Nr 26/2024 Na teraz

Floryda to żart

Łukasz Muniowski
Seriale

Serial HBO Max „Człowieku, to jest Floryda” (2024) opiera się na relatywnie nowym archetypie amerykańskiego antybohatera – „Florida Mana”, czyli człowieka z Florydy lub Florydczyka (ze względu na grę słów w oryginalnym tytule serialu, w tekście używać będę pierwszego z tych nieformalnych tłumaczeń). Kim jest człowiek z Florydy i co go cechuje? Najkrócej mówiąc: głupota lub ogromny pech. Nasz antybohater może być w równej mierze ofiarą własnych wyborów, co okoliczności. Człowiek z Florydy może zarówno wyłudzić 250 tysięcy dolarów, podszywając się pod Elona Muska, jak i przeżyć starcie z pszczołami i upadek z drzewa. W kulturze popularnej wśród ludzi z Florydy mamy na przykład: Aliena (James Franco) ze „Spring Breakers” (2013), Chirona (Alex R. Hibbert, Ashton Sanders, Trevante Rhodes) z „Moonlight” (2016), Stefani (Riley Keough) z „Zoli” (2020) czy Halley (Bria Vinaite) z „The Florida Project” (2017). Choć często można odnieść takie wrażenie, nie wszyscy ludzie z Florydy są immanentnie źli. Po prostu znajdując się w dość osobliwych okolicznościach, popełniają błędy.

W latach 2013–2019 na Twitterze istniało konto Florida Man, na którym pojawiały się nagłówki w stylu: „Człowiek z Florydy próbował zapłacić ziołem w McDonaldzie” czy „Człowiek z Florydy aresztowany za masturbację na plaży, twierdzi, że tylko wietrzył penisa” – wszystkie z linkami do prawdziwych artykułów. Historie zamieszczone na profilu były niezwykłe, a jedynym łącznikiem między nimi była Floryda jako miejsce akcji lub pochodzenia bohaterów. Choć w innych stanach nie brakuje kuriozalnych przestępstw, to Floryda, półwysep na południowym wschodzie Stanów Zjednoczonych, w memicznej i zbiorowej wyobraźni zdecydowanie wysunął się na pierwsze miejsce, jeśli chodzi o (mówiąc delikatnie) nieszablonowe zachowania i nietuzinkowe osobowości.

Trzeci największy stan w kraju słynie z pięknej pogody, która zapewnia turystyczną popularność: miliony ludzi przybywają na Florydę, żeby zwiedzać i imprezować. Najlepiej widać to zepsucie w nowszych filmach Harmony’ego Korine’a, takich jak wspomniane „Spring Breakers” czy „Plażowy haj” (2019). Ale do tego dochodzi rosnąca populacja emerytów, którzy przeprowadzają się na Florydę, by spędzić tu jesień życia, o czym opowiada dokument „Some Kind of Heaven” (2020). Odsłania to potencjał regionu dla budowania opowieści wyrastających z różnic pokoleniowych i materialnych. Według danych z 2018 roku Floryda plasowała się na czterdziestym dziewiątym miejscu wśród pięćdziesięciu amerykańskich stanów pod względem nierówności rozkładu dochodów, a najbardziej regresywny system podatkowy w kraju tylko pogłębia wyrwę między bogatymi a biednymi i klasą średnią.

W stanie panują też spore różnice etniczne. Szacuje się, że co piąty mieszkaniec Florydy jest imigrantem, a co czwarty Florydczyk jest Afroamerykaninem. To tu w 2012 roku koordynator straży sąsiedzkiej, George Zimmerman, zastrzelił czarnoskórego, nieuzbrojonego nastolatka Trayvona Martina, którego śmierć stała się jednym z zapalników ruchu Black Lives Matter. W ramach panującego na Florydzie i w trzydziestu siedmiu innych stanach prawa stand-your-ground Zimmerman został uniewinniony.

Niestabilny charakter – obok krajobrazu społecznego – współtworzą warunki klimatyczne. Nie można się dać zwieść przyciągającej turystów pięknej pogodzie: tutejsze środowisko naturalne odznacza się brutalną gwałtownością. Florydę regularnie nawiedzają huragany, tornada, burze tropikalne, pożary i powodzie.

mat. prasowe HBO Max

Kulturowa istotność Florydy uwidoczniła się, kiedy prezydentem został Donald Trump, kierujący krajem w równej mierze z Waszyngtonu, co ze swojej rezydencji Mar-a-Lago, położonej we florydzkim Palm Beach. Trump uwielbia spędzać tam czas, grając w golfa i zajadając się burgerami w łóżku. Podobnie jak w przypadku ostatniego prezydenta elekta, pod groteskową, głupawą, ale też zabawną fasadą kryje się poważne zagrożenie. Człowieka z Florydy charakteryzują ignorancja, brak poszanowania dla własności i wartości innych, a co za tym idzie, także prawa. Obśmiewanie go to śmianie się z nim, a zatem stawianie rozrywki ponad normami, na których zbudowany jest porządek społeczny.

Pierwsza wzmianka o człowieku z Florydy w amerykańskiej prasie, jaką udało mi się znaleźć, pochodzi z 21 marca 1895 roku. Tym mianem określony został mężczyzna przedstawiający się jako George F. Carlisle, oskarżony o fałszerstwo. Ponieważ policja nie mogła do końca ustalić tożsamości mężczyzny, bezimienny dziennikarz nazwał go „człowiekiem z Florydy”. Trudno powiedzieć, w którym momencie ta łatka odkleiła się od przeciętnych kryminalistów urodzonych na Florydzie, a zaczęła określać osoby przypominające bohatera „Plażowego haju”. Grany przez Matthew McConaugheya poeta Moondog oscyluje między bogatymi i biednymi Florydczykami. Czuje się naprawdę w domu wśród tych drugich, ale gdy potrzebuje wytchnienia, ucieka do tych pierwszych.

„Człowieku, to jest Floryda” uwzględnia cały ten skomplikowany społeczno-kulturowy krajobraz i czyni z niego fabularna ramę. Również sprawnie, co mój tekst i inne portrety Florydy, przeskakuje od ubogich w kryzysie bezdomności do bogaczy, których największym zmartwieniem są osiedlowe króliki.

Opisane w serialu historie zostały oparte na prawdziwych wydarzeniach, a ich bohaterowie są narratorami inscenizacji z udziałem rozpoznawalnych komediowych aktorów, jak Anna Faris czy Simon Rex. Mamy tu do czynienia z formą znaną w Polsce z programów „997” i „Telewizyjne Biuro Śledcze”, opartych na rekonstrukcjach przestępstw popełnianych przez nieznanych i/lub poszukiwanych sprawców. W serialu HBO sprawcy są nie tylko dobrze znani, ale swobodnie i bez konsekwencji opowiadają o swoich wyczynach. Dzieje się tak dzięki lokalnemu prawu, pozwalającemu na powszechny dostęp do rządowych i stanowych akt. Bez tej legislacyjnej jawności człowiek z Florydy nie stałby się tak rozpoznawalnym i popularnym memem. Od 1909 roku każdy obywatel może nie tylko przeglądać rejestr publiczny Florydy, ale też kopiować z niego wszelkie materiały, w tym zdjęcia, a bardziej współcześnie także filmy. Oznacza to, że zarejestrowane przez policyjne kamery przestępstwa mogą legalnie krążyć po całym świecie, podobnie jak portrety aresztowanych, bez potrzeby zasłaniania im oczu i ukrywania tożsamości. W ten sposób dowiedzieliśmy się na przykład o próbie obrabowania restauracji z użyciem aligatora czy niedoszłym złodzieju pawi, zaatakowanym przez inne ptaki.

Można więc powiedzieć, że pomimo komediowego charakteru, serial stanowi próbę przekrojowego przedstawienia, a więc i zrozumienia specyfiki tak ważnego dla Ameryki regionu. Szczególnie skutecznie robi to szósty odcinek, który na pojedynczym przykładzie eksploruje archetyp człowieka z Florydy. Podobnie jak w innych epizodach, bohater historii opowiada o tym, co go spotkało, ale tu także w niej występuje, jeszcze raz przeżywając wydarzenia, które uczyniły go rozpoznawalnym. Zasadność tego zabiegu można kwestionować, to w końcu gloryfikacja przestępstwa i przestępcy, ale… to Floryda, człowieku. Wszystko należy traktować z dystansem i humorem.

Bohaterowie przedstawionych w serialu opowieści wyszli na prostą, ale to jednostkowe przypadki, wybrane przez HBO, ponieważ wpasowywały się w ramy historii, które twórcy chcieli opowiedzieć. Jak wspomniałem wyżej, w swojej formie serial jest pokrewny z innymi rekonstrukcjami przestępstw, istotną różnicę stanowi sam ich dobór, zdradzający fascynację tym, co niezwykłe i… społecznie nieszkodliwe. Nawet opowieść o straceniu ręki w pysku krokodyla podana jest na wesoło, również dlatego, że wydarzenie prowadziło do przemiany duchowej bohatera. Nie ma tu nic o realnych ofiarach przemocy fizycznej i psychicznej. Trudno tego wymagać, w końcu to serial komediowy, ale nie zależy zapominać o drugiej, brzydkiej twarzy człowieka z Florydy. Jeden z nich został niedawno ponownie wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych. I nie ma w tym nic śmiesznego.

„Człowieku, to jest Floryda”
Twórcy: Mark Herwick, Jeff Tomsic
HBO Max
2024