Nr 16/2021 Na teraz

Historie lepkie od popiołu

Małgorzata Sikora-Tarnowska
Film

„Gdzie teraz podziewają się rachunki z roku osiemdziesiątego ósmego? Gdzie tamte lepkie od słodkich torcików i brudne od papierosowego popiołu historie? Gdzie teczki akcji »Hiacynt«, obyczajówki, gdzie donosy Bronki Ubeczki, gdzie te wszystkie pożółkłe maszynopisy? Gdzieś zalegają i gdyby się do nich dorwać, cały tamten świat by odżył!” – pisał w „Lubiewie” Michał Witkowski, wskazując na potencjał queerowej historii i zarazem na uwarunkowania rekonstrukcji tej historii związane z niedostępnością nawet 12 tysięcy „różowych teczek” założonych w latach 1985–1987 w ramach akcji „Hiacynt”, do dzisiaj szczelnie zamkniętych w archiwach państwowych. Tę podstawową trudność wynikającą z niedostępności źródeł archiwalnych doskonale widać w filmie „Hiacynt” w reżyserii Piotra Domalewskiego według scenariusza Marcina Ciastonia – obrazie w całości poświęconym największej akcji inwigilacyjnej wymierzonej w osoby LGBT+ w polskiej historii.

Twórcy filmu wybrali konkretną i konfrontacyjną perspektywę opowiedzenia tej historii: w „Hiacyncie” historia mniejszości seksualnych zostaje nierozerwalnie powiązana z historią funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej – innej grupy objętej społecznym tabu (choć oczywiście z całkowicie odmiennych przesłanek). Główny bohater filmu, Robert, jest wywodzącym się z milicyjnej rodziny funkcjonariuszem MO u progu kariery. Podporządkowany despotycznemu ojcu, który jest zarazem jego przełożonym, zaręczony również z milicjantką, odkrywa kłamliwość i niewydolność instytucji, której służy. Stopniowo, na własną rękę wnika w homoseksualne środowisko Warszawy połowy lat 80. i wreszcie, zauroczony jednym z młodych gejów, Arkiem, przeżywa pierwszy homoseksualny romans. Bo Robert jest też niehetoronormatywnym młodym mężczyzną, dopiero odkrywającym własną seksualność. „Hiacynt” trafnie i z uwagą pokazuje, w jaki sposób życie polskiego środowiska osób homoseksualnych – czy szerzej: queerowych – rozgrywa się w cieniu dwóch gróźb: policyjnej przemocy i śmierci w wyniku epidemii AIDS. Brutalne sceny milicyjnych przesłuchań gejów schwytanych na pikiecie obnażają bezsensowną, nagą przemoc stosowaną wobec reprezentantów całego przekroju społeczeństwa: począwszy od „zwykłych” ojców rodzin po cieszących się autorytetem profesorów uczelni. Twórcy filmu jednak na szczęście na tym nie poprzestali; miejsce poświęcili też drugiej stronie: prześladowanym, wśród których dominuje poczucie solidarności wzmocnionej przez lęk o własny los i przyszłość. „Spisują nas, łapią, śledzą. Niedługo zakażą się spotykać” – mówi do Roberta Arek po radosnej, zważyszy na okoliczności, queerowej domówce w jego mieszkaniu. „Ty się lepiej przestań szlajać, bo jeszcze adidasa złapiesz i nawet ja ci nie pomogę” – dobiegają spod drzwi czyjeś słowa rzucone na pożegnanie. To jeden z najmocniejszych momentów filmu, obnażający klęskę solidarności garstki prześladowanych w konfrontacji z pełnym hipokryzji i homofobii aparatem władzy.

Jako widzowie_ki śledzimy dojrzewanie Roberta do buntu i wyzwalanie się z homofobii – tego, w jaki sposób z zaangażowanego śledczego ścigającego „pederastów” mężczyna staje się, poniekąd, jedną z ofiar tytułowej akcji. Piszę „poniekąd”, ponieważ w rzeczywistości ten prosty schemat fabularny ulega w filmie Domalewskiego rozmaitym zakłóceniom. Robert na własną rękę prowadzi śledztwo w sprawie seryjnego zabójcy, stopniowo dojrzewając – jak wspomniałam – do sprzeciwu wobec opresyjnego systemu, którego jest częścią; wobec despotycznej władzy ojca, któremu jest podporządkowany; wobec heteronormy, która dyscyplinuje jego nienormatywną seksualność. Dramatyzm filmu opiera się w dużej mierze na nawigowaniu i badaniu przez Roberta granic różnych reżimów cielesności (choć, co nieco zaskakujące, więcej czasu ekranowego zawłaszcza seks heteroseksualny niż homoseksualny) i politycznego zaangażowania (Robert z biernego funkcjonariusza państwowego staje się zaangażowanym, niezależnym uczestnikiem homoseksualnego półświatka). Nienormatywna seksualność głównego bohatera jest jednak zaledwie jednym z elementów jego tożsamości, podczas gdy inne postaci są głównie przez nią definiowane, co sprawia, że osią fabuły staje się historia jednostki, a nie określonej zbiorowości. Takie rozwiązanie ma dwojakie konsekwencje: z jednej strony działa na korzyść filmu, który staje się uniwersalną opowieścią o indywidualnym oporze wobec systemu, przemycającą w bezpiecznej dla widza formie empatyczną narrację o marginalizowanej kulturze minionej epoki i uniwersalności praw człowieka; z drugiej jednak pozbawia film polemicznego ostrza, odsuwając pytanie o systemowe i społeczno-kulturowe uwarunkowania polskiej homofobii.

„Hiacynt”, reż. Piotr Domalewski, zdj. Piotr Sobociński Jr. / materiały dystrybutora

„Polacy nie lubią, jak inni Polacy są szczęśliwi” – podkreśla we wspomnianej scenie Arek, ale to mgliste stwierdzenie jedynie przysłania społeczny kontekst homofobicznej przemocy. Zamiast ukazania zróżnicowania społecznych postaw Polaków i Polek wobec spektrum seksualności, które tłumaczyłoby, na jakim gruncie możliwe było przeprowadzenie tego typu akcji w polskim społeczeństwie (mechanizm szantażu opiera się wszak na uruchomieniu uczucia wstydu, które zawsze istnieje w kontekście relacji społecznych, a homoseksualność w Polsce była i wciąż zazwyczaj bywa wstydliwym tabu), twórcy filmu decydują się na prostsze rozwiązanie: jednoznaczne wskazanie winnego. Rozwiązanie w dodatku dość ryzykowne, bo jak się okazuje, prawdziwym źródłem homofobicznej przemocy, a także tym, który manipuluje oficjalnym śledztwem, jest… wysoko postawiony kryptogej. O ile decyzja ta pozwala twórcom filmu pozostać w zgodzie z inspiracją historyczną sprawą, jaką była tak zwana sprawa mordercy z Łodzi Fabrycznej, o tyle uniemożliwia im ona wyartykułowanie ważnych społecznych diagnoz, które widzowie_ki mogą jedynie wywnioskować sobie sami_e.

Określenie, na ile „Hiacynt” ukierunkowuje na taką interpretację, jest kwestią problematyczną. Film konsekwentnie unika jednoznacznych odpowiedzi: o seksualność Roberta (silnie zaangażowanego w heteroseksualny związek, ale przeżywającego zauroczenie Arkiem i romans z nim), o rolę Kościoła katolickiego w podtrzymywaniu kulturowego monopolu patriarchalnej rodziny (Kościół pojawia się tylko w jednym momencie, gdy ksiądz za jedyny warunek udzielenia ślubu uznaje miłość łączącą dwie osoby, co notabene w kontekście braku równości małżeńskiej w Polsce nadaje jego wypowiedzi charakter wręcz wywrotowy), o homofobię polskiego społeczeństwa (matki gejów w filmie, w tym matka samego Roberta, wspierają synów, ale zawsze w milczeniu, nigdy wprost).

W rezultacie „Hiacynt” okazuje się aż – i tylko – dramatem rodzinnym o wyzwalaniu się spod władzy ojca, ucieleśniającego zarówno patriarchalny porządek, jak i opresywny system polityczny, w formie thrillera kryminalnego z uniwersalnym przesłaniem o prawie każdego człowieka do wolności osobistej. Film Domalewskiego i Ciastonia nie jest – i nie przejawia ambicji do bycia – filmem interwencyjnym, choć z jego pokazami wiąże się jak na razie mikroskandal: Nagroda Złotego Klakiera otrzymana od prawicowego Radia Gdańsk podczas festiwalu w Gdyni. Trudno ponadto ulec pokusie odczytywania pewnych wątków „Hiacynta” w bezpośrednim powiązaniu z aktualną sytuacją osób LGBT+ w Polsce: oprócz ciągłości systemowej dyskryminacji tych osób przed i po transformacji systemowej mam na myśli przede wszystkim wątek emigracji, o którym kilkukrotnie wspominają bohaterowie. W „Hiacyncie”, podobnie jak – toutes proportions gardées – współcześnie, jedyną alternatywą dla rzeczywistości w kraju, pozwalającą na godne życie, jest wyjazd na Zachód, którego sugestie szczególnie boleśnie brzmią w Polsce doby instytucjonalizującej się homofobii i stref anty-LGBT+. Warto jednak pamiętać, że – o czym film niestety nie wspomina, choćby nawet w końcowych planszach – między innymi w reakcji na akcję „Hiacynt” środowisko homoseksualne zorganizowało Warszawski Ruch Homoseksualny (zalegalizowany w 1990 r.). Uwzględnienie tej informacji pomogłoby nie tylko zniwelować dystans zbudowany przez uniwersalne przesłanie filmu i zakotwiczyć akcję „Hiacynt” w aktualnej historii, ale też podkreślić, że każda opresja, nawet ta współczesna, rodzi reakcję i nadzieję na pozytywną zmianę.

 

„Hiacynt”
reż. Piotr Domalewski
premiera: 18.08.2021
premiera na Netflix: 13.10.2021