Nr 11/2024 Na teraz

Efekt Antygony

Magdalena Rewerenda
Teatr

Antygona, bohaterka antycznych mitów i tragedii Sofoklesa, wraz z kolejnymi falami zainteresowania powraca w ich reinterpretacjach. Polityczne konteksty XX wieku – znaczonego napięciami kolejnych wojen i totalitaryzmów – wyznaczały tej postaci szczególne miejsce, czyniąc ją symboliczną reprezentantką oporu wobec opresji władzy państwowej. Po 1989 roku polskie interpretacje „Antygony” Sofoklesa utknęły w uproszczonych schematach interpretacyjnych, opartych na prostych opozycjach rodzina – państwo czy prawa boskie – prawa ludzkie. Tragedia Sofoklesa nie doczekała się w naszym kraju żadnej głośnej inscenizacji nawet po roku 2000, kiedy wraz z popularnym trendem przepisywania klasyki progresywni reżyserzy i reżyserki opowiadali na nowo historie Fedry, Medei czy Kasandry. Lekturowy tekst – owszem – wystawiano, jednak zwykle jako konwencjonalne przedstawienia realizowane z myślą o publiczności szkolnej. W końcu teatralni autorzy i reżyserzy zaczęli tematyzować problem zamrożenia postaci Antygony w automatyzmach myślowych: grana przez Agnieszkę Kwietniewską Antygona w spektaklu Marcina Libera (Teatr Nowy w Łodzi, premiera: 7.04.2013) narzekała na niemożność wyrwania się z więzów mitu i mówiła, że ma już dość bycia „fabryką do produkcji bohaterskiej postawy”. Kiedy najlepiej rozpoznawalna wśród polskiej publiczności antyczna heroina zyskała samoświadomość, najciekawsze rzeczy, które mogła powiedzieć, dotyczyły jej samej i jej ograniczonej sprawczości[1].

Mniej więcej w tym samym czasie na Zachodzie Antygona świetnie radziła sobie jako figura feministyczna, pojawiająca się zarówno w wielu przedstawieniach teatralnych, jak i w rozprawach filozoficznych i socjologicznych, takich jak poświęcony nienormatywnym modelom rodziny esej Judith Butler „Żądanie Antygony. Rodzina między życiem a śmiercią”[2]. Stawała się również patronką walczących o swoje prawa mniejszości etnicznych czy religijnych, jak w filmie „Antygona” (2019) kanadyjskiej reżyserki Sophie Deraspe, opowiadającym o rodzinie algierskich uchodźców w Montrealu. Temat uprzedzeń wobec muzułmańskich imigrantów pojawia się też w dramacie Stefana Hertmansa „Antygona w Molenbeek”[3], opowiadającym o mieszkającej w tytułowej brukselskiej dzielnicy – opisywanej w mediach jako „europejska stolica dżihadu” – studentce prawa. Nouria, podobnie jak antyczna Antygona, zmaga się z nieprzychylnie nastawionymi do niej przedstawiecielami władzy (urzędnikami), starając się o przekazanie rodzinie, domagającej się godnego pochówku, ciała jej brata, który zginął w samobójczym ataku bombowym.

Spektakl, który na podstawie tekstu flamandzkiego pisarza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie zrealizowała Anna Smolar, jest właściwie monologiem głównej bohaterki. Grającej Antygonę Mariannie Linde towarzyszy dwójka artystów, jedynie od czasu do czasu zabierających głos: Michał Sikorski wciela się we wszystkie postaci dalszoplanowe (brata, narratora, dzielnicowego, sędziego, prawnika i prawniczkę), a Maniucha Bikont wykonuje muzykę na żywo. Obecność tej śpiewaczki i instrumentalistki – choć jej postać nie ma imienia, a funkcja (na pierwszy rzut oka) wydaje się ograniczona do akompaniowania – okazuje się kluczowa, ponieważ Smolar zamieniła dramat Hertmansa w opartą na powtórzeniach muzyczną partyturę (muzyka: Jan Duszyński).

Dominanta dźwiękowa wpływa na sposób wypowiadania tekstu, często wyśpiewywanego i wokalizowanego. Chwilami brzmienia wydają się ważniejsze niż znaczenie zapisanych przez Hertmansa słów. Muzyczność „Antygony w Molenbeek” – wcale nie oczywista w lekturze – interesuje Smolar już od pewnego czasu. W wyreżyserowanym przez nią czytaniu performatywnym, zaprezentowanym podczas Festiwalu Malta w 2018 roku, Małgorzata Gorol i akompaniujący jej Michał Górczyński wydobywali rytmiczność tekstu dramatu. Mechanicznie wypowiadająca słowa Nouria zdawała się wówczas udręczoną i odczłowieczoną ofiarą biurokratycznej machiny, sterowanej islamofobicznymi uprzedzeniami. W warszawskim przedstawieniu Smolar znacznie rozwinęła swoje muzyczne intuicje, podporządkowując im inne elementy dramatu, co przyniosło spektakl tyleż ciekawy, co zaskakujący formalnie.

Choć w polskim kontekście problem podjęty przez Hertmansa może wydawać się abstrakcyjny, nie mam wątpliwości, że sięgnięcie po ten tekst i decyzja Smolar o wystawieniu go na warszawskiej scenie są słuszne. „Antygona w Molenbeek” nie usprawiedliwia zbrodni popełnionej przez islamskiego terrorystę, ale stawia ważne pytania o przyczyny radykalizacji, przejawy i konsekwencje miękkiego rasizmu oraz znaczenie identyfikacji narodowej. Tematy te wydają się szczególnie znaczące w kontekście mitu polskiej gościnności. Inspirowany nie tylko tragedią Sofoklesa, ale też autentycznym problemem z pochówkiem osób zaangażowanych w ataki terrorystyczne tekst łączy interesującą – dającą duże możliwości inscenizacyjne – postdramatyczną formę, poetycki język i wyrazistą wymowę polityczną.

fot. Karolina Jóźwiak | źródło: Teatr Dramatyczny FB

Smolar nie potraktowała tekstu Hertmansa jak gotowego scenariusza. Podejmując z nim teatralny dialog, przesunęła akcenty i poszerzyła pole zawartych w nim znaczeń, niejako przy okazji rozpraszając pierwotny przekaz dramatu. Choć jej przedstawienie rozpoczyna się nagraniem prezentującym ostatnią rozmowę telefoniczną Nourii z bratem, które osadza opowiadaną historię we współczesnym kontekście, po chwili reżyserka przenosi ją w inny – nieokreślony, nieco odrealniony – wymiar. Mimo że Smolar nie zdecydowała się na skrócenie dramatu, zachowując wszystkie poruszane w nim tematy (tożsamościowy status i klasowy awans kolejnych pokoleń emigrantów urodzonych i wychowanych w kraju, do którego przyjechali ich przodkowie; kafkowską opresyjność europejskiej biurokracji czy seksizm, fetyszyzowanie i protekcjonalne traktowanie kobiet takich jak Nouria, wynikające z ich egzotyzacji), stają się one podrzędne względem formy, wytwarzającej dla nich uniwersalizującą ramę.

Zarówno umuzycznienie spektaklu, skutkujące zamianą wypowiadanego tekstu w specyficzny zaśpiew, jak i decyzja, by towarzyszące Nourii postaci ubrać w kostiumy przypominające greckie togi (kostiumy i scenografia: Anna Met), oddalają realność współczesnego problemu, ukazując go w odniesieniu do antycznego mitu o Antygonie znacznie wyraźniej niż robi to Hertmans. Podobnie uniwersalizująco działa minimalistyczna scenografia, ograniczona do podwieszonej nad pustą sceną płyty, przypominającej opadający na głowę Nourii sufit. Obecna na scenie Maniucha Bikont nie tylko wykonuje muzykę na żywo, ale pełni także rolę cienia i echa tytułowej bohaterki. Wspólnie wyśpiewują wybrane partie tekstu, a śpiew ten z czasem coraz bardziej przypomina prastare ludowe pieśni (przygotowanie wokalne: Weronika Krówka). W sekwencjach choreograficznych (Alicja Czyczel) Bikont podąża za Linde, imitując jej ruchy niczym bliźniaczka sprzed wieków, która przypomina o niewyjątkowości losu Nourii. Spektakl, wskazując niemalejącą aktualność problemów portretowanych już przez Sofoklesa, sugeruje, że Nouria-Antygona nie walczy z konkretnymi osobami, ale z całym opresyjnym systemem (co potwierdza powierzenie ról wszystkich postaci pobocznych jednemu aktorowi). Jednak przekaz ten rozmywa się, momentami ustępując miejsca refleksji dotyczącej nieuniknioności fatum. W tym kontekście dramat Hertmansa, choć wypowiedziany w całości i pozornie nienaruszony, zostaje wywrócony na nice i odpolityczniony. Dzieje się to ze szkodą dla tekstu i płynącego z niego komunikatu, ale przynosi korzyść teatrowi, który okazuje się medium poszukującym, eksperymentującym z formą, usiłującym budować dramaturgię na marginesie wypowiadanych słów i redefiniującym swoją polityczną misję.

W perspektywie cyklicznych powrotów motywu Antygony w polskiej twórczości artystycznej spektakl Smolar jest przypadkiem ciekawym, idącym w poprzek skostniałej tradycji rodzimej recepcji tej postaci. Wspomniane powroty mają zresztą szerszy zasięg: w „Antygonie” na podstawie Sofoklesa Gosia Dębska podjęła próbę odczytania klasycznej tragedii przez pryzmat niesłyszalnego głosu kobiet (Teatr Lalek Banialuka w Bielsku-Białej, premiera: 2.03.2024), a podczas jesiennego Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy zaprezentowana została „Antygona w Amazonii” Milo Raua, której twórcy zrewidowali perspektywę postrzegania ludzkiego prawa do zawłaszczania natury w kontekście niszczenia amazońskiej puszczy. Wszystkie te spektakle, redefiniujące polityczność powszechnie znanego mitu, stanowią próbę odwrócenia „efektu Antygony”[4] zamurowanej w jednoznacznych odczytaniach. Spektakl Smolar, w przeciwieństwie na przykład do realizacji Raua, nie szuka nowej polityczności w temacie, który wzbogacony zostaje przez wprowadzenie motywu Antygony, ale w formie. „Antygona w Molenbeek” to przedstawienie ostentacyjnie niekonfrontacyjne: jego realizatorzy unikają protekcjonalnego i moralizującego tonu, tak często towarzyszącego teatrowi zaangażowanemu w sprawy społeczne. Smolar wraca do źródeł klasycznej tragedii okrężną drogą, konfrontując odbiorców swojego przedstawienia z ich oczekiwaniami wobec współczesnego teatru politycznego.

Stefan Hertmans, „Antygona w Molenbeek”
przekład: Jerzy Koch

reżyseria: Anna Smolar

scenografia, kostiumy: Anna Met
muzyka: Jan Duszyński
światło, wideo: Rafał Paradowski
choreografia: Alicja Czyczel

Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka w Warszawie
premiera: 18.04.2024


Przypisy:
[1] Warto wspomnieć tekst Dawida Gostyńskiego, który zaproponował odczytanie dramatu jako konflikt o suwerenność – zob. D. Gostyński, Obywatel, człowiek, wyjątek. „Antygona” Sofoklesa, w: P. Czapliński, J.B. Bednarek, D. Gostyński, Literatura i jej natury, Poznań 2017.
[2] J. Butler, Żądanie Antygony. Rodzina między życiem a śmiercią, tłum. M. Borkowski, M. Sugiera, Kraków 2010.
[3] S. Hertmans, Antygona w Molenbeek, tłum. J. Koch, „Dialog. Miesięcznik poświęcony dramaturgii współczesnej” 2021, nr 3.
[4] Zob. B. Honig, „Antigone, Interrupted”, Cambridge 2013.