecz w tym, że w „Cudownych i pożytecznych” Siksy nie opuszczamy jej nigdy. Do symbolicznej wieloznaczności zbliża się performance w rozmywającym kontury zakończeniu, przez większą część spektaklu przebywamy jednak wewnątrz czytelnej alegorii. Czyżby autorka tekstu nieumyślnie splątała dwa nietożsame gatunki? Okładka obiecuje baśń (czyli „bajkę magiczną”, posługując się terminologią Władimira Proppa), w środku znajduje się jednak „bajka zwierzęca”.
O ile erudycyjność „Zemsty na wroga” stanowi znakomicie pomyślaną, ironiczną replikę na „męski romantyzm”, o tyle cytatowość najnowszej „myszeidy”, uwikłana w sieć grubo szytych alegorii, stanowi gorset krępujący ruchy artystki. W moim odczuciu formalnie przejrzysty rygor bajki zwierzęcej słabo komunikuje się z poetyką buntu, do którego zapalała mnie Siksa podczas swoich poprzednich występów.
W głosie Alex, przemienionej z kobry w mysz, odzywa się echem tradycja oświeceniowej bajki i satyry. Dla wymowy całości performance’u ważnym kontekstem (obok ujawnionych źródeł) mogłaby być zatem – o zgrozo! – twórczość biskupa warmińskiego Ignacego Krasickiego. Przeciw uczonej w zwierzęcych alegoriach Alex Freiheit można by wytoczyć biskupią kontralegorię w postaci sławnej bajkowej przestrogi: „Mysz, dlatego że niegdyś całą książkę zjadła, / Rozumiała, iż wszystkie rozumy posiadła”. Nie trzeba nawet znać bajki „Mysz i kot”, by domyślać się, że jej tytułowa bohaterka skończyła marnie. Nie chcę powiedzieć, że Alex przeczytała tym razem za dużo – ale może przeczytała niekoniecznie to, co trzeba?
W większości poprzednich znanych mi wystąpień gnieźnieńskiego duetu literackie aluzje trzymane były w ryzach przez mocny message, tym razem formalny koncept zdominował i nadwątlił przekaz. Chowając się za parawanem bajkowej alegorii, Alex pozbawiła się swojej supermocy, jaką była do tej pory bezwzględna bezpośredniość. Alegoria jest jej dokładnym przeciwieństwem – przesłania twarze maskami, wycisza huk niczym tłumik, rozkłada siłę ciosu, jak czyni to asekuracyjna garda. Niewykluczone jednak, że taki był plan – wszakże artystka okłada w tej rundzie ekipę we własnym narożniku. A może po prostu jest już zmęczona boksowaniem? W konsekwencji jednak po raz pierwszy na koncercie Siksy nie poczułem się obnażony, poruszony, dotknięty.
Czułem za to, że towarzyszę dojrzewaniu, nieuniknionej metamorfozie zespołu. „Jestem ŻAR-PTAK i odradzam się na nowo tam, gdzie tworzycie” – podsumowuje lirycznie i optymistycznie Alex, by natychmiast przełamać nastrój frazą, która brzmi jak apokaliptyczna profecja niniejszego tekstu: „Nadszedł czas na to co zaplanowaliśmy jako ostatni performans dla tego świata, a inni niech się martwią jakie to miało dla nas znaczenie”. Nie jestem pewien, jakie miało znaczenie, mam jednak nadzieję, że pomimo zrozumiałego zniechęcenia mysim kolektywem, efektem tej przemiany nie będzie dźwięcząca w ostatniej odsłonie performance’u autofagiczna idea sztuki dla sztuki na ruinach tego świata:
Zjedzmy się nawzajem […]
Zjedzmy się jak w bajce
A reszta niech pozostanie – tańcem!Eviva Larte życie nasze splunięcia nie warte
Eviva Larte – człowiek zginąć musi