Antonia nigdy nie nauczyła się pisać. Jej szkołą były domowy taras, kościół i kino. Do tego ostatniego chodziła zresztą głównie dzięki ofiarności koleżanek, bo jej rodziny nie stać było na bilety. To, co widziała na ekranie, przyjmowała za pewnik. Dlatego z biegiem lat, kiedy wyjechała do Madrytu i znany jej świat zaczął pękać, poczuła przerażenie. Rzeczywistość okazała się zbyt skomplikowana. Antonia starała się utrzymać swojego męża i dzieci w kokonie jej wewnętrznego, spokojnego i bezpiecznego świata. Jednak to niejedyny świat wyobrażony Antonii. W jej wnętrzu krył się jeszcze jeden – świat potencjalnie szczęśliwej przeszłości, jej prywatny Eden. A wszystko to z powodu jednej fotografii.
Powiedzieć, że Antonia, bohaterka „Powrotu do Edenu” Paco Roci, nie ma najlepszego dzieciństwa, to – kierując się obrazem, który maluje autor – nie powiedzieć zbyt wiele. Ciosy przychodzą właściwie z każdej strony, bo pełne problemów, niedostatków i przemocy jest zarówno jej życie rodzinne, jak i to rozgrywające się „na zewnątrz”, poza domem – unurzane w politycznych represjach, biedzie, korupcji, społecznym ostracyzmie, religijnej i patriarchalnej dominacji.
Antonia kurczowo trzyma się kobiet – sióstr i matki. Jednak siostry szybko odchodzą – najstarsza, Vicentita, wychodzi za mąż, a kiedy na świecie pojawia się jej drugie dziecko, wraz z mężem wyprowadzają się z pokoiku, który wynajmowali od ojca. Wkrótce kontakt między dwiema rodzinami całkowicie zanika. Więcej czasu Antonia ma szansę spędzić z drugą siostrą, Amparin. To najbardziej krnąbrna z całej trójki, czarna owca, która, jak mówi o niej matka, „zmierza prosto do piekła”. Sama Antonia postrzega Amparin jako ulubienicę ojca – może właśnie dlatego to ją bije najczęściej.
Owa krnąbrna siostra to zresztą postać dwoista i dość symptomatyczna dla przedstawionego w komiksie przemocowego układu rodzinnego i – nieco szerzej – społecznego. Wśród sąsiadów nazywana jest „zniżką”, bo – jak tłumaczy to jej starszy brat, Paco, kilka miesięcy przed ślubem zajmujący się głównie zdradzaniem narzeczonej z kolejnymi kobietami – jest „tania”, więc każdy może ją „mieć”. Jeśli jednak czystość i subordynacja stają się tutaj cnotami, to jednocześnie Amparin trudno uznać za uległą w stosunku do mężczyzn – tych postrzega zresztą jako z gruntu fałszywych. Niemniej znalezienie męża to w jej przypadku szybka droga ku wyprowadzce z domu i rozpoczęciu nowego życia. Ostatecznie więc także Amparin znika z pola widzenia Antonii.
Antonia, jako ostatnia córka obecna w rodzinnym domu, najwięcej czasu spędza z matką, Carmen. Są nierozłączne. Wspólnie zajmują się domem i na niego zarabiają, przyjmując zlecenia sąsiadów na prace domowe. Antonia szybko przerywa edukację – nigdy nie nauczyła się pisać, a i czytanie przychodziło jej z trudnością – bo więcej pożytku jest z niej w domu. To właśnie wtedy, podczas długich godzin robienia prania, stania w kolejkach na targu i poszukiwania jedzenia na czarnym rynku czy też targowania się z ulicznymi handlarzami, Antonia uczy się świata od swojej matki. Carmen tłumaczy jej, co powinna umieć kobieta i jaka jest jej rola w małżeństwie. Z tych nauk wyłania się typowy dla patriarchalnego systemu obraz mężczyzny i stosunku względem niego – kobieta musi być przez niego chciana, pożądana, przede wszystkim jednak jako żona, a później matka. Jeśli bowiem kobieta ulegnie mężczyźnie przed ślubem, nikt nawet na nią nie spojrzy i skończy jako owiana złą sławą stara panna. Na mężczyzn trzeba więc uważać, są niebezpieczni, ale trzeba także o nich zabiegać i nieustannie się dla nich starać, aby zdobywać ich względy, bo choć bywają dla kobiet źródłem zguby, to stanowią jednocześnie jedyną (i złudną) alternatywę dla ich dotychczasowego losu.
Matka dba także o to, aby Antonia była przykładną katoliczką. Często zatem chodzą razem do kościoła, a w podzięce za udzielenie ślubu najstarszej córce, Carmen wysyła Antonię na plebanię z prezentem. Mniej w tym jednak głębokiej wiary, więcej praktycznego podejścia do życia, ale przede wszystkim strachu – rodzina Antonii jest bowiem „czerwona”. Dwoje z członków rodziny walczyło po stronie republiki, co nie jest mile widziane w Hiszpanii pod rządami Franco. Roca dokonuje pewnego przepisania: jak niegdyś ludzkość została wygnana z Edenu, a główną bohaterką tej historii była kobieta, tak w komiksie wygnani przez boga zostają ludzie republiki. Antonia wraz z wszystkimi członkami swojej rodziny zgrzeszyła, stając po stronie czerwonego zła.
Nowy i prawy świat Franco nie był rajem – i właśnie na zasadzie (nie)symetryczności historii owych wygnań zaczyna być dostrzegalny jeden z głównych wątków komiksu, mianowicie wzajemne fałszowanie się różnych porządków historycznych: w tym przypadku przede wszystkim historii zbiorowej i historii „prywatnych”. Skoro nowy porządek Franco nie był rajem, to tym bardziej nie był nim dla Antonii. Panoszące się w Hiszpanii bieda, korupcja i głód uderzają w rodzinę bohaterki – najdotkliwiej jednak doświadcza ona braku jedzenia. I choć jej matka woli oddać swoje jedzenie dzieciom i sama pozostać głodna, to wciąż za mało. Kiedy więc Antonia na klatce schodowej widzi swojego ojca, samotnie zajadającego ślimaki w pomidorach, które przyniosła mu babka bohaterki, na jej twarzy widzimy grymas wściekłości. I choć ta sytuacja, jako splot nieznośnego głodu i równie silnego gniewu, mogłaby stanowić moment krytyczny w życiu i zachowaniu Antonii, i chociaż w samym komiksie mamy wiele innych scen – szczególnie obnażających brutalność ojca bohaterki – które mogłyby działać jako punkt zapalny dla podjęcia działania, to jednak nic takiego się nie dzieje: żaden emancypacyjny gest nie zostaje wykonany. Bo Antonia jest niczym wulkan, który nigdy nie miał szansy wybuchnąć i pokazać pełni swej mocy. Dlatego, jako dorosła już osoba, zabiera ojca do swojego domu i zajmuje się nim aż do śmierci – tak jak przystało na posłuszną córkę.
Jak więc tłumaczyć niezwykłą słabość Antonii do rodzinnej fotografii wykonanej na plaży? Dlaczego to ona nieustannie towarzyszy bohaterce na wszystkich etapach jej życia, a kiedy zostaje zgubiona, w jej poszukiwania zaangażowana jest cała rodzina? Dlaczego Antonia nie potrafi żyć bez obrazu swojego dzieciństwa? Dlaczego tak bardzo potrzebuje wizerunku nie tylko matki i siostry, z którymi współdzieliła doświadczenia przemocy, poniżenia, bólu, ale także braci i ojca, którzy oczekiwali od niej przede wszystkim posłuszeństwa, czystego domu i ciepłego obiadu o stałej porze dnia? Dlaczego ucieka myślami do czasów, które na każdym polu ustępują jej obecnemu życiu?
Choć fotografię można nazwać śladem przeszłości i niejako strażnikiem pamięci, to jednak przede wszystkim zawiera ona inherentne sprzeczności związane właśnie z niepewnym, nieoczywistym i niejednorodnym charakterem zarówno „śladu”, jak i „strażnika”. Jeśli bowiem przeszłość należąca do sfery niepamięci może zostać za pomocą zdjęcia w jakiś sposób przywołana, ale i zapamiętana, to nadal pozostaje pytanie o to, w jakiej formie owo przywoływanie historii następuje. Podstawowy ruch, który obserwować możemy w komiksie Roci, to ruch nadpisywania na wspomnieniu kolejnych obrazów i emocji, aż do osiągnięcia upragnionego efektu. Punktem centralnym tego działania jest natomiast pewne zwichnięcie czasowe: kontrą dla pamięci okazuje się tutaj nie tyle niepamięć, ile marzenie – zakotwiczone jednak nie w przyszłości, ale w przeszłości. I właśnie ta formotwórcza, nieco eskapistyczna forma pamięci jest niezwykle kusząca. Nie dziwi więc, że w obliczu kolejnych tragedii, tych prywatnych i tych powszechnych, Antonia przebudowuje swoją przeszłość, nadaje sobie nową tożsamość, wierząc, że nawet jeśli jest ona z gruntu fałszywa, to ostatecznie może w końcu się ziścić.
W „Powrocie do Edenu” Roca przygląda się różnym strategiom obieranym względem pamięci. Jedną z nich jest droga wybrana przez Antonię – droga nadpisywania, oszukiwana samej siebie i przybierania optymistycznej pozy. Ale Roca idzie dalej, pokazując, jak sprawnie historia jednych może wypychać ze świadomości historię drugich, jak historia zwycięzców zakrywa historię przegranych. W komiksie fałszowaniu ulegają zatem historie prywatne – w przypadku Antonii będące chociażby wynikiem poczucia stłamszenia (poprzez doświadczanie przemocy, głodu czy brutalności ojca) – ale także historie całych społeczności, czy to w związku z tworzeniem mitu raju utraconego (ale możliwego do odzyskania), czy też tworzeniem mitu raju obecnego, właśnie odzyskanego, którego jednak musimy pilnie strzec, bo wrogowie tylko czyhają, aby nam go odebrać.
To, co w „Powrocie do Edenu” wydaje się najciekawsze, to napięcie między owymi mechanizmami fałszowania wspomnienia, sprawdzające się w autorytarnych (pod wieloma względami) warunkach zarówno na poziomie jednostkowych historii, jak i większych, społecznych układów. Nawet jeśli – co oczywiście słuszne – Roca nie utożsamia tych mechanizmów, pracują one u niego równolegle, spotykając się w postaci Antonii (i nie tylko), wzajemnie napędzając się i dekonstruując.
Pod tym względem komiks Roci można odczytywać w niezwykle uniwersalny sposób, wciąż nie tracąc z oczu bardzo konkretnej historii bohaterki. I chociaż w kontekście wspomnianego wcześniej schematu równolegle pracujących mechanizmów fałszowania pamięci trudno o stawianie prostych diagnoz, ostatecznie zdaje się, że wzrok autora jest jednak dla prywatnych historii nieco łagodniejszy. Mniej bowiem w Antonii oszukującej (samą siebie) kobiety z ogromnym bagażem wspomnień, a więcej marzycielki – owszem, silnie doświadczonej przez życie, zmuszonej do nadpisywania swoich wspomnień, ale nadal mającej w sobie ziarno ciepła, które starała się przekazać własnym dzieciom.
Antonia nie zapomniała – nie może, nie potrafi i nie chce. Ale jednocześnie potrafiła postaciom ze zdjęcia nadać alternatywne historie. W jej oczach matka, siostra i bracia utrwaleni na przyblakłej fotografii ożywają, a ich twarze, zamiast przybrać grymas smutku czy złości, uśmiechają się. W tym świecie rodzina Antonii doświadcza również chwil miłych, pełnych radości i przyjemnego, rodzinnego „współbycia”. Strategia tak chętnie wykorzystywana przez wszelkiego rodzaju głosicieli upiększonego i fantazmatycznego „Edenu” zostaje przeniesiona przez Antonię na grunt historii osobistej, kameralnej i sprawnie opowiedzianej przez Rocę, żonglującego i mieszającego porządek mikro – spojrzenie na prywatne życie Antonii – z porządkiem makro, czyli tłem historycznym, politycznym i społecznym powojennej Hiszpanii. Podobnie jak w komiksie „Dom”, pod obrazem pojedynczej historii Roca ukrył opowieść o naturze ludzkiej pamięci i po raz kolejny udowodnił, że po mistrzowsku potrafi balansować między tym, co jednostkowe i niepowtarzalne, a tym, co zbiorowe i wspólne.