Z Anną Dżabaginą, nominowaną do Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka, rozmawia Aleksandra Grzemska
Anna Dżabagina: Moje myślenie o przypadku Kalkowskiej od początku miało charakter „biogeograficzny” – na długo przed tym, jak udało mi się to ubrać w słowa czy ramy teoretyczne. Jej archiwum jest rozproszone – zbierając materiały, podążałam ich tropem i śladami samej pisarki. Na tym wczesnym etapie kwerend wyłonił się podział książki na trzy części. Każda opowiada o innym okresie życia Kalkowskiej, charakteryzuje inne rodzaje topograficznych przemieszczeń w jej biografii. W każdym z tych okresów i miejsc Kalkowska była nieco inną wersją siebie – jej wielopozycyjna tożsamość wytwarzała inne szanse i zagrożenia. W przypadku każdego z nich pytanie o to, w jaki sposób dana geografia wpływała na twórczość literacką i jej recepcję, prowadziło do odmiennych wniosków. Można więc powiedzieć, że ramy teoretyczne, oparte na badaniach nad modernizmem transnarodowym, feminizmem umiejscawiania czy materializmem biograficznym uprawianym w ramach studiów uchodźczych, były naturalną konsekwencją kierunku, w jakim prowadził mnie materiał. Najważniejszą zaletą tak dobranej perspektywy metodologicznej była dla mnie możliwość wyjścia poza tradycyjne, unarodowione ramy historycznoliterackie, w których przypadek Kalkowskiej nigdy się w pełni nie mieścił. Zresztą w badaniach nad modernizmem transnarodowym takie przypadki i biografie, niejednoznaczne czy nienormatywne, zyskują na znaczeniu. W kontekście twórczości Kalkowskiej zarysowanie jej unikatowej topografii, interpersonalnych powiązań i trajektorii pozwoliło ukazać ją w nowym świetle. Pewnym ograniczeniem tak dobranej strategii badawczo-pisarskiej były trudności w balansowaniu pomiędzy panoramiczną perspektywą a bliższym pochyleniem się nad poszczególnymi tekstami. Bardziej interesowało mnie śledztwo wokół okoliczności powstawania danego tekstu, jego recepcji czy wpływu na dalsze trajektorie życia i kariery literackiej Kalkowskiej niż close reading. Zależało mi na tym, by monografia nie zamykała twórczości autorki w moich interpretacjach, tylko otwierała ją na dalsze odczytania. Tym bardziej że do tej pory – pomimo różnych zapowiedzi – nikt nie podjął się napisania kompleksowej biografii Kalkowskiej czy monografii obejmującej całość jej spuścizny literackiej. Miałam poczucie, że moja praca ma dużo wspólnego z kartografią, więc obranie takiej strategii wydało mi się konieczne.
Sytuacja modernistycznych twórców Europy Środkowej po upadku Imperium Austro-Węgierskiego (wraz z jego utopijnymi założeniami) wydaje się jednak zasadniczo odmienna od sytuacji Kalkowskiej oraz innych pisarzy czy artystów o wielokulturowej tożsamości czy kosmopolitycznych dążeniach, którzy postanowili osiąść w Berlinie okresu Republiki Weimarskiej. W tym kontekście biografia Kalkowskiej nie jest oczywiście egzemplaryczna, stanowi raczej przykład pewnej ścieżki wśród innych, typowych dla „pogranicznych” przedstawicieli tego pokolenia. W moim poczuciu dwie perspektywy, o które pytasz, nie wykluczają się, a wręcz przeciwnie – są ze sobą niezbywalnie powiązane. Kwestią osobistych dążeń z pewnością był wybór języka niemieckiego, dający Kalkowskiej akces do „światowej Republiki Literatury”, tak jak pozostanie w Berlinie po Wielkiej Wojnie, gdzie wielokulturowość i wielopozycyjność, bycie „ucieleśnionym skrawkiem Paneuropy”, jak nazywała siebie pisarka, mogły się spełniać. Podobnie jak poszukiwanie konstelacji czy wiązanie się w nie z innymi twórcami o pokrewnych dążeniach i niejednoznacznych identyfikacjach. Iluzoryczność tych dążeń obnażyła oczywiście zmiana sytuacji geopolitycznej i zderzenie z wymuszoną dyslokacją, w której okazało się, że wcześniejsze osobiste strategie utożsamiania wymagają korekty i stają się de facto strategią przetrwania. Deklaracje tożsamościowe, które jeszcze przed chwilą mogły być płynne i nieostre, stawały się obciążeniem i domagały się redefinicji.
Miało to zasadnicze znaczenie, dlatego umiejscawiając jej przypadek, starałam się robić to z perspektywy intersekcjonalnej. Płeć, tak samo jak niejednoznaczna czy płynna tożsamość narodowa, była kolejną współrzędną pomagającą naświetlić różne szanse i ograniczenia, z którymi Kalkowska jako pisarka musiała się mierzyć. Dlatego tak ważne było dla mnie pokazanie poszukiwań kobiecych przestrzeni emancypacji, sieci samopomocy i wzorców, które udało się jej odnaleźć w Berlinie. Nie bez znaczenia dla decyzji Kalkowskiej wydaje się to, że gdy jeszcze jako uczennica szkoły aktorskiej Maksa Reinhardta stawiała pierwsze kroki w niemieckiej metropolii, niekwestionowaną gwiazdą ówczesnej sceny literackiej była już Else Lasker-Schüler (mimo że obie debiutowały niemal w tym samym czasie). Z kolei lata 20., mimo niestabilności, okazały się okresem dynamicznych zmian, emancypacji i rozwoju nowych wzorców kobiecości. Kalkowska znalazła się w centrum tego procesu, czego symbolicznym świadectwem może być jej portret zamieszczony na wystawie „Die Frau von heute” zorganizowanej przez Verein der Berliner Künstlerinnen w 1929 roku. Ale podobnie jak w przypadku kosmopolitycznej tożsamości, również „lewy brzeg Berlina” okazał się pozornie bezpieczną przystanią. Trudności wynikające z intersekcjonalnego wykluczenia najbardziej uwidoczniły się właśnie w momencie radykalnego odcięcia od tej przestrzeni. Stały się udziałem nie tylko Kalkowskiej, ale też innych twórczyń i bohaterek z jej artystycznych konstelacji – na myśl przychodzą chociażby tragiczne losy Racheli Szalit-Marcus, żydowskiej artystki z Łodzi, która także w 1933 roku szukała schronienia w Paryżu. Nie tylko traciły one dorobek życia, ale też później łatwiej były wymazywane z historii. Na znaczące genderowe dysproporcje zwracają uwagę feministyczne badaczki z obszaru exile studies. Przypadek Kalkowskiej nie był w tym kontekście odosobniony. Mimo że na początku lat 30. była uznawana za jedną z najważniejszych dramatopisarek Republiki Weimarskiej, niemal zupełnie wypadła z historii literatury, by zacząć wyłaniać się dopiero wraz z rozwojem feministycznych rewizji kanonu – w tym przypadku prac Anne Stürzer nad kobiecą historią Zeittheater, prowadzonych w latach 90.
Chyba tak jak w przypadku każdych badań archiwalnych, mieszanka intencji, intuicji i – dodałabym – szczęśliwego trafu miały fundamentalne znaczenie. Nawet z określonym planem czy informacjami, gdzie szukać, nigdy do końca nie wiadomo, co znajdzie się w archiwum, dopóki się do niego nie zajrzy. Zaczynając badania, miałam trzy w miarę sprecyzowane kierunki: skatalogowany zbiór w Akademie der Künste w Berlinie, informację o czterech kartonach materiałów w Deutsches Literatur Archiv w Marbach i rodzinne archiwum udostępnione przez profesora Tomasza Szarotę w Warszawie. Mimo tego, że zbiory były już znane, dopiero zestawienie wszystkich pozwoliło odkryć nowe tropy. Tak było z podpisanym inicjałami esejem „Pariser Firmenschilder”, który Kalkowska napisała jako uchodźczyni w 1933 roku w Paryżu. Nie udałoby się do niego dotrzeć, gdyby nie złożenie ze sobą dwóch brudnopisów listów do Karla Vettera – jednego zachowanego w Marbach, drugiego w archiwum rodzinnym. Właściwie cała reszta to wyłącznie wynik poszukiwań intuicyjnych i wyobrażania sobie, w jakim jeszcze zakątku mógłby się zachować ślad po Kalkowskiej i jak mógł się tam znaleźć. Ta ścieżka doprowadziła mnie między innymi do materiałów z moskiewskiego Archiwum Literatury i Sztuki czy zbiorów archiwalnych BBC. Poza tym przez lata zaglądałam w zasadzie do każdej bazy i przeglądałam każdy katalog archiwalny z nadzieją na łut szczęścia. Ta metoda szukania na oślep przynosiła oczywiście różne rezultaty. Od zazwyczaj spodziewanego rozczarowania, przez drobniejsze znaleziska, takie jak wzmianka o „Głodzie życia” w rejestrach cenzury (nie odnotowana w opublikowanych opracowaniach tych zbiorów), aż po zupełnie niespodziewane odkrycia o fundamentalnym znaczeniu. Mam na myśli korespondencję pomiędzy Betty Morgan, przyjaciółką Kalkowskiej, a polską ambasadą w Londynie, która nie tylko wypełniła faktograficzne luki w biografii pisarki, lecz pozwoliła wyraźnie pokazać, jak twórcze i tożsamościowe uwikłania działały na jej niekorzyść w okresie uchodźczym. Problemem w przypadku rozproszonego archiwum oraz poszukiwań pełnych zwrotów, zaskoczeń, rozczarowań i ekscytacji jest decyzja, kiedy te poszukiwania zakończyć – przecież zawsze istnieje szansa odnalezienia kolejnego tropu. Ale to chyba dylemat właściwy każdemu życiopisaniu, prawda?
Pisząc książkę, starałam się balansować pomiędzy naukową narracją literaturoznawczyni a bardziej osobistą, subiektywną czy nawet intymną próbą sportretowania Kalkowskiej. Jednocześnie dokładałam starań, by pozostawać blisko zebranych źródeł. Myślę, że zgodnie z tą strategią nie tyle byłam oszczędna w pisaniu o jej życiu osobistym – „Biogeografia” zawiera wszystkie informacje, które udało mi się znaleźć w prywatnych dokumentach i innych materiałach – ile usiłowałam unikać spekulacji na temat jej życia wewnętrznego czy wnioskowania o uwewnętrznionych, psychologicznych motywacjach jej decyzji. Kalkowska niestety nie zostawiła po sobie dziennika, zachowana korespondencja jest fragmentaryczna, tylko po części prywatna i zahaczająca o życie intymne, nadto liczba autobiograficznych narracji też okazuje się niewielka. W jej twórczości przewijają się oczywiście subtelne motywy wskazujące na autobiograficzne inspiracje. W tym kontekście najistotniejszy wydaje mi się „Głód życia”, w którym znajdują się zarówno bezpośrednie nawiązania (jak umieszczenie fabuły „Odwiecznego prawa” w środowisku polskiej kolonii studenckiej w Paryżu), jak i tematy, które musiały być bliskie młodej debiutantce na przełomie wieków. Są to między innymi rozterki i dylematy „Nowej Kobiety”, malarki z „Za późno” czy dobrze zapowiadającej się aktorki z opowiadania „Dziecko”, która musi wybierać pomiędzy artystyczną samorealizacją a opieką nad śmiertelnie chorą córką. W późniejszej twórczości Kalkowskiej wszelkie sygnały autobiograficzne stają się dużo rzadsze i subtelniejsze. W tej sytuacji – głównie jako historyczka, a nie biografka – miałam poczucie, że nie mam wystarczającego dostępu do źródeł o życiu wewnętrznym pisarki, a snucie domysłów byłoby z mojej strony nadużyciem. Intencjonalnie nie chciałam się ustawiać w nadrzędnej pozycji, z której wyrokowałabym na ten temat jej doświadczenia macierzyństwa, poczucia religijności czy intymnych relacji. Zamiast tego starałam się skonstruować opowieść biograficzną w taki sposób, by z perspektywy faktograficznej nie pominąć żadnego z tych elementów. Pisząc o miejscach, rekonstruując relacje osobiste i zawodowe, wskazując tropy interpretacyjne, dokładałam kolejne kamyczki do mozaiki, jednocześnie pozostawiając czytelnikowi przestrzeń do tego, żeby – niczym w stereogramie – wyłonić z niej portret Kalkowskiej.